Sprawdziłem ponad 20 gier na PS5 Pro. Wyniki mnie nie zadowalają
PS5 Pro miało skończyć z dylematem „jakość czy wydajność” i zaoferować po prostu płynne 60 klatek w dobrej rozdzielczości. Po tygodniu od zakupu konsoli wiem już, że PS5 Pro zdecydowanie nie jest sprzętem dla każdego, choć ma dużo zalet.
Nigdy nie byłem graczem konsolowym – przez mój dom przewinęło się mnóstwo pecetów i laptopów, a pierwszą konsolą, z którą miałem do czynienia, było Nintendo 3DS. Na studiach „złamałem się” i kupiłem PS4 w wersji slim i... od tego czasu zacząłem patrzeć na te maszynki do grania nieco przychylniejszym okiem. PS5 zamówiłem, gdy tylko można było to zrobić bez dopłacania za zestaw z kiełbasą krakowską i 10 grami z PS4, a PS5 Pro kupiłem w preorderze i czekałem na nie ponad miesiąc. Mam je w domu już od tygodnia, spędziłem z nim sporo czasu i moje odczucia są dość mieszane – z jednej strony podoba mi się, że wiele gier po prostu działa lepiej, płynniej i wygląda ładniej, z drugiej zdaję sobie sprawę, że dopłacanie za to 3499 zł jest nieco szalone. Poza tym nie wszystkie gry śmigają na PS5 Pro tak, jak tego oczekiwałem, a PSSR to póki co bardzo rozwojowa technologia i nie zawsze się sprawdza.
Konsola? Bardziej jak pecetola
W czasach, gdy jeszcze byłem zagorzałym pecetowcem (i właścicielem 3DS-a), moi znajomi konsolowcy przekonywali mnie, że posiadanie konsoli i granie na niej to zupełnie inne doświadczenie. Słyszałem o tym mitycznym „kupuję raz na siedem lat i mam spokój”, tłumaczono mi, że nie trzeba przez godzinę wybierać ustawień grafiki, a każda gra działa na zasadzie jej zainstalowania i odpalenia, bez żadnych dodatkowych udziwnień. Generalnie rozumiałem, że chodzi o wygodę, prostotę użytkowania itp. Gdy w końcu kupiłem PS4, faktycznie miłe okazało się to, że odpalałem konsolę i już mogłem grać, bez logowania się do Steama, Origina, Epica itp., bez siedzenia godzinę w ustawieniach. Po zakupie PS5 sytuacja nieco się zmieniła, bo tutaj wprowadzono tryby grafiki, a wewnątrz konsoli można było zamontować, niczym w pececie, dodatkowy dysk SSD. W PS5 Pro sytuacja jest już w ogóle pecetowa. Po nabyciu konsoli pierwsze, co zrobiłem, to ją rozebrałem, włożyłem dysk SSD ze starej PS5, ale musiałem też osobno kupić i zamontować napęd.
Podobny trend widać także w grach. Po odpaleniu Spider-Mana 2 na PS5 Pro można się zastanawiać, czy to wersja konsolowa, czy może pecetowa? W menu głównym aż roi się od opcji graficznych. Na początku trzeba wybrać, czy chce się mieć wydajność „pro” (w założeniu 60 klatek na sekundę), czy jakość „pro” (w założeniu 30 klatek na sekundę). Później można się jeszcze bawić ustawieniami graficznymi rodem z PC. Twórcy pozwalają włączyć i wyłączyć różne opcje ray tracingu, możemy wybrać, jaki poziom mają prezentować odbicia, i włączyć lub wyłączyć RT ambient occlusion. Jakby tego było mało, potem da się aktywować opcjonalny tryb VRR (w dwóch wersjach) oraz 120 Hz na wspieranych telewizorach. Nagle, zamiast grania w 60 i 30 FPS-ach, dostajemy możliwość zabawy z odblokowaną liczbą klatek na sekundę lub z ograniczeniem do 40 FPS-ów.
