OBCY - w oczekiwaniu na kolejne starcie - CZĘŚĆ 175
Tak jakoś wyszło, że wątek o zapowiedzi Obcego 5 (i jednak długo się nie doczekamy) przeciągnął nam się w dłuższą dyskusję na temat OBCYCH, kina SF i filmów w ogóle, a zatem nie widzę przeciwwskazań, aby kontynuować dalej ...
Witamy wszystkich "obcych" kinomaniaków i zachęcam do stosowania nowej, międzygalaktycznej skali ocen recenzowanych filmów !!!
Najnowszy system OCEN FILMÓW powstał po długotrwałych medytacjach z moim alter ego oraz Waszymi obcymi umysłami, burzliwych konsultacjach ze specjalistami od cywilizacji pozaziemskich, po wysłaniu niezliczonych sond kosmicznych, przerażających podróżach w czasie oraz przestrzeni, a ostatecznie przy akceptacji wszechpotężnego mózgu pozytronowego, a także samego Króla ! Aby nie komplikować zbytnio życia, proszę o korzystanie z narzędzia "twoja ocena", które udostępnił niedawno GOL !
10 – Perfekcja (Absolutna rewelacja)
9 – Bliski ideału (Świetne kino)
8-7 – Bardzo dobry (Solidne filmidło)
6-5 – Przyzwoity (Wart obejrzenia z kilku powodów)
4-3 – Przeciętniak (Nic specjalnego, można obejrzeć jeśli nie ma nic lepszego pod ręką)
2-0 – Beznadzieja (Szkoda czasu)
Poprzednia część wątku:
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=16583288&N=1
Wleciał trailer do nowego Parku Jurajskiego. Nie znam się na dinozaurach, ale teraz to już chyba krzyżówki z kosmitami robili.
https://youtu.be/jan5CFWs9ic?si=JLeqXOMTq8daMn2x
Sheeeit. to jest jakiś reebot? Wygląda jak generyczne kino przygodowe, o którym zapomina się po tygodniu. Taki Uncharted
Nie wiem czy to reboot, ale podtytuł mógłby na to wskazywać. Jednak z tym nowym mutantem, to chyba aż za bardzo popłynęli.
Elevator pitch tego nowego Parku Jurajskiego musiało wyglądać tak: Dinozaury + Aliens = $$$.
Mnie się nawet podoba pomysł z wprowadzeniem czegoś innego niż tylko dinozaury. Nie czytałem książki, ale słyszałem, że temat genetyki był w niej mocno zaznaczony i nie dotyczył tylko dinozaurów, więc pojawienie się takiego monstrum, wydaję się być uzasadniony. Byle tylko to coś dostało sensowną ilość czasu na ekranie, bo w przeciwnym razie będzie to zmarnowany potencjał.
Oglądałem ostatnio HERE
O ile sposób nakręcenia jest bardzo ciekawy, tak sama historia nie porywa.
Dzisiaj na 18 idę do kina na najdłuższy seans, jaki pewnie w życiu obejrzę. Satantango, film który trwa 7,5 godziny. Nie będzie przerwy o_O
A dosłownie chwilę temu na Filmweb czytałem publikację o najdłuższych filmach i ta produkcja jest najczęściej wspominaną w komentarzach. Uwielbiam takie zbiegi okoliczności. Trzymajcie kciuki, bo nie wiem czy nie zejdę na zawał z wycieńczenia podczas oglądania.
7,5h co to jest - ja kiedyś łyknąłem Shoah na jedno posiedzenie 9h30 :)
Reality
Spodziewałem się nie wiadomo czego, a film jest w całości o tym, że laska wyniosła jeden raport z biura. Zadnych plottwistów czy jakichkolwiek niespodzianek. Film o niczym.
Obejrzałem sobie wczoraj Event Horizon. Raz, że już dawno oglądałem i chciałem sobie odświeżyć, bo to jeden z moich ulubionych filmów. Dwa, ktoś na FB wrzucił grafikę (tę z boku) i zdziwiłem się, bo nie pamiętałem, żeby film był aż tak brutalny. I jakież było moje rozczarowanie, bo faktycznie aż tak brutalny nie był. Co prawda te makabryczne ujęcia z grafiki są w filmie (dwa górne kadry), ale zaprezentowane były w formie mega szybkich migawek i trudno było je dokladnie tak wyłapać. Ratuje jedynie stop klatka.
