Emilia Clarke nie zgadza się z Anthonym Hopkinsem w pewnej kwestii dotyczącej aktorstwa
Anthony to świetny aktor, tego mu odmówić nie można. Aczkolwiek nie jest już na dorobku, więc może sobie czasem palnać, co mu tam ślina na język przyniesie.
Osobiście to mnie się wydaje, że gra aktorska na zielonym tle może być trudniejsza, chociażby ze względu na to, że wymaga lepszego wczucia się, wszak brak otoczenia.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę, że dzisiaj się raczej gusta skutecznie zaniża poprzez scenariusze i lansowanie pseudo gwiazd, tak więc faktycznie - dzisiaj zagrać można byle jak i od razu okrzykniętym zostanie się odegraniem "wspaniałej kreacji".
Myślę, że granie przed zielonym ekranem wymaga nie lada umiejętności. Trzeba sobie wyobrazić coś czego nie ma i sprzedać to dobrze widzowi, by myślał, że jednak coś jest.
Myślę, że granie przed zielonym ekranem wymaga nie lada umiejętności. Trzeba sobie wyobrazić coś czego nie ma i sprzedać to dobrze widzowi, by myślał, że jednak coś jest.
W Westworld mu nie przeszkadzalo? Nie bylo tego duzo, ale jednak. Dopiero teraz sie o budzil?
Hopkins może powiedzieć wszystko - jest Bogiem.
Różnica taka, że taki żałosny wypierdek jak Clarke, jedna z najgorszych współczesnych aktorek (o ile w ogóle to coś można aktorką nazwać?) śmie w ogóle z nim polemizować. Gdyby cokolwiek potrafiła, to by zagrała jakąś wartościową rolę w normalnym kinie, ale ona... nie potrafi nic.
Where are my dragons? Skończ przygodę z aktorswem skarbie...
Po co ten jad? Oczywiście, że Hopkins jest lepszym aktorem niż Clarke aktorką, ale czy to sprawia, że z automatu ma rację? Może nie lubić green screena, jego prawo. Ale gra na zielonym ekranie jest trudniejsza niż wśród scenografii i to niezaprzeczalne, co ma przełożenie na końcowy efekt.
Jaka z cIEBIE durna pierdoła. Uwielbiam Emilie Clarke.
Zagrała w Grze o Tron, Solo, Terminatorze, Last Christmas. No ale jak jesteś incelem, to wszystko boli.
Jak sie jest Simpem to też cię boli. Wszechświat sie sam zbalansował, jeden incel, drugi simp. Obydwaj możecie co najwyżej pomęczyć malego Egona do jej zdjęć.
Musiałem szpilę wbić.
Bez tego nie mogę żyć...
(o, może kiedyś napiszę jakiś utwór o tym ;)
Nie błaznuj. Gra na green-screenie jest trudniejsza? Niezłe kawały opowiadasz chłopie. Wiesz co jest trudne? Wygłosić z pamięci 5-minutowy monolog bez zająknięcia jak zrobił to Hopkins w "Amistad", za co dostał brawa od całej ekipy. Na pewno nie "głaszcząc" piłeczki tenisowe jak robiła to Clarke, a później zrobili z tego smoka.
Granie na green-screenie trudniejsze? Zmień dilera chłopie!
Ogarnij się i ochłoń przed weekendem.
Gra na greenscreenie jest trudniejsza od gry wśród scenografii, po prostu. W bardzo obrazowy sposób opisał to Butryk89. Nie porównuj tego z monologami, równie dobrze możesz porównywać parówki do promów pasażerskich, to zupełnie inna kategoria. Zdolność do zapamiętania tekstu do też inna kategoria. Umiejętność improwizowania - też. Tak samo wykrzesanie z siebie emocji.
W żaden sposób nie ująłem Hopkinsowi talentu (bo niby czemu bym miał) i nie musisz mnie przekonywać do uznania dla jego gry.
