Obcy w Romulusie miał być wielką niespodzianką dla widzów. Dopiero po 30 minutach seansu okazałoby się, że film Fede...
W sumie to ciekawi mnie skąd takie pochlebne opinie ma ten film, scenariusz to dosłownie kalka kilku pomysłów z dotychczasowych filmów z serii i ubranie ich w jeden film xD
Może będzie miał szansę to zrobić w kontynuacji? Film raczej nie będzie się nazywać Romulus 2 (bez wchodzenia w spoilery, to nie miałoby sensu fabularnie), więc kto wie. Najlepiej nazwać sequel Yvaga 3, to by dopiero była zmyłka dla widzów :D.
Nie mogę się wypowiadać za wszystkich, ale dla mnie produkcje z serii Obcy to zawsze były przede wszystkim "filmy kosmiczne", a dopiero w dalszej kolejności "horrory z potworem". I tak się składa, że Romulus, jako jedyny z całej serii (patrząc ze współczesnej perspektywy) realizuje oba te motywy na wysokim poziomie, a do tego, inaczej niż Prometeusz i Przymierze, powraca do kultowej estetyki dwóch pierwszych części.
Pomijając kwestię wcześniejszego wycieku "niespodzianki" z planu filmowego do prasy, to zaskoczone byłyby co najwyżej osoby oglądające film w dniu premiery, w pierwszej godzinie od otwarcia kin. Także zszokowani byliby nieliczni... słabo.
Zlekceważyli "marketing szeptany", który de facto jest prawie na równi z ogromnymi akcjami marketingowymi za mln dolarów.
ten film to słaby gniot i tak
gol teraz dzień w dzień będzie spamował bezużytecznymi newsami branży filmowej
Ale dlaczego gniot? Czytam mnóstwo hejtu pod adresem tego filmu, ale praktycznie nikt nie podaje żadnych konkretów.
Narzekacze zawsze się znajdą, na jakikolwiek syf, który może mieć sens albo jego totalny brak. To raz, dwa, statystycznie osoby mające negatywną opinię czują potrzebę podzielenia się nią znacznie częściej, niż osoby mające opinię pozytywną (stąd najczęściej widzisz gdzieś wiadro pomyj w jakimś kierunku a nie ochy i achy)
Najlepsza jest i tak średnia. Film ma 7.1 na IMDB, czyli spoko.
Film sam w sobie nie był zły, nawet oglądało mi się go lepiej niż jakieś tam Prometeusze i Przymierza. Plus za stylistykę zbliżoną do pierwszych części, plus za liźnięcie tematu, jak wyglądało życie i praca w koloniach Wayland-Yutani.
Tylko zasadniczo nic tam nie było odkrywczego. I tak najbardziej jak się tylko dało, po chamsku przeniesienie kilku scen/tekstów z klasycznych części ("mówiła X, ostatni żywy członek załogi Y.", "- Sztuczniak. - Wolę określenie sztuczny człowiek.", "Nie będę okłamywać was, co do waszych szans, ale wam współczuję.", "Zostaw ją, ty suko!" i pewnie coś jeszcze, czego już nie pamiętam). I nie zrobili tego w sposób, po którym się człowiek uśmiecha, ciesząc z nawiązania, tylko przewraca oczami za tanie granie na nostalgii.
Plus głupotki fabularne:
Klasycznie W-Y dowiedziało się o istnieniu ksenomorfów dopiero, jak koloniści na LV coś tam się na nie natknęli, ale tutaj się okazuje, że korporacja doskonale widziała, co się dzialo na Nostromo i od razu zaczęła szukać tego ksenomorfa. No i oczywiście znaleźli go żywego. Tego samego, którego Ripley wywaliła przez śluzę i przypiekła silnikiem rakietowym. Najwyraźniej mu to nie zaszkodziło, podobnie jak 20 lat dryfowania w lodowatej próżni kosmosu.
Próbując uzasadnić jakim cudem dziewczyna, która w życiu nie miała w ręku nic zbliżonego do broni, sprawili, że technologia wojskowa w serii najwyraźniej cofnęła się w rozwoju. W Obcym 2, kilkadziesiąt lat po Romulusie, marines mieli karabiny impulsowe bez żadnego wspomagania i z magazynkiem na bodaj 50 naboi. W Romulusie tych naboi do magazynka wchodziło 450 i karabin posiadał wspomaganie celowania, że jak w coś wycelujesz, to broń już sama zadba, żebyś trafił. I nie, to nie były jakieś specjalne, prototypowe odmiany broni, które nie weszły do użytku, było powiedziane wprost "to karabiny impulsowe, takie jakich używają kosmiczni marines".