Poza tym chyba doświadczyłem efektu Mandeli, gdyż w głowie miałem scenę nawijania jelit przez dziurę w brzuchu na jakiś kołowrotek czy cos takiego, ale w filmie takiego momentu nie stwierdziłem. Czekałem i czekałem, a tu zonk. Więc było coś takiego czy mylę filmy?
No i podobno istniała wersja reżyserska, w której między innymi była dłuższa scena makabrycznej orgii, ale kopia została gdzieś zagubiona :(
Jeżeli puszczają w waszych kinach, to polecam na walentynki zabrać swoją połówkę do kina. Sympatyczne walentynkowe romansidełko z całkiem porządnie zrealizowanym slasherem w tle. Jest zabawnie i krwawo. Panie będą na pewno kurczowo trzymały panów za ręce lub pod pachami. Super leciutki i momentami lekko infantylny cringe'owy klimacik. Nie nudzi, nie męczy. Totalny odmóżdżacz na fajnym poziomie.
Przyznaję. Uśmiech Thatcher w tej scenie jest magnetyzujący. W ogóle w tym filmie dziewczyna gra rewelacyjnie. Super film. Dla mnie Companion, to mocne 7.5 :)
O jeju jeju. Nie miałem wysokich oczekiwań co od tego filmu i cieszę się z tego, bardzo dobrze na tym wyszedłem. To kolejny byle jaki film od MCU. Makabrycznie przegadany i potwornie nudny. Trwa prawie dwie godziny, bez napisów, ale dopiero ostatnie 15 minut, to tak naprawdę film akcji, gdy Kapitan "Bezwyrazu" Ameryka musi powalczyć z Red "Zmęczonyford" Hulkiem. Choć nawet i ta walka jest nijaka. Widywałem już lepiej zrealizowane takie starcia, a to tutaj było jednym z gorszych.
Sam film dosyć dziwnie się ogląda, a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie, że mimo iż wydarzenia na ekranie wydawały się improwizować spójną całość, to oglądało się zlepek nie powiązanych ze sobą scen. Scen bombardowanych wieloma głupotami i błędami kontynuacyjnymi. Przykładowo rozmowa prezydenta przez telefon, który kończy swoją kwestię i odkłada telefon, a kolejne ujęcie pokazuje osobę po drugiej stronie, która dalej rozmawia. Albo idiotyzm z pałkami elektrostatycznymi czy jak to tam się nazywa. W trakcie jednej z walk bohaterowie kilkukrotnie przyjmują na swoje ciała solidne porażenia i walczą dalej, ale już żołnierze w pełnym umundurowaniu i w grubych kamizelkach taktycznych padają jak muchy po dotknięciu pałką w kamizelkę. Może już stary jestem i się czepiam, ale takie niechlujstwo bardzo mi przeszkadza. Po tylu filmach, które w swoim życiu widziałem, tego typu kwiatki są dla mnie bardzo czytelne i wkurzają.
I powiem wam, że Mackie nie nadaje się do roli Kapitana Ameryki. Momenty, jak scena walki na początku filmu lub w limuzynie jakąś chwilę później idealnie pokazują, że to nie jest rola dla niego. Raz, że za grosz aparycji u niego, która wzbudzałaby chociaż minimalną sympatię, a dwa, sposób w jaki jego postać jest napisana, w ogóle mu nie pomaga. Heheszkowanie, wygłupianie się, czy też strzelanie sobie selfiaczy, jest dalekie od tego, co chciałbym oglądać. Ten jego pomagier Falcon, to też jakieś lelum polelum, co urwało się z choinki i chyba był tylko po to, żeby głupkowato komentować. I ta mikrusowa pani agent o wrednym wyrazie twarzy i z mizerną grą aktorską. No cholera, ten film był na prawie każdej płaszczyźnie słaby.
Nawet muzyka była do bani. A ja tak uwielbiam filmowe soundtracki. Ten tutaj był tak słaby, że nawet nie wiem czy w tym filmie był jakikolwiek motyw przewodni. Smutne :(
Ogólnie zmarnowany czas. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Można pójść do kina tylko po to aby odhaczyć kolejny film w MCU, jeśli ktoś stawia sobie za cel, aby oglądać wszystko. Ja nie polecam.
I scena po napisach... Nie wiem w sumie jaki był jej cel. Totalny idiotyzm.
Jest tylko jedna scena po napisach, według Internetu, więc obstawiam na 99%, że jest ona po pierwszej puli napisów.
Moja ulubiona scena - typ, który nie ma żadnych mocy i w tym celu ma specjalną tarczę na plecach i specjalne skrzydła na plecach przyjmuje na praktycznie gołe ręce metalowy maszt zamachnięty przez hulka.
