chlopaki, na łazarskim rejonie nie jest kolorowo. Ostatni semestr inzynierki, jestem na swietnej drodze do jego ukonczenia, aczkolwiek przed czasem i bez papierka. Z pracy mnie wypieprza, w styczniu przy koncu umowy, bo nie wyrabiam ostatnio z taskami. Miesiac temu sie rozstalem z babą (2 ostatnie lata razem mieszkalismy, nawet pieska mielismy, teraz juz zostala forma terazniejsza czasownika w odmianie zenskiej). Do tego zmiana lekow i duze nasilenie depresji. W miedzyczasie walcze ze soba, zeby nie isc czesciej po alkohol niz raz w tygodniu, przy wyjsciu ze znajomymi, albo zeby nie wziac benzo na zabicie mysli w glowie. Znalazlem sobie tez sposob na dostarczenie dopaminy, mianowicie kompulsywne wpieprzanie wszystkiego co sie napatocze na drodze. Waze w sumie 20 kg wiecej, niz jeszcze przed rokiem, z czego najwiekszy boost zaliczylem w ostanim czasie.
Terapie dopiero zaczne prawdopodobnie w polowie grudnia, jak wyplata przyjdzie, wiec do tego czasu musze jakos przecipiec. Tylko nie wiem jak, skoro z dnia na dzien jest coraz gorzej.
Pisze to chyba juz z desperacji, bo w sumie nawet nie mam gdzie, a chce sobie takie cos puscic w eter. Tutaj mnie w sumie nikt nie zna z imienia i nazwiska, a w nick to mam w sumie wywalone, wiec co mi tam.
MODERACJA:
Potrzebujesz pomocy? Oto gdzie możesz jej szukać:
116 111 - całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
116 123 - telefon zaufania dla dorosłych czynny 14-22:00
Lista wszystkich Ośrodków Interwencji Kryzysowej w Polsce świadczących nieodpłatną pomoc psychologiczną:
www.oik.org.pl
Lista pomocowych numerów telefonów:
www.zwjr.pl/bezplatne-numery-pomocowe
Twoje zdrowie jest dla nas ważne.
Pozostaje rzucić frazesy, ale trzymaj się tam ciepło ;) Skoro masz już plan na terapię to brzmi jak krok w dobrą stronę, pocieszaj się, że z każdym dniem jesteś bliżej celu.
Na łazarskim rejonie nie jest kolorowo
Czasem zapija się smutki i bywa czilałtowo
Na łazarskim rejonie bieda tutaj piszczy
Nie ma co się martwić musisz podnieść się ze zgliszczy
Tutaj pierwsza miłości i rozczarowanie
Za stracony czas i porytą banię
Wyciągnąłem wnioski nigdy nie ufaj kobiecie
Zamąci ci w głowie wokół palca oplecie
Nic więcej mądrego nie napiszę. Trzym się i tyle. Dobrych rad na forum nie będę dawał. Pozdro 600.
Jeżeli walka z alko wychodzi i nie chlasz sam w domu szesciopaka, to pewnie malo to Ci poprawi humor, ale brawo, mądre podejście.
Robota, to sie jakas znajdzie, kij z robotą. Mam kolegę, co od dwóch lat się zmaga z bólem w lędźwiach (takich mamy lekarzy :D), o studiach to on nawet nie słyszał, jezdzil w pizzerii, bo nie mogl dzwigac, ani nawet przejść powyżej kilku km. Drugi robił na śmieciarce i wcale nie było złych warunków. Czy jakieś magazyny, kurierka, coś przejściowego znajdziesz i nie ma co tu tragizować. Z robotą sie nie żenisz.
O babach, to szkoda gadać, wydaje mi się, że nie chcielibyście znać mojego zdania na ich temat.
