autor: Wojciech Gatys
Joystickiem pisane - Przed Willem SPORE wyzwanie
Czy przypadkiem dobra passa Willa się nie skończyła? Spore – jakkolwiek ambitnym projektem by nie było – budzi jednak moje wątpliwości.
Will Wright to niewątpliwie genialny producent gier komputerowych. Choć ja jestem raczej fanem serii SimCity, nie mogę nie przyznać, że eksperyment pod tytułem The Sims (choć wzorowany nieco na starożytnym Little Computer People) był, czy raczej jest, czymś fantastycznym. Oryginalny humor, zabawne, kreskówkowe przedstawienie świata i pomysł, który spodobał się dziewczynom i nie-graczom – o takiej produkcji marzy chyba każdy wydawca gier komputerowych. Will, przynajmniej do tej pory, wydawał się umieć zrobić coś z niczego. W końcu gra „o budowaniu miasta” albo „o życiu ludzi” wydaje się być pomysłem prostym jak konstrukcja cepa. Ale to Will na ten pomysł wpadł i to jego kopiują dziesiątki developerów, a nie odwrotnie. Jak to mówią na podwórku – respect.
Ale czy przypadkiem dobra passa Willa się nie skończyła? Spore – jakkolwiek ambitnym projektem by nie było – budzi jednak moje wątpliwości. Zachwyty o oryginalności, nieograniczonych możliwościach i świeżości pomysłu są zapewne słuszne. Jednak czy gracze rzeczywiście tak bardzo będą chcieli kierować siedmiorękim potworkiem z zielonymi uszami, który za tysiąc lat wyruszy w kosmos? Ja mam obawy co do siebie i co do innych graczy. Czy Spore przypadkiem nie za bardzo odbiega od znanej nam rzeczywistości?
Mam taką teorię, że na sukces SimCitów i Simsów wpłynął przede wszystkim fakt, że gramy w doskonale znanych sobie warunkach, wiemy do czego służy elektrownia, albo że jeśli kupimy Simkowi telewizor, będzie on bardziej wypoczęty i zrelaksowany. Fakt możliwości dodania dziwnemu stworkowi trzeciego oka dla jednych może być zabawny, dla innych – dziwaczny. Rozumiem zachwyty programistów tworzących procedury sztucznej inteligencji, że postacie w Spore same dochodzą do tego, jak poruszać się w terenie i jak korzystać z kończyn, w które wyposażył je gracz. Ale czy spodoba się to tym samym fanom Simsów, którzy pewnie mają w nosie tak skomplikowane słowa jak „procedura” i „sztuczna inteligencja”?
Will Wright jest wizjonerem, a dzięki pieniądzom Electronic Arts ma okazję naprawdę zmienić oblicze branży, tak jak już raz dokonał tego z The Sims. Ale ja mam SPORE obawy, jeśli chodzi o jego nową produkcję. Tysiące nastolatek krojących nowe ciuszki dla swoich podopiecznych – to jest coś. Tysiące użytkowników Internetu wymieniających się projektami trzynożnych, gumowych kosmitów, którzy naparzają się na żółtozielonych planetach? Hm.
Ale może to tylko moja krótkowzroczność. Pewnie gdyby ktoś mi powiedział, że gra o zmywaniu naczyń i wynoszeniu śmieci zrobi uberkarierę, też bym mu nie uwierzył. Rób swoje, Willu Wrighcie.
Zdarzyło się w branży
Do ciekawych wniosków doszedł ostatnio Barry Caudill z Firaxis. Producent m.in. Sid Meier’s Civilization, zapytany o to, czy nie obawia się śmierci gier na PC stwierdził, że kryzys wcale nie dotknął gier pecetowych, ale księgowych i badaczy rynku, którzy nie umieją odpowiednio obliczyć zysków przynoszonych choćby przez gry MMORPG. Barry stwierdził, że gdyby odpowiednio włączyć opłaty subskrypcyjne do wyników sprzedaży, szybko okazałoby się, że PC jest liderem... Cóż, ciekawy pomysł.
Liczba dnia
784.000.000 – takie obroty w dolarach zanotowało Electronic Arts w drugim kwartale finansowym roku 2006 (lipiec-sierpień-wrzesień). Wygląda na to, że sportówki EA spokojnie zrekompensują nawet SPORE straty, gdyby – broń Boże – nowa gra Willa Wrighta zrobiła klapę.