Taki jest poziom tego filmu.
Co jest w scenie po napisach?
5.0 jak na taki opis to dosyć wysoka ocena :D
Trochę wypadłem z Marvelów. To oni o tym jeszcze nie wiedzieli? :D
Po tych wszystkich Strangach, Antmanach, Lokich, Wandach i Avengersach... Chociaż w sumie nie zdziwiłbym się, gdyby nowemu Ameryce nikt nic nie mówił :D
I chyba właśnie z tego wynika problematyczność tej sceny. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale pierwszy raz multiwersa jako takie pojawiły sie już w End Game w trakcie walki z Thanosem. Czy może oni tylko skakali między innymi planetami? Już w tedy przecież był Sam Wilson jako Falcon, więc sytuacja, w której dopiero co się dowiaduje o istnieniu wieloświatów, wygląda prześmiesznie.
Y2K. Kurde, myślałem, że to będzie coś stworzonego wybitnie dla takiego boomera jak ja, ale niestety srogo się pomyliłem. Pierwsze pół godziny jeszcze daje nadzieję na może głupawą, ale sympatyczną komedyjkę, ale im dalej tym gorzej, nudniej i coraz bardziej niezręcznie. Niby co chwila jest wrzucany jakiś smaczek, który ma krzyczeć "patrzcie, lata dwutysięczne!", ale to taki ficzer, którego równie dobrze mogłoby nie być i którego twórcy ewidentnie nie kumają. Poza tym, wychodzą jakieś elementarne braki w konstruowaniu filmów, bo całość wygląda bardziej na zlepek randomowych scen niż spójną historię.
No i podstarzały Fred Durst grający młodego Freda Dursta śpiewającego do gitary akustycznej przy aplauzie jakichś emerytów to jedna z najbardziej żenujących scen jakie ostatnio widziałem. Ciężko to będzie komuś przebić.
Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zrobi film w takich klimatach, ale sensowny, zabawny i z autentyczną nostalgią za tamtymi czasami. Tu tego zwyczajnie nie ma.
Bardzo fajny mieszaniec thrillera, horroru i romansidełka.
https://youtu.be/ckM_TklU_AQ?si=x5s0l4VO54gMG6Go
U mnie słabiej. Film się trzyma, dopóki pracuje wyobraźnia. Po odkryciu tajemnicy robi się po prostu głupio.
Bridget Jones: Szalejąc za facetem (7,5)
Fanem poprzednich części nigdy nie byłem, aczkolwiek darzyłem je szacunkiem przez sentymenty i małą słabość do angielskiej kultury. W czwartej części mamy do czynienia z inną Bridget, dojrzałą, samotną i w kryzysie po stracie bliskiej osoby. Dlatego jest to zupełnie inny film od poprzednich. Z komediowego tonu nadal nie zwalnia (szczególnie dziadkowaty już niestety Hugh Grant), ale dużo jest w tym melodramatu, czasem ckliwego, ale jednak dobrze ukazuje parę trudnych spraw z innej perspektywy.
Czasem film nie wie czym chce być, czy właśnie starą typową komediową Bridget, czy bardziej komediodramatem, ale oba te wątki dobrze się zazębiają i fajnie jest pożegnać główną bohaterkę w dobrym nastroju. Każdą z części oceniłbym wokół siódemki, więc porażki raczej nie ma, choć nie każdemu się spodoba inna Bridget.
Moja żona niecierpi tej serii, mnie też ani ziębi ani wzrusza, ale...kurde, ja uwielbiam Renée Zellweger xd
wąwóz mial potencjal ale dokumentnie go spieprzyli
taka anihilacja dla ubogich i nie do konca rozgarniętych
mocne 3/10
Przerażające AI. Po lewej oficjalne foto Odyseusza. Po prawej podobno AI.
Patrząc na to, jaką ilość znanych twarzy Nolan ściąga do filmu, zaczynam obawiać się, że będzie to pierwsza wydmuszka w jego dorobku. Powiedzenie "co za dużo, to nie zdrowo" lubi sprawdzać się także w przypadku filmów.
z jednej strony myślę, że film będzie wyglądał i brzmiał super od strony technologicznej, ale nie jestem pewien czy typowy dla Nolana szaroburyzm będzie tu pasował pod względem designu. :(
ale tak czy inaczej czekam, bo każde wysokobudzetowe "historyczne" widowisko przyjmuje z otwartymi ramionami.
