Witajcie.
Przeczytałem dziś w jednym serwisie newsa, o problemach (i to poważnych) z jakimi boryka się PCtowa wersja Ghost Recon - Future Soldier:
http://www.cdaction.pl/news-27396/ghost-recon-future-soldier---powazne-problemy-z-wersja-pc.html
Jeżeli ktoś kupił w dniu premiery (światowej), ma prawo czuć się wyrolowany - znowu... Co mnie jednak najbardziej w tym wszystkim wkurza? Twórcy i wydawcy gier mogą nas rżnąć ile im się podoba, a my in nic nie możemy zrobić.
Zaraz powiecie: "Przecież możemy nie kupować!". Oczywiście, ale nie o to mi tutaj chodzi. Chodzi mi o niemal kompletny brak ochrony prawnej nabywców programów komputerowych i bardzo niewielkie pole manewru w walce o swoje prawa. Dziwi mnie to tym bardziej, jeżeli porównamy gry i programy do innych dóbr konsumpcyjnych.
Popatrzcie na to:
Tekst z: USTAWA z dnia 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny)
Art. 7.
1. Konsument, który zawarł umowę na odległość, może od niej odstąpić bez podania przyczyn, składając stosowne oświadczenie na piśmie w terminie dziesięciu dni, ustalonym w sposób określony w art. 10 ust. 1. Do zachowania tego terminu wystarczy wysłanie oświadczenia przed jego upływem.
[...]
3. W razie odstąpienia od umowy umowa jest uważana za niezawartą, a konsument jest zwolniony z wszelkich zobowiązań. To, co strony świadczyły, ulega zwrotowi w stanie niezmienionym, chyba że zmiana była konieczna w granicach zwykłego zarządu. Zwrot powinien nastąpić niezwłocznie, nie później niż w terminie czternastu dni. Jeżeli konsument dokonał jakichkolwiek przedpłat, należą się od nich odsetki ustawowe od daty dokonania przedpłaty.
A teraz przykład z życia wzięty: Koleś kupił betoniarkę, używał jej przez 7 dni (w sposób normalny, zgodnie z przeznaczeniem tego "ustrojstwa") po czym stwierdził, że nie spełnia ona jego oczekiwań i chce od umowy odstąpić - ot tak. Sprzedawca się nie zgodził, bo uznał że z taką zasyfioną betoniarką to on już nic nie zrobi (cóż, ciężko nie przyznać mu racji). Niestety sąd był innego zdania uznawszy, że nabywca nie przekroczył granic zwykłego zarządu i używał betoniarki zgodnie z przeznaczeniem. Sprzedawca nie miał wyjścia...
Dobra, a jak to się ma do gier? Niestety nijak, ze względu na:
Art. 10 (tej samej ustawy)
[...]
3. Jeżeli strony nie umówiły się inaczej, prawo odstąpienia od umowy zawartej na odległość nie przysługuje konsumentowi w wypadkach:
[...]
2) dotyczących nagrań audialnych i wizualnych oraz zapisanych na nośnikach programów komputerowych po usunięciu przez konsumenta ich oryginalnego opakowania...
Czyli sytuacja wręcz groteskowa. Zasyfioną betoniarkę za kilkadziesiąt tysięcy złotych facet mógł zwrócić, ale gry za powiedźmy 200 zł już nie można. Jest to tym dziwniejsze, że gry się przecież NIE AMORTYZUJĄ (czyli nie tracą na wartości przez zużycie). Nośnik czy opakowanie - ok, mogą się zużyć, ale sama gra (jako sterta kodu) NIE MOŻE!
No dobra, a co z kluczami kupowanymi np. na Steamie? Przecież nie mają pudełek. Niestety też dupa. Raz że sklepy przyjęły interpretację powyższego przepisu, że wykorzystanie klucza jest równoznaczne z naruszeniem opakowania (na co sądy przystają). A dwa, że są przecież umowy licencyjne... Mało kto je czyta, ale zazwyczaj stoi tam jak byk - twórca i wydawca nie odpowiadają za nic, do niczego nie są zobowiązani i niczego nie obiecują - tak, właśnie na coś takiego dobrowolnie przystajemy. Bug na bugu i bugiem pogania? Trudno, twórca umywa rączki bo umowa mu na to pozwala...
