Ekranizacja Metro 2033 skasowana – wytwórnia chciała przenieść akcję do USA
Po sześciu latach wytwórnia Metro-Goldwyn-Meyer zrezygnowała ze stworzenia ekranizacji książki Metro 2033. Jak zdradza Dmitrij Głuchowski, głównym powodem takiego stanu rzeczy była nadmierna chęć „amerykanizacji” opowiedzianej przez niego historii, co byłoby opłakane w skutkach.
Redakcja serwisu VG24/7 wzięła na spytki Dmitrija Głuchowskiego – autora postapokaliptycznych powieści z serii Metro. Jak się okazuje, wytwórnia Metro-Goldwyn-Meyer, znana również jako MGM, wstrzymała prace nad filmową adaptacją jego pierwszego dzieła, czyli Metro 2033, zwracając twórcy prawa do marki (które nabyła w 2012 roku). Głuchowski, obecnie prowadzący rozmowy z innymi potencjalnymi producentami, zdradził, że głównym powodem takiego stanu rzeczy była chęć „amerykanizacji” fabuły przez scenarzystę F. Scotta Fraziera. Pomimo że historia opowiedziana w filmowym Metro 2033 zostałaby oparta na książkowym oryginale, jego akcja nie toczyłaby się w Moskwie, lecz w Waszyngtonie. A to, zdaniem Głuchowskiego, generuje szereg problemów.
Nie ten klimat…
Pierwszym z nich jest fakt, że film zostałby odarty z charakterystycznej atmosfery, którą można poczuć, czytając książki Głuchowskiego (ale nie tylko jego – nie zapominajmy, że w ramach Uniwersum Metro 2033 i Uniwersum Metro 2035 pisarze z całego świata od lat opowiadają rozmaite historie osadzone w wykreowanym przez niego świecie) lub grając w produkcje opracowane przez studio 4A Games.
Poza tym nie należy zapominać, że to właśnie moskiewskie metro jest opisywane jako największy schron przeciwatomowy na Ziemi, a niepowtarzalnego charakteru nadaje mu fakt, iż według nieoficjalnych doniesień dzieli ono stołeczne podziemia z tak zwanym Metro-2 – ściśle tajnym, niezależnym systemem przeznaczonym wyłącznie dla przedstawicieli władzy.
…nie ten świat
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Jak mówi Głuchowski, w Waszyngtonie „nie działa” sporo rzeczy kluczowych dla fabuły:
W Waszyngtonie nie działają naziści, ostatecznie komuniści również, a także Czarni.
Czarni to inteligentne mutanty nieco przypominające ludzi. Strach (uzasadniony jedynie częściowo), jaki wzbudzają w mieszkańcach metra, jest zdaniem Głuchowskiego metaforą szeroko pojętej ksenofobii – autor nie chciał, by porównywano ich do Afroamerykanów stanowiących ponad połowę ludności Waszyngtonu. Co więcej, zauważyli to również sami producenci, którzy zamierzali wybrnąć z tego w mało finezyjny sposób:
Musieli wymienić Czarnych na przypadkowe bestie, które nie przypominały ludzi, co sprawiło, że odniesienia do ksenofobii przestały działać (…). Zrobili z tego coś bardzo nijakiego.
Ale… dlaczego?
Dlaczego jednak twórcy tak bardzo obawiali się osadzić akcję filmu w Moskwie? Winą za taki stan rzeczy Głuchowski obarcza przekonanie, że Amerykanie lubią tylko opowieści o Ameryce. Autor wierzy jednak, że popularność, jaką cieszą się jego książki oraz gry (które „sprzedają się na całym świecie w milionach, milionach egzemplarzy”), wyraźnie przeczy temu stwierdzeniu. Co więcej, jego zdaniem odmienność filmowego Metro 2033 rozgrywającego się w Moskwie mogłaby pozytywnie wpłynąć na jego odbiór przez widzów. Jak mówi:
Amerykańską wersję apokalipsy wiedzieliśmy już wiele razy, a miłośnicy tego gatunku, wykształceni i nasyceni, tak naprawdę nie mają ochoty na więcej tego samego.
Choć jak wspomniano na wstępie, Głuchowski prowadzi już rozmowy z innymi potencjalnymi producentami, minie jeszcze sporo czasu, nim usłyszymy o ich rezultatach. Tymczasem fanom uniwersum nie pozostaje nic innego, jak czekać na Metro Exodus będące oficjalną kontynuacją książkowego Metro 2035, o czym autor często wspomina. Dzieło studia 4A Games trafi na pecety i konsole 22 lutego.