Czy nie odrzuca Was forma burgerów*? Tzn. te wypasione, smakowite, dopieszczone etc. są w formie kanapki, której rozmiary zdecydowanie utrudniają zjedzenie jej w sposób nieflejowaty. Przez to w mojej optyce stają się gminnym daniem. Notabene bardzo smakują mi kotlety grillowane (w dopuszczalnym uproszczeniu) ze wspaniałymi dodatkami. Czy remedium na ten problem jest pozbycie się bułki i serwowanie tego dania na talerzu?
*w rozumieniu kanapka z kotletem; nie sam kotlet.
Przecie w dobrych burgerowniach dostajesz sztućce, to se możesz pokroić na mniejsze kawałki.
Najbardziej smakują mi burgery robione własnoręcznie. Swoją drogą po co kroić burgera "bułkowanego", skoro górna część deformuje dodatku podczas ww. czynności?0
Żywię obawę, że z tą kwestią jest trochę jak z kwestią jedzenia pizzy sztućcami. Tzn. część należy tak spożywać, część nie, ale archaiczny (?) ideał jest taki, żeby dało się zjeść bez krojenia etc. etc.
To krój pan na pół, tak żeby nie rozbryzgać burgera po całym stole.
Być może bułka staje się przestarzałą innowacją?
Dobra buła nie jest zła.
Jak wątek taki długi, a ty jeszcze nie zczaiłeś, to szkoda czasu na tłumaczenie.
Żywię poważnie uzasadnioną obawę, że nie da się uratować takich konstrukcji nawet najlepszym chwytem, zagadnienie sosu, luźniejszych dodatków etc. etc.
Raz spróbowałem takiego dużego burgera ale źle się to je. Nawet na talerzu ciężko to pokroić. Wole te mniejsze. co bez problemu można w usta wsadzić i ugryźć.
jak chce się schamic w samotności to uwielbiam burgery, ale na mieście wolę wrapy.
Ale czy Pańskim zdaniem nie jest lepiej zjeść ww. kotlet we wspaniałym entourage'u, przy absencji bułki?
Korzystając z tematu, czy hot-dogi w swojej formie nie wydają się Wam seksistowskie? Szczególnie te spożywane przez kobietę i szczególnie te typu (nomen omen) francuskiego?
Czasem odnoszę wrażenie, że okoliczni panowie chcą klaskać, a niektórzy to nawet nabierają ochoty na papierosa ;)
Proszę sobie nie dworować z poważnej kwestii.
Głodnemu chleb na myśli . . .
Ależ nie dworuję, naprawdę czasem odczuwam dyskomfort i czuję się jak bezwstydnica. Nie wykluczam jednakże, że to może być moja własna projekcja. :)
No jak hot-dog dla mężczyzny?! Przecież to babski zwyczaj parówe do mordy pakować! Co innego pizza. Trójkącik jak łono... a jak z rybą zamówisz i zamkniesz oczy to lepsze niż seks!! Pozatym spójrz na nazwe PIZZA... Dotarło?!
Phi, pizza. Nie deprecjonujmy kobiecości, osobiście uważam, że lepiej byłoby zostać koneserem ostryg. :P
Najlepiej popatrzeć jak dziewczyna je banana.
Megera, to bananów już pewnie w ogóle nie jesz publicznie, co? ;)
Megera, to bananów już pewnie w ogóle nie jesz publicznie, co? ;)
Nie wspominajac juz o oblizywaniu lodow na patyku ;)
Błagam, jedzenie hotdoga, banana czy cokolwiek innego fallicznopodobnego w tradycyjny sposób to praktycznie sugestia. Dlatego zawsze będąc pewny o moją heteroseksualność nosze ze sobą nóż :)
W porządnych burgerowniach masz wybór wielkości bułki i nie ma problemu z doborem takiej którą zjemy bez upaćkania się.
W sumie też mam z burgerami problem i nie lubię ich jeść, bo jeśli tylko mają formę na bogato, to nie podanie ze sztućcami na talerzu oznacza, że zawsze się ujebiesz.
Chociaż... jeśli burger jest podany w grubej, dużej "serwetce"-kieszonce, jak np. Burgery Drwala w Macu, a do tego masz serwetki jako narzędzia dodatkowe do chwytania i jesz jak saper - to można go zjeść niemalże na czysto. Jest to jednak nieco wkurzające.
Pizza wygodniejsza, ale w sumie pizzą też uświnisz palce, a że pizzy ogólnie nie zwykło trzymać się serwetką, to jest w teorii nawet gorzej :) No chyba, że jesz w normalnym lokalu ze sztućcami...
