Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Opinie

Opinie 13 marca 2022, 14:45

Gran Turismo 7 i Elden Ring - gry „10/10”, których wad nie wypada dostrzegać

Czy może coś łączyć grę dark fantasy i wyścigi samochodowe? Tak – i niekoniecznie są to wysokie oceny w recenzjach. Moim zdaniem Gran Turismo 7 oraz Elden Ring łączy coś innego, coś nie bardzo pozytywnego.

Niedawno w sieci mignął mi obrazek, na którym ktoś wkomponował w okładkę Elden Ring układ słynnego toru wyścigowego Nurburgring (Nordschleife). Na pierwszy rzut oka świetne, trafne połączenie niedawno wydanych gier Gran Turismo 7 i nowych „soulsów”. I tu, i tu jest „Ring”, a poziom trudności przejechania szybkiego okrążenia po tym liczącym niemal 21 kilometrów i ponad 150 zakrętów „zielonym piekle” ma się kojarzyć z próbą pokonywania bossów w Elden Ringu.

Ostatnie gry, z którymi spędziłem najwięcej czasu, to właśnie Gran Turismo 7 i Elden Ring. I o ile od razu wyczułem intencje autora co do przekazu tego obrazka, osobiście obie gry wydały mi się bardzo do siebie podobne pod zupełnie innymi względami. Obie twardo tkwią w paru archaicznych dziś rozwiązaniach, które mogłyby przejść w remake’u, a nie nowej odsłonie, i obie odstają grafiką od dzisiejszych standardów, jednak mimo wszystko zbierają lawinę recenzji z ocenami 10/10. Trochę tak, jakby kierowano się nostalgią, legendą marki i opinią wyrobioną lata temu, a nie aktualnym stanem tych gier. I nie są to jakieś wymysły, bo w jednej recenzji wśród zalet gry mignęło mi nawet zdanie: „Bo to przecież Gran Turismo”.

Mi również podobał się klimat świątyni motoryzacji w GT7, możliwość pojeżdżenia w końcu ulubionym samochodem na wielkim telewizorze w 4K, jednak równocześnie trudno było przymknąć oko na wady tej gry. Minęło tyle lat, a twórcy wciąż nie zmienili przyspawanej do samochodu kamery TPP, nie dodali nowych widoków z kokpitu, możliwości regulacji czułości kontrolera. Przy całej mocy PS5 grafika deszczu wciąż nie umywa się do DriveCluba z 2014 roku, a animacja w czasie wyścigu potrafi klatkować, nie mówiąc o doczytywaniu cieni i detali. Do tego jest jeszcze dyskusyjny model jazdy, zaśmiecony HUD, absurdalne ikonki głów z tekstami do czytania i wiele innych drobiazgów ostatecznie psujących wrażenia z gry, które razem wzięte nie pozwoliły mi z czystym sumieniem wystawić tej grze najwyższej oceny.

I podobne odczucia miałem przy Elden Ringu, choć zaznaczam, że gry jeszcze nie przeszedłem, nie wiem nawet, czy dotrwam do końca. Na „dzień dobry” przywitały mnie te same, nienaturalnie rozciągnięte postacie w edytorze bohatera, które straszyły już w Dark Soulsach i Bloodbornie. Sterowanie? W Horizon Forbidden West przy pierwszym wymierzeniu z łuku trafiałem w każdy piksel, jaki chciałem. W Eldenie wybrałem klasę Samuraja, by też mieć od razu łuk pod ręką – i pierwszy raz strzeliłem sobie… w ekran. Czyli gdzieś w swoją stronę, a nie we wroga, bo tu sterowanie łukiem już nie jest intuicyjne.

O interfejsie ekranowym powiedziano już chyba wszystko, dzięki gorącej dyskusji na Twitterze po krytyce innych deweloperów. Obrońcy „soulsów” piszą, że za krytykę wzięli się ludzie m.in. z DICE i Ubisoftu, którzy nie do końca mogą pochwalić się sukcesami w tej kwestii. Ja nie jestem twórcą UX-ów i też umiem rozróżnić dobry interfejs od złego. A skoro na zmaganiach z fiolkami spędziłem na początku więcej czasu niż na walce z wrogami, to znak, że coś tam bardzo nie zagrało.

No i jest jeszcze ten legendarny, „soulsowy” poziom trudności. Nie polega on na pomysłowych mechanikach, tylko stanowi raczej wypadkową zaskakującego przyspieszenia w atakach po leniwych ruchach przeciwników. To poziom trudności dobrany trochę takim „tanim” sposobem, przynajmniej w mojej opinii.

Przy grze nadal trzyma mnie klimat i podziwianie projektów niektórych bossów, jednak podobnie jak przy Gran Turismo 7, trudno mi nie nazwać rzeczy po imieniu i nie wytykać ewidentnych wad jako wad. Obie produkcje są dobre, ale niekoniecznie zasługują na taką lawinę ocen 10/10. Mam wrażenie, że podobne niedociągnięcia przy innych markach zostałyby o wiele mocniej napiętnowane. Ale tutaj działa trochę magia legendy – „magia Soulsów” i „magia Gran Turismo”. Marek, których jakby trochę nie wypada krytykować w gronie wytrawnych graczy. Ale chyba powinno się – inaczej przestaną stawać się naprawdę coraz lepsze.

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

8 przyzwyczajeń z Soulsów, którymi bawi się Elden Ring
8 przyzwyczajeń z Soulsów, którymi bawi się Elden Ring

Och, Elden Ring. Czekałem na ciebie niczym na Dark Souls 4 w przebraniu i właśnie nim się okazałeś. Nie mogło być lepiej! Czemu jednak bawisz się moimi przyzwyczajeniami? Dlaczego co chwilę to, co pozornie znane, okazuje się świeże i inne?