A przecież brak możliwości zwrotu takiego klucza, to już szczyt absurdu. Co jak co, ale przecież klucz ani pobrane przez nas pliki się nie zużywają w żaden sposób.
A niech tylko ktoś spróbuje coś ściągnąć z internetu, czy nawet pożyczyć (a tak, gry nie można pożyczyć nawet od ojca czy brata!, bo w przeciwieństwie do np. utworów muzycznych, nie ma czegoś takiego jak "grono najbliższych") - grzywny, odszkodowania, nawet odsiadkę można dostać... Nie, nie szukam usprawiedliwienia dla piractwa, mam po prostu dosyć tego, że stoimy na tak przegranej pozycji.
IMO powinna pojawić się tutaj jakaś zmiana:
- Obowiązkowe wersje demonstracyjne (na tyle na ile dany gatunek na to pozwala).
albo
- Możliwość przetestowania gry przed zakupem (np. przez 60 minut).
albo
- Możliwość zwrotu gry bez podania przyczyny (w bardzo ograniczonym czasie, np. 24 godziny, tak by nikt nie wykorzystywał tego czasu do kończenia gier za darmo).
A jeżeli było to związane z usunięciem opakowania, to np. zwrot pieniędzy w postaci 90% wartości (te 10% powinno wystarczyć na ponowne zafoliowanie...).
Co o tym myślicie?
Kluczem dla takich spraw będzie zapewne orzecznictwo, niestety gry są tematem na tyle nowym, że jeszcze lata poczekamy...
Zgadzam się niemal w całej rozciągłości. Zresztą to dotyczy zarówno gier jak i oprogramowania.
Przy czym zapis dotyczący opakowania ma swoje źródło w oczywistej dla prawodawców łatwości w kopiowaniu danych cyfrowych. Czyli że konsument mógł zrobić kopię.
Edit - sprawa jest złożona, chętnie się dalej wypowiem, głównie o tym jak wydawcy łamią ustawę, a nie o ograniczeniach samej ustawy. Ale to jutro.
Sprawa ze zwrotem gier jest o tyle ciekawa, że dystrybutorzy od trzydziestu lat przekonują nas, że kupujemy licencje czyli prawo do użytkowania "as it is", a nie produkt czyli kod maszynowy. Jeśli kupujemy jedynie licencję, to nie ma przeszkód, aby licencja mogła zostać zwrócona mimo zerwanej folii. To oczywiście ułatwiłoby kopiowanie produktu, ale to tylko dowód na to jak niespójne logicznie jest hasło "licencja zamiast produktu".
Jeszcze ciekawiej jest w przypadku gier, których silniki w całości lub części znajdują się po stronie dystrybutora (dla przykładu MMO czy coraz bardziej istotna część produktów dystrybuowanych przez Steam) lub w ogólności tych implementowanych jako SOA. Brak tu jakiegokolwiek naruszenia praw dystrybutora przez użytkownika postanawiającego oddać klucz na mocy prawa odstąpienia od umowy kupna. Ba - nawet więcej! Dystrybutor ma pełnie informacji o tym, czy użytkownik przekroczył granicę próbowania czy jeszcze nie (zawartą w statystykach jego konta), gdziekolwiek tej granicy by nie postawić.
Persecuted --> Mi się wydaje, że problem leży tam gdzie wskazał to graf_0. Niestety nie ma możliwości obejścia tego, bo prawda jest taka, że betoniarki nie skopiujesz a grę czy film bez problemów...I to niezależnie od tego czy będziemy mówić o okresie 10 dni czy 10 godzin. Nie sądzę więc by była możliwość zmiany przepisów, która zadowoliłaby użytkowników i jednocześnie przynajmniej w jakimś stopniu zagwarantowała producentowi ochronę jego praw.
