Bloodborne PSX to fascynujący demake w erze remake'ów
Fanowski projekt, który wziął Internet szturmem, przenosi wydanego w 2015 roku Bloodborne’a w realia pierwszego PlayStation, każąc zadać pytanie: jak współczesny tytuł może tak doskonale pasować do technologicznych ograniczeń lat 90?
Spis treści
Lilith Walther po trzynastu miesiącach pracy udostępniła w sieci demake Bloodborne’a i wyznam szczerze, że nie pamiętam, by jakakolwiek podobna inicjatywa – cofnięcie współczesnej produkcji do czasów, w których założenie wypożyczalni kaset VHS wydawało się rozsądnym biznesem – zyskała tak duży rozgłos. Kompletnie mnie to nie dziwi – ta gra to rzecz absolutnie fenomenalna i pobierając ją za darmo, czuję się, jakbym robił coś niemoralnego. W przerwach od przemierzania skleconego z kanciastych i „gotujących się” tekstur Yharnam zastanawiam się jednak, jakim cudem dwie wersje tytułu, które technologicznie dzielą prawie dwie dekady, mogą być do siebie tak podobne.
Powszechna jest opinia, że dwadzieścia lat w tak dynamicznie rozwijającej się branży to cała epoka. To okres pomiędzy premierą Ponga na automatach a debiutem wzbudzającego kontrowersje Mortal Kombat, pomiędzy niewielkim, szaroburym światem Fallouta 2 a gigantycznymi otwartymi przestrzeniami Red Dead Redemption 2. Mniej więcej tyle samo czasu dzieli pojawienie się pierwszego PlayStation (grudzień 1994 w Japonii) od ukazania się Bloodborne’a (marzec 2015). Projekt Lilith Walther, biorąc pod uwagę jego technologiczne ograniczenia, powinien być w najlepszym wypadku ładnym nostalgicznym ukłonem w stronę piątej generacji konsol, a w najgorszym kiepską parodią tytułu, uważanego przez wielu za jedną z najlepszych pozycji ostatnich lat. Tymczasem jest doświadczeniem nie tylko niezwykle ciekawym, ale przede wszystkim – sprawiającym masę autentycznej frajdy.
SŁOWNICZEK GOL-A – DEMAKE
Demake to konwersja danej gry przystosowująca ją do działania na o wiele starszym sprzęcie. Można więc powiedzieć, że to odwrócona forma remake’u – zamiast ulepszonej wersji produkcji otrzymujemy coś nieco uboższego technologicznie.
Klimat z paru tekstur
Autorce udało się w pełni utrzymać ponury klimat Yharnam, nawet pomimo faktu, że okrojone z ładnych tekstur wilkołaki wyglądają jak pluszaki dla ośmiolatków przechodzących przez etap fascynacji gęsią skórką, a twarze opętanych żądzą krwi mieszkańców przypominają oblicza leniwców. W Bloodbornie PSX źródeł światła jest chyba jeszcze mniej niż w oryginale, okrojone pole widzenia sprawia, że rzadko kiedy zauważamy, co czeka nas za kilkanaście metrów, a w ciemnych zaułkach aż roi się od łatwych do przeoczenia wrogów. Z powodu technologicznych ograniczeń w demake’u często bywa tak, że słyszymy przeciwników na długo przed tym, nim ich zobaczymy, co porządnie rozgrzewa wyobraźnię.
Jeśli nie wywnioskowaliście tego z poprzednich akapitów, powiem wprost: z całego serca polecam Bloodborne’a PSX – szczególnie gdy podobnie jak ja przepadacie za oryginałem. Powabu tej pozycji na pewno dodaje fakt, że projekt ma bardzo niskie wymagania sprzętowe i zajmuje niecałe 150 megabajtów. W dodatku jest dostępny całkowicie za darmo, a rozrywki oferuje na dobre 4–5 godzin – choć już znaleźli się tacy, którzy przeszli całość w niespełna kwadrans. Jeśli chcecie dołączyć do ponad tysięcy łowców polujących w Yharnam z czasów piątej generacji konsoli, link do pobrania zamieszczamy poniżej.
Jestem ostrożnym entuzjastą teorii twierdzącej, że mniej szczegółowa oprawa graficzna niekoniecznie musi być przeszkodą, a czasem wręcz pomaga w tworzeniu angażujących doświadczeń. Ludzki umysł ma tendencję do kreatywnego uzupełniania luk chociażby w literaturze – każdy z nas, czytając książki, automatycznie tworzy sobie np. wizualne reprezentacje bohaterów – i czy podświadomie nie robimy czegoś podobnego, grając w gry i nadrabiając wyobraźnią niedostatki oprawy? A w Bloodbornie nie brakuje rzeczy, które stymulują naszą imaginację, i demake Lilith Walther to potwierdził. Niepokojąca, szczątkowa fabuła, enigmatyczne postacie, dialogi, które przynoszą więcej pytań niż odpowiedzi... No i przede wszystkim dźwięk.
Bloodborne PSX pozwolił mi też jeszcze bardziej docenić fenomenalną oprawę audio oryginału. Nie mówię tu nawet o orkiestralnej ścieżce dźwiękowej (w demake’u zgrabnie przerobionej przez kompozytorkę Evelyn Lark na format MIDI), a o odgłosach Yharnam: rozbrzmiewających w oddali dzwonach, okrutnych śmiechach szczęśliwców kryjących się w domach, delirycznych szeptach oszalałych mieszkańców patrolujących ulice. Kruki nieloty może i są w Bloodbornie PSX posklejane z czterech polygonów na krzyż, ale gdy rzucają się na mnie, desperacko trzepocząc skrzydłami i wydając z siebie coś na pograniczu wściekłego ujadania i agonalnych okrzyków, najchętniej odwróciłbym się na pięcie i pognał z powrotem do Kliniki Iosefki.