Znając Nolana, to prawdopodobnie będzie chciał sprowadzić historię do rzeczywistego poziomu, więc szaroburyzm może wydać się całkiem rozsądny. Ja sie obawiam tego, że tak duża ilość znanych nazwisk sprawi, że żadne z nich nie będzie w stanie konkretnie wybrzmieć albo doda to nienaturalnej sztuczności. Pierwsza zajawka lub zwiastun zweryfikuje nasze obawy. Trzeba cierpliwie czekać.
szaroburyzm może wydać się całkiem rozsądny
właśnie chodzi o to, że nie do końca, bo, przynajmniej z tego co wiemy, to stroje i pancerze w epoce brązu były raczej kolorowe i mocno zdobione, wiec szaroburyzm na Damonie ma mało wspólnego z rzeczywistością, a więcej po prostu z Nolanowym szaroburyzmem - i obawiam się, że cały film będzie tak wyglądał.
No tak. Jeżeli Nola zdecyduje się oddać charakter tamtej epoki w 100%, to szarobury color grading nie bardzo będzie pasował. Jeżeli natomiast stwierdzi, że robi film na wskroś wyglądający realistycznie, nie bacząc na to, że będzie miał sześciometrowego wielkiego cyklopa, to szaroburyzm idealnie odda charakter filmu, który wyszedł spod jego ręki. Wiesz, to raczej nie będzie film dokumentalny :)
Osgood to reżyser, który tworzy filmy tak trochę na pół gwizdka, a ostatnio to nawet i na ćwierć piszczałki. Bardzo lubię February czy też Gretel & Hansel , mimo że to nie były jakieś super filmy. Ale już Longlegs okazał się jednym z moich większych rozczarowań minionego roku. Trochę nadrobił po ponownym obejrzeniu, jednak to nadal mocno średni film gatunkowy. No i teraz The Monkey, z którym wiązałem ciche nadzieje, że będzie lepiej, bo zwiastun zapowiadał nawet ciekawe widowisko. Szkoda, że na dobrze zmontowanym zwiastunie się kończyło. Nuda panie, potworna nuda.
Nie znam opowiadania Kinga, więc uchroniłem się przed być może zbędnym porównywaniem, ale film sam w sobie średnio się broni. Początkowo mamy historyjkę o nawiedzonej zabawce, która spełnia "życzenia", by później oglądać marny festiwal zgonów pokroju The Final Destination. Jest krwawo i to nawet bardzo, to może się spodobać. Krew tryska i pryska na lewo i prawo, flaki się rozlewają, a rozczłonkowane ciała latają w powietrzu. Niestety to wszystko jest zaprawione szczyptą niepotrzebnego absurdu i przykładowo w trakcie sceny w basenie sala kinowa wybuchła śmiechem. Być może był to feket zamierzony. Mojej skromnej osobie, która zjada horrory na śniadanie, jednak się nie podobało.
Film jest też mocno przegadany. Pierwszy akt jest nudny niczym flaki z olejem. Rozumiem zamysł, gdyż wprowadzenie do historii jakieś musiało być, ale można to było zrobić krócej lub też intensywniej. Tym bardziej, że film trwa tylko 90 minut z napisami. Drugi i trzeci akt też nie rozpieszczają, a stwierdziłbym nawet, że im dalej, tym jeszcze smętniej. Smutna i bez wyrazu gra aktorska każdego jednego aktora z osobna, a i nawet znane twarze nie podniosły w żadnym stopniu mizernego poziomu. Polecam poczekać na streaming, bo coś mi się zdaje, że film szybko tam zawita.
Via Tenor
The Gorge -> Pierwsze wrazenia sztos. Ciekawie sie zaczyna, potem jest WTF, potem romans, potem ostra jazda i potem final.
Super realizacja, muzyka, effekty i w paru momentach adrenalina skacze.
Mialem dac 9/10 i miano jednego z najlepszych Sc-Fi ostatnich lat. Ale potem jak tak polezalem i sie pozastanawialem to w sumie sporo gluput i blachostek sie znalazlo.
Ale jednak warto obejrzec jak najbardziej.
Jeżeli są jakieś filmy, które sprawiają, że zapalają mi się świeczki w oczach, to The Last Showgirl jest jednym z nich. Ostatni raz taki "prawdziwy film" miałem okazję oglądać przy okazji His Three Daughters lub The Outrun i nie musiałem długo czekać na następny. Co mam na myśli pisząc "prawdziwy film"? Mam na myśli film, który pokazuje życie takim, jakie jest. Po prostu. Z jego pięknymi i obrzydliwymi momentami. To taki film, który z łatwością pozwala mi utożsamiać się z bohaterami i odczuwać wraz z nimi wszystkie ich emocje. Radość, smutek, euforię, przerażenie, strach, niepokój, zagubienie, tęsknotę. I taki właśnie jest The Last Showgirl.
