Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 27 lipca 2012, 11:32

autor: Damian Pawlikowski

Najlepsze i najgorsze gry oparte na komiksach

Z okazji premiery filmu "Mroczny Rycerz powstaje" przypominamy najlepsze i najgorsze gry oparte na komiksach. Jaka gra zebrała laury zwycięzcy, a która powinna ze wstydu zapaść się pod ziemię?

Rok 2012 z całą pewnością jest okresem żniw dla miłośników komiksowych ekranizacji. Poza obrazami The Avengers oraz Mroczny Rycerz powstaje, filmowcy serwują m.in. restarty Spider-Mana oraz Ghost Ridera, a także świeże spojrzenie na sędziego Dredda, kojarzonego przez wielu z filmu z 1995 roku z Sylvestrem Stallone w tytułowej roli. Zgodnie ze starym powiedzeniem „gdzie Hollywood nie może, tam licencje pośle” wraz z premierą blockbusterów na półki sklepowe trafiają ich interaktywne wersje. I tak od niedawna dane jest nam grać w The Amazing Spider-Man Beenoxa, a niebawem dołączą do niego obsługiwane przez Kinecta Marvel Avengers: Battle for Earth oraz smartfonowe The Dark Knight Rises Gameloftu. Być może żaden z powyższych tytułów nie ma większych szans na status gry roku, jednak nie są to jedyne tegoroczne produkcje oparte na komiksowych uniwersach. Ba, wychodzi ich całe mnóstwo, a ich twórcy muszą być świadomi, że dostać się na sam szczyt jest niezwykle trudno. Z drugiej strony – osiągnięcie dna też jest niełatwą sztuką… choć, jak pokaże poniższe zestawienie, niektóre tytuły spełniły warunki zyskania miana największego grywalnego gniota opartego na komiksie, i to z nawiązką. Niemniej oto pięć najlepszych i pięć najgorszych gier bazujących na licencjach mniej lub bardziej popularnych serii komiksowych. Lista jest oczywiście subiektywna. Dodalibyście coś od siebie? Podzielcie się uwagami w komentarzach!

Najlepsze gry na licencji komiksu

5. Ultimate Marvel vs. Capcom 3

Jakkolwiek odrzucającej polityki wydawniczej Capcom by nie stosował, trzeba przyznać, że spod jego skrzydeł wychodzą praktycznie same rewelacyjne bijatyki. Gdy w lutym 2011 roku na półki sklepowe trafiło świetne Marvel vs. Capcom 3 – kolejna część przebojowego crossoveru, na którą fani musieli czekać nieco ponad dekadę – mało kto spodziewał się, że jej ulepszona i bardziej dopakowana wersja zadebiutuje zaledwie dziesięć miesięcy później. Chyba każdy zgodzi się co do faktu, że było to zagranie perfidne i sprawiające wrażenie, że japońskiemu wydawcy jeno jeny w głowie, a gracze są dla niego wyłącznie chodzącymi workami z pieniędzmi. Nie zmienia to jednak faktu, że Ultimate Marvel vs. Capcom 3 jest bijatyką z najwyższej półki.

Gra oferuje równo pięćdziesiąt postaci (razem z dwoma dostępnymi w płatnym DLC), po dwadzieścia pięć z uniwersum Capcomu oraz Marvela. Niezależnie zatem, czy jest się fanem Deadpoola, Avengersów, czy Doktora Strange’a, każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie. Dopieszczona i starannie wyważona mechanika walki, zróżnicowane areny oraz możliwość toczenia dynamicznych starć online (z trybem Spectator pozwalającym podglądać cudze pojedynki) składają się na najlepszą grę z cyklu i jedną z ciekawszych pozycji, jeśli chodzi tytuły bazujące na komiksach. Stan Lee poleca.