... cóż, to jest fast food dla gminu, więc tak chyba musi być. Niby głupie, że to niepraktyczne, ale robol, jak wracał z roboty, to wytarł łapy w robocze spodnie i heja. A upper middle class i middle middle class chodziła do normalnych knajp i nie zastanawiała się specjalnie nad techniką jedzenia kotleta z Hamburga ani parówy w bułce.
Nawiązując do wypowiedzi p. Odin(...) i Herra (ale symultanicznie powielając wcześniejszą odpowiedź)
Być może bułka staje się przestarzałą innowacją?
Po co nam one? Tych smakowitych i o wysokiej objętości i tak nie jemy (zazwyczaj?) dreptając pośpiesznie trotuarem...
Burgery zawsze mi się kojarzyły z Makiem, tanie i na szybko by się wgryźć. I skłamałbym, gdybym powiedział że nie wolę takiej formy... Jednak prawdziwe burgery smakowo są tak nieporównywalne, że mogę odpuścić wygodę ich jedzenia rękoma. Jeśli jednak prawdziwego burgera jem bez sztućców, to jedyny problem pojawia się najczęściej przy końcu, zależnie od rozmiaru.
Ja się zawsze ubrudzę klasycznym kebabem więc już go nie zamawiam. Tylko rollo, gdzie mam ładnie mięcho i dodatki zawinięte w cieście.
To oczywiste. Te klasyczne, mikroskopijne burgery z maka są jakie są, ale przynajmniej możesz to zwyczajnie wziąć w łapska tak jak się należy i wszamać bez strachu, że połowę zaraz będziesz mieć na talerzu albo na podłodze. Te piętrowe buły to fajnie wyglądają na zdjęciach, ale zjeść to tak, żeby nie wyglądało jakbyś pożerał żywcem owczarka podhalańskiego się nie da (chyba, że ktoś faktycznie je burgery sztućcami, ale kaman... szanujmy się). Ostatnio nawet zamówiłem pierwszy raz w życiu wegetariańskiego burgera, bo chciałem sprawdzić, czy to się w ogóle da zjeść i ku mojemu zaskoczeniu nawet nie było to najgorsze. Tyle, że te "warzywne" kotlety są tak miękkie, że jak ścisnąłem bułkę, to już w ogóle była tragedia. Miazga w rękach, połowa "farszu" na talerzu, stół upierdolony jak u Durczoka... Tyle dobrze, że brałem na wynos, sam po sobie mogłem posprzątać i generalnie wstydu nie było.
Tylko i wyłącznie burgerki swojej roboty.
Ostatnio wpadłem na taki przepis
https://youtu.be/a7brJ2UHIgQ
Genialny efekt!
Via Tenor
Nie, nie odrzuca. Jem to nozem i widelcem, od tego sa. A ociekajace sosami burgery z tona dodatkow (bekon, cebulka, hash brown, onion rings i inne) i dobrze zgrillowanym miesem sa najlepsze
Są takie potrawy przy których trzeba się upieprzyc. Hamburger jest jedną z nich.
O to to! Po to dostaję napkinsy żeby se mordę potem wytrzeć, a że jestem w trakcie konsumpcji ufultany? I co z tego. Jak komuś się nie podoba taki widok to niech nie patrzy, albo żre w domu.
Te mega dopakowane się je po prostu źle. Jeżeli jem widelcem to po cholerę mi bułka? Poza tym nie lubię wyciągać pojedynczych rzeczy widelcem, wolę posmakować wszystkiego z jednym gryzem, najlepszy smak jest z kombinacji wszystkich składników, a nie wydziobywania wszystkiego pojedynczo widelcem.
No więc nie jestem fanem tego typu burgerów.
Dlatego wolę burgery z maka czy KFC, tam przynajmniej da się to zjeść, a i te droższe są całkiem spoko jak np maestro w maku.
Od jakiegoś czasu jestem przeciwnikiem burgerów właśnie z powodu niewygodny. Innym powodem jest że takie wypasione burgery np. z Pasibusa składają się w 30% z bułek, a płaci się za nie ponad 20zł. Jak mam ochotę nostalgiczne zjeść burgera to tylko takiego za 6 zł w McDonald's dla smaku
to tylko takiego za 6 zł w McDonald's dla smaku - też preferowałem ten sposób (za 6pln jest z serem dodatkowo), ale od ok. pół roku przestał smakować tak jak wcześniej, jest inna bułka, bardziej "bułowata" i mniej smaczna. Wygląda podobnie, ale to już nie to.
