Ta gra oduczyła mnie perfekcjonizmu - i dobrze
Hmm, ale i tak niektóre tytuły, niektóre wyścigówki nieraz wymagają perfekcji, bo inaczej nie przejdzie się :/. Nieraz w nfs most wanted jak byłem ponad 500 przed drugim przeciwnikiem i jak przywalę przypadkiem w jakąś ścianę na zakręcie, to myślę sobie, że przecież mnie nie wyprzedzi i nie odrobi ot tak te 500 metrów. A tu zaraz jedzie już drugi i wyprzedza mnie bez problemu. Z reguły w niektórych grach niektórzy przeciwnicy nagle dostają potężnego kopa przy niektórych sytuacjach albo na końcowym odcinku.
tak, zauważyłem to. Widziałem, że wyrażnie słabiej jeżdzili jeśli nie byliśmy pierwsi. Cóż, ale to jest w sumie dość amatorska próba zrównania gry. Wiesz, chodzi mi o to, że zazwyczaj przeciwnicy mają lepsze pojazdy, a my gorsze. A co dopiero tacy bossowie wyścigowi. Najlepsze jest to, że nawet zdobywając najlepszy pojazd i tak spektakularnie nie przebijasz prędkością przeciwników z pierwszych wyścigów, co najwyżej solidnie przebijasz ich prędkością. To trochę bolało :/.
Problem w tym, że na easy gramy ciągle w sezon składający się z sześciu OS-ów... I czujemy zero progresu. To już lepiej bawić się pojedynczymi OS-ami w trybie szybkiej jazdy...
Do tego, nawet z wszystkimi asystami, nigdy nie da się zrobić z DiRT Rally gry takiej jak CMR 2.0. Owszem, da się z niego zrobić bardzo przystępne sim-cade, problem w tym, że bez trybu kariery. Ot, zostaje nam taka gra bez gry, wersja demo. Ani w WRC, ani w F1 - choć to nie ten poziom realizmu - ani w CARS autorzy nie popełnili tego rodzaju błędu...
BTW - Nawet z WRC7/8/9 nie da się zrobić CMR 2.0...
Ogólnie zatem artykuł jest bzdurny, bo tak jak wszystkie soulsy (LOL, to już kompletny odlot), tak i Rally nie pomaga, a wręcz przeszkadza graczowi w cieszeniu się grą na "własnym" poziomie trudności i własnych zasadach...
... z drugiej strony autor - tyle, że na absurdalnym IMHO przykładzie - porusza ważny problem demonizowania poziomu trudności takich gier jak Project CARS 1/2, Asseto Corsa Comeptizione, Automobilista 2 itp. O ile te ostatnie zyskały uznanie społeczności fanatyków symulatorów i żyją, o tyle CARS poległo na opinii super trudnego "prawie symulatora", podczas gdy ludziom z kierownicą (to niestety must have do każdej z wymienionych gier) może dostarczyć mnóstwo frajdy, pod warunkiem, ze nie będą patrzeć na wyjadaczy, tylko jechać po swojemu. Chcę walczyć z wozem i jest to nawet OK, ale wtedy nie daję rady kręcić odpowiednich wyników - wystarczy znefić AI. Chcę poczuć, że cisnę, ale nie daję rady bez asyst - włączam tyle, ile mi potrzeba, nawet jeśli "to dla noobów". A model jazdy, grafika, udźwiękowienie - dają wtedy mnóstwo zabawy. I nawet będąc laikiem, nie trzeba czekać latami na nową Forzę Motorsport - no chyba, że mamy tylko pada, wtedy faktycznie albo FM, albo CARS 3.
I tu jest niestety problem - tanich kierownic już nie ma, następca TMX/T150 to półka cenowa T300, a G920 będące rozwinięciem G25/DFGT kosztuje tez ponad tysiaka...
A Soulsy? Wystarczyłby quick-save, by grać po swojemu, ale jak upominałem - to kolejny bzdurny przykład, bo Soulsy jak mało która gra grać po swojemu nie pozwalają. Tam nie ma ustawień poziomu trudności, przewijania albo asyst... Można co najwyżej grindować...
