autor: Maciej Myrcha
Nintendo pozwane za ... powodowanie ataków epilepsji ?!
Nie wiem czy wszyscy pamiętają, ale kilka lat temu głośno było o ataku epilepsji, który u dużej liczby małoletnich widzów wywołany został przez oglądanie kreskówki. Od tego czasu producenci, również gier, zaczęli umieszczać na swoich produktach ostrzeżenia o możliwości wystąpienia podobnych objawów. Firma Nintendo chyba zapomniała o poinformowaniu odbiorców swoich gier o prawdopodobieństwie zagrożenia życiu, jak twierdzi rodzina z Luizjany, i może ją to sporo kosztować.
Nie wiem czy wszyscy pamiętają, ale kilka lat temu głośno było o ataku epilepsji, który u dużej liczby małoletnich widzów wywołany został przez oglądanie kreskówki. Od tego czasu producenci, również gier, zaczęli umieszczać na swoich produktach ostrzeżenia o możliwości wystąpienia podobnych objawów. Firma Nintendo chyba zapomniała o poinformowaniu odbiorców swoich gier o prawdopodobieństwie zagrożenia życiu, jak twierdzi rodzina z Luizjany, i może ją to sporo kosztować.
Jak widzicie rzecz dzieje się oczywiście w USA, kraju wielu prawniczych paradoksów. Otóż rodzina Martinów twierdzi, iż firma Nintendo nie ostrzegła potencjalnych nabywców, iż gry jej produkcji zawierają wady stanowiące poważne zagrożenie dla zdrowia i życia. Według Martinów, na grach powinna pojawić się informacja iż nie są one bezpieczne oraz używanie ich grozi atakami epilepsji.
Martinowie domagają się umieszczenia na pudełkach z grami ostrzeżeń o możliwości zagrożenia zdrowiu grającego, podobne ostrzeżenia miałyby pojawić się również podczas samej rozgrywki. Dodatkowo firma Nintendo powinna na każdej grze umieścić informację o stopniu ryzyka wystąpienia ataków epilepsji podczas gry, przepisać od nowa fragmenty gier, które takie ataki mogą powodować, zorganizować światową kampanię reklamową informującą graczy o potencjalnych zagrożeniach zdrowia podczas grania oraz umożliwić graczom wymianę gier "wysokiego ryzyka ataków epilepsji" na inne.
No przyznam się, że podczas czytania tego dokumentu szczęka zjeżdżała mi coraz niżej. Widziałem już wiele bzdur ale czegoś podobnego chyba jeszcze nigdy. Dopiero dochodząc do ostatniego akapitu wyklarowała mi się myśl, która od początku czytania gdzieś tam kiełkowała. No bo o co chodzi jak nie wiadomo o co chodzi ? O pieniądze oczywiście - Martinowie domagają się od Nintendto zwrotu kosztów za straty fizyczne i moralne, opłaty sądowe a także opłacenie usług adwokatów i ekspertów.
Całość artykułu znajdziecie tutaj.