Lokalny "dirty burger" -->
Cena okolo 8 funtow, wiec podobnie jak w Burger Kingu tylko jakosciowo znacznie lepiej. I raczej nie ma co tu narzekac, ze placisz "glownie za bulke" :)
EDIT:
kurde smaka sobie narobilem :P
Lubię burgery,jednak najlepiej smakują mi własne koncepcje.jadam na ostro trinidad scorpion itp.
Ogólnie w burgerowniach nikt się nie spodziewa, że będziesz jadł jak w wykwintnej restauracji, więc jest ciche przyzwolenie na uświnienie się podczas spożywania.
Według mnie te wielkie buły to jest porażka, nie lubię się brudzić przy jedzeniu, a burgery postrzegam raczej jako tanią przekąskę na kilka kęsów dla zabicia głodu (a'la mac), nie alternatywą dla obiadu.
Jak już mam jeść coś w bule to wolę kebsa czy knyszę, przynajmniej je się to widelcem jak człowiek :P
Z ciekawości wygooglowałem co to jest knysza i wychodzi na to, że to też kebab?
Wielopoziomowe burgery, które trzeba rozmontować i jeść widelcem to dania burgeropodobne i raczej ciekawostki, jak np. sushi o średnicy fi 300, schabowy z kurczaka albo rosół z ziemniakami.
Tylko burger, który spokojnie mieści się w japie można nazwać dobrze zrobionym burgerem. Te wszystkie wielkie kolosy, które trzeba obsługiwać sztućcami nigdy nie były w rękach prawdziwych ogarniaczy kuchni. Polecam np. Burger Bar na Olkuskiej w warszawie, żeby się przekonać jak powinny być robione burgery
Niby się zawsze mówi, że burgery z Maca to nie są prawdziwe burgery, ale takie Maestro czy Kanapka Drwala są właśnie na mój gust idealne. Nie dość, że są pyszne, w zestawie nie wychodzą aż tak drogo to jeszcze mają idealną formę gdzie rozmiarowo są w sam raz by się najeść, a jednocześnie nie trzeba się przy nich upierniczać.
Tylko, że w składzie jest więcej konserwantów, cukru i polepszaczy smaku niż mięsa.
Mac koło prawdziwych burgerów nawet nie stał.
O tak, lubię tzw. prawdziwe buergerownie ale czasem mam ochotę zjeść klasycznego McRoyala w macu. I niech gadają co chcą, to mój ulubiony macowy burger (obk Wieśmaka) z Maca i raz na miesiąc sobie zjem, o!
Sieciówka fastfoodowa MAX miażdży te maestro.
Ja z tego powodu w burgerowniach biorę te miniaturki, zamiast jednego dużego byka którego nie ogarniesz bez sztućców to biorę 2/3 małe typu junior, mini, XS itd.
Czytam, czytam i trochę niedowierzam..
O co chodzi z tym Makiem? Wydawało mi się, że Mak jest passe, i ten hajp skończył się jakieś 15 lat temu (co się mniej więcej zbiegło w czasie z końcem uczestniczenia w wycieczkach szkolnych, gdzie wizyta w Maku to był gwóźdź programu)
Burgerowni jest teraz wysyp, śmiem twierdzić, że na co 3 ulicy w każdym większym mieście da się zjeść niezłego burgera (jakościowo wyższego), a wy ciągle te bigmaki? WTF.
PS. Nie gardzę Makiem, żałuję tylko że drwal jest sezonowo, i nadal pamiętam piękne lata studenckie, jak w trakcie imprezy szło się "na cziza" (za jedyne 2,50!)
PPS. Maka można hołubić, jak się nie poznało MAXa :P
U mnie w okolicy były kiedyś trzy knajpy z kebabem, i dwa inne fast-foody (nie z dużych sieci). Potem na osiedlu otworzyli maka. A jeszcze chwilę potem przyszła pandemia. Dziś ostał się jeno mak. Jak mam ochotę na głupiego kebaba, to najbliższego mam już w innej dzielnicy. Także czasem ciężko o wybór. Zresztą z tego co ogólnie widzę, to jeśli gdzieś postawią tego maka, to przeważnie przejmuje on "rynek" w najbliższej okolicy i lokalne interesy w końcu się zwijają. Marka i kasa robią swoje.
Nie wiem jak będzie z makiem teraz, bo IMHO ceny jak za ich jedzenie robią się powoli mało atrakcyjne (tak samo jak w różnych "pizseriach") - ale Mac to, najkrócej rzecz ujmując, macdonaldyzacja, czyli pewność smaku, pewna jakość, gwarancja, że to, co kupujesz, by zjeść na szybko, bo jesteś głodny, będzie ci smakować i nie skończy się szukaniem toalety.
