Game brain - pseudonaukowa teoria, która napsuła graczom krwi
Na początku ubiegłej dekady w Japonii narodziła się teoria, według której granie powoduje stałe uszkodzenia umysłu. I – co najgorsze – pomimo braku solidnych podstaw jej autor przez długi czas był w Kraju Kwitnącej Wiśni medialnym autorytetem.
Granie w gry komputerowe może nie tylko bawić, ale i rozwijać. Od ćwiczenia refleksu, przez szybsze podejmowanie decyzji i przyrost szarej masy w mózgu, aż po możliwość wykorzystania tej formy rozrywki w różnorodnych terapiach – gdyby zebrać wyniki wszystkich eksperymentów z ostatnich kilku lat, dostalibyśmy ostateczny dowód na to, że co dzień łączymy przyjemne z pożytecznym. Ale w badaniach to trend, który rozpoczął się dopiero pod koniec ubiegłej dekady; wcześniej nauka wcale nie była grom przychylna. Najbardziej dobitnym tego przykładem była teoria „game brain”, której autor, japoński profesor Akio Mori, w 2002 roku próbował udowodnić, że zapaleni gracze sami skazują się na problemy z koncentracją, agresją oraz utrudnione kontakty z ludźmi. Niejeden dał się przekonać jego argumentom.
Trudno się temu dziwić, bo w porównaniu do większości krytyków tej formy rozrywki – spragnionych sensacji dziennikarzy oraz łasych na wysokie odszkodowania prawników – Akio Mori prezentuje się naprawdę dobrze. Karierę naukową rozpoczął tuż po uzyskaniu doktoratu z medycyny na tokijskim uniwersytecie Nihon, gdzie wcześniej studiował. Oprócz przekazywania innym swojej wiedzy zajmował się badaniami nad fizjologią kotów, którym poświęcił kilka prac – to one przyniosły mu uznanie w środowisku akademickim. Był jednym z założycieli organizacji uniwersyteckiej, Japońskiego Towarzystwa Nauk o Zdrowiu i Behawioryzmu; ponadto w 2000 roku otrzymał od swej uczelni nagrodę za trzy dekady pracy. Prawdziwy rozgłos Mori zyskał jednak dopiero dwa lata później.
Wtedy to, pod wpływem spotkania z deweloperem oprogramowania, Japończyk zaczął rozważać wpływ gier komputerowych na mózg. Wkrótce porzucił fizjologię kotów na rzecz trwającego kilka miesięcy eksperymentu, któremu poddanych zostało ponad 240 osób, w wieku od sześciu do dwudziestu dziewięciu lat. Badania polegały na podziale członków testu na trzy grupy – spośród których jedna nie grała wcale, druga maksymalnie kilkanaście godzin tygodniowo, ostatnia z kolei od dwóch do siedmiu godzin dziennie – i rejestrowanie ich czynności umysłowych przy pomocy elektroencefalografii (EEG). Ta metoda pozwalała na przyjrzenie się falom mózgowym poszczególnych uczestników eksperymentu – w szczególności zaś falom alfa (związanym ze stanem relaksu) oraz beta (których wzmożona aktywność wskazywała na silniejszą koncentrację).
Wyniki swojego eksperymentu Akio Mori zaprezentował w wydanej w lipcu 2002 roku książce Game No no Kyofu, przetłumaczonej na angielski jako The Terror of Game Brain. Już po tytule możecie się chyba domyślić, że odkrycia w niej przedstawione nie pokazywały gier w najlepszym świetle. I rzeczywiście: Japończyk twierdził, że „wywoływały one nerwowość i budziły strach” u obu grających grup. Ponadto zauważył, że co bardziej zapaleni gracze oderwani od komputera czy konsoli wykazywali znacznie niższy poziom aktywności fal beta, przez co mogli mieć problemy z koncentracją, nawiązywaniem znajomości czy kontrolowaniem agresywnych zachowań. Mori określił ten stan jako „identyczny jak w przypadku osób dotkniętych demencją”. Doszedł także do przedwczesnych wniosków, że długotrwałe przesiadywanie przed monitorem może być przyczyną permanentnego upośledzenia funkcji kory przedczołowej, takich jak planowanie czy kontrolowanie emocji. Kondycję tę określił w swej książce terminem „game brain”.