Jeszcze rok temu w moim wojewodztwie na 100 ofert pracy dla programistow bylo moze 10 ofert dla początkujacych/juniorow, teraz dla nowych sa 2-3 oferty i wymagania tez sie zwiekszyly (wymagane sa studia informatyczne lub rok doswiadczenia). Wytlumaczy mi ktos co sie zmienilo w tak krotkim czasie
Panie, od momentu wybuchu wojny na Ukrainie, na rynku pracy dla programistów jest istne eldorado. Na linkedin skrzynka się przepełnia od ofert pracy, można przebierać do woli.
Za dużo już tych Informatyków jest na rynku. Teraz bardziej opłaca się studiować Autamatykę i Robotykę niż Informatykę.
Tak też jest z nauczycielami od filologii angielskiej. Pełno ich a braki są z filologią niemiecką czy francuską.
akurat znam bardzo dobrze 2 magistrow jeden po mechatronice a drugi po robotyce i maja duzo gorsza i duuuzo gorzej platna prace niz prawdziwy programista developer
no chyba ze jezdzisz na zachod ale nie ma to jak robic studia 5lat zeby potem 2/3 zycia siedziec poza domem w niemieckich fabrykach ;/
Brednie, za duzo jest osob ktore chca wejsc na rynek. Na osoby doswiadczone jest niesamowite ssanie, spokojnie mozna byc w trakcie kilku rekrutacji jednoczesnie czy dostac finalne oferty w przeciagu kilku dni od siebie.
A to informatyk to niekoniecznie programista, podobnie z IT.
Cichutkie kocie kroki kryzysu.
Jeszcze są oferty, mniej niż było, za jakiś czas nie będzie ich wcale, potem zaczną się redukcje.
Witaj, ach witaj jutrzenko wolności.
cieszy cie to ze wicej ludzi bedzie robic w januszexach za marne 4k na reke i jezdzic 10 letnimi gruzami ;D
Ach, przypomniały mi się piękne czasy z początku XXI wieku, gdy wszyscy szli na marketing i zarządzanie.
Przez ostatnie parę lat ludzie po psychologiach, filologiach, bibliotekoznawstwach, filozofiach czy innych politologiach porobili sobie trzymiesięczne bootcampy i inne kursy, tak zwanych małp od kodowania są tysiące i źródełko się powoli wyczerpuje, dołączmy do tego kwestie poboczne, z kryzysem na czele i mamy podstawowe prawidła rynku pracy.
Zgodzę się, że "małp do kodowania" jak to obrazowo ująłeś jest jest coraz więcej.
Niemniej, specjalistów wciąż brakuje i ten trend póki co będzie utrzymany, moim zdaniem. Specjalistów kompetentnych, znających nie tylko jeden framework czy dwie biblioteki, ale cały ekosystem (dla przykładu JS: nie tylko React, ale też rozumienie JS/TS i wszystkie zagadnienia związane z frontendem, a nie tylko jak robić pętle i hooki). Potrzebni są specjaliści z umiejętnościami miękkimi, którzy będą solidną częścią zespołu i będą go budować i/lub spajać.
Brakuje nam inżynierów, filologów i filozofów mamy aż nadto :)
Zatrudnienie juniora to duże ryzyko: trzeba go nauczyć, zaopiekować, wyszkolić... Problemem jest też to, że łatwiej dostać nową pracę z lepszą pensją niż podwyżkę w danej organizacji.
Tak, potrzebni są specjaliści, problem w tym, że nikt się nim nie rodzi ani nie zostaje fachurą od całego ekosystemu zaraz po studiach, tylko też zaczyna od juniora. Owszem, są ludzie z samozaparciem, którzy edukują się sami, ale to jest garstka, a i tak rzadko wskakują od razu na szczebelek wyżej. Przepływ speców jest raczej obiegiem zamkniętym (nie tyczy się to zresztą wyłącznie programowania), osoba z większą wiedzą przechodzi z firmy do firmy i zastępują ją inna, z podobnym doświadczeniem, z innej firmy, a nie najlepsza małpka z juniorów, bo przeszkolenie nowicjuszy wymaga czasu, którego ten biznes nie posiada (czego dowodem jest wpisanie crunchu w normalny tryb pracy programistów).