Proste i działa :)
Dobra burgerownia na każdym rogu?Trafiłem na dwie niedobre pod rząd i wyleczyłem się z burgerów. Poza tym - Gesslerowej nie oglądałaś? Tak wygląda polska gastronomia.
Przecież nawet Burger King jest przereklamowany i do niczego. Dobre mają tylko frytki.
Wrzesień
to, co napisałeś, świadczy o tym, że popyt ustanawia podaż, to jest naturalne i w pewnym sensie mnie to nie dziwi. Jasne, że to marka, przywiało z wiatrem w latach 90. i ludziom się utrwaliło, osobiście nie widzę powodu, by tego Maka skrajnie bojkotować, samą mnie czasem przywieje (chodzi o dostępność, w akceptowalnym dla mnie zasięgu mam ok. 8 Maków.. i nie muszę czekać więcej niż 10 minut)
ALE
żyjemy też w czasach podobno, kiedy tyle się mówi o jakości, że fastfood ble, "wiem co jem" i inne większe lub mniejsze bzdety - ja się wtedy pytam, skąd w takim razie biorą się ludzie w kolejkach pod Makiem, o dość nieoczywistych porach? :D Niedaleko miejsca zamieszkania mam megakompleks handlowy, dość regularnie przejeżdżam obok w porach typu "niedziela 22.00", "drugi dzień świąt", widać wyraźnie, że ruch pod Makiem nie ustaje :) (still, to nie jest hejtowanie Maka, bardziej mi to wonia ludzką hipokryzją)
Pietrus
o toto. Ceny. To już nie jest przepaść, jaka była kiedyś, między Maczkiem a inną, upraszczając, "rzemieślniczą" burgerownią.
Gdzie Ty mieszkasz kotek, w Grójcu? ;P Nie no, faktycznie może przedobrzyłam i źle oszacowałam, ale chyba nie zaprzeczysz, że na burgerownie jest boom (co oczywiście niekoniecznie idzie w parze z jakością). Cóż, widocznie mnie życie rozpieszcza, bo na Ślunsku i Zagłębiu mam conajmniej kilka dobrych burgerowni, pełno sieciówek, no i Maxa 2km od pracy (jak ktoś wyżej wspomniał, z Maxem jest ten problem, że w Polsce to nie jest sieć, bo ledwie parę lokali na całą Polskę - a szkoda).
Pełna zgoda w temacie Burger Kinga. Próbowałam dwa razy - pierwszy raz w Berlinie, drugi już w Polsce - kompletnie nie siadło.
Jadłem różne burgery, sieciowe, restauracyjne, z burgerowni i tak lubię dalej sobie czasem zamówić maka. Jesteś gdzieś na mieście, albo masz gastro w domu, chcesz coś szybko zamówić i nie czekać 5 lat, to bierzesz maka. Prawdziwego burgera zamawiam na dowóz raz na ruski rok do domu, ew. w knajpie, bo bez upierdolenia się nie obejdzie.
Nie porównywałbym maka do burgerowni, ot zwykły fast food, którego nie rozpatruję w kwestii "zjadłbym burgera".
Z Wykopa, sama prawda!
Ale bym zjadł takiego taniego, tandetnego hamburgera z jakiejś budy gdzie sanepid i Pip przychodzili tylko po łapówkę. Takiego z najtańszym serem gorzkim jak niedzielne rzygi na kacu, z kotletem tak źle wysmażonym i wysuszonym pracą mikrofalówki. Bułka tak lekka ze stosunek spulchniaczy do mąki jest taki sam jak dobrych i złych chwil w moim życiu. I surówki dużooo i sosy aż ten papierowy rożek będzie przeciekał i zachlapie mi koszulkę.
W Gdyni można takie spotkać. W miejscu gdzie serwują najlepsze zapiekanki ever :)
Jak dla mnie jedne z lepszych jakie żarłem to z Surf burgera. Makiem nie pogardzę. Czasem nachodzi ochota na właśnie maca i nic więcej.
fakt, to racja. jak idziesz z dziewczyna to odpada bo po takim burgerze oboje bedziecie wygladali jak swinie
Hę? :)
Jak rozumiem, wyjście z dziewczyną = restauracja z gwiazdką Michelin i dress code? :)
Okej, może na pierwszych randkach to się sprawdza, ale potem? Na bogów, przecież można skorzystać z chusteczek albo pójść do toalety i ryja obmyć..