Tak jest aktorką, a ty masz ból rzopu, bo niczego nie potrafisz osiągnąć w życiu.
„gdyby granie na green screenie rzeczywiście nie byłoby prawdziwym aktorstwem, to studia nie musiałyby angażować aktorów z górnej półki”
„Czemu więc [producenci] proszą tych wspaniałych aktorów, żeby zagrali w ich filmie i dlaczego oni się na to zgadzają?”
Zatrudniają takich aktorów żeby ludzie do kina chodzili. Nikt nie będzie oglądał filmu jak główną role zagra jakiś Bob z Alabamy co nikt go nie zna. A godzą się na granie w takich produkcjach bo dostają za to grube miliony. Poza tym większość tych aktorów z tzw. „górnej półki” to nie są jacyś dobrzy czy wybitni aktorzy, tylko znani i lubiani przez publiczność albo popularni w mediach.
Anthony to świetny aktor, tego mu odmówić nie można. Aczkolwiek nie jest już na dorobku, więc może sobie czasem palnać, co mu tam ślina na język przyniesie.
Osobiście to mnie się wydaje, że gra aktorska na zielonym tle może być trudniejsza, chociażby ze względu na to, że wymaga lepszego wczucia się, wszak brak otoczenia.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę, że dzisiaj się raczej gusta skutecznie zaniża poprzez scenariusze i lansowanie pseudo gwiazd, tak więc faktycznie - dzisiaj zagrać można byle jak i od razu okrzykniętym zostanie się odegraniem "wspaniałej kreacji".
No tak, film MCU i wszystko jasne. Hopkins unikał zawsze takich efekciarskich filmów, też bym dostał szoku jakbym zobaczył, że większość filmu jest kręcone na zielonych ścianach.
Jakiś talent i tak trzeba mieć, musisz odgrywać swoją rolę nie widząc scenerii. Nawet reżyserzy często nie wiedzą jaki może być efekt końcowy. Ale ostatnio słyszałem, że i green screeny mogą w przyszłości przejść do lamusa, bo tło potrafią już wyświetlać na gigantycznych ekranach. Parę seriali i filmów już nakręcili za pomocą tej techniki. Nie pamiętam tylko jak się fachowo nazywały.
bo i to nie jest juz zadne aktorstwo skoro aktor nie ma juz prawie nic do powiedzenia w tym jak bedzie i czym bedzie grana przez niego rola w jakims cyfrowym wirtualizowanym tworze. a finalnie zostana calkowicie zastapieni bo i nikt ich nie bedzie potrzebowal. bo i do kupna ich wizerunku nie sa nawet potrzebni, wezma go sobie od wytworni ktora juz od dawna ma ich w kieszeni i na lojalce :)
Emilia Clarke jest tak słabą aktorką, że powinna nabrać wody w usta, albo czegoś innego i się nie udzielać, w terminatorze ewidentnie było widać, że ją ta rola zwyczajnie przerosła. Natomiast Anthony Hopkins, trochę się zapomniał, bo przypominam, że są głosy, że prawdziwe aktorstwo jest tylko w teatrze, czy Operze, gdzie ma się kontakt z publicznością i całe show idzie na żywo, facet oczenia dzisiejsze czasy przez pryzmat swojego życia, a on urodził się w zupełnie innej epoce. Oboje zmarnowali okazję, aby siedzieć cicho...
Ależ dziwna mentalność wśród komentujących. Wiadomo - Hopkins ma niesamowity talent, ale nie oznacza to, że jest alfą i omegą i w każdej dziedzinie ma rację. Poza tym to trochę hipokryzja z jego strony, bo sam grał w Transformers.
Znowu stare dziadki lamentują jak to kiedyś było lepiej, za chwilę będą pisać że aktorzy to grają na deskach teatru, a nie w plenerze przed obiektywem "Jeżeli siedzisz przed obiektywem kamery, granie jest bezcelowe." Za rok tak będą narzekać.