@Up
Ale co to za różnica? Wykonanie kopii i pozbycie się oryginału jest niezgodne z prawem, tak samo jak ściąganie z internetu. Nie sądzicie chyba, że nagle wszyscy zaczęliby stosować tą metodę (czyli kupuję>kopiuję>zwracam do sklepu) zamiast zwyczajnego ściągania...? (bo po co zamieniać jedno łamanie prawa, na inne łamanie prawa, które jest dodatkowo bardziej uciążliwe, czasochłonne i wymaga inwestycji?). Innymi słowy, konstrukcja tego przepisu tak na prawdę przed niczym nie chroni. Jedyna różnica to w zasadzie wykrywalność. Ściąganie można wykryć, wykonania kopii już nie.
A poza tym, żyjemy w czasach kluczy, DRMów i wszechobecnych zabezpieczeń. Nawet jeżeli wykonamy kopię, to mamy niewielkie szanse na korzystanie z niej (w sposób inny, niż jako gryzak dla psa). Potrzebne są cracki i pochodne oprogramowanie, które nie jest legalne.
licencja powiadacie - ok, ale jak sobei wyobrażacie konkretnie odstąpienie od umowy? Po ilu... godzinach? w końcu grę można przejść czasem dosć szybko. Owszem, na steam mozna by to jakoś kontrolować, tylko że należałoby ustalić jakiś termin, bardzo krótki - bo przecież chodzi wam o rozwiażanie umowy bez ponoszenia kosztów dotychczasowego korzystania z licencji....
@Up
Pomysły są różne, cel jest jeden - zapewnić konsumentowi JAKĄŚ ochronę jego praw... W dużej mierze sami sobie jesteśmy winni, bo pozwoliliśmy się tak wytresować twórcom i wydawcom gier. Współcześnie nie ma chyba produkcji, która nie zmuszała by nas do "podpisania" cholernie niekorzystnej umowy licencyjnej. Gdyby ktoś podsunął nam coś takiego w realnym życiu, popukali byśmy się w czoło z politowaniem. A w grach? Przystajemy na to bez mrugnięcia okiem...
Jeszcze "śmieszniejsze" są pod tym względem gry MMO. Np. grasz sobie 2 lata w WoWa. Poświęcasz mnóstwo czasu i pieniędzy (abonament), ale wszystko jest cacy. Nagle pojawia się jakaś totalnie niekorzystna zmiana regulaminu (która może obejmować ABSOLUTNIE WSZYSTKO co sobie dostawca wymyśli), a konsument stawiany jest przed wyborem: Zgadzam się i gram dalej, albo nie zgadzam się i tracę dostęp do gry na dobre... Nie ważne że gdy 2 lata wcześniej "podpisywał" umowę z w koncernem, umowa wyglądała zupełnie inaczej. Firma może wszystko co chce i kiedy chce, konsument jest spychany do roli dojnej krowy, marionetki.
Jak myśmy cholera do tego doprowadzili?!? Przecież my im jeszcze za to płacimy! Za to że łaskawie pozwalają nam korzystać ze swoich cudnych produktów.
Większość ludzi chwali, że internet oraz wirtualne aspekty naszego życia są tak "dzikie i nieuregulowane". Jak jednak widać, ma to swoje negatywne strony...
Wiem że to nierealne, ale powinniśmy wymóc na koncernach, by z umów zniknęły raz na zawsze kuriozalne klauzule typu: Ty mi płacisz i nie masz żadnych praw, a ja za nic nie odpowiadam i mogę wszystko co zechcę...
Do tego koniecznie trzeba rozszerzyć możliwość przetestowania produktu przed zakupem, lub ewentualnego zwrotu.
Kiedyś nastąpi jakiś wielki krach (np. Steam upadnie) a miliony ludzi obudzą się z ręką w nocniku. Wtedy dopiero ludzie uświadomią sobie, w co żeśmy się dobrowolnie wpakowali. Niestety jak zwykle po szkodzie...
