Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
"Tymczasem wy, Deck Nine… może zamiast kolejnego sequela wolelibyście zrobić remake oryginalnego Life is Strange? Gdybyście wykonali go z taką animacyjną wirtuozerią jak Double Exposure, rzucałbym w was pieniędzmi bez opamiętania…"
Większego debilizmu nie czytałem. Psioczenie na to, że ktoś stworzył coś nowego, a nie raka dzisiejszych czasów, czyli odtwórczego rimejka.
Psioczenie? Gdzie?
"jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać dalsze losy Max"
W produkcję musiano zainwestować grube pieniądze, sądząc po tym, że calutka gra, od pierwszej do ostatniej cutsceny, została opracowana z użyciem performance capture. Wprawdzie poprzednia odsłona, True Colors, też szeroko korzystała z tej techniki, ale w Double Exposure twarze i ich animacje stoją na wyraźnie wyższym poziomie, dając spektakl praktycznie na miarę najdroższych gier AAA.
Jak dla mnie to już True Colors miało mimikę twarzy lepszą niż 90% najdroższych gier AAA, więc jeżeli tu jest jeszcze wyraźnie lepiej to najdroższe gry AAA mogą się schować.
Kocham LiS 1, ale nie jestem w stanie wybaczyć 2 tygodniowego wczesnego dostępu. Zagram dopiero wtedy, gdy cena odpowiednio spadnie albo trafi do bundla.
Na pochwałę zasługuje także bogaty asortyment opcji dostępności.
Tja, w szczególności "skip gameplay".
Dożyłem czasów, gdzie takie coś się chwali.
Gdzie tu sens, gdzie logika?
Sens jest w tym, że ktoś może chcieć doświadczyć opowieści, ale niekoniecznie poświęcać czas na mechaniki rozgrywki (tym bardziej, że nie są one najwyższych lotów). Jeżeli jest to jedna z opcji, to czemu nie? Im więcej osób będzie mogło bawić się w dogodnych dla siebie warunkach, tym lepiej.
Każda opcjonalna funkcja, która może sprawić, że komuś się lepiej doświadcza gry, powinna być chwalona.
O kuźwa ludzie - kupujecie grę wideo dla rozgrywki, żeby grać.
Chcecie opowieści, to kupujcie filmy/audiobooki.
Normalnie jak mijanie się z powołaniem.
A skąd u ciebie potrzeba dyktowania innym co powinni kupować i w jaki sposób powinni czerpać rozrywkę z danego dzieła? Może ktoś chce po prostu poznać dalsze losy Max, ale nie jest zainteresowany mechanikami rozgrywki?
Cygi-> Nie, nie trzeba. Ale ludzi, którzy roszczą sobie prawo do dyktowania innym, co i jak mają robić, być może rzeczywiście powinniśmy dusić w zarodku.
A co jest debilnego w dodawaniu do gry dodatkowych opcji, dzięki którym konsument może bawić się lepiej z zakupionym tytułem?
Tja, od razu do pierdla i zdychaj z głodu, bo nie mam tego samego skrzywionego światopoglądu co ty.
Wybacz, że "nie spełniam" tych jakże wygórowanych wymagań.
"Pomiń grę". W grze wideo.
Po co się szczypać? Dajcie mi opcję "wciśnij X, żeby przejść grę"!
Po co się szczypać? Dajcie mi opcję "wciśnij X, żeby przejść grę"!
https://www.youtube.com/watch?v=mUeeFybkRxA
Mam nieodparte wrażenie, że wszystko co najlepsze w tej serii to świetne pierwsze Life is Strange + niezłe dopełnienie historii w Before the Storm.
I ta nowa część z tego co widzę w recenzji wpisuje się w ten trend...True Colors wydawało mi się biedne, mało postaci, wydumane problemy, miniaturowa lokacja. Ja wiem, że to specyficzny rodzaj gry, ale po prawie 10 latach oczekiwałbym jednak pewnego rozwoju, rozgrywki także, większej złożoności, dopracowania wyborów, chociaż trochę jakichś zagadek i innych pomysłów.