Bo było.
Temu "staremu dziadkowi" tos niegodzien nawet na buty patrzec, a co dopiero czyscic. Emilia z cala jedna rola, ktora mozna jeszcze jakos ogladac (a i tak jest chyba najslabsza aktorka, z glownych postaci w GoT. A i 3/4 epizodycznych jest lepsza) tez.
https://www.youtube.com/watch?v=6A3h8Xc9LMw
Zgodze sie z Hopkinsem, tradycyjna scena jest uklonem w kierunku sztuki - ktorej we wspolczesnych mainstreamowych filmach zostalo naprawde niewiele, bez niej czesto zostaja tylko wymyslone historyjki niskiej klasy...
Ps. Od razu zwroce uwage ze nie chodzi o to ze aktorstwo z wykorzystaniem zielonego ekranu nie moze byc sztuka tylko ze po prostu (akurat) nia nie jest.
Już wygooglowalem co to za laska - ta z gwiezdnych wojen Han Solo - ładna.
Wydaje mi się, że ani autor, ani komentujący, ani nawet pani Clarke, nie zrozumieli o co chodziło sir Anthony'emu.
A przecież on wyraźnie powiedział, że SIEDZENIE przed green screenem jest bezcelowe.
Trochę co innego, jak scena zawiera latanie na smokach, pościg samochodowy czy coś, co, z róznych powodów, trudno jest nakręcić.
Ale jeśli scena polega na siedzeniu na tronie i krzyczeniu (tylko odrobinę spłycając rzeczywisty opis ??), to faktycznie aktorowi starej szkoły może się to wydawać bez sensu. Jakby nie można było wybudować paru dekoracji. Choćby tylko do tych najprostszych scen
Istnieje mnóstwo aktorstwa teatralnego, które obejmuje bardzo minimalną scenografię i rekwizyty. Zasadniczo aktorstwo na zielonym ekranie robi coś podobnego. Jednak nigdy nie słyszałem, żeby ktoś powiedział, że aktorzy teatralni tak naprawdę nie grają.
Po prostu rzemiosło aktorskie też musi się adaptować do każdego nowego medium. Około stulecia temu okazało się, że sposób grania z desek teatru nie sprawdza się na srebrnym ekranie (np. na scenie aktor musi utrzymać się w roli przez cały czas pobytu na scenie, a w filmie - ten czas zamyka się w nagrywanym ujęciu, które można jeszcze powtórzyć). Dziś jest podobna debata nad aktorstwem wobec technologii green screenu i motion capture
Tja, "po prostu". Nielichy argument milordzie. "Po prostu" - temat zaknięty :)
Masz jeszcze inne mądrości (zmień pracę, weź kredyt?).
Jak mawiał klasyk "Aktor jest od grania, jak dupa do srania". Nie ma różnicy (no dobra, minimalne), to czy lecisz w normalnej scenografii czy na greenscreenie - masz grać i tyle. W latach 40/50, pakowali łebków do dyliżansu, całość się trząsła, a na zewnątrz mieliśmy ekran, który się przesuwał i aktorzy też walali głupa, że coś się wokół nich dzieje, dziś walają głupa na green-screenie. Kino to iluzja, a aktor ma grać i tyle.
Przypomina mi się słynna anegdota z "Maratończyka" pt. "A nie może Pan tego po prostu zagrać"? Nie, głaskanie piłeczek tenisowych nie jest trudniejsze niż granie w normalnej scenografii. Powiedziałbym, że łatwiejsze i banalniejsze.
Fajnie to pokazała nowela 'Holy Motors' Caraxa, gdzie bohater na gree-screenie robi wygibasy i cyrki z ciałem i inną aktorką, a później z tych ich ruchów zrobiono głupkowatą gierkę wideo :)
Mam jedną mądrość, całkiem nielicha: "źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz".