Elex 2 chce być jak Mass Effect, ale mu to nie wychodzi
Elex 2 rodzi skojarzenia z różnymi grami. Trochę tu Fallouta: New Vegas, trochę Gothica, a trochę Wiedźmina 3, najwięcej chyba jednak Mass Effecta – i to wcale nie jest dobra wiadomość.
Zanim przeczytacie dalszą część tekstu, chciałbym Was ostrzec – artykuł bazuje na szczegółach fabularnych Elexa 2. Były mi one potrzebne, żeby przedstawić inspirację niemieckiego dewelopera trylogią o komandorze Shepardzie. Podobieństwa wydają się zbyt duże, żeby uznać je za dzieło przypadku – chociaż dopuszczam również taką możliwość. Przede wszystkim widać je w głównym wątku, jego motywach, a nawet konkretnych scenach, które wyglądają jak wariacja na temat Mass Effecta – trzeba by tylko podmienić dialogi. Ostrzegam zatem, że jeśli jeszcze nie przeszliście Elexa 2, narażacie się na potężne spoilery.
Niejednoznaczne postacie – Doktor Adam (prawie) jak Człowiek Iluzja
Doktor Adam Charles Dawkins to człowiek, który niemal wyciąga Jaxa ze szponów kostuchy i ukierunkowuje go na walkę z Niebianami – zagrożeniem z kosmosu. Bohater co prawda ostrzegał ludzi, że prawdziwy wróg nadchodzi, ale nikt go nie słuchał. Brzmi znajomo? Oczywiście można powiedzieć, że w podobnej sytuacji znalazł się również Bezimienny, jednak z uwagi na tematykę SF widzę większe podobieństwo do przygód komandora Sheparda. A to dopiero początek.
Gość o niejasnych intencjach i złej reputacji każe nam zebrać ekipę do misji, z której być może nikt nie wyjdzie cało. Jednak to my zostajemy przywódcą i prowadzimy team przez kolejne etapy jednego z końcowych zadań – postacie zostają rozdzielone i pełnią swoje funkcje na różnych odcinkach walki z wrogiem. Koniec końców, wspomniany szef okazuje się szują, która woli współpracować z tajemniczymi przybyszami, aby osiągnąć kolejny stopień ewolucji ludzkiej rasy. Dlatego machamy na niego ręką, postanawiamy mieć go głęboko w poważaniu i ostrzymy broń na starcie z nim w trzeciej części.
Człowiek Iluzja ma charyzmę, głos Martina Sheena / Mirosława Zbrojewicza i wspaniale porusza się po mrocznej stronie galaktyki. Człowiek Iluzja – Adam 3:0.
Czy to aż za bardzo nie przypomina fabuły Mass Effecta 2? To samo dzieje się w Elexie 2, tyle że skala wydarzeń jest tu znacznie mniejsza. W grze studia Piranha Bytes komunikacja między poszczególnymi społecznościami znajduje się na niskim poziomie, a za Adamem nie stoi żadna potężna organizacja. To po prostu człowiek, który mówi Ci (czyli Jaxowi), co masz robić – niby też porusza się na granicy zła koniecznego i wątpliwych moralnie decyzji, ale w prymitywnym stylu. To nie jest obdarzony charyzmą erudyta, który przekonuje nas do swojej racji. Interakcja Adama z innymi prawie nie istnieje, mimo że postać ta odgrywa ważną rolę.
Adam nie przypomina enigmatycznego Xardasa, do którego reszta magów stanowczo się zdystansowała, a który najlepiej orientuje się w wydarzeniach. Blisko mu jednak do Człowieka Iluzji pod względem roli, jaka przypadła mu w fabule. Piranha Bytes chciała stworzyć podobnie niejednoznacznego bohatera (będącego sojusznikiem, a potem wrogiem), ale efekt okazał się średni. Powinniśmy się czuć, jakbyśmy współpracowali z wcieleniem szatana, a nie z łatwym do przejrzenia, nieprzekonującym dziadygą, mającym swój najlepszy okres (kiedy był Hybrydą) za sobą.