Tak, to prawda, niestety to nie było fajne. Jak zdobędziemy najlepsze auto, to i tak wciąż nie zyskamy jakoś specjalnie spektakularnej przewagi nad przeciwnikami z pierwszych wyścigów, jakoś specjalnie nie mamy dzięki lepszym autom więcej przewagi.
Perfekcjonizm to w ogóle spora wada. Perfekcjonista widzi sporo wad a to co dobre i wartościowe mu umyka. Najlepiej dawać z siebie to, co się w danej chwili ma a ewentualne oczekiwania odstawić na bok. Rezultaty mogą same przyjść się nie skupimy się zbytnio na końcowym wyniku i być naj według własnego widzi misie.
Zgoda. Ja tak mam w Elden Ring, który wybitnie zachęca do chodzenia własnymi drogami, pokonywania wyzwań na własny sposób, na wiele własnych sposobów, a szczęśliwie oduczył mnie kończenia gier na 100%, zwłaszcza od razu, co jest jedną z gorszych form perfekcjonizmu ;-) O ile perfekcjonizm jest dość problematyczny, to poczucie progresu i poprawiania swoich umiejętności w grze jest zdecydowanie pożądane. Plus sakramentalne pytanie, co ważniejsze - droga czy cel? Muszę sobie zajrzeć do tego DiRT Rally, bo lubię ścigałki na boku.
Autorze, nawiązując do naszej małej wymiany przy innym artykule, właśnie napisałeś jedno z najlepszych zdań, które idealnie pasuje do Elden Ring, nie wiem czy aż tak perfekcyjnie ;-) do Dark Souls, ale co kto lubi:
Dlatego czasem warto popłynąć tam, gdzie chcemy, jak chcemy i w jakim tempie nam wygodniej. A skill... Skill czy wiedza – w końcu przyjdzie. Jeśli będziecie czuć radość z jazdy czy innej formy rozgrywki – to nawet nie zauważycie kiedy.
Szczery plus za właśnie taką perspektywę. Przez wiele lat miałem podejście, że realizm górą, ale zaczęło się to w latach, kiedy "realizm" miał zupełnie inny wymiar niż obecnie. Pierwsze "Rally Championship" z szokująco długimi odcinkami, czy Geof Crammond Grand Prix 3 lub 4. Dzisiaj patrzylibyśmy na to jak na trochę poważniej wykonane arcadówki. Teraz, czyli dobre dwadzieścia parę lat później, totalny realizm to dla mnie za wysoka półka. Za mało skilla na takie wyczyny, a większą frajdę daje coś po środku, pokroju Forzy Motorsport, Dirta 4, czy ostatnich edycji F1. W Project Cars 1/2 fajnie pograć czymś z niższej półki, ale single seatery to już ponad moje możliwości.
Wciąż jednak oddzielną kwestią są założone cele i ich osiąganie lub nie. Jak dla mnie rewelacyjnie rozwiązywał to stary, poczciwy GRID Autosport (i ostatnio chyba GRID Legends, jeżeli się nie mylę). Z jednej strony tryb kariery robił bardzo klimatyczną i solidną, "poważną" otoczkę wyścigów torowych, ale jednocześnie bez presji, że zwycięstwo albo nic. Liczyły się cele wyznaczane przez zespół, bardziej czy mniej osiągalne. I to jest dla mnie idealne rozwiązanie - walka punktowa w mistrzostwach cały czas obecna w tle, ale dopóki jesteśmy częścią zespołu ze środka czy końca stawki, to nie mistrzostwo jest celem, a osiąganie takich czy innych rezultatów. Świetne podejście, bo jazda w środku stawki zyskuje przy tym ogromną wartość i nieraz nawet zdobycie zaledwie kilku punktów smakuje sukcesem. Jak dla mnie - pod tym względem perełka wśród ścigałek.
Może znacie jakieś tytuły, w których są podobne rozwiązania? Z chęcią spróbowałbym czegoś podobnego. Niezwykle cenię sobie gry, które trochę udają poważne torowe ściganie (kariera, struktura weekendów wyścigowych, rywalizacja w mistrzostwach), a jednocześnie nie odstraszają równie poważnym podejściem do modelu jazdy.
