„Nasi fani nie chcą grać w nasze gry, chcą żyć w światach, które tworzymy”. Projektant Starfield: Shattered Space wyjaśnił podejście Bethesdy do tworzenia dodatków
Odklejenie level very hard widzę.
To gracze chcą żyć w tych światach, ale jednocześnie z gry na grę tych graczy jest jednak coraz mniej...
Nic więcej to panu Pagliarulo nie mówi?
Dokładnie TAK. Określenie w punkt. "Żyć" w takim świecie. Ile razy o tym pisałem w przypadku Starfield. Wchodzisz tam i żyjesz w innym świecie, w innym miejscu wszechświata, w roku 2330. Tak ta gra jest zbudowana. Tworzysz tam swoje miejsce, swoją własną rolę, swój wirtualny dom na setki godzin. Nie przechodzisz tylko krótkiej filmowej przygody od do, i koniec, i do następnej gry. Nie rozumieją tego kompulsywni łowcy premier, chwilowych doznań, nowości, sensacji i % ocen na Steam. W dzisiejszym świecie gamingowego szaleństwa, nieustannych ekscytacji następnymi produktami, gdzie w wirtualnym koloseum kolejne gry-gladiatorzy przygotowywane latami poddawane są w jednym momencie kciukom stadnych reakcji tłumu, takie gry jak Starfield są oazą normalności, a dodatek Shattered Space świetnym rozszerzeniem tego doświadczenia.
Masz absolutna rację. W grach Bethesdy się żyje. W Elder Scrolls się się żyje, w Falloutach się żyje. Buduje się osady bo jest w tym jakiś cel, eksploruje się świat bo jest to fajne .W Starfield się nie żyje..... Bo nie ma po co.
W Starfield się nie żyje..... Bo nie ma po co.
Nic nie rozumiesz. "Starfield" przypomina nagiego cesarza: dostajesz grę, w której wszystko musisz sobie "wyobrazić" (jak szaty cesarza), żeby odczuwać frajdę.
Musisz sobie wyobrazić, jak twój statek wchodzi w atmosferę i ląduje na planecie. Musisz sobie wyobrazić, że prowadzisz ciekawe rozmowy. Musisz sobie wyobrazić, że budowanie osady jest atrakcyjne. Musisz sobie wyobrazić, że postacie, które spotykasz, potrafią wyrażać emocje za pomocą mimiki. Musisz sobie wyobrażać, że eksploracja dostarcza niezapomnianych wrażeń i prowadzi do niezwykłych odkryć. Musisz sobie wyobrazić, że ekwipunek jest dobrze zaprojektowany. Musisz sobie wyobrazić, że kolorowy ekran między jednymi i drugimi drzwiami to treść twoich myśli, gdy na kilka sekund zamykasz oczy, przekraczając próg jakiegoś pomieszczenia...
I tak dalej.
Już ja pamiętam jak ja próbowałem żyć w skyrimie.
Wylazłem z świerzo kupionego domu w Riften by jakiś "posłaniec" przybiegł i mnie poinformował że jakiś cieć potrzebuje mojej pomocy w Morthal
Tak, chcą żyć w świecie w którym traci się przytomność za każdym razem używając windy czy drzwi plus męczyć się z drewnianymi mieszkańcami tych światów.
Co za pet. On myśli że odwalili kawał dobrej roboty przy produkcji tego szmelcu, źle to wróży nowemu the elder scrolls. Z drugiej strony jak ma inaczej myśleć, skoro fanbojka wypina dupsko klaskając przy tym uszami i podśpiewując pod nosem jaki to starfield jest zayebisty a becia ich dyma na hajs aż dym leci (500 zł na premierę) Powiem tylko tyle, będzie gorzej, właśnie przez takich bezrefleksyjnych fanów, którzy płatu czołowego nie posiadają, albo nie używają.
Ten Emil powinien wylecieć z Bethesdy lata temu bo wypalił się dawno temu (w Bethesdzie od 2002), ale jak widać jest przyspawany do stołka niczym u nas leśne dziadki w spółkach skarbu państwa. Plecy to jednak plecy.
