Piractwo – odwieczny wróg twórców… i graczy. Jak nie dać się hakerom?
Spis treści
Piractwo – odwieczny wróg twórców… i graczy
Jednym z problemów rzutujących negatywnie na bezpieczeństwo graczy mobilnych jest również piractwo. W największym stopniu rozwinęło się ono na Androidzie, a pomogła w tym – po raz kolejny – otwartość platformy firmy Google. W efekcie zdobycie, instalacja i uruchomienie pirackiego oprogramowania na smartfonie lub tablecie działającym pod kontrolą OS-u spod znaku zielonego robota jest czymś bardzo prostym, choć niewolnym od pułapek. Oczywiście otwartość Androida w żaden sposób nie legalizuje samego zjawiska, a głównymi ofiarami tego mijającego się z prawem procederu są deweloperzy.
Raporty na temat skali piractwa dowodzą, że na Androidzie przybiera ono gigantyczne rozmiary. Według różnych szacunków – zwykle opartych na podstawie danych dotyczących jednej lub ledwie kilku produkcji – w obiegu znajduje się od 60% do nawet 95% nielegalnych kopii danego tytułu. Resztę stanowią egzemplarze zakupione, zainstalowane na kilku urządzeniach lub zdobyte w ramach darmowych rozdawnictw.
Świetnym przykładem jest piękne i dopracowane pod każdym względem Monument Valley. Jedna z najlepiej ocenianych gier mobilnych w historii na początku 2015 roku mogła pochwalić się liczbą 5% płatnych instalacji na Androidzie, a przecież nie jest specjalnie droga (normalna cena na poziomie około 15 złotych często obejmowana jest 50-procentowymi i większymi promocjami). Jeśli doliczymy do tego instalacje tego samego egzemplarza na innych smartfonach i tabletach oraz rozdawnictwa, to wynik i tak nie będzie specjalnie optymistyczny. Co ciekawe, sytuacja na przestrzeni lat wcale się nie poprawia – według witryny Android Authority w 2012 roku stopień piracenia gier i aplikacji na Androida sięgał 90%, a serwis Slashgear w 2013 roku sugerował na podstawie własnych danych 95-procentowe piractwo na systemie Google’a i 5-procentowe na iOS-ie.
Co ciekawe, zdarza się że i na iOS wartości te również osiągały ogromną skalę, jak choćby w przypadku strzelanki FPP Dead Trigger od studia Madfinger Games, którą, gdy była oferowana za drobną opłatą, piracono w 90% na Androidzie oraz 87% na iOS.
Dlaczego na Androidzie procent pirackich egzemplarzy gier jest tak duży? Ponieważ system operacyjny firmy Google sprzyja temu, wręcz zachęca – głównie z powodu swojej otwartości i łatwości całego procederu. W przypadku iOS-a mamy do czynienia z o wiele bardziej zamkniętym systemem, charakteryzującym się większymi restrykcjami (np. teoretyczna niemożność instalacji aplikacji spoza iTunes). Osoby będące posiadaczami iPhone’a lub iPada są również bardziej skłonne do wydawania pieniędzy na gry i aplikacje. Użytkownicy Androida preferują darmowość. Efektem dużego piractwa na Androidzie jest większy niż na innych platformach mobilnych procent gier wydawanych w modelu free-to-play, czy to z reklamami, czy z mikropłatnościami. W sumie nie ma się czemu dziwić – twórcy chcą zarobić, a dzięki udostępnieniu swojej gry za darmo i wyposażeniu jej w mikrotransakcje mają większe szanse na duże przychody i uniknięcie problemów wynikających z piractwa (choć i z tym, dzięki rozmaitym modom i kodom zapewniającym dostęp np. do wirtualnej waluty, radzą sobie piraci).
Piractwo – rykoszetem lub bezpośrednio – uderza więc we wszystkie zainteresowane strony i najlepiej zupełnie nie zaprzątać sobie nim głowy (chyba że zwalczając). Tym bardziej, że na Androidzie nie brakuje gier darmowych i free-to-play wysokiej jakości, tytuły płatne często są objęte promocjami umożliwiającymi groszowe zakupy, a rozwój płatności mobilnych typu direct billing i wejście na polski rynek kart upominkowych Google Play pozwala zapomnieć o niezbyt popularnych w naszym kraju kartach kredytowych
No dobrze, a w jaki sposób piractwo naraża na szwank bezpieczeństwo graczy mobilnych? Głównym problemem jest podejrzane źródło pochodzenia pirackich egzemplarzy gier. Użytkownik chcący zagrać w mobilny hit za darmo zmuszony jest odwiedzać wyjątkowo niebezpieczne rejony internetu (o ile nie dysponuje sprawdzonymi linkami, choć i one mogą z czasem okazać się kłopotliwe). Na stronach oferujących nielegalne kopie nie brakuje niebezpiecznych odnośników, jesteśmy nieustannie bombardowani banerami reklamowymi oraz prośbami o udostępnienie rozmaitych danych osobowych. Źródłem kłopotów mogą być również pliki, które już pobieramy. W wielu przypadkach są one zawirusowane lub posiadają przypięte programy, które po przeniesieniu na urządzenie mobilne dokonują na nim potężnych spustoszeń bądź też gromadzą i wysyłają w świat ważne dla nas informacje.