Darmowe Call of Duty: Warzone – wreszcie Fortnite dla „dorosłych”!
Modern Warfare: Warzone to dość poprawne battle royale, z wszystkimi wadami i zaletami tego gatunku. Prawdziwym hitem jest fakt, że to w sporej części nowe Call of Duty: Modern Warfare – tyle, że darmowe!
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Czy można nie mieć nowego Call of Duty: Modern Warfare, a jednak mieć nowe Modern Warfare? Od teraz tak, bo wydany właśnie Warzone został udostępniony za darmo. I chociaż są tam tylko dwa tryby rozgrywki, to jest to przede wszystkim esencja nowego CoD-a, czyli rewelacyjna (jedna z najlepszych w grach) mechanika wirtualnego strzelania. Odwzorowanie odrzutu, animacje przeładowania, wygląd i personalizacja broni, dźwięki wystrzałów, „feedback” po celnym trafieniu – wszystko to tworzy niezwykle satysfakcjonującą mieszankę bez względu na to, czy przechodzimy kampanię singlową, czy gramy mecz w multi.
Jeśli więc Fortnite zawsze był dla Was nieco zbyt dziecinny, Apex: Legends zbyt komiksowy i za mało „wojskowy”, a PUBG zbyt „drewniane”, Modern Warfare: Warzone wydaje się idealnie wypełniać lukę w darmowych pozycjach typu battle royale. Tutaj naprawdę czuć kurz i błoto pola walki, seria z kałacha bębni w uszach jeszcze długo po opuszczeniu broni, a nasza postać wygląda jak prawdziwy współczesny komandos lub najemnik. I gdybym tylko nie miał pełnej wersji Call of Duty: Modern Warfare na dysku, w Warzone’a grałbym pewnie jak najęty. A tak raczej szybko o CoD-owym battle royale zapomnę (choć nadal będę zdecydowanie każdemu polecać). Dlaczego?
MODERN WARFARE: WARZONE TO:
- darmowa wersja Call of Duty: Modern Warfare, a w niej
- zabawa typu battle royale dla 150 graczy;
- tryb „Grabież” polegający na zbieraniu wirtualnych pieniędzy na ogromnej mapie przez 30 minut;
- na razie tylko mecze między trzyosobowymi zespołami z możliwością wyłączenia dobierania przypadkowych osób;
- battle royale z „dodatkami” – opcja odradzania się po zgonie, kill streaki, brak plecaka i zarządzania ekwipunkiem;
- mikrotransakcje i przepustka bitewna współdzielona z pełną wersją Modern Warfare;
- współdzielone również punkty doświadczenia, wszelkie nagrody i odblokowywane elementy;
- cross-play między PC, Xboksem i PlayStation.
Stylistyka jest podobna do PUBG, ale o wiele bardziej czuć tutaj klimat wojny, a nie battle royalowej bitwy.
Battle royale z bakaliami
Główny powód jest bardzo prozaiczny i mocno subiektywny – po prostu koncepcja rozgrywki battle royale już mi się przejadła, a Warzone, choć wprowadza do niej sporo małych dodatków, nadal oferuje standardową do bólu bitwę do ostatniego gracza z wszystkimi znanymi zaletami i wadami tego gatunku. Nie ma tutaj jakichś rewolucyjnych rozwiązań, jakie znalazły się chociażby w trybie „Przetrwanie” w pierwszej części Tom Clancy’s The Division. Najciekawszą odmianę stanowi tzw. Gułag – rosyjskie więzienie, do którego trafiamy po pierwszym zgonie, by w dawnej łaźni stoczyć szybką bitwę jeden na jednego i zapewnić sobie prawo powrotu do gry. Pomysł jest naprawdę świetny, a miejsce niezwykle klimatyczne, ale to raptem dwie minuty z całej rozgrywki i po iluś identycznych pojedynkach zapewne przestanę zwracać na to uwagę.
Mechanika strzelania i wszystko, co związane jest z bronią, przeniesiono z pełnej wersji Modern Warfare.
TECHNICZNIE CAŁKIEM NIEŹLE
Grałem w Warzone’a zarówno na PS4, jak i na nie najnowszym pececie i generalnie nie mam wiele do zarzucenia pod względem technicznym. Na zwykłym PS4 gra trochę klatkuje podczas lotu samolotem, kiedy widzimy całą mapę, ale na ziemi jest już w porządku. Na pececie wszystko działa płynnie, tyle że raz gra mi się zawiesiła.
Dysponuję pełną wersją Modern Warfare na PS4, a darmowa wersja PC powitała mnie przeniesionymi ustawieniami skonfigurowanych zestawów uzbrojenia oraz wszelkimi odblokowanymi na konsoli dodatkami i operatorami. Miło.
Podobne odczucia mam w stosunku do innych rozwiązań. Podoba mi się zaimplementowanie wirtualnej gotówki do wskrzeszania kompanów czy też zakupu kill-streaków (których obecność po raz pierwszy w Call of Duty wydaje się nie psuć balansu) oraz związane z nią różne miniquesty. Fajnie, że nie trzeba zarządzać swoim plecakiem, że nie trzeba niczego klikać, by podnieść amunicję, i twórcom należy się duży plus za skopiowanie Apexa w kwestii szybkiego oznaczania rzeczy w terenie. Tylko to wszystko i tak gdzieś ginie wśród standardowego gonienia przed siebie przez puste połacie mapy i plagę kamperów, którym nie zależy na zwycięstwie, tylko na zaliczeniu paru zabójstw.
Gułag to jeden z najciekawszych pomysłów w battle royale - możliwość powrotu do gry po wygraniu szybkiej strzelaniny 1 na 1.
Battle royale wygląda świetnie w zwiastunach, gdzie śmigłowiec lecący tuż na ziemią goni pędzący samochód, a ekipy ostrzeliwują się bez końca niczym w hollywoodzkim filmie. Rzeczywistość prezentuje się jednak zupełnie inaczej – jeśli uda nam się przeżyć pierwsze pięć minut, potem zwykle następuje stagnacja aż do samego finału. Nawet wziąwszy pod uwagę, że trujący gaz ograniczający pole gry pojawia się tutaj w miarę szybko. Z tego właśnie powodu o wiele chętniej włączam standardowy team deathmatch w pełnym Modern Warfare, gdzie akcję mam przez cały czas, a przerwy pomiędzy meczami są o wiele częstsze. Dawka emocji na minutę jest po prostu większa, choć oczywiście nie tak mocna jak w końcówce battle royale. Tutaj darmowy Warzone zawsze będzie mieć przewagę, choć jest to opcja wyłącznie dla cierpliwych.