Fenomenalna Pamela Anderson. W każdej sekundzie filmu niewyobrażalnie autentyczna. Postać przez nią wykreowana jest wręcz surrealistycznie namacalna. W życiu bym jej nie posądził, że może tak dobrze zagrać. Dla mnie była ona zawsze średnio rozgarniętą cycatą ratowniczką lub przesiąkniętą seksapilem Żyletą. A tu taka niespodzianka. Pięknie się to oglądało. Spora w tym zasługa dobrego scenariusza. Nic wybitnego, ale historia jest mocno skondensowana wokół jednego tematu, nie siląc się na wielowątkowość. Oczywiście pojawiają się poboczne zawirowania w życiu bohaterów, ale to nadal jedna spójna całość.
I ten genialny montaż, i te fenomenalne zdjęcia. Ten film ogląda się prawie jak dokument. Lekko pływająca kamera, świetny color grading i ziarno na ekranie sprawiają, że czuć klimat połowy lat 90. W sumie nawet nie wiem w jakim okresie te film jest umiejscowiony, ale to jest nie istotne. Istotne jest to, jak to wszystko pięknie wygląda. Przykładowo ujęcie, gdy na ekranie jest tańcząca Pamela, a zza jej pleców przebija się światło zachodzącego słońca nad Las Vegas, zostawiające efekt soczewkowy na ekranie, wygląda obłędnie. Świeczki w oczach gwarantowane. Ja miałem.
Rewelacyjne kreacje bohaterów. Pamela wygląda w tym filmie pięknie. Odważnie bez makijażu. Prawdziwa, naturalna, taka zwykła prosta kobieta, matka. W makijażu scenicznym, to już bogini estrady. Ale scena w restauracji, gdy schodzi po schodach w białej sukience? Szczena opada. Mając prawie 60 lat na karku udowadnia, że zasłużenie była symbolem seksu. Bautista w długich włosach? Ja to kupuje. Nie wiem jaki jest powód jego łysiny, ale z włosami wygląda elegancko. I on także udowadnia, że jest cholernie dobrym aktorem. Mimo że jego rola jest wręcz trzecioplanowa. I fenomenalna Curtis. Kurcze! Ona ma tak wielki bagaż doświadczenia w zawodzie aktorki, że udźwignie nawet taką prostą rolę i sprawi, że będzie równie autentyczna, co lekko przerysowana. I przesadnie opalona samoopalaczem :D Tutaj nie ma słabych postaci. O Kiernan Shipka jeszcze nie raz usłyszymy. Jest bardzo naturalna w tym jak gra. Według mnie czołówka obecnego młodego pokolenia. Billie Lourd bardzo przekonująco wypadła w roli córki głównej bohaterki, która nie bardzo wie czy chce odnowić relacje z matką, czy odpuścić.
Bardzo dobry film. Ściskający za serducho. Lubię takie. Scena ze zmartwioną Anderson w blasku słońca i tańczącą Curtis na podeście w kasynie, w rytm Total Eclipse of the Heart ruszy każdego. Mnie ruszyło. Gorąco polecam. Oczywiście każdy odbierze ten film na swój sposób, ale na pewno nie będzie to zmarnowany czas. Tylko że trzeba takie filmu lubić. Filmy o zwykłych ludziach, borykających się ze zwykłymi problemami. Bo to jest dramat przez bardzo duże D.
Mówcie co chcecie, ale na chwilę obecną Hunter Schafer to najlepsze przepoczwarzenie się mężczyzny w kobietę. WOW!
najlepsze przepoczwarzenie się mężczyzny w kobietę
Jeżeli już to chłopca w kobietę. Zwróć uwagę jak długo ta transformacja trwa :P
No jestem tego samego zdania. Chyba obecnie najlepsza tranzycja, jaką widziałem. Hunter Schafer, to klasa sama w sobie. Jeszcze Jamie Clayton fajnie wygląda, ale u niej nawet na tych najlepszych ujęciach mimo wszystko można dostrzec męskie rysy. Nie zmienia to fakty, że każdy inny transgender nie dorasta tej dwójce do pięt.