Link do encyklopedii – Ultimate Marvel vs. Capcom 3

4. The Darkness I & II

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie – wezwij Ciemność, a przybędzie. Młody gangster, Jackie Estacado, przekonał się na własnej skórze, że tytułowa Ciemność to nie przelewki, a wielka moc to zaiste wielka odpowiedzialność. I – na szczęście dla nas – równie wielka frajda. The Darkness, bazujące na komiksie pod tym samym tytułem, opowiada historię mafijnego zabójcy, Jackiego, który w swoje dwudzieste pierwsze urodziny uwalnia wewnętrzną moc ciemności i od tej pory może korzystać z jej „usług”. Rozszarpywanie wrogów na strzępy? Proszę bardzo. Pożeranie ich serc w celu regeneracji energii? Nie ma sprawy. Jest krwawo, jest brutalnie, jest mrocznie. Tak, to idealna adaptacja komiksu dla pełnoletnich odbiorców.

Pierwsza część gry, mająca premierę w 2007 roku, czyli na samym początku rozwoju konsol obecnej generacji, zaskakiwała ponurą stylistyką oraz bezpardonowym ukazywaniem przemocy, dorzucając do tej zabójczej mieszanki satysfakcjonującą rozgrywkę oraz wciągającą opowieść. Jej sequel, wciąż jeszcze pachnący świeżością, sprawnie kontynuuje dobrą passę serii, modyfikując nieco oprawę wizualną i dodając kilka usprawnień do mechaniki gry. Wszystko to sprawia, że obie części The Darkness zasługują na miano najlepszych pierwszoosobowych produkcji opartych na komiksach. Kto grał, ten dobrze wie, że korzystanie z mocy Ciemności potrafi uzależnić.

Link do encyklopedii – The Darkness

Link do encyklopedii – The Darkness II

3. Spider-Man 2: The Game

Gry tworzone na filmowych licencjach i wypuszczane wraz z kinową premierą szumnie zapowiadanych blockbusterów zdecydowanie nie są czymś, co mogłoby spędzić sen z powiek hardcore’owym graczom... chyba że mówimy o natrętnych koszmarach. Raz na ruski rok zdarzy się jednak, że dane studio przysiądzie nad swoim projektem i dopieści go do tego stopnia, iż nie przypomina on po prostu kolejnego licencjonowanego gadżetu do filmu, tylko pełnoprawny produkt. Zdarzyło się tak m.in. w przypadku X-Men Origins: Wolverine, które pomimo bycia „zaledwie” udanym klonem God of War, zapisało się w historii jako zjadliwy i całkiem smaczny kąsek dla miłośników hack’n’slashy. Jednak tak jak tytuł ten wyróżniał się spośród reszty przeciętnych produkcji swoją zaskakującą jakością, tak nie wprowadził do rozgrywki żadnych rewolucyjnych rozwiązań. W przeciwieństwie do drugiego Spider-Mana na Xboksa, Playstation 2 oraz GameCube’a.

Zanim studio Treyarch wkroczyło na wojenną ścieżkę z autorskimi odsłonami Call of Duty, dane mu było przygotować kilka epizodów interaktywnych przygód Człowieka Pająka. Konsolowy Spider-Man 2 – w kontraście do marnej wersji PC – zaskakiwał rozmachem, z jakim go wykonano. Olbrzymie miasto do eksploracji, tony dodatkowych misji oraz perfekcyjna mechanika rozgrywki (z intuicyjnym bujaniem się na pajęczynach na czele) sprawiły, że w drugiego Pajęczaka gra się znakomicie po dziś dzień. W końcu w ilu grach możemy biegać po wieżowcach w pogoni za balonikami, które wymsknęły się z rąk ślamazarnym dzieciakom? Aż dziw bierze, że w przypadku pecetowej wersji gry nie pokuszono się o prostą konwersję, tylko zatrudniono osobny zespół do przygotowania całości od podstaw. Efekty owej pracy lepiej pominąć milczeniem.

Link do encyklopedii – Spider-Man 2: The Game

2. The Walking Dead

Moda na gry o nieumarłych rozkręciła się na dobre i jak pokazały niedawne targi E3, zmierzch żywych trupów nastąpi nieprędko. Miło jest więc od czasu do czasu natrafić na perełkę, która znacząco wyróżnia się z przegniłego tłumu i raczy nas czymś więcej niż tylko kolejną zabawą w nieustraszonego pogromcę zombie. Macie dość użyźniania gleby posoką hiperaktywnych umarlaków, którzy sami rzucają się pod ostrza kosiarki/piły łańcuchowej/krajalnicy do chleba? Nie Wy jedni, a The Walking Dead nie pozostawia złudzeń, że za apokalipsą zombie kryje się także ludzki dramat, prawdziwe emocje i wiecznie żywa nadzieja na lepsze jutro.

