autor: Adam Kaczmarek
Recenzja kampanii East Wind do gry ArmA III - singiel z klasą
Po 8 miesiącach oczekiwania Bohemia Interactive nadrobiła zaległości i ukończyła prace nad kampanią do trzeciej części serii ArmA. Sprawdzamy, czy warto było czekać.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kiedy we wrześniu zeszłego roku ArmA III została wydana bez podstawowej zawartości przeznaczonej dla samotnego gracza, wśród fanów serii wyczuwalne było spore rozczarowanie. Na nic się zdały tłumaczenia szefów studia Bohemia Interactive o potrzebie dodatkowego czasu na dopracowanie kampanii. Tytuł w dniu premiery okazał się niepełny, co miało wpływ na ocenę w naszej recenzji. Ostatecznie gra okazała się technicznie nienajgorsza, jeśli weźmiemy pod uwagę poprzedniczki. Nie miało to jednak większego przełożenia na czerpaną przyjemność z zabawy –użytkownicy musieli liczyć na ogromne wsparcie społeczności, aby można było biegać z karabinem nie tylko w edytorze. Czesi w międzyczasie pracowali nad scenariuszami i zapowiadali kolejne epizody, budując przy okazji solidne fundamenty. Tym sposobem po ośmiu miesiącach posiadacze ArmA III mogą wreszcie zagrać w kompletną kampanię East Wind. Biorąc pod uwagę rozciągnięty jak guma proces produkcyjny – miłośnicy militariów mieli uzasadnione, duże oczekiwania.
Podział fabuły na trzy części okazał się zdecydowanie trafionym rozwiązaniem. Bohemia skrzętnie wykorzystała tutaj hasło reklamowe, jakie pojawiło się przy okazji pierwszych zapowiedzi najnowszej odsłony. Survive, Adapt & Win to w dużej mierze zobrazowanie tego, na co natrafi gracz eksplorując środowisko wysp Stratis i Altis. Historia rusza z kopyta na pierwszej z nich i wymaga wszystkim przetrwania w otoczeniu przeważających sił wroga. W drugim epizodzie zastępy sprzymierzeńców oraz wrogów balansują się i dochodzi do systematycznego wymierzania ciosów. Finał z kolei przypomina wojnę regularną, znaną z telewizyjnych migawek.
Stopniowe zaognianie konfliktu zwiększa również skalę misji. Twórcy postanowili do maksimum wykorzystać bogaty krajobraz obu lokacji. Z uwagi na nieco skradankowy charakter epizodu Survive wyspę Stratis przemierzamy głównie korzystając z ukrycia w zaroślach, ale nie jest to w żadnym wypadku nudny spacer. Wraz z wejściem na Altis zmienia się styl rozgrywki, a także zakres możliwości. Duże miasteczka, otwarta przestrzeń, wzgórza, liczne bazy, lotniska, elektrownie, fabryki, porty – wojna toczy się dosłownie wszędzie. A żeby było ciekawiej, między kolejnymi operacjami gracz może pospacerować po instancjach stworzonych na wzór partyzanckich obozów, dozbroić się, a nawet posłuchać rozmów innych wojaków. W tym aspekcie Bohemii udało się wykonać olbrzymi progres.
Osoby, które przechodziły kampanie w pierwszej i drugiej części powinny docenić przy okazji ArmA III dobrze wyważony poziom trudności. Trudno znaleźć tu misje, które określiłbym banalnymi lub przesadnie hardkorowymi. Owszem, zdarzyły się momenty, które nie raz wywołały u mnie wiązankę wulgaryzmów puszczonych w kierunku monitora. Wystarczyło jednak załadować stan gry, inaczej rozstawić swoich podkomendnych, trochę pomyśleć i wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Gra rzadko wybacza pomyłki, gdyż przez większość kampanii posiadamy limitowane zasoby. Oddział, którym dowodzimy musi zazwyczaj wystarczyć na realizację 3-4 celów misji. Dodatkowe wsparcie można policzyć na palcach jednej ręki. Co najważniejsze, scenariusze nastawione są głównie na walki piechoty. Nie jest to jednak wada, bo ArmA III posiada o wiele lepszy system poruszania się postaci w porównaniu do „dwójki”, przez co wymiany ognia sprawiają dużą frajdę.