A studia studiami, na pewno świat sie nie kończy, za to można je dokończyć na innej uczelni? Ewentualnie zaleznie od branży, nie wszędzie tak musi byc ten papierek, w IT sam papierek bez doświadczenia wrecz nie daje nic.
Po pierwsze wyrazy uznania i gratulacje za utrzymanie alkoholu w ryzach, to jest ważne i robisz kawał dobrej roboty, że dajesz sobie z tym radę.
Po drugie studia jakoś pójdą, polibudy mają to do siebie, że chętnie wyrzucają ludzi na początku studiów, ale im dalej tym robią się bardziej ugodowi. Nawet jak masz jakieś problemy to warto do prodziekana zagadać, może się uda coś wymyślić. Kumpel jak ze względu na problemy rodzinne miał problemy robił jeden rok przez dwa lata (za pierwszym razem robił jakąś 1/3 przedmiotów awansem na by rok później powtórzyć semestr z pozostałymi przedmiotami).
Co to jedzenia, niestety ale przejadanie się zmniejsza naszą efektywność. Za dużo energii idzie na trawienie i magazynowanie tłuszczu, więc to może nasilić problemy z nauką i pracą. Możesz spróbować sobie w pracy dać konkretne wymogi, tj. takie jak nagradzanie sie po skończonym zadaniu lub jakiejś jego mierzalnej części gdy jest duże. Nie bez powodu. Zwiększa to efektywność pracy oraz poprawia samopoczucie w dłuższe perspektywie czasu, bo wywoływanie efektu nagrody bez powodu nie jest zdrowe.
No i powodzenia, trzymaj się.
Trzymaj sie mordinio. Z tego co piszesz to i tak robisz 100 razy wiecej niz lwia czesc osob w podobnej sytuacji. Nie idziesz na latwizne i nie chlejesz, nie negujesz terapii i wyglada na to, ze chcesz te studia dokonczyc. Wytrwalosci. A kobita nie tyle co sie nie przejmuj, a postaraj sie nie ogladac zabardzo w przeszlosc. :) wyciagnij wnioski i w nastepny zwiazek wejdziesz bogatszy o przezyte nauczki.
Nie udzielę najlepiej rady ale jeśli nie idzie Ci na studiach, to może warto rozważyć dziekankę?
Kiedyś miałem podobny problem i tym się ratowałem.
Oczywiście outcom tego może pójść w dwa różne kierunki. Lecz jeśli rozważasz terapię, to wtedy może się udać.
Z drugiej strony... Ludzki organizm przyjmie sporo na klatę. Może warto się jakoś wewnętrznie ukierunkować w celu ukończenia studiów? To będzie trudne ale nie niewykonalne.
Wytrwałości życzę. Dasz radę. Skorzystaj z "pudełka nicości" w swojej głowie;)
Stary, dasz radę. Tylko wytrwałości, skup się na pozytywach albo chociaż na celu. Super, że zaczynasz terapię.
Może też pogadaj o tym z jakimś zaufanym znajomym? W relacjach nie tylko chodzi o to, żeby raz w tygodniu się spotkać i dobrze bawić na chlaniu, czasem warto też się wygadać drugiemu człowiekowi.
Na łazarskim nie jest kolorowo, ale zmuszaj się do spacerów choćby w parku Wilsona. Ponoć nawet 10-15 minut dziennie bliżej natury i w ruchu potrafi dać głowie bardzo odpocząć.
Jaki był powód rozstania? i tak rozmawiamy anonimowo więc możesz na luzie napisać. Często są rozstania o duperele.
Via Tenor
Sam zmagam się z bardzo podobnymi problemami co twoje. Mam sporą niepewność w aktualnej pracy, a i nasilenie depresji wpadło u mnie taki obieg, że już chyba nie czułem się tak źle od półtorej roku. Choć tyle dobrze, że chce mi się grać w gierki bo wtedy to nawet tego mi się nie chciało...
