Gram w RDR2 na PC i – o rety – jaka to piękna katastrofa! - Strona 2
Rok czekania, miesiące spekulacji, wreszcie oficjalna zapowiedź Red Dead Redemption 2 na PC i kilka tygodni wielkiej ekscytacji… a potem wszystko zniweczone w dniu premiery przez katastrofalny stan portu. Na szczęście z łatki na łatkę jest coraz lepiej.
O CZYM JEST TEN TEKST?
To nie jest artykuł na temat rozgrywki czy świata Red Dead Redemption 2. Recenzję RDR2, w której oceniliśmy grę na 10/10, opublikowaliśmy przy okazji premiery na konsolach rok temu i wciąż się pod nią podpisujemy. W tym tekście zdecydowaliśmy się powstrzymać od wystawiania oceny i przyjrzeć się wyłącznie stanowi portu tego tytułu na pecety, który wyraźnie odstaje jakością od oryginału.
Kiedyś to były czasy. Kiedyś wymagań sprzętowych nie podawało się tylko pro forma. Kiedyś ryzyko, że „nie pójdzie mi”, było realne, a co kilka premier należało się zastanowić, czy to już aby nie czas na kolejną modernizację komputera. Zresztą nawet po modernizacji, gdy gracz położył ręce na świeżutkim tytule, nierzadko musiał urobić je sobie po łokcie, grzebiąc w ustawieniach graficznych, by znaleźć optymalną – albo w ogóle grywalną – konfigurację. Ba, bywało i tak, że samo uruchomienie gry wymagało sporej gimnastyki...
Tak, kiedyś to były czasy. Red Dead Redemption 2 na PC przypomniało mi wszystkie owych dawnych czasów blaski i cienie... ze wskazaniem na cienie. Im bardziej zaś nie chciałem ich wspominać, tym żywsze i boleśniejsze obrazy minionej epoki stawały mi przed oczami.
AKTUALIZACJA
Od momentu premiery Rockstar Games niestrudzenie walczy z bolączkami pecetowego portu Red Dead Redemption 2. Były przeprosiny, obietnica poprawy i szereg łateczek – tak do samej gry, jak i do (nie)włączającego jej Rockstar Games Launchera. Ukazały się też dwa większe patche, oba oznaczone numerem 1.14 (będę się do nich odnosić w tekście jako, kolejno, 1.14a i 1.14b). Mimo to do ostatniej chwili – niemal do przedednia aktualizacji niniejszego tekstu – wydawało się, że deweloper nie uniknie katowskiego topora, a w tekście czeka go sroga bura.
Tymczasem na szczęście update 1.14b – połączony z najświeższą aktualizacją sterowników do kart graficznych GeForce – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyeliminował moje największe problemy z grą. Przestałem doświadczać frustrujących przycięć co parę chwil (nawet mając w tle włączony komplet programów), nie zdarzyło mi się też odnotować już nagłego wyskoczenia gry do systemu. Ba, nawet optymalizacja stała się jakby ciut lepsza. Mówiąc krótko, mogłem wreszcie zacząć czerpać radość z obcowania z pecetowym Red Dead Redemption 2.
Chciałbym jednak podkreślić jedną rzecz: aktualizacja wyeliminowała moje problemy. Wprawdzie nie jestem jedyną osobą, która odczuła zwiększony komfort grania, niemniej do sieci ciągle napływają liczne doniesienia ze strony graczy, którym patche nie tylko nie przyniosły poprawy, ale wręcz zepsuły wydajność. Ba, doniesienia takie docierają do mnie nawet z samej redakcji – Elessar wciąż boryka się z poważnymi trudnościami, które praktycznie uniemożliwiają mu granie. Poza tym nadal nie brakuje przypadków osób niebędących w stanie w ogóle uruchomić tej produkcji.
Dlatego pomimo wyraźnej poprawy sytuacji względem tego, co działo się przez pierwsze dni po premierze, moja wstępna rekomendacja dotycząca komputerowej wersji RDR2 nie uległa zmianie. Krótko mówiąc, nadal polecam trzymać się od niej z daleka. Owszem, da się grać i czerpać z tego przyjemność – jednak potrzeba do tego nie tylko mocnego sprzętu (droższego niż konsola), ale również pewnej dozy szczęścia. Nawet po to, by w ogóle odpalić grę. Jeśli więc komuś pilno nawiązać znajomość z Arthurem Morganem, wciąż lepiej jest umówić się na spotkanie z nim na PlayStation 4 (Pro) albo Xboksie One (X). Jeśli nie – trzeba poczekać, aż pojawi się kolejna porządna aktualizacja, potem jeszcze jedna, druga, a może i trzecia. A w międzyczasie rozważyć dodatkowo modernizację komputera.
Niestety, „gwiazdy rocka” nie popisały się tą konwersją. Wprawdzie sytuacja zdecydowanie nie jest aż tak poważna jak dekadę temu, gdy pecetowcy walczyli z portem GTAIV i zalewali się łzami – ale w tym przypadku również deweloper nie okrył się chwałą. I może dałoby się wybaczyć mu ten incydent, gdyby wydanie komputerowe ukazało się równocześnie z konsolowymi. Jednak po roku czekania taka fuszerka zakrawa na kpinę.
Najładniejsza gra generacji wreszcie dotarła na najpotężniejszą platformę. Tylko czemu tak późno i czemu w takim stanie?
