David Lynch szczerze o porażce, jaką 40 lat temu była dla niego Diuna. „Zawaliłem. To wszystko moja wina”
Nie powiedziałbym, że ogląda się to ciekawie. Chaotyczna papka, w której nie idzie się połapać.
Gdyby Lynch zrobił to zupełnie po swojemu, film byłby pewnie ezoterycznym bełkotem, a tak jest niezłym średniakiem
Villenueve wręcz zaorał film Lyncha i nie ma zupełnie po co do niego wracać. Różnica klas jak między Adamem Małyszem a Robertem Mateją.
a to ciekawe, bo lynch chociaz trzymal sie matarialu zrodlowego i niczego praktycznie nie zmienial, czego nie mozna powiedziec o tym gownie od Vileneva
a to ciekawe, bo lynch chociaz trzymal sie matarialu zrodlowego i niczego praktycznie nie zmienial
Brednie. Tylko fabula sama w sobie jest "wiernie oddana" (mniej elementow jest pominiete itd...). Klimat, postacie, estetyka i wlasciwie wszystko oprocz fabuly samej w sobie jest wrecz groteskowa parodia ksiazek.
To samo by bylo z Dune od Jodorowskiego (ktorego nawiasem mowiac bardzo lubie i szanuje za reszte tworczosci), ktory sam powiedzial (luzna cytat z pamieci) ze "gwalcilby Dune Herberta, ale z czuloscia". Czyli jego wersja nie miala by malo wspolnego z ksiazkami.
Filmy Villenueve'a sa duzo blizej tego jak ja np odbieralem ksiazki. Ten jego dziwny oniryczno/mistyczny, "ciagnacy sie" a przy tym mega brutalistyczny wizualnie klimat i sposob opowiadania historii mega pasuja do tego jak Diuna "wygladala" w mojej glowie.
O grze aktorskiej (i ich koszmarnym doborze. Porownajmy np Barona Harkonnena, ktory u Lyncha jest groteskowy i tyle. Wyglada jak wyciagniety z filmu Monty Pythona gdzie taki mega gruby koles przychodzi do restauracji i rzyga do kubla. Skarsgard jako baron jest rowniez groteskowy, ale rowniez przerazajacy, nie wyglada jak klaun i ma ta wlasnie "mistycznosc".), scenografii, kostiumach, itd.. juz nawet nie bede pisal. Dune Lyncha wyglada jak projekt "psychodeliczna wersja znanej ksiazki s-f" studenta drugiego roku filmowki.
O dziwo jedna z niewielu fajnych rzeczy w filmie Lyncha, i rzeczy ktore mi bardziej siadaja w jego wersji jest Sting i jego mega ekspresywny Feyd-Rautha. Jeden z niewielu jasnych punktow filmu.
Skonczyl sie edit.
A jest tak dlatego (Sting), ze jest on prywatnie dosc sporym fanem ksiazek i sam chcial zagrac w Dune (obojetnie jaka role). Lynch pewnie ich nawet nie czytal. A moze i czytal, bo sam wie jakie gowno zrobil i sie go wstydzi.
Na niektorych wersjach filmo jako rezyser jest podany nie Lynch a jakies randomowe nazwisko, ktorego podobno w holywood czasem uzywaja jak nie chca sie pod czyms podpisac.
Projekt wizualny rzeczy, ktore zaprojektowal Giger (czesc scenografii, niektore kostiumy) tez daje rade. Ale nie dlatego ze pasuje do Dune, tylko dlatego ze Giger to mega-chad i czego on dotknie to to sie fajnie oglada.
Mam Diunę z 1984 na liście do obejrzenia.
Tak jak współczesna Diuna 1 mi się bardzo podobała, tak Diuna 2 już dla mnie była dość spartolona i zmielona na komercyjną, rozrywkową papkę. Ale muszę to sobie jeszcze raz na spokojnie też obejrzeć.
Meh, jak dla mnie Dune1984 > Dune1. Dune2 jeszcze nie widzialem ale wiekszosc opini (nawet na golu) mowila, ze jest ciut gorzej niz w Dune1.
Chyba przy premierze 1 części czytałem, że Lynch uznaje swoją za lepszą i nie podobało mi się to co mówi a teraz zmienił zdanie?
Nowa Diuna dużo lepiej tłumaczy i ekranizuje cały konflikt. Muza robi kliamt.
Tak naprawdę, to najpierw trzeba przeczytać książkę. Głębia opisów, przemyśleń i narracji jest nie do przeniesienia na ekran.
Ja bardzo lubie Diune Lyncha, jak dla mnie jeden z dosc wplywowych filmow, glownie od strony wizualnej. Mimo wszsytko uwazam ten film za dosc przelomowy jezeli chodzi o SF, Jeunet, Besson jak dla mnie stylistycznie poszli w podobnym kierunku.
Do Villneuve nie ma sensu porownywac, jest Diuna jest swietna ale "syntetyczna". No i pierwszy film w ktorym pierdzenie Zimmera mi nawet spasowalo
Cale szczescie u mnie ksiazka byla pierwsza.