Jeszcze "śmieszniejsze" są pod tym względem gry MMO. Np. grasz sobie 2 lata w WoWa. Poświęcasz mnóstwo czasu i pieniędzy (abonament), ale wszystko jest cacy. Nagle pojawia się jakaś totalnie niekorzystna zmiana regulaminu (która może obejmować ABSOLUTNIE WSZYSTKO co sobie dostawca wymyśli), a konsument stawiany jest przed wyborem: Zgadzam się i gram dalej, albo nie zgadzam się i tracę dostęp do gry na dobre... Nie ważne że gdy 2 lata wcześniej "podpisywał" umowę z w koncernem, umowa wyglądała zupełnie inaczej. Firma może wszystko co chce i kiedy chce, konsument jest spychany do roli dojnej krowy, marionetki.
Nie rozumiem kompletnie o co chodzi w tym przykładzie. Przecież to jest normalna sytuacja. Podpisujesz umowę na telefon, jest zmiana regulaminu i masz do wyboru - ok zgoda, albo nie dzięki rozwiązuję umowę. Nie wiem może oczekujesz, że w takim przypadku powinien ci producent gry czy operator komórkowy oddać pieniądze, które włożyłeś w abonament? Ja wiem, że najlepiej by było, jakby wszystko można sobie było poużywać, później zwrócić i odzyskać kasę. Kupujesz 100 kuponów lotto, nic nie wygrałeś, więc stwierdzasz, że chcesz zwrócić towar. Po kiego ludziom pralki? Kupisz ciuchy, pochodzisz, pobrudzisz, przepocisz, oddasz. Albo lepsze porównanie do gier - Kinder niespodzianki, nie wiesz jaka zabawka jest w środku i czy się spodoba, ale czy to daje ci prawo do otworzenia sobie w sklepie wszystkich, pobawienia się jakiś czas i wybrania tej, która ci odpowiada?
[8] Pietrus ~~~>
licencja powiadacie - ok, ale jak sobei wyobrażacie konkretnie odstąpienie od umowy? Po ilu... godzinach? w końcu grę można przejść czasem dosć szybko. Owszem, na steam mozna by to jakoś kontrolować, tylko że należałoby ustalić jakiś termin, bardzo krótki - bo przecież chodzi wam o rozwiażanie umowy bez ponoszenia kosztów dotychczasowego korzystania z licencji....
Chyba nie przeczytałeś nawet tego, co napisałem powyżej. Prosta obserwacja: Steam (w przypadku gier, które były pisane ze Steamem jako docelowym modelem dystrybucji) lub developer MMO ma pełną informację ile gracz korzystał w ich tytuł i nie ma powodu do obawy o interes developera, że ktoś go na tym skrycie oszukuje. Mógłbym móc nawet i po roku oddać tytuł, którego konta nawet nie inicjalizowałem.
Równowaga sił na rynku oprogramowania/gier jest przesunięta skrajnie w kierunku wydawcy.
Co wiecej, wydawcy robią wszystko aby prawa i możliwości konsumentów jeszcze bardziej ograniczyć.
Najważniejsza różnica pomiędzy programem a inny produktem?
Niemal absolutny brak gwarancji i rękojmi na program.
Nikt nie gwarantuje że program będzie działał dobrze, lub, że w przeciwnym wypadku będę mógł go zwrócić.
I nie opowiadajcie mi tu o różnorodnych konfiguracjach i konfliktach między programami.
Jeśli program jest opisany windows 7, to na moim komputrze z windows 7 MA DZIAŁAĆ, niech producenci wymyślą jak to osiągnąć.
Tak samo jak żelazko 230V MA DZIAŁAĆ na sieci 230V, niezależnie od tego czy mam w sieć równocześnie wpięty telewizor czy odkurzacz.
Ale nie w przypadku programów. Tam w licencjach ZAWSZE jest noliabilty, gtfo, za nic nie bierzemy odpowiedzialności.
I żadna ustawa tez nas nie chroni.