Podobne opcje konfiguracji rodem z PC oferuje Dragon’s Dogma 2, gdzie możemy włączyć lub wyłączyć ray tracing, grać z blokadą 30 FPS-ów lub odblokować liczbę klatek na sekundę (nie da się zablokować gry np. na 60) oraz zarządzać PSSR niemal identycznie jak w przypadku DLSS, FSR czy XeSS na komputerze. Twórcy pozwalają wybrać tryb jakości, zrównoważony lub wydajności PSSR i daje to zauważalne zmiany w jakości obrazu oraz liczbie klatek na sekundę.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że nie podobają mi się te opcje, że jestem przeciwnikiem większej ilości wyborów i dostosowania doświadczenia do własnych upodobań. Wręcz przeciwnie, doceniam to, że nie muszę poprzestawać na jednej opcji, ale trochę śmieszy mnie, iż z konsolowej wygody wracamy do pecetowego grzebania w ustawieniach i szukania złotego środka pomiędzy jakością a wydajnością.
Jak wypadają ulepszone gry? Różnie
Lista gier ulepszonych do możliwości PS5 Pro jest coraz dłuższa i mam nadzieję, że będzie rosnąć w przyzwoitym tempie, bo choć na papierze wygląda to nieźle, w rzeczywistości jest nieco inaczej. Przede wszystkim warto zaznaczyć, iż największe różnice zobaczycie w grach tworzonych bezpośrednio na zlecenie Sony. The Last of Us Part I i Part II, Marvel’s Spider-Man 2, Stellar Blade, God of War: Ragnarok czy Ratchet & Clank: Rift Apart to pozycje, które błyszczały już na PS5, a na PS5 Pro dostały solidny zastrzyk jakości. To właśnie przy tych produkcjach można powiedzieć, że słowa Marka Cerny’ego o „końcu kompromisów” mają sens. W każdej z tych gier tryb wydajności został znacznie ulepszony i nie dość, że mamy już stabilne 60 czy nawet więcej FPS-ów, to na dodatek to wszystko dostajemy w wysokiej rozdzielczości, zazwyczaj z ray tracingiem i masą efektów, które poprzednio zauważalne były wyłącznie w trybie jakości.
W The Last of Us Part II jak na dłoni widać, że dodatek PSSR dużo zmienia, bo gra w trybie wydajności z PSSR (4K upscalowane z 1440p) wygląda lepiej niż na PS5 w trybie jakości (renderowanym w natywnym 4K z TAA). Wspomniany wcześniej Marvel’s Spider-Man 2 prezentuje się teraz w trybie 60 FPS-ów identycznie jak wcześniej w trybie 30 FPS-ów, więc tutaj obietnica Sony została całkowicie spełniona. Jeśli jednak zapytacie mnie, czy zauważyłem jakieś różnice w God of War: Ragnaroku, może być ciężko. Starałem się sprawdzić, co się zmieniło, ale poza rozdzielczością trudno mi było dostrzec większe różnice. Fenomenalnie wypada za to Horizon Forbidden West, które tak jak Marvel’s Spider-Man 2 działa teraz w 60 klatkach na sekundę w dawnym trybie jakości i wygląda tak dobrze jak na moim pececie z RTX-em 4080, a to naprawdę osiągnięcie zakrawające niemal na magię ze strony Guerilla Games.
Bezsprzecznymi przykładami zmian na plus są też takie produkcje jak Final Fantasy VII Rebirth, Hogwarts Legacy, Alan Wake 2 czy Dragon Age: The Veilguard, gdzie poprzednio w trybie wydajności grało się po prostu w dość średniej jakości. Największą transformację przeszło bez wątpienia Final Fantasy VII Rebirth, w którym w trybie 60 klatek na sekundę na PS5 mało co było widać i przypominało to zabawę w 720p, a teraz na PS5 Pro gra wygląda naprawdę pięknie i można bez żadnych przekłamań powiedzieć, że prezentuje się ładnie nawet w trybie wydajności. W Star Wars Jedi Survivor również odczułem duże zmiany, bo zarówno w trybie wydajności, jak i jakości mocno wzrosła rozdzielczość oraz stabilność FPS-ów. Gra wygląda teraz ślicznie w trybie wydajności i dużo rzadziej zdarza się jej gubić płynność, co notorycznie przytrafiało się na PS5.
