Red Orchestra 2: Rising Storm - wrażenia z gamescomu
Publikujemy wrażenia po prezentacji dodatku Rising Storm do gry Red Orchestra 2.
Pomimo sporych problemów technicznych, obecnych w dniu premiery, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad okazało się jednym z najbardziej interesujących FPS-ów zeszłego roku. Dzisiaj, bo sporym zestawie aktualizacji, gra jest wreszcie tym, czym powinna była być od samego początku, czyli świetną taktyczną strzelanką, która oferuje wrażenia znacząco odmienne od wszystkich innych produkcji dostępnych na rynku. Na trwających obecnie targach Gamescom miałem okazję zobaczyć samodzielny dodatek do tej produkcji, zatytułowany Rising Storm. Oto moje wrażenia z pokazu.
Prezentację prowadził John Gibson, czyli prezes studia Tripwire. Historia powstania Rising Storm jest dosyć nietypowa. Projekt rozpoczął żywot jako eksperyment. Twórcy pierwszej Czerwonej Orkiestry postanowili sprawdzić, jak duży jest potencjał moderów tej gry. Zebrali śmietankę społeczności zajmującej się produkcją modyfikacji i półtora roku przed premierą Red Orchestra 2 dali im wszystkie narzędzia wykorzystywane do produkcji tego tytułu. Rezultat prac moderów był tak dobry, że zostali oni zatrudnieni przez Tripwire, a cały projekt przerobiono na komercyjne rozszerzenie.
O ile Red Orchestra 2 opowiadała o starciach na froncie wschodnim, tak Rising Storm koncentruje się na walkach żołnierzy amerykańskich z japońskimi na wyspach Pacyfiku. Całość przeznaczona jest wyłącznie do trybu wieloosobowego i odtwarza tak słynne bitwy jak m.in. Tarawa, Kwajalein, Saipan, Iwo Jima oraz Peleliu. Ukazany konflikt miał postać asymetryczną, co oznacza, że siły obu stron nie były wyrównane i Rising Storm przekłada to na język sieciowej strzelanki. Oddziały Japońskie są znacznie słabiej uzbrojone i polegają głównie na starych karabinach, bagnetach i mieczach samurajskich, podczas gdy jankesi korzystają z nowoczesnych karabinów maszynowych. Aby odpowiednio zbalansować rozgrywkę siły Kraju Kwitnącej Wiśni otrzymały zestaw ciekawych pomocy. Przykładowo, w ich ekwipunku znajdują się granaty, które można zamienić w miny, co znacznie ułatwia obronę swoich pozycji. Ponadto, gdy Amerykanie zajmą jakiś punkt kontrolny, do niedaleko niego wyrasta podziemny bunkier, w którym zaczynają się spawnować jednostki japońskie. Często oznacza to, że mogą zaatakować jankesów od tyłu i z zaskoczenia. Strona przeciwna nie jest tu całkiem bezbronna i może zniszczyć wejście do takiego bunkra. Ostatnią unikalną umiejętnością podwładnych Cesarza jest szarża banzai. Aby ją aktywować, kilku graczy musi wydobyć broń białą (miecze, noże lub bagnety) i rzucić się na pozycje wroga. Tak samobójcza odwaga i wściekłość wywołują wśród nieprzyjacielskich oddziałów panikę, co znacząco utrudnia celowanie.
W trakcie prezentacji miałem okazję obejrzeć trzy mapy – Saipan, Hanto i Iwo Jima. Graficznie gra zapowiada się obiecująco. Roślinność porastająca wyspy jest bardzo gęsta, co ułatwia ataki z zaskoczenia. Otoczenie jest pełne cieszących oko detali i oferuje sporą różnorodność lokacji. Poza typowymi starciami w dżungli czekają nas również m.in. walki na plażach i w małych miastach. Świetne wrażenie robiły efekty graficzne, od przenikających przez liście promieni słonecznych, aż po doskonale wyglądający miotacz płomieni. Słabo prezentowała się natomiast animacja postaci.
Z prezentacji wyszedłem nastawiony optymistycznie do całego projektu. Projekt oferuje masę ciekawych map i sporo świeżych mechanizmów rozgrywki i powinno przypaść do gustu wszystkim, którzy szukają odmiany od zręcznościówek pokroju Call of Duty. Rising Storm będzie dodatkiem samodzielnym i zadebiutuje w przyszłym roku. Rozszerzenie sprzedawane ma być w dwóch wariantach – pierwszy z nich zawierać będzie całą zawartość Red Orchestra 2. Natomiast posiadacze RO2 będą mogli tanio nabyć tylko Rising Storm.
Przy okazji polecamy zapoznanie się z naszymi testami wydajności gry Red Orchestra 2:
- Testujemy grę Red Orchestra 2 na notebook ASUS G74SX
- Testujemy Red Orchestra 2 na notebooku ASUS K53SV