Każda branża ma ograniczoną pojemność, za kilka lat wszyscy będziemy szczerze ubawieni radami "ucz się programować, na pewno znajdziesz pracę", tak jak było z marketingowcami czy niedoszłymi prawnikami (ci drudzy to zresztą całkiem niezła analogia, bo ten rynek jest wyjątkowo ograniczony liczbowo i rządzi się podobnymi, nomen omen, prawami).
Każda branża ma ograniczoną pojemność, za kilka lat wszyscy będziemy szczerze ubawieni radami "ucz się programować, na pewno znajdziesz pracę", tak jak było z marketingowcami czy niedoszłymi prawnikami (ci drudzy to zresztą całkiem niezła analogia, bo ten rynek jest wyjątkowo ograniczony liczbowo i rządzi się podobnymi, nomen omen, prawami).
Oczywiście nie słuchajcie tej porady, przy wyborze drogi zawodowej szukajcie niszy, może akurat rodzi się jakieś fajne zapotrzebowanie na biotechnologów czy coś w ten deseń, ale jeśli nie macie żadnej konkretnej wizji to prawnik czy programista zawsze będzie lepszą ścieżką kariery, niż jakiś poboczny kierunek bez ładu i składu.
Yoghurt pisze o jakiejś ograniczonej pojemności branżowej, gdybyśmy wciąż tkwili w gospodarce centralnie planowanej. Tymczasem na szczęście gospodarka jest konkurencyjna, to jest wręcz zdrowa sytuacja, gdy w ramach jakiejś branży trwa rywalizacja, ale najlepsi nadal mogą liczyć na duży prestiż, duże zarobki, z dużym szczęściem różnie, ale jest to sprawa indywidualna.
Programista czy prawnik to mimo wszystko zawody, na które nadal w jakimś tam stopniu zapotrzebowanie będzie albo rosnąć, albo przynajmniej się nie zmniejszać - tymczasem duża liczba zawodów jest obecnie zagrożonych wyginięciem. Co więcej, programista i prawnik to dość elastyczne ścieżki wykształcenia, po których można robić naprawdę wiele - niekoniecznie w swoim zawodzie.
Yoghurta bawią rady "ucz się programować", ale ma za to wiele wyrozumiałości dla roszczeniowych grup osób, które nie potrafią niczego, a za swoją pozycję życiową obwiniają społeczeństwo, państwo, Sorosa i Tuska. Niesamowite.
Wszyscy ci ludzie bez wizji, którzy poszli na prawo czy programowanie (tak jak ci, którzy lata temu poszli na inne "przyszłościowe" kierunki) zwykle kończą w pracy zupełnie niezwiązanej z wyuczonym zawodem, bo... no właśnie, nie mają wizji. Cała masa magistrów prawa kończy na średnim szczeblu wyrobniczym w korpo, gdzie zajmują się głównie przesuwaniem papierków. I nic w tym złego, żyć się z tego da całkiem przyzwoicie (podobnie jak z tępego klepania kodu i debugowania), ale kompletnie mija się to z wyobrażeniami o pracy prawnika czy programisty. A źródełko z dobrobytem i popytem w końcu wyschnie.