A tu się zapowiada to co kiedyś, tylko znacznie gorzej.
Kiedyś pewnie zagram, po dobrej obniżce.
Narzekanie na brak Chloe w części recenzji i to z wpływem na ocenę przez to, bo podaje się to w minusach jest słabe.
Taka decyzja twórców i trzeba ją uszanować.
Raczej nie. Autorzy pokazali środkowy palec fanom oryginalnej części ignorując całe lore gry i wydarzenia, jakie wcześniej były. Potrzebowali tylko imię, żeby produkt się sprzedał. Zamiast Max mogli dać całkowicie obcą osobę. Lepiej by na tym wyszli. A tak to nawet wątpię, czy grali w poprzednie części ci nowi scenarzyści. To samo jest w nowym Dragon Age. Wywalmy wszystko, co nam nie pasuje. Skończyłem dopiero dwa epizody kilka dni temu. Ale jak zagrasz, to zobaczysz, że już nie ma tej imersji co była w oryginale.
Jestem fanem serii, w pierwszej części się dosłownie zakochałem. Po Double Exposure oczekuję po prostu dobrej gry z ciekawą fabułą i postaciami. I z tego, co czytam, Deck Nine dowiozło pod tym względem, więc ja nie mogę się już doczekać. Ani przez moment nie oczekiwałem, że najnowsza odsłona przebije "jedynkę", ponieważ myślę, że ciężko byłoby to zrobić.
Zgadzam się co do bezsensowności wczesnego dostępu, choć ja obszedłem się smakiem, bowiem zakupiłem edycję standard. Rozumiem chyba jednak, co mogło kierować twórcami przy podejmowaniu takiej decyzji. Co do opcji dostępności. Każdy gra tak, jak mu wygodnie i dostosowuje rozgrywkę pod siebie. Dla mnie pewne ułatwienia w grach często okazują się zbawienne, bowiem jestem osobą z niepełnosprawnością ruchową, więc siłą rzeczy motoryka u mnie niedomaga. Język angielski w tej serii nie jest jakiś zaawansowany, myślę, że osoby nawet ze średnią znajomością tego języka spokojnie sobie poradzą. Ja czekam, cieszę się na powrót Max. Życzę miłej gry pozostałym :)
Walking simy stoją fabułą, postaciami i dialogami. Jeśli tutaj to wszystko jest na tak wysokim poziomie, to jest hit i dostanę to na co czekałem. A że mi się nie spieszy to i zagram w produkt skończony, za połowę ceny.
Ostatnie Life is Strange (True Colors) mi się bardzo podobało, zrobiła się z tego moja najulubieńsza część przebijająca pierwszą i inne, kupie Double Exposure ze względu na Max, ale jak już pojawi się spolszczenie, a na pewno nastąpi to szybciej niż miałbym się angielskiego nauczyć :P
Pierwsze Life is Strange to jedna z najważniejszych gier w moim życiu z uwagi na okres kiedy ją ogrywałem (czyt. podczas dorastania i powolnego odnajdowania się w początkach dorosłego życia) oraz z racji tego jak bardzo zżyłem się z Chloe i Max. Coraz rzadziej wykazuję głębokie emocje przy grach, ale w tamtym przypadku byłem totalnie skupiony na fabule, losach postaci oraz całokształcie świata przedstawionego. Ba, dzięki jedynce stałem się swego czasu sporym fanem alt-j, które do dzisiaj znajduję się w mojej muzycznej cyrkulacji.
Before the Storm również uważam za bardzo dobre i równie emocjonalne nawet jeśli relacja Rachel i Chloe aż tak mocno mnie nie wsiąknęła. True Colors było fajne, takie typowo lajf strendżowe czyli dużo fajnej indie-muzyczki, ładnych jesiennych widoczków, fajna historia... no, ale nie zostałem powalony na kolana.
https://www.youtube.com/watch?v=RvNypQ8vw98
Boli, że przy Double Exposure znowu brakuje j.polskiego.