Aktualnie dostałem nowe leki oraz zwiększenie dawki istniejących. Fajnie, że zaczynasz terapię bo jednak leczenie farmakologiczne jest konieczne, ale psychoterapia to również ważne uzupełnienie. Trzymam kciuki boś fajna morda jest na foro
Paaanie... ja 3,5 lenie studia inżynierskie robiłem 7 lat. Powtarzanie, skreślanie, wznawianie- życie. Nie czuję się przez to gorszy. Pracowałem z gościem który od dziesięciu lat co roku ponownie się rekrutował, żeby na koniec semestru zostać skreślonym bo "już mu się nie chciało". Ale "za rok to sobie ogarnę". I był świetnym specjalistą w tym co robił :)
Więc studia to ostatnia rzecz którą warto się tak panicznie przejmować.
Pewnie zadnej terapii czy prob odstawienia alkoholu czy innych uzywek, nic z tych rzeczy nie mialo miejsca?
Jak przestaniecie traktować życie tak cholernie poważnie to będzie wam się łatwiej przez nie szło a tak to zadręczacie się przez presję środowiska, oczekiwania bliskich żyjąc na kamyku w bezkresnym wszechświecie nawet nie wiedząc po co to wszystko, jak i skąd.
wszystkie problemy rozwiazane.
dVk, Bezi, Adam, suicidal, slyszycie? potrzebujecie tylko troche D Y S T A N S U.
No patrz, nie ma czegos takiego jak depresja, załamanie czy presja społeczna.
Zaraz czy ty nie jestes tym typem od plecow?
Gdybym się miał przejmować pieprzeniem jakiegoś użytkownika pokroju V, to dajcie spokój. XD
Zawsze moglbys przejmowac sie soba, bo za ciebie nikt nie rzuci używek czy nie pojdzie na terapie.
Gdybym się nie przejmował to zamiast być alkoholikiem "tygodniowym" i chlać na eventach ze znajomymi w piatki/soboty, chlałbym codziennie, bo ciągnie fest. To mnie pociesza, że zawsze mogło być gorzej. XD
to nie jest zadne przejmowanie, ktos bez nog moglby powiedziec, zawsze moglo byc gorzej, moglem nie miec rak.
Piwo raz na tydzien czy miesiac to tez alkoholizm jesli nie mozna przestac, jesli wolisz sie skupiac na poglebaniu problemu zamiast jego zwalczaniu niewiele zdzialasz, mozna sie bawic bez alkoholu, zyc bez roznych srodkow tylko nikt nie nie bedzie tego za ciebie pilnowal ani nie podejmie decyzji zeby zaczac walke o lepsze samopoczucie.
Dobrze gadasz dziecko bólu, fajnie czasem czegoś dosadnego posłuchać.
Ja też się kiedyś zadręczałem jak byłem nastolatkiem aż sobie uświadomiłem pewne sprawy. Kiedyś były dragi a dziś samo życie narkotykiem choć nigdy nie mówię nigdy bo lubię wiele rzeczy ale jakimś cudem się nie uzależniam. W NL jestem często.
Zryło mi czosnek ale dla mnie zdecydowanie pozytywnie bo niczym się nie przejmuję.
Gdybym cofnął czas, nic bym nie zmienił w tym aspekcie.
Dzisiaj jestem panem swojego życia.
Momencik, telefon.
- Halo? Dobrze mamusiu.
O czym to ja mówiłem?
Ty jesteś tak głupi, czy tylko udajesz?
Szkoda że nie widziałeś co wcześniej pisało owe dziecko, sporo postów poleciało
Dla mnie depresja jest wtedy jak wygrywam w eurojackpot a mimo to idę skoczyć z mostu.
Każdy ma inne problemy. Moim "problemem" jest fakt, że nie dostrzegam problemów i niczym się nie przejmuję. Nie chcę się leczyć, tak mi dobrze.