Jeszcze odnośnie tych karabinów, zużycie amunicji zmienne w zależności od tego, czego akurat wymagała dana scena. Najpierw babka pruła do obcych bardzo krótkimi seriami, to amunicji ubywało w oczach: 50%, 20%, już tylko 10%... 5%. A później te pozostałe 5% starczyło na dłużej niż te 95%.
Nagle cykl rozwojowy obcego od implantacji do dziury w klatce piersiowej zaczął wynosić może ze 20 min, bo ktoś uznał, że fajnie będzie zrobić napięcie, ustalając deadline 40 min na ewakuację ze stacji, a nie przemyślał jak to wpłynie na resztę ram czasowych. I jedno zdanko wytłumaczenia w stylu: a bo widzisz, my tu eksperymentowaliśmy na obcym, to i się zmienił.
Bardzo przemyślana decyzja, wstrzyknięcia sobie jakiejś mazi wyekstrahowanej z obcego, bo na pewno nic złego się nie stanie, a szczury z zasady przeżywały eksperyment.
Kriokomora nagle działa inaczej niż powinna. Zawsze to było zawieszenie życia, spowolnienie procesów życiowych tak, że osobę z obcym w środku można by było zamrozić i przewieźć na drugi koniec galaktyki. Natomiast tu babka ląduje w komorze, komora zostaje włączona, ale najwyraźniej procesy życiowe sobie biegną nieprzerwanie normalnym tempem, bo 10 min później komora się awaryjnie wyłącza, żeby biedaczka sobie urodziła dzieciaczka naszprycowanego czarną mazią z obcego i główna bohaterka mogła się zmierzyć z jeszcze jednym zagrożeniem.
Tak na szybko z pamięci to tyle.
I nie zrobili tego w sposób, po którym się człowiek uśmiecha, ciesząc z nawiązania, tylko przewraca oczami za tanie granie na nostalgii.
Ja akurat jestem przeciwnego zdania. Oglądałem Romulusa w ramach przypominania sobie całej serii i te nawiązania wywoływały u mnie autentyczny uśmiech. Gdybym jednak wcześniej nie obejrzał na świeżo poprzednich filmów, to w życiu był ich nie wyłapał. Baa, kilku faktycznie nie wyłapałem, tylko przeczytałem o nich w internecie i dopiero wtedy sobie uświadomiłem ich obecność... Chyba po prostu nie jestem prawdziwym fanem i nie znam tych filmów na pamięć ;d.
Klasycznie W-Y dowiedziało się o istnieniu ksenomorfów dopiero, jak koloniści na LV coś tam się na nie natknęli, ale tutaj się okazuje, że korporacja doskonale widziała, co się dzialo na Nostromo i od razu zaczęła szukać tego ksenomorfa.
Ale przecież Nostromo zostało wysłane z (tajną dla załogi) misją odzyskania Xenomorpha, więc korporacja doskonale wiedziała po co tam polecieli. Zresztą, nadchodzący serial Alien Earth ma to ugruntować, bo rozgrywa się na Ziemi jeszcze przed akcją Prometeusza (to najpewniej będzie pierwszy kontakt WY z rzeczonym kosmitą).
No i oczywiście znaleźli go żywego. Tego samego, którego Ripley wywaliła przez śluzę i przypiekła silnikiem rakietowym. Najwyraźniej mu to nie zaszkodziło, podobnie jak 20 lat dryfowania w lodowatej próżni kosmosu.
Akurat to ma sens. Xeno to "perfekcyjny organizm" (w filmach pada to wiele razy), w naturalnych warunkach właściwie niezniszczalny i to wokół tych właściwości kręci się cała fiksacja WY na jego punkcie.
Próbując uzasadnić jakim cudem dziewczyna, która w życiu nie miała w ręku nic zbliżonego do broni, sprawili, że technologia wojskowa w serii najwyraźniej cofnęła się w rozwoju. W Obcym 2, kilkadziesiąt lat po Romulusie, marines mieli karabiny impulsowe bez żadnego wspomagania i z magazynkiem na bodaj 50 naboi. W Romulusie tych naboi do magazynka wchodziło 450 i karabin posiadał wspomaganie celowania, że jak w coś wycelujesz, to broń już sama zadba, żebyś trafił. I nie, to nie były jakieś specjalne, prototypowe odmiany broni, które nie weszły do użytku, było powiedziane wprost "to karabiny impulsowe, takie jakich używają kosmiczni marines".