Ale z każdym rokiem robi się coraz gorzej.
a) Ceny boxów(relatywnie) idą w górę, a zamiast tego producenci sprzedają jakieś home czy też oem wersje. Które znowu ograniczają prawa konsumenta. Czego konsument najczęściej nie jest świadomy.
b) przejście ze sprzedaży fizycznej na elektroniczną, bądź też rejestracja elektroniczna, której nie można wycofać i gry odsprzedać.
Wydawcy tłumaczą się że teraz gry to bardziej usługa niż program/licencja. Ok, może to i racja w przypadku np. WOWa.
Ale w wielu innych wypadkach udział "części usługowej" - czyli np. administracja system łączenia z prywatnymi serwerami (bo wydawca nie daje własnych dedyków) to jedynie ułamek kosztów i wartości gry.
Zresztą niezależnie od tego powinna być możliwość rozdzielnia warstwy usługowej od samego programu, bo inaczej mamy sprzedaż wiązaną.
c) nie mam praktyki, ale wydaje mi się że przejście z "normalnych" programów na "appsy", tak jak w smartfonach sprawę jeszcze pogorszy.
Bo podejrzewam że licencje są równie powalone jak w przypadku zwykłych programów, dodatkowo appsy najczęściej "kradną" mnósto informacji osobistych na temat użytkowników, a gwarancji i ochrony też pewnie żadnej nie mamy.
Nie wspominając o możliwości transferu licencji czy o wsparciu technicznym na wiekszą skalę.
Ostatnia sprawa - licencje. Licencje do programów konsumenckich to jakaś kpina. NIKT tego nie czyta, a wszyscy akceptują co pozwala wydawcą wyciągać skutki prawne. Uważam że zakup i instalacja programu to nie jest budowa domu, czy kredyt gotówkowy, aby konieczne było wgłębiania się w szczegółowe umowy i ograniczenia.
Program/gra to zwykły produkt który kupujemy często i czasami impulsywnie i powinny istnieć prawem umocowane, PROSTE, powszechnie znane PRAWA i OBOWIĄZKI OBU STRON.
No prosze, a w Korei Poludniowej Blizzard zostal zmuszony do zwracania konsumentom pieniedzy na Diablo III i nie ma znaczenia, ze gra wymaga zalozenia konta w Battle.net, a klucz jest jednorazowy. Jak widac mozna wyegzekwowac swe prawa, ale do tego trzeba miec uczciwych, inteligentnych politykow.
Polony - trzeba afery na cały kraj, działaczy i odpowiednio ugodowej firmy.
A blizzard za duży pieniadz w Korei widzi. A musza być potulni tym bardziej że mają tam poważny problem z RMAH - bo to u nich hazard jest. A ten jest zakazany.
Btw. W Polsce Diablo też pewnie pod hazard powinno podchodzić, bo wygrana zależy od szcześcia, i dostajesz nagrody wartościowe. A hazard w internecie jest u nas zabroniony...
@Browar Drinker
Podpisujesz umowę na telefon, jest zmiana regulaminu i masz do wyboru - ok zgoda, albo nie dzięki rozwiązuję umowę.
Z tą różnicą, że operator telefonii czy bank nie mogą zrobić WSZYSTKIEGO. Jak przesadzą to może się to dla nich źle skończyć - konsument zwyczajnie ma swoje prawa i może o nie walczyć. A w grach to po prostu wolna amerykanka, koncern może wszystko co zechce, konsument nie może nic. Wyobrażasz sobie taką sytuację, że dzwoni do Ciebie koleś z banku i mówi: Zablokowaliśmy pańskie konto, a wszystkie środki odebraliśmy bezpowrotnie. Czemu? Bo tak nam się podobało"? Bo w grach jest to zupełnie legalne...
Ja wiem, że najlepiej by było, jakby wszystko można sobie było poużywać, później zwrócić i odzyskać kasę. Kupujesz 100 kuponów lotto, nic nie wygrałeś, więc stwierdzasz, że chcesz zwrócić towar. Po kiego ludziom pralki? Kupisz ciuchy, pochodzisz, pobrudzisz, przepocisz, oddasz
A czytałeś pierwszy post? Tam właśnie opisałem, że jest to (bardzo często) możliwe...