Nikomu rad nie udzielam, stwierdzam fakty ;)
Nikogo nie obchodzi, czym jest DLA CIEBIE depresja, bo depresja to choroba, którą jest nieprawidłowa praca mózgu. Chwalenie się twoją wizją tej choroby, jest tak samo absurdalne, jakbyś powiedział, że dla ciebie słoń to jest ptak latający po niebie. Stąd moja implikacja o twojej głupocie.
No fajnie fajnie...
Tylko w jaki sposób ogólne pojęcie o depresji wyklucza to co napisałem odnośnie tego jak ja to widzę?
Spróbuj rozwikłać tą zagadkę :D
Aspirujesz do zostania drugim Wiedźminem, który również masturbuje się do swojej zajebistosci i sypie gownoradami z życia?
Już lepiej zostań przy fapowaniu do zdjęć Panam.
A dziemki chłopaki.
Nie udzielę najlepiej rady ale jeśli nie idzie Ci na studiach, to może warto rozważyć dziekankę?
Już nie mogę, bo brałem ją dwa lata temu. Uwaliłem przedmiot, bo dzień przed wysłaniem projektu, przy chęci sprawdzenia ostatecznego rzeczy, wywaliła mi się wirtualna maszyna na której były rzeczy zaliczeniowe. Zadanie było do 23:59, wysłałem zrobione od nowa po 4:00, ale no dziad już nie uznał, mimo że i tak pewnie spał i mu to żadnego różnicy nie robiło. :P
Nawet jak masz jakieś problemy to warto do prodziekana zagadać, może się uda coś wymyślić.
Napiszę może do jakiegoś dziekana, czy coś, może uda się coś ugrać, nie pomyślałem o tym, dzięki za rade.
Jaki był powód rozstania? i tak rozmawiamy anonimowo więc możesz na luzie napisać. Często są rozstania o duperele.
Przy dłuższym czasie, zaczęły wypływać na wierzch różnice w życiu codziennym, w formie spędzania czasu, które mocno rzutowały na związek. Plus, obydwoje mieliśmy niedoleczone głowy, co często w połączeniu z jakimiś frustracjami, kończyło się kłótniami, których żadne z nas już w sumie nie zapomni. Ja żyłem w związku przeszłością i relacją z kiedyś, ona żyła z myślą, że mogło być gorzej. Więc taki związek nie ma racji bytu w zasadzie.
robota rozumiem że w jakimś IT (chyba, że o inne taski Ci chodzi) więc tutaj bym wielkiego zmartwienia nie szukał, tylko odświeżyć LI, pospamowac do znajomych/rekruterów/ludzi których kojarzysz i znajdziesz coś pod siebie na 100%.
Znalazlem sobie tez sposob na dostarczenie dopaminy, mianowicie kompulsywne wpieprzanie wszystkiego co sie napatocze na drodze. Waze w sumie 20 kg wiecej, niz jeszcze przed rokiem, z czego najwiekszy boost zaliczylem w ostanim czasie. --> masz skutek i przyczynę obok siebie, więc identyfikacja problemu załatwiona, teraz jak sie za to zabrac. rozumiem ze fundusze moga byc kluczowe wiec jacys trenerzy/dietetycy mogą odpadać (chociaz w miare sensownie da się wydac kilka stówek za jakieś plany które Cię mogą jako tako wyprostować), ale tu koniec końców nikt za Ciebie roboty nie zrobi (kalories in < kalories out - mozesz zagwarantowac albo mniej kur** żreć, albo więcej kur** zap******ać), zakładając że jeżeli nie masz przeciwwskazań do wysiłku fizycznego, to cokolwiek począwszy od spaceru, bieganiu, podnoszeniu żelastwa czy czymkolwiek co: 1. da Ci wysiłek, 2. zabierze Ci troche czasu, 3. odciąży głowę.
masz ogólnie wszystko dosyć dobrze przekminione, tzn. zidentyfikowałeś że masz problemy i szukasz sposobu rozwiązania. to już duży sukces, bo nie jeden z nas na pewno był w sytuacji, gdzie udawał, że "nic się nie dzieje" aż do momentu kiedy jebło.
dVk to może wyglądać dosyć brutalnie, ale wygląda na to, że (nie licząc psa, bo tutaj mega szkoda pewnie) ale sytuacja z kobietą wyszła na dobre.
