Assassin's Creed: Black Flag to najlepsza gra piracka, jaka powstała
AC Black Flag to w mojej opinii najlepsza gra piracka, jaka powstała - nawet jeśli nie do końca pasuje do profilu reprezentowanej przez siebie serii. Za co jednak najbardziej kocham to dzieło Ubisoftu? Pozwólcie, że Wam opowiem.
Z powodu ostatnich plotek o nastawionym na skradanie się spin-offie Assassin’s Creed naszło mnie na wspominki. Przypominając sobie historię marki po raz kolejny, utwierdziłem się w przekonaniu, że jedną z jej najjaśniejszych części pozostaje AC4: Black Flag. Za co kocham Czarną flagę?
Za nieheroicznego Edwarda Kenwaya
Na początku ubiegłej dekady Ubisoft miał piękną fazę, którą lubię nazywać „erą dupków”. Far Cry 3 w 2012 roku, Black Flag w 2013 i Watch Dogs w 2014 – wszystkie te gry miały protagonistów, których trudno było określić mianem dobrych ludzi. To element, który niestety praktycznie znikł ze współczesnych produkcji tego wydawcy.
Edward Kenway jest samolubny oraz chciwy. Przez większość kampanii ma gdzieś wyższe cele i interesuje go wyłącznie zarobek oraz los najbliższych mu osób. Posiada jednak tyle uroku osobistego, że mimo wszystko trudno go nie lubić. Sprawia to, iż wydaje się ciekawszą i bardziej pełną życia postacią niż typowy szukający zemsty protagonista większości części Assassin’s Creed.
Za fabułę, która gdzieś miała główne wątki cyklu
Współgra z tym fabuła, której najmniej interesującym aspektem są zmagania asasynów z templariuszami oraz typowe dla tego cyklu elementy science fiction. Zamiast tego w Czarną flagę gra się dla historii samego Kenwaya oraz jego towarzyszy.
Kampania najpierw pozwala zachłysnąć się urokami pirackiego życia, a potem, gdy już pokochamy bohaterów gry, wszystko to obraca w proch, pokazując początek końca tej epoki. Znika radosna przygoda zastąpiona przez smutek z powodu tego, co traci Edward.
Pozbawiony serca jest ten, kto nie uronił łzy przy kończącej historię pieśni Parting Glass.
Za napakowaną systemami rozgrywkę
Dzisiaj seria zmieniła się w RPG akcji, co mnie osobiście nie przeszkadza, ale czasem tęsknię za starym stylem tego cyklu. Black Flag (wraz z powstałym na jego fundamentach AC: Rogue) stanowiło szczytowe osiągniecie pierwszej ery Assassin’s Creed, a do tego oferowało wyjątkowo udane elementy pirackie, w tym walkę morską, abordaże oraz oblężenia morskich twierdz.
Dzisiaj gry Ubisoftu bywają krytykowane za zbyt duże natężenie różnych mechanizmów, ale mnie to nigdy nie przeszkadzało. Uwielbiam, gdy takich systemów jest dużo, a do tego dobrze się zazębiają. Po Black Flag wydawca chyba uznał, że trochę z tym przesadził, i ograniczył ten aspekt rozgrywki. Kolejną główną odsłoną cyklu, która pod tym względem zaszalała (nawet bardziej niż Czarna flaga), było dopiero Assassin’s Creed: Odyssey, będące moją ulubioną częścią z „erpegowej” ery marki – m.in. właśnie dlatego, że wieloma rozwiązaniami przypomniało mi przygody Edwarda Kenwaya.
Nie mogę wybaczyć Ubisoftowi, że nie zrobił z Black Flag odrębnej serii
Wspaniały główny bohater, świetna historia i klimat oraz dopracowana rozgrywka odświeżająca formułę cyklu uczyniły z Black Flag prawdziwy hit. To nie tylko jedna z najciekawszych odsłon serii, ale do dzisiaj to chyba najlepsza singleplayerowa gra o tematyce pirackiej na rynku. Kilka produkcji rosyjskiej firmy Akella (np. Age of Pirates II: City of Abandoned Ships czy Pirates of the Caribbean) może również zawalczyć o ten tytuł, ale tylko po zainstalowaniu gigantycznych fanowskich modów, takich jak Gentlemen of Fortune czy New Horizons. Assassin’s Creed 4 jest wspaniałe bez takowego wsparcia.
Jedyny poważny zarzut w stosunku do AC4 można mieć taki, że choć to świetna gra, to niekoniecznie dobra część swojej serii. Elementy pirackie zarówno pod względem fabularnym, jak i w samej rozgrywce przysłaniają tu tradycyjne składowe marki. Nie zdziwiła mnie wiec decyzja Ubisoftu, by w AC: Unity powrócić do korzeni cyklu. Mimo to mam żal do wydawcy, że nie zrobił z Black Flag serii spin-offów, bo ta gra idealnie się do tego nadawała.
Niestety, tak się nie stało i Czarna Flaga nie doczekała się kontynuacji. Rogue oraz Odyssey wróciły do mechaniki morskich bitew i podróży, co mocno pozytywnie wpłynęło na mój odbiór obu tych produkcji, ale nie były w stanie całkowicie wypełnić luki po Black Flag. Nadal więc tęsknię za pirackimi realiami i za samym Edwardem Kenwayem. Pozostaje mi co pewien czas instalować ponownie Assassin’s Creed 4, a pewną pociechę stanowi to, że gra mimo upływu lat nadal prezentuje się wybornie i wciąż bawi równie dobrze jak w roku premiery.
Wydawca próbował pociągnąć tę tematykę dalej w Skull & Bones, ale ten znajdujący się w produkcji od dziewięciu lat projekt (zaczynał jako wieloosobowy dodatek do AC4 w 2013 roku) wciąż nie trafił na rynek, a prace nad nim były kilkakrotnie restartowane. Zresztą nawet gdyby wyszedł, i tak nie byłby godnym spadkobiercą Black Flag, gdyż ma nie zawierać rozbudowanych sekcji lądowych, a do tego powstaje głównie z myślą o multiplayerze.