Jak nie kijem go, to oknem – z błędami
Na początek powinienem zaznaczyć, że jestem szczęściarzem – udało mi się tę grę w ogóle uruchomić. Mało tego, nie doświadczyłem przy tym najlżejszego zgrzytu. Rockstar Games Launcher był dla mnie łaskawy, nie zaskoczył mnie żadnym błędem – w przeciwieństwie do tysięcy graczy, których program odprawił z kwitkiem, wyświetlając jeden z rozlicznych komunikatów, w pewnym uproszczeniu każdorazowo głoszących: „Tak naprawdę nie ma dobrego powodu, byś nie mógł zagrać, ale i tak ci na to nie pozwolę”.
Zostałem więc obdarzony łaską przekroczenia bram raj... znaczy, menu. Dostąpiłem zaszczytu zagłębienia się w bogate opcje konfiguracji – i utonięcia w nich na dwie godziny celem dostosowania dziesiątków ustawień, zanim rozpocznę przygodę z gangiem Dutcha van der Lindego. Dlaczego aż dwie godziny? Odpowiedzialność za taki drenaż mojego czasu ponosi wbudowany w grę benchmark – jej przekleństwo i błogosławieństwo zarazem.
Nie będę rozwodzić się nad tym, jaką grą w ogóle jest Red Dead Redemption 2 – jeśli szukacie takich informacji, zajrzyjcie do recenzji UV-a sprzed roku. Praktycznie wszystkie słowa pochwały, które nasz „rednacz” wygłosił wówczas pod adresem wersji na PS4, przenoszą się na wydanie pecetowe. To wciąż jest ta sama gra, porażająca wizją, onieśmielająca skalą, zniewalająca pietyzmem wykonania. Okruchy dodatkowej zawartości i parę szlifów oprawy wizualnej tego nie zmieniają. Zmianę odbioru tego dzieła przynosi natomiast aspekt, nad którym się tutaj pochylę – poziom technologicznego dopieszczenia wersji PC. Poziom, który w dniu premiery był porażająco, onieśmielająco, a może i nawet zniewalająco niski – ale z czasem zaczął się wyraźnie podnosić.
Widok FPP z klawiaturą i myszką może wreszcie rozwinąć skrzydła. Zastanawia mnie tylko zacinanie się kamery, gdy obracam nią, przytrzymując Shift (przycisk biegu) – czy tylko ja tak mam, czy może…
Dziki Zachód w PowerPoincie
Wbudowany w grę benchmark to sekwencja obliczanych w czasie rzeczywistym scen, która trwa kilkadziesiąt sekund, góra dwie albo trzy minuty. Gdy puściłem go po raz pierwszy, czekałem co najmniej kwadrans, aż wyświetli się ekran podsumowujący z wynikami wydajności. To był pokaz slajdów. Nie, spokojnie, ani gra nie ma aż tak wyśrubowanych wymagań sprzętowych, ani mój komputer nie jest aż tak słaby. Po prostu animacja przez kilka sekund wyświetlała się płynnie, by za chwilę ulec zamrożeniu i trwać w nim przez sekund kilkanaście, po czym ruszyć dalej – i tak w kółko. Rychło okazało się, że to nie tylko benchmark; właściwa rozgrywka wygląda dokładnie tak samo.
Krótko mówiąc, początkowo Red Dead Redemption 2 było u mnie absolutnie niegrywalne. Na szczęście szybko znalazłem przyczynę tej przykrej sytuacji. Wyszło na jaw, że produkcja ta ma przeogromny apetyt na pamięć – jest tak żarłoczna, że nie zdzierży działającej w tle przeglądarki ani żadnego innego procesu, który rości sobie prawa do zbyt wielu megabajtów RAM-u (a mam 16 GB). Wprawdzie jeszcze żadna gra nie wymagała ode mnie takiego wyrzeczenia, ale wzruszyłem ramionami i – zamknąwszy Firefoxa – przekonałem się, że już nie muszę sięgać po książkę, czekając na koniec testu wydajności. Gra zaczęła nadawać się do użytku.
Jeszcze po instalacji patcha 1.14a animacja wciąż lubiła zaliczać regularne mikroprzycięcia, a co kilka minut zawieszać się na parę chwil (dawało się to we znaki szczególnie w cut-scenkach, gdy obraz się zatrzymywał, a dźwięk był dalej odtwarzany). Grze zdarzało się też raz na jakiś czas wyskoczyć do pulpitu. Dopiero aktualizacja 1.14b (i hotfix do sterowników Nvidii) rozwiązała te problemy – od tej pory nie uświadczyłem ani jednego „crasha” czy zacięcia, nawet mikroprzycięcia uległy redukcji do ledwie odczuwalnego minimum.
Opcji grafiki jest w bród i warto się w nie zagłębić, ale dla mało obeznanego gracza to będzie udręka. Rockstar nie wziął przykładu choćby z ostatnich gier Ubisoftu i poskąpił informacji o wpływie poszczególnych ustawień na wygląd i wydajność gry.
PRZESZEDŁEM RDR2 NA KONSOLI – CZY MAM PO CO GRAĆ NA PC?
A czy sam fakt, że to genialna gra, nie wystarcza, by zabrać się za nią jeszcze raz? No dobrze, odpowiem poważnie.
Pomijając graficzne wodotryski zarezerwowane dla pecetów, Rockstar przygotował nieco ekskluzywnej zawartości, by skusić konsolowców i przekonać ich do wydania pieniędzy na RDR2 jeszcze raz. Mowa przede wszystkim o trzech dodatkowych misjach łowcy głów i długoterminowym zadaniu polegającym na zbieraniu ziół, a także o nowych kryjówkach gangów do splądrowania, mapach skarbów, typach broni czy rasach koni. W formie listy te wszystkie nowości mogą prezentować się okazale – w praktyce są to jednak pierdółki bez większego znaczenia.