Telltale Games, znane przede wszystkim z odświeżenia klasycznych serii przygodowych Sam & Max oraz Monkey Island, tym razem wzięło na warsztat kultowy komiks Roberta Kirkmana, który postanowiło przemianować na prawdziwie interaktywny serial. Podzielone na epizody The Walking Dead, mimo zaledwie dwóch odcinków udostępnionych szerszej publiczności, już teraz zapowiada się na istne objawienie. Charakteryzuje je duży nacisk na opowiadanie historii, związki międzyludzkie i zmaganie się z codziennymi problemami, które w obliczu wszechobecnej epidemii stają się nieraz wręcz niemożliwe do pokonania. Dzieło Telltale Games nie jest pozycją wymagającą, bowiem większość rozgrywki przypomina bardziej interaktywny film niż klasyczną grę przygodową. Mimo to grzechem byłoby pominąć ten jakże emocjonujący tytuł, przez niektórych porównywany z samym Heavy Rain. Tyle tylko, że z zombie.

Link do encyklopedii – The Walking Dead

1. Batman: Arkham Asylum & Batman: Arkham City

Chyba nikogo nie dziwi taki, a nie inny wybór. Zdaniem wielu Arkham City to tytuł roku 2011 i udana kontynuacja rewolucyjnego Arkham Asylum sprzed trzech lat, które pobiło wówczas rekord Guinnessa jako najlepiej oceniana gra o superbohaterach wszech czasów. Praktycznie każdy szczegół tych produkcji wprowadza w niekłamany zachwyt – od rewelacyjnej oprawy audiowizualnej, przez wciągającą i idealnie wyważoną rozgrywkę, na angażującej i pełnej smaczków opowieści skończywszy. Zdecydowanie nie trzeba być wielbicielem Gacka, żeby czerpać galony przyjemności z dzieł studia Rocksteady. Choć oczywiście, jeśli jest się obeznanym z komiksami o Człowieku Nietoperzu, odnajdywanie rozmaitych odniesień oraz easter eggów podwaja przyjemność z obcowania z grą.

Mamy tu fenomenalny system walki, sprytnie zrealizowane elementy skradankowe oraz zapadające w pamięć walki z bossami, których jedyną wadą jest ich niski poziom trudności. Zaprawieni w boju gracze mogą spędzać długie godziny, przechodząc dodatkowe misje, rozwiązując mnogie łamigłówki Człowieka Zagadki i sprawdzając swoje manualne umiejętności w Trybie Wyzwań. Dostaliśmy serię, która raz na zawsze udowodniła, że gry o superherosach mogą być czymś więcej niż zaledwie drugoligowym produktem wypuszczonym jako część kampanii promocyjnej kinowego szlagiera. Batman zdecydowanie pozamiatał.

Link do encyklopedii – Batman: Arkham Asylum

Link do encyklopedii – Batman: Arkham City

Najgorsze gry na licencji komiksu

5. X-men: Destiny

Pomyślałby kto, że w czasach, gdy wśród gier o supermutantach królują produkcje pokroju InFamousa czy Prototype’a, ktoś odważy się wydać płytką i wtórną do bólu budżetówkę, i to w dodatku opartą na popularnej komiksowej serii. Silicon Knights, czyli twórcy finansowej klapy, jaką okazało się swego czasu szumnie zapowiadane Too Human, postanowili zmienić nieco klimat i zaserwować kolejną grę akcji rozgrywającą się w popularnym marvelowskim uniwersum. Zwykło się mówić, że nie należy oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku pierwsze mdłe odczucia towarzyszące oglądaniu rozgrywki w X-Men: Destiny są jak najbardziej na miejscu. Jeśli jednak myślicie, że „peesdwójkowa” grafika w grze z 2011 roku to jej jedyny grzech, muszę Was niestety rozczarować.