Tak, zgadzam się, że mogli to rozegrać nieco inaczej, ale moim zdaniem z dwojga złego lepiej tak, niż robić z Rain drugą Ripley, która nagle staje się komando-babeczką wymiataczem, bardziej ogarniętą od kolonialnych Marines... bo tak. Bardziej uwierzę w "magiczny karabin", niż w jej "naturalne zdolności bojowe" pojawiające się znikąd. A cofanie się technologii, to ogólnie szerszy problem całej tej franczyzy (podobnie było w Gwiezdnych Wojnach).
Jeszcze odnośnie tych karabinów, zużycie amunicji zmienne w zależności od tego, czego akurat wymagała dana scena. Najpierw babka pruła do obcych bardzo krótkimi seriami, to amunicji ubywało w oczach: 50%, 20%, już tylko 10%... 5%. A później te pozostałe 5% starczyło na dłużej niż te 95%.
Też się zgadzam, mogli uniknąć sztucznego dramatyzmu i rozłożyć zużycie amunicji bardziej równomiernie, ale to tylko pierdółka w stylu bomby zatrzymującej się zawsze w ostatniej sekundzie. Ot, zbędny, ale mało istotny zabieg.
Nagle cykl rozwojowy obcego od implantacji do dziury w klatce piersiowej zaczął wynosić może ze 20 min, bo ktoś uznał, że fajnie będzie zrobić napięcie, ustalając deadline 40 min na ewakuację ze stacji, a nie przemyślał jak to wpłynie na resztę ram czasowych. I jedno zdanko wytłumaczenia w stylu: a bo widzisz, my tu eksperymentowaliśmy na obcym, to i się zmienił.
Moim zdaniem czepianie się tego miałoby sens po pierwszej części, ale później już nie za bardzo. Na przestrzeni kolejnych dzieł z tej serii (zwłaszcza wliczając gry, książki i komiksy) cykl życia Xenomorphów (fazy rozwoju, czas trwania poszczególnych form itd.) można podsumować po prostu jako: "zależy, co scenarzystom akurat pasuje". Jak trzeba, to Xeno rozwija się przez wiele godzin, a innym razem przez kilka minut albo nawet sekund... bo tak.
Bardzo przemyślana decyzja, wstrzyknięcia sobie jakiejś mazi wyekstrahowanej z obcego, bo na pewno nic złego się nie stanie, a szczury z zasady przeżywały eksperyment.
Gdybym umierał i miał pod ręką substancję, która może mnie uratować, to też bym pewnie zaryzykował.
Kriokomora nagle działa inaczej niż powinna. Zawsze to było zawieszenie życia, spowolnienie procesów życiowych tak, że osobę z obcym w środku można by było zamrozić i przewieźć na drugi koniec galaktyki. Natomiast tu babka ląduje w komorze, komora zostaje włączona, ale najwyraźniej procesy życiowe sobie biegną nieprzerwanie normalnym tempem, bo 10 min później komora się awaryjnie wyłącza, żeby biedaczka sobie urodziła dzieciaczka naszprycowanego czarną mazią z obcego i główna bohaterka mogła się zmierzyć z jeszcze jednym zagrożeniem.
Tylko bierz pod uwagę, że taka komora ochładza stopniowo, a tutaj proces został po prostu przerwany przedwcześnie, bo kobieta była w bardzo złym stanie fizycznym. Spowolnienie metabolizmu nie uratuje cię od śmierci, zwłaszcza, gdy jesteś w stanie krytycznym.
A tak ogólnie, to powyższe zarzuty można spokojnie zaklasyfikować jako drobnostki i żadna z nich na pewno nie czyni filmu "syfem" albo "gniotem".
"Ale przecież Nostromo zostało wysłane z (tajną dla załogi) misją odzyskania Xenomorpha, więc korporacja doskonale wiedziała po co tam polecieli. "
OK, zwracam honor. Co prawda nie do końca pamiętam, czy korporacja wiedziała konkretnie o obcym, czy po prostu o sygnale i chodziło o przywiezienie czegokolwiek, co się znajduje u źródła, ale rzeczywiście mogło tak być.
