Gram w Bannerlord i mam do twórców pytanie: co wyście robili przez 10 lat?!
Mount and Blade 2 trafił na Steama, to early access, ale jest. Można zapłacić i grać. Ja gram i wiecie co? Bawię się dokładnie tak samo jak w oryginale, przy czym kluczowe słowa to „dokładnie tak samo”. Co oni robili przez te 10 lat?
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Gra Mount and Blade: Warband zadebiutowała na Steamie w marcu 2010 roku. Minęło niemal dokładnie 10 lat. W tym czasie niewielkie tureckie studio TaleWorlds Entertainment mogło utrzymywać się ze sprzedaży swego dzieła i wydanych jako osobne produkty modów do niego. Steam Spy pokazuje, że sam Warband trafił do 3,5 miliona osób. Tu wliczają się również ci, którzy skorzystali z darmowego weekendu, i ci, którzy kupili grę na wyprzedaży za 10 zł, nie wliczają się za to np. edycje konsolowe. Tak czy inaczej, wydawałoby się, że studio ma środki na spokojne tworzenie.
Świat się zmienił...
No więc skoro oni spokojnie tworzyli, to ja spokojnie czekałem. Czekałem, czekałem i w końcu gram. I wiecie, nie chcę narzekać, ale moja przygoda z serią zaczęła się w 2009 roku przy okazji Ogniem i mieczem. 2009 to był ten rok, w którym baliśmy się świńskiej grypy, ekscytowaliśmy Assassin’s Creed II i oburzaliśmy w związku z aferą hazardową. Od tamtego czasu świat się zmienił. Ba, ludzie, których wtedy jeszcze na nim nie było, potrafią już całkiem nieźle czytać!
Ogniem i mieczem było dla mnie jak kierki dla bohaterów Serc Atlantydów Stephena Kinga. Rano chodziłem na zajęcia na studiach, potem na drugą zmianę do sklepu spożywczego. Kończyłem o dwudziestej drugiej, liczyłem kasę, jechałem autobusem do domu (mieszkałem wtedy jeszcze z mamą, to było naprawdę dawno temu). Potem grałem do trzeciej, czwartej w nocy. Wstawałem o siódmej i maszerowałem na zajęcia. Piękne czasy.
...a Mount and Blade nie
Za to Mount and Blade wydaje się stać w miejscu. Jeśli graliście wczoraj w Warbanda, dziś nie będziecie mieć żadnego problemu ze sterowaniem. System walki? Nie widzę większych zmian. Dowodzenie oddziałami? Teraz można je ustawiać w formacje, ale to już pojawiło się w modach.
Kampanię single player także zaczynamy tradycyjnie. Edytor postaci jest bardziej rozbudowany, ale ostatecznie i tak trafiamy sami na środek wielkiej mapy i zaczynamy ciułać pieniądze. Na początku oczywiście nosimy możnym listy i walczymy z bandytami. Trochę czułem się tak, jakbym prowadził lumpeks, bo w pierwszych godzinach gry sprzedawałem głównie szmaty zdarte z grzbietów pokonanych. Potem pobawiłem się w dostarczyciela, w łupienie wiosek i handlowanie na prostej zasadzie – kupić w jednym mieście, sprzedać w drugim kącie mapy.
Zaraz, a czy to nie jest wszystko, co robiłem w 2009 roku w Ogniem i mieczem? No właśnie.
A może jednak?
To naprawdę ta sama gra, tylko ładniejsza? Najpierw – tak, jest ładniejsza, i to znacznie. W porównaniu z tytułami stanowiącymi szczyt dzisiejszych możliwości technologicznych wypada mniej więcej tak, jak Mount and Blade wyglądało na tle gier AAA w dniu premiery. Innymi słowy, Bannerlord jest przestarzały, choć faktycznie ładniejszy niż „jedynka”.
A czy naprawdę taki sam jak poprzednia część? No dobra, mamy tu trochę nowości. Można sobie samemu tworzyć broń w kuźni. Można się ożenić. Można wysyłać swoich ludzi na wyprawy. Można strzelać z katapulty w trakcie oblężenia. Pojawiło się parę nowych typów questów. Czy to zmienia rozgrywkę? Nie, grałem w mody, które wprowadzały do zabawy więcej innowacji. Takie na przykład Viking Conquest dodawało psa, pływanie łodziami, religie. A to przecież mod, ograniczony przez możliwości samej gry. Bannerlord to produkt tworzony od zera (wprawdzie z budżetem o wiele mniejszym niż w przypadku pozycji AAA, ale wciąż niezłym).
PO CO SIĘ ŻENIĆ
W Bannerlorda można grać z opcją tzw. „permanentnej śmierci”. W takiej sytuacji posiadanie potomka zapewnia możliwość kontynuowania zabawy w jego skórze. Brzmi interesująco, ten system może doczekać się ciekawych nowych elementów – oficjalnych albo w ramach modów.