Niestety, jest też cała masa tytułów, które na PS5 Pro nie wypadają jakoś wyraźnie lepiej niż na bazowym PS5. Najbardziej chyba szkoda mi Dragon’s Dogmy 2, w przypadku której miałem nadzieję na zabawę w płynnych 60 FPS-ach z włączonym ray tracingiem. Tymczasem okazało się, że nawet jeśli ustawię PSSR w tryb wydajności i sprawię, że gra będzie wyglądać dość brzydko, to i tak nie gwarantuje to utrzymania stałego klatkażu. Rozgrywka przypomina tu tę z bazowego PS5 – z tym, że gra działa w ciut wyższej rozdzielczości dzięki PSSR i zapewnia kilka klatek na sekundę więcej. Większych zmian względem bazowego PS5 nie odczułem też w takich pozycjach jak Demon’s Souls, Dying Light 2: Stay Human, Helldivers 2, Lords of the Fallen, Mortal Kombat 1, NBA 2K25 czy Dead Island 2. Tam ulepszenia są na tyle kosmetyczne, że trudno z odległości 2–3 metrów od telewizora cokolwiek dostrzec.
Muszę też wspomnieć o grze Black Myth: Wukong, która na PS5 w trybie jakości działała w najbardziej wymagających etapach w 30–32 FPS-ach, a na PS5 Pro „śmiga” w oszałamiających 35 FPS-ach... W tych nieco luźniejszych sekcjach poprawa jest bardziej zauważalna, bo od około 35 FPS-ów przeskakujemy nawet do 50 klatek na sekundę, ale nadal nie jesteśmy blisko osiągnięcia 60 FPS-ów. Nawet w trybie wydajności, który przez większość czasu działa w 60 klatkach na sekundę (choć w 1080p i z generatorem klatek), zdarzają się spadki do 53–54 FPS-ów.
Dość nieoczekiwane poprawki zyskały takie tytuły jak EA FC 25 i F1 24. Szczególnie ciekawi mnie przypadek EA FC 25, co do którego narzekałem na fatalnie działające menu, ogólny brak responsywności interfejsu, a na dodatek włączenie gry w trybie ray tracingu powodowało wzrost opóźnień. Po odpaleniu EA Sports FC 25 na PS5 Pro wszystkie problemy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Menu funkcjonuje teraz idealnie płynnie, w 60 klatkach na sekundę zamiast 30, interfejs się nie muli, a z gry wyparowały tryby wydajności – działa ona teraz zawsze z ray tracingiem w rozdzielczości bliskiej natywnemu 4K. Czary... albo ktoś dobrze wykorzystał dodatkową moc PS5 Pro.
Posiadacze PS5 nie będą czuli tak dużej pokusy jak przy PS4 Pro
Nie miałem PS4 Pro w czasach, gdy królowała ósma generacja konsol, i wiedziałem, że coś tracę, że mam gorsze wrażenia z gier niż mój kolega, który to PS4 Pro kupił. W wielu tytułach on bawił się w 60 klatkach na sekundę, a ja tkwiłem za blokadą na smętnych 30 FPS-ach. Kiedy sprawił sobie telewizor 4K, gry zaczęły wyglądać zupełnie inaczej niż na PS4, które generowało maksymalnie 1080p, a i to nie było regułą. Call of Duty, które u mnie wieszało się, zacinało i potrafiło nawet wyłączyć konsolę, jemu śmigało aż miło. Krótko mówiąc – czuć było postęp.