Gdyby nie te ekrany ładowania to może byłaby spoko gierka... A tak? Włączyłem i wyłączyłem, szkoda czasu.
A to Emil dalej zajmuje się fabułą? Gdzieś mi śmignęła informacja, że dał sobie spokój
Tak Bethesda macie racje, my gracze nie chcemy grać w wasze gry!
Sorry ale gry Bethesdy, niczym się nie wyróżniają w tych czasach. Rozwiązania które były dobre 20 lat temu, dziś no, trudno oczekiwać że będą.
Bethesda ma ogromne ego, uważają się za jakiś bogów a nie widzą że ich ostatnie gry, są przeciętne.
I trudno jest ''żyć'' w ich grach bo są, nudne, brzydkie i zaprojektowane jak 20 lat temu.
Zasadniczo ma racje, do Starfielda było to prawda. Z takim zastrzeżeniem, że dla wielu to życie miało wyłącznie sens tylko do czasu ukończenia fabuły. Innymi słowy trwało to bardzo krótko lub gracz celowo nie kontynuował wątku głównego aby zbyt szybko nie ukończyć gry.
Zawsze lubię mieć zainstalowaną jakaś lekką casualową gierkę gdy po ciężkim dniu nie mam ochoty na nic ambitnego albo wymagajacego. Na liście tych gier są gry Beci, a że ostatni patch rozwalił mi Fallouta 4 (no cóż lubię modować gry) to wrzuciłem sobie Skyrima.
I tak naszła mnie pora porównań z Starfieldem ogranym chwilę w Game pasie. Otóż jak odpaliłem porządnie pomodowanego Skyrima to w zasadzie jakoś nie widzę postępu pomiędzy tymi tytułami. Fakt, w Starfieldzie trafi się więcej ciekawszych misji ale to też trudno uzna za postęp bo wątki frakcyjne w Oblivionie były świetne i tutaj Skyrim był spadkiem formy. Co Starfield robi tak naprawdę lepiej? No trochę elementy akcji poprawiono, ale w podobnym okresie czasu (13 lat vs 12) Cyberpunk przeszedł od walki w Wiedźminie 1 do tej w Cyberpunku. A pomiędzy starfieldem a skyrimem jest różnica jak pomiędzy wiedźminem 2 a 3 góra. A to najbardziej widoczna zmiana.
System dialogów? W Falloucie 4 przez to kółko kretyńskie zawiódł graczy ale same sceny dialogów były zrealizowane dynamicznej i choć trochę wyglądały jak w XXI wieku. System dialogów RT miał swoje problemy ale jednak choć niedorobiony był krokiem w dobrą stronę, a tymczasem w Starfieldzie krok w tył i znowu wyglądają jak w Skyrimie. Gdzie temu do dynamiki i wolności w Cyberpunku oraz mnogości opcji i ekspresji w BG3?
Jaki Starfield ma sens, jeżeli lepszy efekt gry beci, tego lekkiego casualowego symulatora turysty mogę uzyskać wrzucając garść modów do ich starszych gier niż kupując nową? Bo te gry mają coś w sobie pomimo gigantycznej listy wad i nietrafionej klasyfikacji gatunkowej (jak próbowałem grac w Skyrima jak w RPG to się zawiodłem, jak zacząłem grać jak w GTA to doceniłem jako dobrą grę, nie wybitną ale przyjemnie relaksującą).
Bethesda cierpi na całkowity zanik samokrytyki bez dwóch zdań, ale jednak jest w tym artykule mała nuta prawdy. Ja zatapiałem się w Falloutach i tych światach czasami aż za bardzo. W takim Fallout 4 po prawie 450h byłem tak zdołowany że śmierdzi końcem gry, że włóczyłem się jeszcze bez żadnego celu po całej mapie z nadzieją, że gdzieś jeszcze pominąłem jakąś aktywność. Na prawdę, nie chciałem po prostu kończyć tej gry i opuszczać tego świata. W sumie.., pożegnać się ze światem Skyrima było jeszcze trudniej...
Czy oni tak bardzo umieją w DLC to bym miał wątpliwości. Patrząc chociażby na Dawnguard, który ledwo chodził to bez przesady.