Warto zaznaczyć, że słowo „przeznaczenie” w podtytule dzieła Silicion Knights znalazło się tam nie bez kozery. Twórcy obiecywali bowiem mnogość ścieżek, którymi mógłby podążać gracz, przyłączając się albo do Bractwa kierowanego przez Magneto, albo do wojowników poległego Profesora Xaviera. Wyłącznie od nas i od naszych wyborów miało zależeć nasze przeznaczenie. Tyle z teorii, bo w praniu wszystko i tak sprowadza nas na jedną, z góry zaplanowaną przez dewelopera, ścieżkę fabularną. W połączeniu z dennymi sekwencjami walk, fatalną sztuczną inteligencją oraz nijakimi głównymi postaciami X-Men: Destiny staje się idealnym kandydatem na naszą niechlubną listę.

Link do encyklopedii – X-Men: Destiny

4. „Filmówki” Segi

Zanim powstała inicjatywa znana jako The Avengers, każdy z herosów wchodzących w skład tej supergrupy zdołał zaliczyć swój debiut na wielkim ekranie. Jednakże cóż to za blockbuster, który nie znalazł swojego odzwierciedlenia w świecie gier wideo? Firma Sega, posiadająca odpowiednie prawa do poszczególnych tytułów ze stajni Marvela, otworzyła puszkę Pandory i wypuściła na świat dwie części Iron Mana, The Incredible Hulk, Thor: God of Thunder oraz – chyba najbardziej przystępny projekt z tego zestawienia – Captain America: Super Soldier. Każdy, kto choć raz zetknął się z powyższymi półproduktami, chciałby zapewne jak najszybciej wyprzeć przykre wspomnienia z pamięci i wtulić się matczyną pierś.

W komiksowych grach Segi nie zagrało absolutnie nic. Postacie wyglądają jak częściowo strawione przez ogień figury woskowe, monotonne i niedopracowane sekwencje walk odrzucają na kilometr, a zatrważająca ilość technicznych niedoróbek sprawia wrażenie, że pierwszymi testerami powyższych tytułów byli gracze, którzy kupili je w dniu premiery. Ojcowie Avengersów, udostępniając prawa licencyjne Sedze, popełnili niemałe faux pas i ostro nadwyrężyli zaufanie swojej wiernej klienteli. Na szczęście umowa już wygasła i Marvel zastanowi się teraz dwa razy, zanim podpisze z kimś kolejny kontrakt.

Link do encyklopedii – Iron Man

Link do encyklopedii – The Incredible Hulk

Link do encyklopedii – Thor: God of Thunder

Link do encyklopedii – Captain America: Super Soldier

3. Catwoman

W 2004 roku Electronic Arts uraczyło nas wątpliwą przyjemnością zagrania w interaktywną wersję filmu Pitofa o tytule Catwoman, która znacząco odbiegała od historii znanej ze stronic komiksu. Miast powszechnie znaną i lubianą Seleną Kyle w grze poruszamy się Patience Philips, która pośmiertnie pocałowana przez egipskiego kota wraca do świata żywych żwawsza niż zwykle. Brzmi niepokojąco? Abstrahując od tego, że już sam film był słabiutki niczym rozgazowane bezalkoholowe, cyfrowa Kobieta-Kot zdecydowanie nie jest kociakiem, którego mielibyście ochotę wziąć w ramiona. O wiele lepiej sięgnąć po Arkham City studia Rocksteady, w których Catwoman pokazuje środkowy pazur swojej marnej wersji autorstwa EA.

Miernie zrealizowana walka oraz elementy zręcznościowe nieudolnie kopiujące pomysły z Księcia Persji Ubisoftu nie byłyby w połowie tak frustrujące, gdyby nie niewygodne sterowanie i przeszkadzająca w rozgrywce kamera. Jedyną wartą uwagi zaletą gry jest to, że stosunkowo szybko da się przez nią przebrnąć – o ile przyzwyczaimy się już do idiotycznego sterowania. Jakkolwiek dużej sympatii nie odczuwalibyśmy do uprawiającej capoeirę Halle Berry w obcisłym lateksie, Catwoman Electronic Arts nadaje się wyłącznie do kuwety.