Nie neguję tego. Po prostu jest to strata, no nie oszukujmy się, ważnej osoby w życiu, która wlatuje w i tak już spory bigos innych wydarzeń.
robota rozumiem że w jakimś IT (chyba, że o inne taski Ci chodzi) więc tutaj bym wielkiego zmartwienia nie szukał, tylko odświeżyć LI, pospamowac do znajomych/rekruterów/ludzi których kojarzysz i znajdziesz coś pod siebie na 100%.
Tak, IT, niby wydaje się proste, ale w Polsce w gałęzi Data Science, nie jest tak kolorowo w porównaniu z typowym backendem czy frontem. Co nie zmienia faktu, że i tak z moim doświadczeniem jestem w dobrej pozycji. Teraz po prostu na wszystko patrzę defetystycznie i z niechęcią, co muszę zmienić.
--> masz skutek i przyczynę obok siebie, więc identyfikacja problemu załatwiona, teraz jak sie za to zabrac. rozumiem ze fundusze moga byc kluczowe wiec jacys trenerzy/dietetycy mogą odpadać (chociaz w miare sensownie da się wydac kilka stówek za jakieś plany które Cię mogą jako tako wyprostować), ale tu koniec końców nikt za Ciebie roboty nie zrobi (kalories in < kalories out - mozesz zagwarantowac albo mniej kur** żreć, albo więcej kur** zap******ać), zakładając że jeżeli nie masz przeciwwskazań do wysiłku fizycznego, to cokolwiek począwszy od spaceru, bieganiu, podnoszeniu żelastwa czy czymkolwiek co: 1. da Ci wysiłek, 2. zabierze Ci troche czasu, 3. odciąży głowę.
Nie no wiem, że muszę zap*erdalać. Raz w życiu już schudłem 15 kg, wiem z czym to się je (albo nie je). Boks i siłownie wznowie, ale dopiero (znowu się to do tego sprowadza), że w grudniu. Poprzedni miesiąc nie był zrobiony w całym etacie przez całą sytuację, do tego przeprowadzka, podwójny czynsz w danym miesiącu, dokupienie jakichś mieszkaniowych dupereli, oszczędności wydane, w zasadzie przed całym zamieszaniem, na poprzedni kałowy incydent, więc znowu wracam do tego, że muszę czekać. Ale to czekanie mnie nie kontentuje, ni w kij, ni w ząb.
Jeżeli chodzi o pracę to w pierwszej kolejności zagadałbym do przełożonego. Sam miałem przypadek pracownika w zespole, który był mniej dostępny i bardziej roztargniony przez kłopoty małżeńskie i rozwód. Jak mi to wyjaśnił to dałem mu więcej przestrzeni i czasu na realizację zadań, a na siebie wziąłem obronę jego produktywności przed moim przełożonym. Po krótkim czasie facet zaczął znowu dowozić więcej i w związku z wgryzieniem się w firmę oraz solidnym backgroundem, ten czas się zwrócił. Tak samo do tego podejdź i szczerze pogadaj z szefem, że masz teraz chwilowo gorszym moment, przez co twoja produktywność pikuje w dół, ale jeśli tylko dadzą ci chwilę na ogarnięcie się to odpłacisz im to wracając z zakasanymi rękawami.
Najlepsze jest to, że z takich internetowych pogadanek i porad i tak nic finalnie nie wynika :)
Zwłaszcza, że nie wiemy, skąd właściwie cała ta twoja depresja się wzięła. Spadała jak grom z jasnego nieba jako następstwo zdarzenia losowego? No to luz, idź do lekarza, dostaniesz tabletki, wciągnie cię życie i z czasem przejdzie. Trzeba tylko cierpliwości i konsekwencji.