"Xeno to "perfekcyjny organizm" (w filmach pada to wiele razy), w naturalnych warunkach właściwie niezniszczalny"
Ja bym jednak nie nazwał kontaktu z płomieniem wylotowym silnika rakietowego, gdzie temperatura sięgała kilku tysięcy stopni warunkami naturalnymi. Tym bardziej, że zaraz go ochłodziła próżnia kosmosu do bliskiej zera absolutnego. W trojce alien mniejszego gwałtownego skoku temperatury nie wytrzymał.
"Ripley, która nagle staje się komando-babeczką wymiataczem, bardziej ogarniętą od kolonialnych Marines"
Odnośnie korzystania z broni, Hicks jej w pewnym momencie zrobił szybki kurs, ale racja, lepiej by to wybrzmiało, gdyby pokazali jak w ramach przygotowań do udziału w tej misji ratunkowej przeszła jakieś podstawowe szkolenie z zakresu obsługi broni jeszcze na Ziemi. A co do ogarnięcia, według mnie ma sens, że ktoś teoretycznie przeszkolony do radzenia sobie w każdej sytuacji, co potem potwierdza wieloletnia praktyka (ta ich pewność siebie, kiedy uważają, że Ripley to jakaś tam histeryczka, która przestraszyła się stworka, którego oni odstrzelą w 5 min i po krzyku, a tak w ogóle to w żadne opisy Ripley nie wierzą), w sytuacji, do której nie przygotowało ich jakiekolwiek szkolenie, zaczynają się gubić. A Ripley była w stanie łatwiej zachować zimną krew z takiego prostego powodu, że wiedziała czego się spodziewać. To, co dla reszty było zaskakujące o szokujące, dla niej było przerażające, ale spodziewane.
Zresztą nie dotyczyło to wszystkich marines. Zwróć uwagę, że ten dowódca, którego w chaosie walki zamurowało i nie wiedział, co ma dalej robić, to był jakiś gość, który nigdy nie brał udziału w akcji, taki biurowy żołnierz, który miał za to na koncie sporo udanych symulacji. A już Hicks działał sensownie.
"żadna z nich na pewno nie czyni filmu "syfem" albo "gniotem""
W tym się zgadzamy. Jak wspomniałem, ogólnie całość mi się nawet podobała.
Zresztą, nadchodzący serial Alien Earth ma to ugruntować, bo rozgrywa się na Ziemi jeszcze przed akcją Prometeusza (to najpewniej będzie pierwszy kontakt WY z rzeczonym kosmitą).
Już stoi oficjalnie, od 25 stycznia, że Alien Earth będzie miało miejsce pomiędzy Przymierzem, a Obcym. Też dowiedziałem się o tym parę dni temu. Chyba sami uznali, że przed Prometeuszem byłoby to niedorzeczne.
Ja bym jednak nie nazwał kontaktu z płomieniem wylotowym silnika rakietowego, gdzie temperatura sięgała kilku tysięcy stopni warunkami naturalnymi. Tym bardziej, że zaraz go ochłodziła próżnia kosmosu do bliskiej zera absolutnego. W trojce alien mniejszego gwałtownego skoku temperatury nie wytrzymał.
Ale Xeno w Alien 3 przeżył zalanie rozgrzanym, ciekłym metalem i w ogóle nie zrobiło to na nim wrażenia. Dopiero szybkie schłodzenie wodą wywołało... eksplozję?
https://www.youtube.com/watch?v=uzhNmumSbSo
Z Big Chapem (fanowska nazwa Xeno z "jedynki") było inaczej. W próżni kosmicznej temperaturę wytraca się bardzo powoli, bo tam, z racji braku odpowiedniego nośnika (np. gazu lub cieczy), nie dochodzi do transferu ciepła poprzez kondukcję (przewodnictwo) i konwekcję, a wyłącznie przez promieniowanie, które jest bardzo mało wydaje. Natomiast co do samej próżni, to Xeno mogą w niej przetrwać i funkcjonować bez większego problemu (patrz np. Alien: Isolation, gdzie "robale" łaziły sobie swobodnie po kadłubie Sevastopola albo na końcówkę Alien: Covenant).
A co do ogarnięcia, według mnie ma sens, że ktoś teoretycznie przeszkolony do radzenia sobie w każdej sytuacji, co potem potwierdza wieloletnia praktyka (ta ich pewność siebie, kiedy uważają, że Ripley to jakaś tam histeryczka, która przestraszyła się stworka, którego oni odstrzelą w 5 min i po krzyku, a tak w ogóle to w żadne opisy Ripley nie wierzą), w sytuacji, do której nie przygotowało ich jakiekolwiek szkolenie, zaczynają się gubić. A Ripley była w stanie łatwiej zachować zimną krew z takiego prostego powodu, że wiedziała czego się spodziewać. To, co dla reszty było zaskakujące o szokujące, dla niej było przerażające, ale spodziewane.
