Czy byliście kiedyś w sytuacji zagrażającej waszemu życiu lub zdrowiu?
Kilkurotnie niewiele brakowało, żeby mnie potrącił lub zabił na miejscu samochód.
Zdarzyło się też, że mało się nie wychłodziłem na śmierć, nie zamarzłem.
Ludzie na ulicy grozili mi śmiercią.
Parę razy myślałem też o samobójstwie.
To kilka, które pamiętam. Było tego znacznie więcej, ale przez dłuższy czas nie mogę sobie przypomnieć. A wy mieliście takie sytuacje w swoim życiu?
Tak, moja psychika jest w niebezpieczeństwie jak widzę takie wątki z kolejnego multi konta.
Ja byłem porwany dla okupu z kolegą (chodziło o kolegę, ja się załapałem przypadkiem, bo siedziałem na tylnym siedzeniu).
Tak, raz siedząc sam w mieszkaniu zakrztusiłem się kawałkiem pizzy Ristorante. Wpieprzałem w samych bokserkach i podkoszulku, jak zacząłem sie dusić to już byłem w tym stroju pod drzwiami sąsiada gotowy walić w nie żeby mnie uratował, ale w tym momencie ten kawałek udało mi się odkrzutsić więc przynajmniej nie narobiłem cyrku na cały budynek. Pierwszy raz w zyciu miałem smierć przed oczami jak sie dusiłem.
Nie polecam pizzy Ristorante dr Oetkera.
Jadłeś ją na zimno? Przecież to dość miękkie jest.
Ogólnie nie zazdroszczę sytuacji, ale chciałbym jednak bronić honoru Ristorante, moim zdaniem to jedyna dobra pizza z mrożonek (nie liczę tych z Biedronki, które są trzymane w zwykłych lodówkach). Szkoda, że obecnie Ristorante jest tak trudno dostępna, ale bardzo ciepło wspominam ją szczególnie z sezonu 2008/09, gdy sięgałem po nią regularnie.
Jadłem zdecydowanie na ciepło, chyba wręcz za ciepło bo zrobiła się twarda jak tost. Z tym niepolecaniem to jest żart rzecz jasna, udławić można się dosłownie każdym pokarmem.
chciałbym jednak bronić honoru Ristorante, moim zdaniem to jedyna dobra pizza z mrożonek
+1, zawsze powtarzałem to samo. Niestety kilka lat wstecz zmieniła się receptura i już nie są tak dobre. Stara dobra z szynką i papryką to był killer, za czasów liceum/studiów mógłbym to jeść codziennie.
Pierwszego dnia piatej szkoly podstawowej bylem uczestnikiem wypadku motoryzacyjnego, ktory ledwo przezylem i cale zycie teraz ponosze jego konsekwencje.
Tylko raz, jak się siedziało na przyczepie z kostką słomy i nie zauważyło linii co prawda niskiego napięcia ale jednak, tylko w ostatniej chwili się odskoczyło na glebę w dół, brakowało z 20 cm, szczęście takie że było pole po kultywacji i było miękko, ale i tak się spadło na jakiś kamień i goleń trochę bolała i ręka :D
Pierwszy post brzmi trochę jak jakiś fragment dorobku filmowego Liama Nessona.
Kilka razy- raz się topiłem ale się udało jakoś wydostać, parę wypadków na rowerze w tym zderzenie z ciężarówką a najbardziej niebezpieczne było jak byłem z kumplami na łódkach , była zła pogoda i jakoś kumpel popełnił błąd i zwiało nas blisko brzegi w, nie pamiętam nazwy tych roślin, ale w takie krzaczory
Wyszedłem z jednym kumplem wypchać łódkę, zmęczyliśmy się na maxa ale jak się udało to trzymaliśmy się brzegu i pomału wypływaliśmy na jezioro. I ja ze zmęczenia puściłem się łódki i wpadłem cały do wody tak przyklejony do dołu łódki. Kumpel mnie tylko nogą pchnął w głębiny bo akurat sternik odpalił silnik i tylko widziałem jak nade mną przeplynel. Poszatkowałoby mnie
Nawet nie zlicze tego. Ale to chyba większość osób tak ma. Jedno z gorszych to o mało bym stracił oko ale na szczęście parę cm mnie dzieliło i tylko brew/czoło uszkodzone
Raz byłem kiedy Hydrant wrzucił swoje zdjęcie z moim pseudonimem z forum napisanym na kartce.