Piąty raz się zabieram za napisanie tego posta. Ostatnio strasznie słabo z czasem u mnie. W każdym razie jednocześnie z brakiem czasu byłem uziemiony na kilkanaście godzin z tabletem bez internetu i chcąc nie chcąc nadrobiłem kilka zaległości. Wszystkie mnie rozaczorowaly na swój sposób :D
Nosferatu (6/10) - Niby wszystko gra, fajne ujęcia (chociaż po zwiastunie liczyłem na wiecej). Kostiumy, świetne kreacje aktorskie - i to chyba wszystkie (Eggers to jednak umi poprowadzić aktora) ale hmm kurde... Spodziewałem się wiecej po tym filmie. Oczekiwania były wysokie, poprzeczka byla bardzo wysoko i mam wrażenie że Eggers jednak nie do końca dowiózł. Za dużo Eggersa w Eggersie a za mało całej reszty. Trochę się czulem jakbym oglądał późne filmy Smarzowskiego albo Wesa Andersona. Za dużo jumpscareow, A mało grozy i niepokoju. Do Herzoga nie ma podjazdu. Finalnie film był tylko niezły
The Gorge. Początek zajebisty. Całe wprowadzenie do misji, tajemnica związana z tym miejscem... bardzo mi się to podobało. Niestety szybko robi się z tego romans i to dosyć płytki. Potem jeszcze klimat zmienia się kilka razy (między innymi na Sleepy Hollow), ale tego świetnego nastroju z początku filmu już nie udało się odtworzyć.
Ogólnie jest to całkiem fajne, rozrywkowe s-f, ale dla mnie jednak ciut przekombinowane. Tak jakby mieli pomysł na cztery różne filmy, ale zamiast tego upakowali wszystkie w jeden. Ogląda się to przyjemnie, ale szkoda, że tego początkowego motywu tajemnicy nie pociągnęli dłużej. Gdyby wyeksponowali ten wątek, zamiast taniego wątku romantycznego byłby to zdecydowanie lepszy film.
Anora. I pomyśleć, że nawet nie chciałem tego oglądać...
Pierwsze pół godziny jeszcze nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Myślałem, że to jakiś kolejny dramat o patologii i młodych bogaczach. Poza zaskakująco dużą ilością seksu w sumie nic specjalnego.
Natomiast potem robi się z tego coś w rodzaju komedii gangsterskiej ("coś w rodzaju" bo nie ma tu raczej gangsterów tylko bardzo nieudolni ochroniarze) i to jest rewelacja. To jak tam są dograne wszystkie sceny, jaka tam jest dynamika między postaciami, dialogi i aktorstwo z perfekcyjnym niemalże timingiem. No cudo.
A do tego to jest autentycznie zabawne. W taki groteskowy, przerysowany sposób gdzie sceny pełne napięcia łączą się z sytuacyjnym komizmem. Dawno nie było filmu, który wywoływałby u mnie taki uśmiech przez większość czasu.
Końcówka za to uderza znowu w poważniejsze tony i chociaż ogólny kontekst i puenta tego filmu są dość ponure, to dla mnie jest to przede wszystkim kino rozrywkowe. Takie trochę w tarantinowskim stylu, gdzie od samej historii ważniejsze jest to jak została opowiedziana.
Totalnie jestem zaskoczony tym filmem i polecam go serdecznie każdemu. Gdyby nie początek, który skupia się głównie na dupie głównej bohaterki to może nawet dałbym 9.
Bardzo fajny film. Posypią się statuetki. Zasłużenie.
mialem podobne odczucia na początku, też byłem trochę zdezorientowany. nie oglądałem żadnych zwiastunów ani nic o tym filmie nie czytałem, więc
spoiler start
myślałem, że cały film będzie o ich relacji i tym, że chcą być razem, a rodzina im przeszkadza,
spoiler stop
a ja w ogóle nie kupowałem tego "związku".
uwazam jednak, ze w calosci filmu ten początek i tyle ujęć dupy były potrzebne.
ale właśnie, jak interpretujesz zakończenie? ja mam dwie możliwe interpretacja - jedna bardziej ponura od drugiej.
ale właśnie, jak interpretujesz zakończenie?
spoiler start
Mniej więcej tak, że Anora od początku żyła w świecie gdzie wszyscy się nawzajem wykorzystują i to nauczyło ją mieć twardą dupę i korzystać z okazji jak się nadarzy. Dlatego tak drażnił ją Igor. Nie dlatego, że ją uwięził w tym domu, tylko dlatego, że poza tym od początku starał się być dla niej miły, chociaż nic z tego nie miał. Gdy dostaje od niego ten pierścionek, to uprawia z nim seks, ale głównie po to, żeby trochę zrobić mu na złość i udowodnić, że ludzie nie robią dla siebie nic bezinteresownie i zawsze oczekują czegoś w zamian, To ostatnie ujęcie to dla mnie po prostu taki moment, kiedy na chwilę "odpuszcza", przestaje starać się kontrolować sytuację i pozwala sobie na szczere emocje.