Kupując telewizor możesz pójść do sklepu, obejrzeć go sobie, pomacać, pobawić się ustawieniami, zobaczyć jak odbiera, porównać z innymi produktami itp. A jeżeli po zakupie nie spełni Twoich oczekiwań (mimo wszystko) to i tak możesz go oddać (tu z pewnymi zastrzeżeniami, ale nie w tym rzecz).
A gra? Nie dość że kupujesz kota w worku, to jeszcze nie masz prawa jej zwrócić. I to nie tylko z powodu własnego widzimisię, ale także z każdego innego!
Wyobraź sobie że kupiłeś lodówkę która nie działa, a producent czy sprzedawca nie ponoszą za to odpowiedzialności i mają wszystko w dupie (nie chcą oddać kasy, wymienić na nową czy naprawić). Wyobraziłeś sobie? No to witamy w świecie wirtualnej rozrywki...
graf_0
Program/gra to zwykły produkt który kupujemy często i czasami impulsywnie i powinny istnieć prawem umocowane, PROSTE, powszechnie znane PRAWA i OBOWIĄZKI OBU STRON.
Jestem podobnego zdania. Powinna istnieć jakaś karta praw podstawowych działająca w ten sposób, że koncern może umieścić w umowie licencyjnej wszystko, pod warunkiem że nie jest to mniej korzystne dla konsumenta niż postanowienia tej karty (coś jak np. nasz kodeks pracy i umowa o pracę). I wymusić na nich przestrzeganie tych postanowień, pod groźbą niedopuszczenia ich produktu do obrotu.
spokojnie rynek sie juz bardzo zmienia.
Coraz wiecej tytulow powstaje przy udziale graczy i DLA graczy - patrz kickstarter.
Na google play mozna oddawac programy, owszem tylko 15 minut na testowanie, ale zawsze. na szczescie masa tworcow sama, z wlasnej woli, zwieksza ten termin nawet do tygodnia - nie podoba sie, to oddadza ci cala kase na karte kred.
Ja wietrze dosc rychly upadek wielkich wydawcow (albo ich kompletna transformacje) na rzecz studiow wydajacych mniejsze tytuly, ale wlasnym sumptem lub cos ala kickstarter. Takie rozwiazania automatycznie pozmieniaja umowy licencyjne, bo to sa gry "przez graczy dla graczy".
Ja wietrze dosc rychly upadek wielkich wydawcow (albo ich kompletna transformacje) na rzecz studiow wydajacych mniejsze tytuly, ale wlasnym sumptem lub cos ala kickstarter. Takie rozwiazania automatycznie pozmieniaja umowy licencyjne, bo to sa gry "przez graczy dla graczy".
Zataczamy pełne koło do początków tej branży. Co mnie bardzo cieszy.
@mikmac
IMO duże korporacje pozostaną (bo tylko one są w stanie robić największe i najdroższe produkcje. Na KS nie zbierzesz np. 200 milionów ;s). Niemniej będą musiały się przystosować by przetrwać. A coraz większy wyzysk konsumenta na pewno nie jest dobrą drogą...
Ja to bym nawet chciał, by kilka takich molochów pokroju EA, UBI czy Blizzard upadło... Tak ku przestrodze.
Marzy mi się taka akcja: Wychodzi jakiś mega hit, killer rynkowy (nowe Call of Duty, Assassin's Creed czy Diablo), a ludzie solidarnie (w ramach zorganizowanej akcji) nie kupują! Zamiast 3 milionów przez pierwszy tydzień, sprzedaje się np. 10 tysięcy max... Taki środkowy palec w stronę tych naciągaczy. To by było coś, niestety to nierealne.