Pisząc o Ripley, nie kierowałem zarzutów do niej samej. Choćby dlatego, że była przecież na Nostromo oficerem bezpieczeństwa (warrant officer), więc niewykluczone, że miała jakieś tam przeszkolenie kryzysowe, survivalowe czy nawet bojowe, także jej postać wymiatacza wypadła dla mnie dość wiarygodnie i naturalnie. Chodziło mi bardziej o to, że nie chciałbym, aby podobnie stało się z Rain, bo w jej przypadku taka przemiana nie miałaby wiele sensu, natomiast "magiczny karabin" pozwolił ten problem rozwiązać.
Co do zaś Colonial Marines, to pamiętajmy, że w tym uniwersum istnieją też inne pozaziemskie formy życia (między innymi kosmiczne robaki), więc jakieś tam przeszkolenie w walce z obcymi forami życia ci wojacy powinni mieć ;d.
Dobrze wiedzieć, dzięki za info!
Ja nie słyszałem o żadnym hejcie na ten film, film jest po prostu słaby, o niczym.
To jest jak jakiś odcinek serialu w uniwersum obcego z odgrzewaniem wszystkich sztampowych akcji.
I znowu to samo, przeżycie obcego, ta sama akcja, te same wtórne pomysły, nieciekawe postacie, ale nawet ten obcy wypadł totalnie karykaturalnie.
Ja po prostu nie wiem co jest w tym filmie dobrego, nie widzę nic co by się w jakikolwiek sposób wyróżniało czy było ciekawe, nowe, pomysłowe, więc nie wiem skąd nawet zachwyty...
Nawet akcja jest nudna.
Jedyne co ten film ma to znaną markę, nic więcej.
Obejrzalem, ale mialem wielkie WTF!, kiedy zlozenie pasozyta i czas inkubacji to jakies kilkanascie minut (rzeczywistego czasu filmowej akcji) bylo.
Ciekawe kto się jeszcze zachwyca nad tym "dziełem" poza reżyserem i ekipą filmową? Cytując Paździocha gdy Boczek mu zachwalał film o wężu który wyżarł całą wioskę: "Oglądałem to panie Boczek, wyjątkowe gówno". I chyba tyle mogę powiedzieć w kwestii Romulusa.
Ale dlaczego "wyjątkowe gówno"? Mnie się film bardzo podobał i chętnie poznam opinię osób, które są przeciwnego zdania, tylko właśnie przydałyby się jakieś konkrety, bo samo wylewanie pomyj niewiele mówi.
Dostałeś konkrety wyżej i stwierdziłeś, że ci nie przeszkadzają. Nie ma znaczenia, jakie inne wady tej odtwórczej padaki wymienią inni, bo i tak odpowiesz tak samo. Przestań udawać, że zależy ci na jakiejkolwiek dyskusji.
Dostałeś konkrety wyżej i stwierdziłeś, że ci nie przeszkadzają.
Odniosłem się do tych zarzutów i napisałem jaki jest mój punkt widzenia w ich zakresie (tym bardziej, że moim zdaniem wiele z nich było po prostu nietrafionych, wynikających z niewiedzy lub złej interpretacji faktów). O kurde, czy przypadkiem nie na tym polega dyskusja? Nie może być, a to ci zaskoczenie!
Nie ma znaczenia, jakie inne wady tej odtwórczej padaki wymienią inni, bo i tak odpowiesz tak samo.
Ale dlaczego "padaki"? Przecież to, co wymienił Jerry (przyznając swoją drogą, że film mu się podobał), to są same drobnostki, które w żadnym razie nie czynią filmu (tego, ani żadnego innego) "syfem".
Przestań udawać, że zależy ci na jakiejkolwiek dyskusji.
A ty w ogóle rozumiesz na czym polega dyskusja? Jej istotą nie jest to, że jedna strona przedstawia zarzuty, a druga bije jej brawo. Dyskusja polega na tym, że jedna strona przedstawia swoje stanowisko, a druga swoje, przy czym te stanowiska nie muszą się pokrywać. Strony co prawda mogą się ze sobą zgadzać (choćby częściowo, tak jak jak częściowo zgadzam się z zarzutami Jerry'ego), ale wcale nie muszą. Ważne jest jedynie to, żeby klarownie przedstawić swój punkt widzenia i go rzeczowo uargumentować. To trochę żałosne, że trzeba ludziom tłumaczyć takie podstawy komunikacji...