Też szukam gry, która w klimacie przypominałaby prawdziwe wyścigi, ale była mniej hardcorowa. Jak narazie tylko w Toca Race Driver mogę ustawić sobie 60 okrążeń i pomieszać klasy pojazdów.
Która to edycja Toca Race Driver? Da się to w pewnym sensie osiągnąć w Forza Motorsport - różne klasy pojazdów, trochę taktyki w wyścigu z postojami i zmianą opon, a jednocześnie model jazdy bardzo przystępny. Problem w tym, że brak "wyścigowego" modelu kariery. Tutaj wzorem jest według mnie Project Cars ze specjalizacją w wybranych rodzajach pojazdów i awansowanie (lub nie) do coraz wyższych kategorii wyścigowych w danej klasie, no ale niestety model jazdy już dla mnie za mało wybaczający. ;) Dawniej Need For Speed Shift 1 i 2 świetnie udawał poważne wyścigi, brakuje obecnie czegoś podobnego.
To była pierwsza część z "Race Driver" w nazwie. Gra dwudziestoletnia, więc może odrzucić, na dodatek zanim przejdzie się do grania jak się chce trzeba ukończyć kampanię fabularną, ale w sumie z arcadiowyh ścigałek ta zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście.
Jest tam kilka serii wyścigowych, każda zawiera ok. 6 wyścigów, ale przed każdym dobrze jest trochę potrenować i pobawić się prostymi ustawieniami wozu.
A tak, zgadza się. To był przełom technologiczny po TOCA i TOCA 2, które jak na tamte lata były świetne swoją drogą. GRID Autosport, o którym wspomniałem i który jest jednak znacznie nowszy bardzo dobrze kontynuuje i rozwija ten pomysł. Nawet ostatnio pograłem w niego trochę. Wersja na PC prezentuje się wciąż całkiem dobrze (w porównaniu z PS3, na którym grałem w nią w pierwszej kolejności). Grywalnością natomiast z nawiązką nadrabia te kilka lat, które ma już na karku. Polecam, jeśli nie miałeś okazji spróbować. Nie ma tam wątków fabularnych (to akurat lepiej), natomiast struktura kariery kierowcy wyścigowego jest naprawdę klimatyczna.
Płaskie drogi w Dirt Rally 2 powinny przenieść ten tytuł do kategorii Arcade. Niewykorzystany jest model jazdy (choć konkurencją jest chyba głównie tylko prawdziwe auto, rower czy gokart)
Znanie zasad Divinity czy wielu roguelike, czy ER wymaga zgodzenia się na zasady, aby inwestować w perfekcjonizm. Głównie chyba kwestia wieku. Starsi raczej wybiorą coś odprężającego, albo wszystko traktują zbyt poważnie.
Co prawda to kompletnie nie mój gatunek, ale artykuł napisany rewelacyjnie! Gratuluję Autorowi i proszę o więcej przemyśleń z różnych obszarów szeroko pojętego gamingu. Nie dość że lekko i przyjemnie się czytało, to jeszcze bardzo fajne spojrzenie z innej niż zwykle perspektywy.
Na marginesie, myślę że właśnie zrezygnowanie z quick save - quick load może niesłychanie poprawić satysfakcję i przyjemność z grania, o ile ma się cierpliwość i chce być coraz lepszym.
...albo po prostu przyjmuje się taki a nie inny wynik i gra się dalej zamiast do oporu wczytywać save, aż rezultat będzie satysfakcjonujący. To, że za pięćdziesiątym razem osiągamy oczekiwany wynik wcale nie czyni z nas perfekcjonistów świetnych w danej grze, bo gdyby tak było, to już za pierwszym razem wynik byłby zadowalający.
Fakt, że łatwiej o to w wyścigach, bo zajęcie pierwszego, drugiego, czy innego miejsca to nie to samo, co utknąć w jakiejś grze i nie móc przejść danego etapu, questa, itp, i powtarzanie, aż się to uda, ale generalnie całkowicie popieram Twoje podejście.