Producenci Valhalli, dajcie mi więcej Asasyna w Asasynie - felieton
Ubisoft sypie z rękawa informacjami na temat nowej grze z serii Assassin’s Creed, ale odnoszę wrażenie, że wciąż wiem o Valhalli bardzo niewiele. Dużo mówi się o korektach w gameplayu, trudnych czasach, w których przyjdzie Normanom walczyć o nowy dom na angielskiej ziemi, ale wciąż nie wiem, ile w tej produkcji będzie Asasyna, do których przyzwyczaiły nas wcześniejsze odsłony serii.
Z dużym zainteresowaniem śledzę dyskusje dotyczące gry Assassin’s Creed: Valhalla, zwłaszcza te prowadzone przez najbardziej zagorzałych fanów serii. Sam zaliczam się do tego grona i podobnie jak inni miłośnicy cyklu, wciąż nie potrafię wyrobić sobie jednoznacznego stanowiska dotyczącego tej produkcji. Okej, niby otrzymaliśmy ostatnio mnóstwo informacji na temat tego, czym wikińska odsłona będzie, a z drugiej strony odnoszę wrażenie, że wciąż wiem o niej bardzo niewiele, poza garścią typowych ogólników. Najbardziej jednak brakuje mi czegoś, na co wielu nowych fanów AC nie zwróci zapewne uwagi – jasnej deklaracji, że będzie to gra mocno osadzona w uniwersum, które de facto reprezentuje.
Nie ukrywam, nie jestem fanem Odyssey i uważam, że nie była to dobra gra. Owszem, potrafiła zachwycić w warstwie wizualnej; owszem, posiadała urokliwe lokacje, skrojone pod miłośników Grecji z epoki starożytnej, ale też zabrakło jej tego, co miało jeszcze w gruncie rzeczy dość podobne w wielu aspektach Origins – mniej lub bardziej bezpośrednich nawiązań do odwiecznej wojny pomiędzy bractwem asasynów i zakonu templariuszy. Przygody Bayeka to był nieustający fanservice, tymczasem Odyseja jedynie raz na jakiś czas przypominała sobie o głównych bohaterach całej sagi, a gdy już to robiła, to rozwijała mocniej bodaj najsłabszy element tej opowieści, czyli wątek Pierwszej Cywilizacji.
Chciałbym, żeby Valhalla bardziej przypominała Origins, niż Odyssey. Przeżyję te same mechaniki, bo zdaję sobie sprawę, że na daleko idące zmian w tej kwestii nie można liczyć, przymknę oko na przekłamania historyczne (istnienie angielskich zamków, przyspieszoną chrystianizację pogan, która w rzeczywistości była bardziej rozłożona w czasie), ale nie zdzierżę, jeśli będzie to kolejna gra o nudnym jak flaki z olejem woju, który tylko na papierze będzie zamieszany w nieustający konflikt pomiędzy dobrem i złem, bo jakimś cudem zdobył (nie)ukryte ostrze. Zdaję sobie sprawę, że Odyssey sprzedało się fenomenalnie i ludzie tacy jak ja stanowią jedynie ułamek wielkiej grupy, która po ten tytuł sięgnęła. Na Odyna jednak, dajcie mi chociaż pierwiastek Asasyna w Asasynie. Wystarczy tyle, co w Origins i złego słowa nie powiem.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.