200mln? Skad tys wytrzasnal taka kwote? Przeciez w tym sie zawiera wszystko - zysk producenta z 50%, marketing, reklama, konsultacje i inne pierdy. GOW, ktorys tam, kosztowal podobno 15mln zielonych - to jest kwota do zebrania na tytul AAA, szczegolnie jak koncepcja sie rozpowszechni.
Mi osobiscie idea kickstartera sie bardzo podoba, bo devsi maja juz wstepnie oplacone pensje na czas tworzenia, a co sprzedadza ponadto na rynku (bo ci co juz wplacili maja kupiona przyszla gre) to jest ich dodatkowy zarobek na wille i ferrari - i oby jak najwiecej sobie tego kupili.
I nie opowiadajcie mi tu o różnorodnych konfiguracjach i konfliktach między programami.
Jeśli program jest opisany Windows 7, to na moim komputrze z windows 7 MA DZIAŁAĆ, niech producenci wymyślą jak to osiągnąć.
Od tego masz wymagania sprzętowe: nie spełniasz, nie kupujesz. Nie da się napisać gry która jednocześnie będzie oferowała ładną grafikę, dobre AI itp. i jednocześnie działała na każdym sprzęcie z Windows 7, nie da się i już. A błędne działanie programu to często wina samego użytkownika, który potrafi zawalić system toną śmieci a potem dziwić się, że coś źle działa - i czemu producenci mieli by ponosić odpowiedzialność za czyjąś głupotę (oczywiście mówimy, o przypadku kiedy to użytkownik jest winny, jeśli błąd jest z drugiej strony to oczywiście powinno być obowiązkiem producenta to poprawić).
a) Ceny boxów(relatywnie) idą w górę, a zamiast tego producenci sprzedają jakieś home czy też oem wersje. Które znowu ograniczają prawa konsumenta. Czego konsument najczęściej nie jest świadomy.
Wystarczy minimalnie zainteresować się tym co się kupuje. Różnica w cenie pomiędzy Boxem a OEMem jest na tyle duża, że KAŻDY chociaż minimalnie myślący użytkownik zastanowi się - dlaczego? Plus dowiedzenie się o co chodzi to praktycznie 2-3 minuty korzystania z google. Jeśli ktoś wydaje pieniądze nie wiedząc na co to jest to tylko i wyłącznie jego wina.
b) przejście ze sprzedaży fizycznej na elektroniczną, bądź też rejestracja elektroniczna, której nie można wycofać i gry odsprzedać.
To, że gry nie można odsprzedać to rzecz wiadoma w momencie zakupu - mi osobiście nie przeszkadza bo gier nie lubię odsprzedawać i nie mam zamiaru tego robić, ale jeśli odsprzedaż jest dla ciebie ważna to po prostu nie mając takiej możliwości takiej gry NIE KUPUJESZ.
Ogólnie odnoszę wrażenie do tego, że ktoś cie zmusza do akceptowania wszystkich wymysłów producentów... Oczywiście nie mówię, że wszystkie są dobre i niech robią co chcą bo to też powinno być jasno regulowane, ale cały czas mamy wybór, gry nie są nikomu do życia potrzebne i nikt nikogo nie zmusza do akceptowania coraz dłuższych i dziwniejszych licencji. Nie podoba się? Nie kupujesz a producent nie dostaje twoich pieniędzy.
jeszcze co do kosztow gier - polecam poczytac. Tak to wlasnie dzis wyglada, mandzerzy nad menadzerami z dwoch grafikow klepie 2 pudelka 3 miesiace...
http://www.warhorsestudios.cz/index.php?page=blog&entry=blog_007
Tychowicz.
Rynek nie powinien działać tak jak piszesz - Czyli nie chcesz, nie podobają się zapisy umowy - nie kupujesz. Bo po pierwsze, jako pojedynczy konsument nie masz możliwości negocjacji umowy ze sprzedawcą, a po drugie, często nie masz oferty konkurencyjnej która oferowałaby prawidłowe zapisy umowy.
Dlatego prawo powinno gwarantować minimum uczciwego stosunku praw pomiędzy stronami.
mikmac
Dobre.
