Holokaust na poważnie w grze wideo?
Polskie War Mongrels może być grą, o której będzie się mówić głośno po premierze, a to za sprawą niemieckich zbrodni wojennych, będących tu głównym przedmiotem fabuły. Mowa oczywiście o Holokauście, czyli temacie pomijanym przez największych w branży.
Choć wielu sądzi, że II wojna światowa jest dziś mocno wyświechtanym powodem do tworzenia gry komputerowej, to trudno nie przyznać racji tym, którzy uważają, że wciąż jest ona tematem dla deweloperów wygodnym. Wiadomo, żołnierze reprezentujący Rzeszę Niemiecką to wręcz wymarzeni chłopcy do bicia, których nikt – z racji popełnionych aktów ludobójstwa – żałować przecież nie będzie. O samych niemieckich zbrodniach wojennych mówi się jednak w grach niewiele, w myśl zasady, że Holokaust – owszem – był rzeczą straszną i miejsce miał, ale gra (w założeniu komercyjny produkt mający oferować rozrywkę) nie jest dobrym miejscem na to, żeby tę kwestię poruszać.
Oczywiście dostaliśmy w przeszłości gry, które z powodzeniem opowiadały o okrucieństwie wojny jako takiej – świetnie w tej roli spisało się zarówno kreskówkowe Valiant Hearts, jak i Spec Ops: The Line. Holokaust to jednak w elektronicznej rozrywce nadal kompletne tabu i nie licząc bardzo ostrożnych prób liźnięcia tego tematu (vide Call of Duty: WWII), trudno wskazać tytuł z mniej lub bardziej szeroko pojętego mainstreamu, który zająłby się tą kwestią na poważnie. Grę, która nie owijałaby w bawełnę i przetoczyłaby nas po podłodze równie mocno co np. zajmujące się tematyką zagłady Żydów filmy. Na razie takiej nie ma, ale wszystko wskazuje na to, że zmieni się to już w przyszłym roku, kiedy do sprzedaży trafi War Mongrels studia Destructive Creations.
Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że wspomniane studio nie ma ogólnie dobrej prasy, a wielu z Was kojarzy się ono wyłącznie z próbą zrobienia hałasu wokół tanich kontrowersji. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że „hatredowy” rozdział deweloperzy z Gliwic już dawno mają za sobą i właśnie „Mongrelsami” pokazują się z tej lepszej strony. Jasne, element szoku nadal będzie w tej grze obecny, ale jego wywołaniu przyświeca teraz zupełnie inny cel. Pokusiłbym się nawet o odważne stwierdzenie, że będzie to walor edukacyjny, bo polski klon „Commandosów” nie tylko uraczy nas sugestywnymi obrazami ludobójstwa, ale spróbuje wtłoczyć też do głów spory ładunek informacji historycznych, które uświadomią nam to, co złego działo się na froncie wschodnim, a także na obszarach znajdujących się w obecnych granicach Polski. Tak przynajmniej obiecują autorzy.
Kibicuję temu projektowi, nie tylko dlatego, że prywatnie tych chłopaków lubię. Kibicuję mu, bo uwielbiam gry tworzone pod prąd. Te robione według oklepanego i sprawdzonego schematu mamy na rynku mnóstwo, te bezpieczne, niepróbujące włożyć kija w mrowisko też całą masę. Często narzekamy, że elektronicznej rozrywki nie traktuje się tak poważnie, jak na to zasługuje, usiłujemy też – czasem na siłę – udowadniać, że gry są sztuką. Owszem, w ten ostatni wymiar War Mongrels zapewne się nie wpisze, ale być może sprowokuje innych twórców do wyjścia poza strefę komfortu, gdzie granicę wyznaczają excelowe tabelki w komputerach speców od marketingu. Potrzebujemy gier, które zapamięta się nie tylko za sprawą walorów czysto rozrywkowych, które okażą się „jakieś” z tych mniej oczywistych powodów. Żywię ogromną nadzieję, że ten tytuł taki właśnie będzie.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.