autor: Bolesław Wójtowicz
Myst – powspominajmy...
Kiedy w 1993 roku dzieło braci Millerów, z niezbyt jeszcze znanej firmy Cyan Worlds, zagościło na sklepowych półkach, mało kto mógł przypuszczać, że staliśmy się świadkami wydarzenia, które przejdzie do historii. Bo oto pojawiła się gra komputerowa, która przez długie lata zajmować będzie czołowe miejsca na wszystkich listach i zestawieniach, zarówno pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy, jak również popularności wśród graczy.
Kiedy w 1993 roku dzieło braci Millerów, z niezbyt jeszcze znanej firmy Cyan Worlds, zagościło na sklepowych półkach, mało kto mógł przypuszczać, że staliśmy się świadkami wydarzenia, które przejdzie do historii. Bo oto pojawiła się gra komputerowa, która przez długie lata zajmować będzie czołowe miejsca na wszystkich listach i zestawieniach, zarówno pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy, jak również popularności wśród graczy. Cóż sprawiło, że właśnie Myst stał się wśród zdecydowanej większości użytkowników komputerów synonimem wspaniałej przygody i trudnej, aczkolwiek niezwykle satysfakcjonującej podróży w świecie pełnym tajemnic i zagadek? Niebanalna fabuła, znakomita oprawa graficzna, świetna oprawa dźwiękowa i muzyczna... Czy to wszystko rzeczywiście tam było? Wszak to już tyle lat... Przypomnijmy więc sobie...
W świat cywilizacji D’ni wkraczasz na zaproszenie Atrusa, w chwili gdy ich wyspa, do tej pory kwitnąca i urodzajna, została nagle i niespodziewanie opuszczona przez jej mieszkańców. Sprawcami tego wydarzenia są najprawdopodobniej synowie Atrusa, Sirrus i Achenar. Ale tu pojawia się pytanie: czy obaj się temu przysłużyli, czy też może tylko jeden z nich? A jeśli tak, to który powinien zostać przez Atrusa surowo ukarany? Trudne pytanie, dramatyczny wybór, dlatego też właśnie ciebie prosi zrozpaczony ojciec o znalezienie odpowiedzi na tę zagadkę. Trzeba przyznać, że historia zaprezentowana w grze od samego początku przykuwała do ekranu i nie pozwalała oderwać się choćby na chwilę.
Oprócz warstwy fabularnej, innym, chociaż nie ostatnim, elementem odróżniającym Mysta od pozostałych gier przygodowych dostępnych ówcześnie na rynku, był poziom trudności zagadek i łamigłówek przygotowanych przez braci Millerów. Wędrując pomiędzy światami w poszukiwaniu niebieskich i czerwonych kartek, co i rusz natykaliśmy się na problemy, których rozwiązanie dawało mnóstwo satysfakcji i zadowolenia z samego siebie. Do tej pory nie mogę zapomnieć zagadki z ustawianiem azymutów w Selentic Age... Jak wspomniałem łamigłówki stanowią wyzwanie dla szarych komórek śmiałka, który odważy się zapuścić do Channelwood czy Mechanical Age, jednakże nic nie można zarzucić ich logiczności i wzajemnemu powiązaniu. Mimo, iż gra nie ma jednego, ostatecznego zakończenia i każdy może wybrać własną drogę w wędrówce pomiędzy Wiekami, to zawsze zachwycać będziemy się logicznością podejmowanych wyborów i wywoływanym w ten sposób skutkom zdarzeń.
Teraz coś o grafice, czyli o tym elemencie, który sprawił, że Myst zauroczył swoim pięknem również tych, którzy do tej pory trzymali się z daleka od gier przygodowych. Owszem, teraz to już nie to samo i malkontenci mogą powiedzieć, cóż pięknego może być w świecie malowanym tylko przy pomocy 256-kolorowej palety barw? I jakie mogą być tekstury, skoro gra działała już na czymś, co zwało się 386DX 33MHz... Tak, tylko przypomnijmy sobie, że to był rok 1993... Wówczas Myst powalał na kolana swoim pięknem, zachwycał wspaniałością wykonania i szczegółowością dopracowania. Jeśli dołożymy do tego znakomite udźwiękowienie całości, otrzymamy grę – ideał, kanon dla każdego miłośnika gier przygodowych.
O tym, że dzieło braci Millerów na długie lata zapadło w umysły graczy na całym świecie, niech świadczy fakt, że w roku 2000 japońska firma SunSoft postanowiła zaangażować siły i środki w wydanie gry w wersji mocno zmienionej, dostosowanej do aktualnych mocy obliczeniowych komputerów. Powstał w ten oto sposób realMyst, czyli gra wyglądająca mniej więcej tak, jak to sobie wcześniej Millerowie założyli. Dopracowano przede wszystkim stronę graficzną, przenosząc całość w 3D i wzbogacając paletę barw, a także dodano jeszcze jedno zakończenie i Wiek Rime. Bez zmian pozostawiono oprawę dźwiękową oraz ścieżkę muzyczną. Trzeba przyznać, że dzięki tym działaniom, staruszek Myst odmłodniał i wyładniał.
Kolejne lata, jak można było się spodziewać po tak ogromnym, liczonym milionami sprzedanych kopii na całym świecie, sukcesie, przyniosły kolejne części przygód Atrusa i jego rodziny. Tyle tylko, że na Riven – The Sequel to Myst musieliśmy czekać całe cztery, długie lata... Ale o tym, w następnej części naszych wspominek dotyczących tej wspaniałej serii.