W temacie. Ja po prostu nie tykam gier młodszych niż 3 lata od premiery. Wtedy się mniej więcej da grać :)
Tychowicz
Nie masz racji pisząc, że wszystko jest cacy bo wcale nie musimy kupować. To można z powodzeniem odnieść do 99% wszystkich dóbr konsumpcyjnych (telewizory, komputery, pralki, lodówki, ubrania, telefony, zegarki itp - przecież nie są potrzebne do życia). Wyobraź sobie co by było, gdyby dostawcy wszystkich dóbr i usług asekurowali się w ten sposób co twórcy gier "za nic nie odpowiadam i nic nie muszę". Jak by wyglądało nasze życie? No bo skoro twórcom i wydawcom gier wolno, to czemu by tego nie rozszerzyć na wszystkich przedsiębiorców? A co oni gorsi? Skoro taki Ubisoft może bezkarnie wciskać buble, to czemu ja nie mogę sprzedawać np. samochodów z wadą fabryczną? Albo uszkodzonych zmywarek?
Tychowicz ~~~>
graf ma 100% racji. Zasada "nie chcesz, nie musisz" prawidłowo steruje rynkiem tylko wtedy, gdy ten rynek jest wolny. Co oznacza m.in. konkurencję oraz odpowiedzialność producenta i sprzedawcy za niepełnowartościowy towar. Tylko wtedy głosowanie własnymi pieniędzmi promuje lepszy towar i uczciwszych producentów.
Tylko, że jest wybór, są alternatywy i nie ma żadnego powodu, żeby na siłę trzymać się gier wielkich producentów i jeszcze na to narzekać. Sam już od dłuższego czasu nie kupiłem, żadnej "dużej" (nie licząc Diablo 3, które dostałem za granie w WoWa) gry - personalnie uważam, że 3/4 z nich jest zdecydowanie za drogich i po prostu nie opłacalnych w stosunku cena/jakość (doskonałym przykładem jest to, że z daleka omijam nowe CoDy i Mass Effectowe produkty Bioware). I żyje. Gram sobie w trochę mniej popularne tytuły, a lista gier na Steamie jaką mam do przejścia jest po prostu ogromna - naprawdę nie da się narzekać, że nie ma w co grać. Do tego, zainteresowałem się paroma naprawdę ciekawymi projektami na Kickstarterze. Ogólnie dzięki dystrybucji elektronicznej i crowd-fundingu przyszłość przemysłu growego rysuję się w miarę pozytywnych barwach - coraz łatwiej jest się wypromować i sprzedać grę dzięki pomysłowości i ciężkiej pracy, zamiast tylko polegać na milionach wydanych na marketing.
Oczywiście nie staję po stronie producentów i wielkich korporacji i uważam, że powinny być jasno określone warunki, jakie każda gra powinna spełniać (przykład - bezproblemowe działanie na komputerach podanych w wymaganiach sprzętowych, pod oczywiste warunkiem, że komputera nie spowalniają żadne czynniki wewnętrzne i zewnętrzne) czy chociażby gwarancja wsparcia technicznego dla wszystkich usterek wynikających z błędów developera. Ale niektórym się chyba lekko w głowie poprzewracało... Na przykład NIKT nie może ci zagwarantować, że na KAŻDYM komputerze (nawet spełniającym wymagania sprzętowe) gra będzie idealnie działać, bo nie da się przewidzieć jaki syf na tym komputerze będzie się znajdował... Podobnie jak narzekanie, że ludzie kupują OEM nie wiedząc co to jest - no kurwa bez przesady - jestem jak najbardziej za jasno sformowanymi prawami, które gwarantują podstawowe możliwości obrony konsumentom (w stylu - jeśli gra wymaga połączenia z internetem a serwery są wyłączone przez x godzin z rzędu), ale przed własną głupotą nikogo się nie uda uratować.
Więc w skróci - jestem jak najbardziej za ograniczeniem i jasnym określeniu zakresu możliwości producentów i praw konsumenta, ale bez przesady w żadnym z kierunków...