Jak nie łapiesz takich smaczków to faktycznie to był film dla Ciebie.
Jakich smaczków? Mam uważać film za całkowity syf, bo bohaterom się nierównomierne pociski w karabinie zużywają? Albo dlatego, że w filmie występują typowe dla całej serii nieścisłości technologiczne? Gdyby stosować tak wyśrubowane i surowe kryteria do wszystkich filmów, to trzeba by uznać, że cała antologia filmów o Obcym to niewarty uwagi syf.
A i jeszcze mi się przypomniała ta scena jak te małe twarzołapy biegną całą chmarą za gościem niczym ogary na polowaniu. Gdzie tu powaga gdzie tu realizm. No ale musi być szybko, efektownie, zajebiście.
To jak facehuggery powinny się twoim zdaniem zachować w tej scenie?
Tak, właśnie. Prawdziwa dyskusja to taka, gdzie każdy zarzut możesz skwitować słowami "a mie nie przeszkadza, a mie siem podoba!"
To trochę żałosne, że trzeba ludziom tłumaczyć takie podstawy komunikacji...
Tak, właśnie. Prawdziwa dyskusja to taka, gdzie każdy zarzut możesz skwitować słowami "a mie siem podoba!"
Super, tylko ja tego nie zrobiłem. Ja wskazałem dlaczego uważam dany zarzut za nietrafiony lub wyolbrzymiony, a także dlaczego z danym zarzutem się zgadzam, częściowo zgadzam, lub nie zgadzam całkowicie.
A dla niego nie jest nietrafiony i wyolbrzymiony. I co teraz?
Kompletnie nic. Wymieniliśmy się poglądami i odbyliśmy interesującą, intelektualną dyskusję. Poleciłbym ci spróbować, ale "intelektualizm" nie jest dla ciebie.
bez urazy ale Ty jesteś jak ten przykładowy Boczek który nie oczekuje kina które nie będzie obrażać inteligencji widza. Podoba Ci się prosta żeby nie powiedzieć prostacka historia, durne młodzieżowe dialogi i płaska jak papier gra aktorów. To tak ja z filmami Vegi. Dla jednych taki Botoks to super film a dla drugich po prostu gówno. Tyle w temacie.
Czyli nie masz żadnych konkretnych argumentów. Spoko, tyle w temacie, czuwaj!
No tak. Prawdziwego intelektualistę poznaje się po tym, że krytykę hollywoodzkiej papki nazywa hejtem, a wypunktowanie jej wad jak krowie na rowie zbywa stwierdzeniem "a mie siem podoba".
No tak. Zwłaszcza, że na samym początku widzimy kilkukrotnie napis "Weyland Yutani" lol
Kiedy oglądałem ten film miałem więcej wątpliwości, a teraz tak na szybko przypominam sobie dwie z nich:
1) wielki statek czy tam stacja badawcza, dryfuje sobie koło kolonii i nikt z jej zarządu tego nie zauważa i nikogo nie wysyła, żeby sprawdzić, co się stało, a kilku małolatów ten wrak zauważa i bez problemu do niego dolatuje;
2) skoro ta stacja była wyposażona w tak wypasione karabiny (jak to było już wcześniej w tym wątku poruszone), to dlaczego pierwotna załoga tej stacji w ogóle z tych karabinów nie zrobiła użytku?
1) Dowiedzieli ze było na kursie kolizyjnym z pasem planetoid i bez szans na terminowe dotarcie
2) Korporacja chciała zatuszować zapewne eksperymenty - zamordować załogę. Robocik odpalił instrukcje no i nie poszło do końca jak by sobie tego życzyli.
Niestety "fani" obcego to stary beton. Mega przykre jak m.in. prometeusz został wykastrowany, w którym rozwinięcie kluczowych dla fabuły i świata scen ogląda się jako "deleted scenes" na yt albo wyczytuje się w starych wersjach scenariusza. Będzie mnie to bolało całe życie.
Będę udawał oglądając, że nie wiem o Obcych w filmie o Obcych. Po 30 minutach krzyknę 'łojezus!!!' a nawet nagram reakcję