Chyba, że to wspomniana "niedoleczona głowa" i tzw. depresja przewlekła/oporna- to jest ogólne kłopoty z ogarnięciem siebie i jakieś głębsze problemy wewnętrzne - to już temat rzeka i żadne "więcej dystansu" cię IMHO nie oświeci.
Nic finalnie nie wynika, a tu już go ktoś wysyła na terapię, bo sie napije raz na tydzień, tj automatycznie nazywa alkoholikiem. Tzn dokladnie tak jak napisales, nic nie wiemy skąd się co wzięło, no to alkoholik. Upraszczamy.
Ja wiem, że rozstanie to nie powod do picia alkoholi i sam poszedłem w siłkę, pośmieszkować i przebywać z kolegami, ale jak ktoś się napierdoli na jakiejś imprezie raz, czy drugi, a potem wyjdzie na piwo ze znajomymi, zeby nie zamulac w domu, to nie jest powod do jakiegos stygmatyzowania od razu.
Znam osoby zmagające się od lat z depresją i patrząc na ich twarze, to nie mam pojęcia co się może dziać w ich głowach. Depresja bywa nie do wyleczenia, może być jedynie przyhamowana. I nie, nie chodzi mi o nastolatkę, która się tnie. Mam znajomą, która ma ponad 40, męża, czwórkę dzieci, wszystko w rodzinie gra, ale ona sama nie daje rady wyjść na ludzi i ma cały czas minę jakby jej ktoś bliski zmarł.
Jeżeli chodzi o pracę to w pierwszej kolejności zagadałbym do przełożonego.
Lead wie, bo w zeszłym miesiącu brałem urlop i sobie z nim pogadałem.
Najlepsze jest to, że z takich internetowych pogadanek i porad i tak nic finalnie nie wynika :)
Wiem, że nic nie wynika i nie chciałem żeby coś wynikło. Po prostu miałem taką potrzebę, żeby gdzieś wysmarować sobie coś ze środka, jest to też pewien rodzaj terapii. Czasem takie coś pomaga, w danym momencie poczułem lekką ulgę, nie powiem, że nie.
Zwłaszcza, że nie wiemy, skąd właściwie cała ta twoja depresja się wzięła. Spadała jak grom z jasnego nieba jako następstwo zdarzenia losowego? No to luz, idź do lekarza, dostaniesz tabletki, wciągnie cię życie i z czasem przejdzie. Trzeba tylko cierpliwości i konsekwencji.
Chyba, że to wspomniana "niedoleczona głowa" i tzw. depresja przewlekła/oporna- to jest ogólne kłopoty z ogarnięciem siebie i jakieś głębsze problemy wewnętrzne - to już temat rzeka i żadne "więcej dystansu" cię IMHO nie oświeci.
Nerwica lękowa i depresja F32 od połowy 2020, od tego czasu też biorę leki. I jak już wspomniałem, nie szukam oświecenia, bo w zasadzie to wiem co musze zrobić - iść na terapię. Poprzednią skończyłem przez czynnik losowy po stronie terapeuty i już potem lekko mój entuzjazm do szukania nowej terapii, tym bardziej, że poprzednia była w zaawansowanej fazie.
Mam znajomą, która ma ponad 40, męża, czwórkę dzieci, wszystko w rodzinie gra, ale ona sama nie daje rady wyjść na ludzi i ma cały czas minę jakby jej ktoś bliski zmarł.
Ja jestem ciekawym przypadkiem, bo w spotkaniach towarzyskich i na co dzień noszę maskę, z bananem od ucha do ucha. Większość znajomych, jakby się dowiedziała co się dzieje u mnie w głowie to byłaby w szoku. :P