W ogóle nie kupuję tego, że jest tam jakaś romantyczna historia. Anora manipulowała mężczyznami, bo z tego żyła. Tak samo jak ten ruski dzieciak wykorzystywał ją, żeby się zabawić, tak samo ona wykorzystywała jego, żeby polepszyć swój status społeczny i finansowy. Gdy pojawiła się szansa, żeby odmienić swoje życie, to robiła co mogła, żeby tego nie stracić.
Ogólnie kontekst społeczny tego filmu też jest dla mnie ponury, bo z grubsza opowiada właśnie o tym, że bajki się nie zdarzają, że jak urodziłeś się na złym szczeblu drabiny społecznej, to już tam najprawdopodobniej zostaniesz. Bogaci będą dalej się bogacić, biedni dalej będą biedni i każdy będzie grał swoją rolę
spoiler stop
.
Ale szczerze, to samo zakończenie nie było dla mnie jakoś bardzo istotne. Dla mnie to był przede wszystkim film rozrywkowy i nawet jeśli było to wbrew intencjom twórców, to ten "komediowy" aspekt był w nim dla mnie najfajniejszy.
Ostatnio trochę o tym głośno, a nawet jeszcze bardziej za sprawą nowego Kapitana Ameryki, bo w końcu MCU chyba będzie chciało na dobre wprowadzić Xów do uniwersum. Jak się zapatrujecie na Mystique, odgrywaną przez Hunter Schafer, gdyby do tego doszło? Po rewelacyjnej Romijn i średnio udanej Lawrence, to mogłoby się nawet udać. Hunter z pewnością ma więcej charyzmy od Jennifer.
No Mystique też mogła zmieniać fizyczną postać, więc to nawet dość pasuje ;) Osobiście mi to tam raczej zwisa kto będzie grał Jako sympatyk marvela i osoba, ktora się wychowała na komiksach z x-menami to przede wszystkim chciałbym, żeby zaorali to całe uniwersum i zaczęli je tworzyć od nowa.
FLOW z Oscarem. Pięknie. Teraz jeszcze Substancja filmem roku i będę w pełni zadowolony.
Via Tenor
Substancje to powini zbanowac, a kazdy kto zdolal obejrzec ostatnie 20 min powinien udac sie do psychiatry.
A co do Oscarow to Conan lubie ale niestety cringowy i slaby jako prowadzacy:/ Culckin dostal Oscara ale Polsce to nie umial podziekowac :/
Narazie najfajniejsi byla ta para z Iranu co wczoraj dopiero dostali wizy do USA, ale publicznosc miala w dupie to co mowili.
Brody dostal za najlepszego aktora. Wiec za najlepszy film pewnie tez Brutalist dostanie.
Jednak Anora. Moze obejrze.
Ale ten lysy ruski kacap na gali mnie denerwowal ze go zaprosili :/ Wiec chyba zbojkotuje.
Ogolnie cala gala taka se. A Conan jako prowadzacy beznadziejny i wogle malo co go bylo.
Najlepszy Ben Stiller :D
Gdyby nie to, że film jest oparty na faktach, to przynajmniej jedno oczko bym odjął, bo nic w tym filmie nie zachwyca, nie robi wrażenia, nie trzyma w napięciu. W sumie film dla nikogo.
Po fenomenalnym Parasite przyszedł w końcu czas na Mickey 17. Joon-Ho Bog kolejny raz dostarcza znakomite dzieło. Reżysera miałem na oku od czasu jego monster movie Host, który do dzisiaj pozostał jednym z moich ulubionych filmów w tym gatunku. I tak z filmu na film było coraz lepiej. A teraz pokazuje, że jeszcze ma wiele do powiedzenia.
Mickey 17 wygląda super. Brzmi super. Angażuje widza od pierwszej do ostatniej minuty. Pięknie naśmiewa się z podziału klasowego i kapitalizmu. Taki trochę dystopijny film o nieudolnym podboju kosmosu i jeszcze bardziej pokracznym klonowaniu. Pattinson kradnie show, choć Ruffalo też pokazuje klasę. Collette wciąż piękna. Rewelacyjna muzyka podkreślająca charakter filmu, przywodząc na myśl sowiecką myśl przewodnią.
Nie jest to wielkie dzieło i na pewno stoi o klasę niżej niż Parasite, ale jak na pierwszy Hollywoodzki film Boga, to jest zaskakująco dobry.
jestem naprawde pod ogromnym wrazeniem w jaka strone poszla kariera Pattinsona, jeden z najlepszych aktorow mlodego pokolenia - a moze i najlepszy.
no i ocena filmu tez cieszy, bo bilet mam juz zaklepany na dzien powrotu z projektu, oby tylko loty dopisaly.
Pattinson zawsze był dobrym aktorem. Niestety łatka wampirycznego lalusia sprawiła, że długimi latami nikt nie brał go na poważnie. Ja po cichutku liczyłem, że właśnie rola w tym filmie, to będzie gwarant statuetki dla niego, ale jednak to jeszcze nie to. Mimo że jest w swojej roli wyśmienity.
Co tu się odjaniepawliło!? :D W sumie nie wiem od czego zacząć, bo jestem świeżo po seansie i jeszcze do siebie nie doszedłem.
Pamiętacie 300 Snydera? Film wyglądał dosyć specyficznie, ale dobrze wpisywał się w komiksową konwencję, więc się spodobało. Sin City powtórzyło ten sam bądź podobny zabieg i również się spodobało. Był też Sky Captain and the World of Tomorrow, który chyba był prekursorem kina kręconego w pełni na green screenach. Seria Resident Evil również mocno z tego korzystała. I Rebel Moon, ponownie Snyder, też. I wiecie co? In the Lost Lands ma w sobie wszystko co najgorsze z wymienionych wyżej filmów. Tego qrwa nie dało się oglądać :D
Anderson to gwarancja kiczu, ale tutaj przeszedł siebie samego. Ba, w rywalizacji o największe gówno kinematografii pokonał samego Snydera. Tak. Dobrze czytacie. Sam nie wierzyłem, że można gorzej. To wygląda źle, tragicznie, paskudnie, obrzydliwie. To Anderson, więc musiało być slow-mo w deszczu. Musiała być Mila Jovovich kręcąca piruety i strzelająca w slow-mo. Musiały być głownianie dialogi i wkurwiająca muzyka z pogranicza dark ambient.
To Anderson, więc i fabuła musiała być z dupy. Rebel Moon przy tym, to Iliada Homera. Nie wiem jakim cudem taki burdel w montażu został zatwierdzony. Już Snyder poszedł po bandzie, ale tu jest 10 razy gorzej. Odniosłem wrażenie, że każda scena miała osobnego reżysera i odrębny scenariusz. Słowo daję! :D
Nic qrwa z tego filmu nie wiem. Po co? Dlaczego? Kto? Komu? Z kim? Mila przez cały film wędruje w towarzystwie Dave'a, by dotrzeć do miejsca, w którym ukrywa się źródło mocy, pozwalającej zmieniać się w wilkołaka. Sęk w tym...
spoiler start
że to właśnie Dave nim jest, a ona o tym wie, więc po cholerę ta cała wyprawa? WTF!?
spoiler stop
Ja czułem w kościach, że to będzie paździerz, ale nie sądziłem, że Anderson sięgnie takiego dna artystycznego. Gra aktorska jest okropna. Nie, wróć. Gry aktorskiej nie ma tu za grosz. Jedynie Dave daje radę, a przecież to były zapaśnik, a nie ktoś po szkole aktorskiej. Mila natomiast od czasu pierwszego Resident Evil gra jedno i to samo z niezmiennym wyrazem twarzy. Nawet w tym filmie ma na imię Alys. No qrwa :D
Dobra, kończę ten wpis, bo już mnie palec boli, piszę na telefonie. Reasumując, gówno nad gównami. Na Filmweb 7.5 z sześciu opinii, IMDb 5.3 z 250. Serio!? Dla mnie to jakiś żart :/
ale jak to... przeciez jak krytycy jada to jest gwarancja tego, ze widzom bedzie sie podobac?!
Qrwa, zapomniałem okładki.
Odniosłem wrażenie, że każda scena miała osobnego reżysera i odrębny scenariusz.
Mój kumpel pracował na planie tego filmu i mówił, że właśnie tak to wyglądało :D
Zachodzie w głowe po jaką cholerę chodzisz na niektóre filmy? One są splunięcia nie warte
Anderson + Mila? Co może pójść nie tak