autor: Luc
WildStar free-to-play – czy darmowy model służy kosmicznej grze MMO? - Strona 2
WildStar miał był pogromcą World of Warcraft. Pomimo tego, że produkcja nie była zła, nie zebrała odpowiedniego grona graczy – co wymusiło przejście na model free-to-play. Zajrzeliśmy więc na darmowego Nexusa!
- wciąż niezwykle ciekawy system walki;
- uproszczony dostęp do rajdów;
- system kontraktów;
- lekko poprawiona oprawa graficzna.
- nienaturalne zmiany w sposobie poruszania się;
- nieco zbyt duże różnice między płacącymi a darmowymi graczami.
Ach, WildStar... Gra, która ponad rok temu absolutnie oczarowała mnie swoim pomysłem na odświeżenie gatunku MMORPG. Gra, przy której przez miesiąc bawiłem się równie udanie jak w czasach debiutującego World of Warcraft. Gra, o której po dobiciu do maksymalnego poziomu niemal całkowicie zapomniałem i która w chwilę po premierze zaczęła borykać się z tysiącem problemów – wychodząca na jaw przesadna hardkorowość (w praktyce kompletnie się to nie sprawdziło) czy zalew botów to tylko czubek góry lodowej, o którą WildStar – że tak to ujmę – się rozbił. Baza graczy kurczyła się z miesiąca na miesiąc i studio Carbine, widząc, że „coś jest nie tak”, w końcu postanowiło zmienić obrany kierunek. Efekt? Tytuł niedawno przeszedł na model free-to-play, doczekał się też sporej aktualizacji zmieniającej kilka istotnych rzeczy. Jak to wszystko wypada w porównaniu z tym, co widziałem kilkanaście miesięcy temu?
Problemy i lagi
Obecnie WildStar przeżywa drugi raz to samo, co zdarzyło się w momencie premiery – ogromne zainteresowanie graczy przełożyło się na problemy z serwerami. To niestety coraz powszechniejsza sytuacja – że przypomnę tylko niesławny debiut Diablo III – zakładam jednak, że za kilka dni wszystko wróci do normy.
Warstwa wewnętrzna i zewnętrzna
Wszystkich aspektów gry dokładnie omawiać nie będę (możecie się z nimi zapoznać w pierwszej recenzji), co najwyżej krótko do nich nawiążę, by nadać reszcie tekstu nieco kontekstu. Skupię się głównie na zmianach, jakie udało mi się zaobserwować w trakcie czasu spędzonego z wersją beta oraz już po oficjalnym przejściu WildStara na darmowy model biznesowy. Na początek: fabuła. Tu bez niespodzianek – modyfikacji nie doczekaliśmy się praktycznie żadnych, bo i nie było takiej potrzeby. Wciąż zaczynając jako przedstawiciel jednej z dwóch frakcji, staramy się dowiedzieć, co doprowadziło do zniknięcia potężnej rasy Eldanów, a także poznać pozostałe sekrety niedawno odkrytej planety Nexus. W tym przypadku pamięć może mnie odrobinę zawodzić, ale odniosłem wrażenie, że w paru miejscach pojawiło się kilka nowych linii dialogowych, nie mogłem skojarzyć również niektórych z widzianych przerywników, choć to w sumie całkowicie poboczna kwestia. Oczywiście od momentu premiery doszło trochę nowych wątków, misji oraz przygód, ale w gruncie rzeczy fabuła, tak jak i wcześniej, stanowi jedynie tło naszych działań i mało kto będzie się na niej skupiać.
O aspektach technicznych zazwyczaj wspominam dopiero w końcowej części recenzji, ale tym razem drobny wyjątek. O ile w przypadku przerywników filmowych nie do końca byłem pewny, czy coś się nie zmieniło, tak przy oprawie graficznej nie mam żadnych wątpliwości. Nie są to poprawki wybitnie spektakularne – modele wyglądają po prostu nieco ostrzej, broń nie wydaje się już tak ogromna jak kiedyś, tu i ówdzie widać zastosowanie lepszego oświetlenia. WildStar wciąż jest lekko cukierkowym tytułem o komiksowym zacięciu, co z pewnością nie każdemu odpowiada, ale ci, którym wcześniej to nie przeszkadzało, docenią zmiany, na jakie zdecydowało się studio Carbine.