Tego samego nie mogę powiedzieć o PS5 Pro. Przede wszystkim rzadko kiedy brakowało mi mocy w bazowym PS5. Oczywiście były niechlubne wyjątki (EA FC 25 i Final Fantasy VII Rebirth – słyszycie mnie?), ale w większości gier nie miałem żadnych problemów. Po przesiadce na PS5 Pro odczułem coś podobnego jak po wyposażeniu komputera w nowszą kartę graficzną, ale nie mówię tu o przeskoku z jednej generacji na drugą – ot, zmieniłem RTX-a 4060 na 4070. W niektórych tytułach faktycznie gołym okiem widać różnicę między konsolami, ale w zdecydowanej większości nie da się tego dostrzec wcale albo trzeba bardzo wytężać wzrok. Uśmiechałem się pod nosem, gdy przed premierą konsoli ekipa Digital Foundry analizowała ulepszenia w grze Ratchet and Clank: Rift Apart na PS5 Pro przy dwukrotnym albo nawet trzykrotnym zoomie, szukając różnic w zachowaniu płatków konfetti czy liczbie kosmitów na trybunach stadionu. Po czym doszła do konkluzji, że nowy tryb „Pro Performance RT” jest dobry, ale nie do końca jest tym samym co tryb jakości w oryginalnym PS5. Kurtyna.
Co gorsza, ulepszanie obrazu w grach z PS4 nie jest tym, na co liczyli fani PlayStation, którzy mieli przyjemność obcowania z podobnym rozwiązaniem w przypadku Xboksa Series X/S. Produkcje działające we wstecznej kompatybilności z PS4 wyglądają marginalnie lepiej, ale nie oferują np. możliwości zabawy w 60 zamiast w 30 klatkach na sekundę. Tak naprawdę jest to głównie nałożenie filtra wyostrzającego na starsze tytuły, które działają w rozdzielczości 1080p i niższych. Czasem się faktycznie to przydaje, bo np. taki InFamous Second Son zyskuje sporo, ale to w zasadzie jeden z wyjątków od tej reguły. Nie mając dwóch gier odpalonych na dwóch ekranach obok siebie, nie będziecie w stanie zauważyć różnicy.
Miałem apetyt na więcej, ale liczę na przyszłość
Sony reklamowało PS5 Pro przede wszystkim brakiem kompromisów pomiędzy wydajnością a jakością i to moim zdaniem byłoby świetne rozwiązanie. Niestety, zamiast tego dostaliśmy bardzo nierówno rozłożone wzrosty wydajności – od minimalnych, ledwie widocznych po kompletnie zmieniające odbiór danego tytułu.
Jeśli ktoś liczył na to, że „4K w 60 FPS-ach” będzie nowym standardem po premierze PS5 Pro, po prostu się rozczaruje, bo to hasło powinno brzmieć raczej „1440p i około 60 klatek na sekundę z delikatnymi spadkami”. Nie będę ukrywał, że spodziewałem się też, iż Game Boost da z siebie coś więcej w grach z PS4, bo takie wyostrzenie, którego trzeba szukać z lupą, to nie jest coś, dla czego warto byłoby wydać 3500 złotych na nową konsolę.
Natomiast nie jest też tak, że PS5 Pro mnie rozczarowało. Konsola jest mniejsza i cichsza niż model premierowy, gry first party faktycznie starają się, jak mogą, żeby działać w mitycznym 4K60, a tytuły uprzednio ledwie grywalne (FF7 Rebirth) nagle zaczęły szanować moje oczy. Mam nadzieję, że to, co widzę teraz, to dopiero początek, że w miarę upływu czasu deweloperzy lepiej zapoznają się z PSSR i trafi ono zarówno do nowych, jak i już istniejących produkcji, by wynieść je na wyższy poziom niż do tej pory. Jeśli tak się nie stanie i najbliższe 4 lata będę musiał siedzieć z lupą, by doszukać się ulepszeń na PS5 Pro, wtedy faktycznie będę rozczarowany.