Główny wróg to Żniwiarze w przebraniu
Zagadkowi przybysze z kosmosu próbują przejąć kontrolę nad ludzkością – ba, chcą dokonać przekształcenia nas w swoje odpowiedniki. Główny bohater sam się o tym przekonuje, gdy musi walczyć z procesem przypominającym indoktrynację – co wygląda tak, jakby ktoś chciał zawładnąć umysłem postaci. Piszę o Niebianach z Elexa 2, ale przecież podobną charakterystykę można odnieść do Żniwiarzy.
Jako Jax musimy stawić czoła pierwszemu Odmieńcowi i choć to trudne starcie, w przyszłości ma pojawić się więcej tego typu przeciwników. Innymi słowy, zaliczamy przetarcie szlaku przed kolejnymi Niebianami. Pamiętacie, że w pierwszej odsłonie Mass Effecta trzeba było pokonać Żniwiarza, po czym okazywało się, że to dopiero początek całej walki? Ponadto w Mass Effekcie 3 dowiadujemy się o istnieniu Katalizatora, sprawującego władzę nad Żniwiarzami. Z kolei Niebianie zwiastują nadejście Osobliwości.
Nie wiadomo, czym ta Osobliwość będzie. Starożytną sztuczną inteligencją? To już byłby niemal plagiat. Nadal mamy jednak do czynienia ze stopniowaniem przeciwników podobnym do tego w Mass Effekcie, za czym idą działania bliskie podejmowanym w trylogii Sheparda. Wejście w szczegóły ujawnia różnice, które przede wszystkim pokazują wyższość gry BioWare – w niej dostaliśmy bowiem emocjonującą historię o niezłomności i poświęceniu. Dosłownie czuło się, że misja może się nie powieść, a nas otacza nieprzejednany mrok. Tymczasem w Elexie 2 otrzymujemy tanie SF niewzbudzające większych emocji.
No bo wiecie, mnie nadal rusza śmierć Thane’a, eksperymenty Cerberusa czy los Protean. Natomiast w Elexie 2 ginie syn bohatera, w wyniku czego Jax chwilę się powydziera (co nie wygląda poważnie), a ja wzruszę ramionami. Piranha Bytes wykorzystuje postacie jako narzędzia fabularne, ale zapomina, że trzeba jeszcze tchnąć w nie życie. Gracz nie przejmie się losem kogoś, z kim nie nawiązał wiarygodnej relacji.
Elex 2 do zapomnienia, Mass Effect do powtórki
Można znaleźć tu jeszcze lekkie podobieństwo scen. Czy siedlisko wroga nie przypomina bazy Zbieraczy? Podczas rozmowy z awatarem syna Jaxa można mieć skojarzenia z Katalizatorem – brakuje tylko trzech różnych kolorystycznie zakończeń. Trochę śmieszyło mnie, jak Piranha Bytes próbuje grać mrokiem w gatunku SF, a wychodzi jej opowieść rodem z pulpowych magazynów.
Nawet pod względem mechaniki niemieckie studio chce iść z duchem zmian. Od Risena 2 możemy zwiedzać świat z wybranym towarzyszem u boku, a od pierwszego Elexa wdrożono system romansów, z których swego czasu słynęło BioWare. Czytałem zapowiedzi, że wątki miłosne będą głębokie – ale gdzie tam, relacje z postaciami mają słodki posmak naiwności, a ich perypetie są pozbawione dramatycznego wyrazu. To stanowi zresztą sedno problemu, z którym Piranha Bytes nie potrafi sobie poradzić. Nie opowiada historii z rozmachem, nie pozwala poczuć strachu i zagrożenia przed złem zdolnym zniszczyć ludzkość oraz nie angażuje emocjonalnie. Tam, gdzie twórcy ci próbują wprowadzić dramatyzm, obnażają tylko swoje słabości.
Czas, jaki spędziłem z Elexem 2, był przyjemny, ale nie zapadnie mi na dłużej w pamięć. Natomiast do historii komandora Sheparda jeszcze wrócę. Już podczas walki z Niebianami myślałem, że dobrze byłoby poczuć znajomy dreszczyk towarzyszący graniu w Mass Effecta. Ostatnio całą trylogię przeszedłem na początku pandemii i zacząłem czytać komentarze w sieci o tym, jak gra pozwoliła niektórym osobom przetrwać w trudnych momentach izolacji. Stoją za tym świetne pomyślane postacie, a tego Piranha Bytes musi się jeszcze nauczyć.