Link do encyklopedii - Catwoman

2. Superman: The New Adventures (Superman 64)

Superman nigdy nie miał szczęścia do gier ze swoim udziałem. W przeciwieństwie do kolegów po fachu, Batmana, Spider-Mana, a nawet Punishera, Clark Kent nie występuje w ani jednej grze, która w pełni wykorzystywałaby jego olbrzymi potencjał. Zakładając, że najlepszymi interaktywnymi produkcjami z Supermanem są póki co Lego Batman 2 oraz bijatyka Mortal Kombat vs. DC Universe, rozczarowanie i irytacja fanów tego komiksowego herosa stają się w pełni uzasadnione. To nie kryptonit jest achillesową piętą Supermana, tylko gry wideo. Superman 64 jest tego najlepszym przykładem.

Ta przygodowa gra akcji studia Titus Software ujrzała światło dzienne w 1999 roku, a jej konsolą docelową było sławetne Nintendo 64. Niestety, nawet na tak kultową maszynkę nierzadko trafiały prawdziwe kiszki. Jak inaczej nazwać produkcję, w której „zabawę” rozpoczynamy od przelatywania sparaliżowanym tytułowym bohaterem przez wiszące w powietrzu obręcze? I nie, nie jest to wcale samouczek. Rozgrywka w dużej mierze polega na wlatywaniu w kółka w określonym, bardzo krótkim czasie, rzucaniu obiektami (m.in. samochodami), zbieraniu kluczy niezbędnych do otwierania drzwi, wciskaniu przycisków w określonej kolejności i – wreszcie – okazjonalnych, wyjątkowo drętwych pojedynkach z przeciwnikami. Dodajcie do tego paskudną nawet jak na tamte czasy grafikę oraz kiepskie sterowanie, a zrozumiecie czemu Superman 64 po dziś dzień budzi w większości graczy istną trwogę.

1. Wszystkie gry wydane przez Play-publishing

Kiedy za adaptację Waszego ulubionego komiksu z dzieciństwa zabiera się bliżej nieznane studio mające dobre relacje z wydawcą Play-publishing, wiedzcie, że coś się dzieje. Możecie mieć też pewność, że skutki tego przedsięwzięcia będą co najmniej opłakane. Jeśli, odwiedzając hipermarket, gdzieś na dnie kontenera przy odrobinie (nie)szczęścia udałoby się Wam wygrzebać któryś z rodzynków bazujących na kultowych polskich seriach komiksowych, takich jak Kajko i Kokosz: Szkoła latania, Kajko i Kokosz 2: Cudowny lek oraz Tytus, Romek i A'tomek. Wychowaliście się na zeszytach Janusza Christy bądź Papcia Chmiela i chcielibyście zobaczyć wyczyny swoich ulubionych bohaterów na ekranach komputerów? No to nie mam dla Was zbyt dobrych wieści…

Wszyscy malkontenci przy produkcjach wydawanych przez Play-publishing osiwieliby z rozpaczy. Otóż każdy z tych tytułów da się przejść w niespełna godzinę… co przy poziomie ich wykonania powinno się właściwie uznać za zaletę. O wadach oraz niedoróbkach tych półproduktów można by pisać prace magisterskie, choć największą zagwozdkę i tak stanowić będą dla mnie twórcy, którzy postanowili wydać na świat tak makabryczne koszmarki, oparte przecież na uniwersach klasycznych komiksów. Jak można było w 2005 roku wyprodukować tak brzydkie, zabugowane, nieprzemyślane i niemal całkowicie niegrywalne komputerowe kaszanki? Jedyne, czego wypada im szczerze pogratulować, to dotarcia na sam szczyt tej parszywej wyliczanki. Miejmy nadzieję, że nie będzie nam dane doczekać kolejnych, równie udanych kontynuacji. Swoje już wycierpieliśmy.

Link do encyklopedii – Kajko i Kokosz: Szkoła latania

Link do encyklopedii – Kajko i Kokosz 2: Cudowny lek

Link do encyklopedii – Tytus, Romek i A'tomek

Nie tylko Marvel - najlepsze komiksy, od których warto rozpocząć przygodę (nie tylko) z superbohaterami
Nie tylko Marvel - najlepsze komiksy, od których warto rozpocząć przygodę (nie tylko) z superbohaterami

Zainspirowani filmami i serialami Marvela chcielibyście sięgnąć po komiksy, ale boicie się wskoczyć w sam środek wielkiej historii, która odnosi się do pięciu innych? Nasz poradnik pomoże Wam znaleźć odpowiedni punkt zaczepienia.