I tak, każda branża ma ograniczenia ilościowe, rynek pracy nie jest workiem bez dna, rządzi się prostymi zasadami podaży i popytu. Nie potrzeba do tego gospodarki centralnie planowanej, tak zawsze było, jest i będzie. W samej nauce programowania nie ma nic złego (zawsze to jakiś rozwój), natomiast błędem jest jakże popularne myślenie, że to wystarczy i dobre rady cioci Anieli z Zielonki, żeby iść na informatykę nie mają za wiele wspólnego z rzeczywistością, tak jak rady jej prababki Genowefy, że dla kowala nigdy nie zabraknie zajęcia. Zwłaszcza, że paradoksalnie, wraz z postępującą informatyzacją część zadań teraz wykonywanych przez małpki będzie można bardzo łatwo zrzucić na komputery.
No to jaką masz radę na temat ścieżki kariery?
Bo moim zdaniem te zawody działają jak polisa ubezpieczeniowa:
- dalej wiążą się z wyższymi zarobkami, niż w 99% innych branż
- dalej jest na nie dość spore zapotrzebowanie i mimo wszystko można sobie wyobrazić, że nie są to pierwsze w kolejności zawody do wykoszenia
- mając te zawody wyuczone, łatwo można pracować też w dziedzinach podobnych, pokrewnych, a nawet zdecydować się na downgrade, bo pewnie urząd zatrudniając kogoś chętniej weźmie programistę/prawnika nawet poniżej kwalifikacji, niż kogoś z doświadczeniem w salonie Ruchu
- są to ponadto zawody przydatne w rozpoczynaniu własnego biznesu, to już jest oszczędność na co najmniej 1 drogim, a zwykle niezbędnym pracowniku
Radę mam zawsze taką samą: znajdź sobie coś, co lubisz w życiu robić i zacznij to robić.
Przy czym to też nie wystarczy, bo jest jeszcze milion czynników decydujących o sukcesie lub porażce i nawet jednostki wybitne lądują na dnie (ze swojej winy lub nie), ale przy odrobinie szczęścia przynajmniej się człowiek nie namęczy, nie będzie się wkurwiał na tępe wyrobnictwo i nawet przy mniejszych zarobkach niż typowy prezes z GOLa będzie szczęśliwszy.
Ale owszem, tak zwane "prestiżowe kierunki" (w danym momencie) są lepszym spadochronem niż europeistyka czy filozofia dla tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Problem nie polega na tym, że ludzie idą programować, bo jest (póki co) zapotrzebowanie na programistów, tylko na kompletnie wykrzywionych realiach. To samo tyczy się pierwszoroczniaków pod krawatem, z neseserkami pod pachą, którzy siadając na kawce pod UW wyciągają od niechcenia KSH i udają, że go czytają i którym roi się, że za parę lat będą przyklepywać pieczątki na umowach sprzedaży za miliony ojro, biorąc z tego prowizję, a cześć z nich skończy jako popychadła u Mentzena za 3 koła brutto i wpis do CV. Autor wątku już się zderzył z rzeczywistością i jest zaskoczony, że parę lat temu ofert pracy w jego mieście były dziesiątki, a teraz ich liczba znacznie stopniała, a przecież miało być łatwo i przyjemnie. Nie jest. Mitologizacja rynku pracy, zwłaszcza w branży informatycznej, zaszła tak daleko, że seniorzy w dużych firmach mają jedną radę dla wszystkich: "Ucz się programowania" (autentiko widziałem typa, który był naprawdę szczerze zdziwiony, że źle opłacane pielęgniarki nie idą sobie na jakiegoś bootcampa), jakby to była recepta na wszystkie bolączki wszechświata. Jak i zresztą sama idea studiów per se: w latach 90-tych już sam tytuł magistra miał być przepustką do lepszego życia i nadal społeczeństwo nie wyzbyło się tego przekonania - w trzy dekady magistrów narobiło się tak wielu, że wartość jakichkolwiek literek przed nazwiskiem spadła do zera. I podobnie jest z tymi wszystkimi "zawodami, w których zawsze da się zarobić" – kiedyś wystarczyło znać podstawy HTMLa, żeby zaczepić się w webdesignie, teraz uczą tego w przedszkolu. Nasycenie rynku średnimi skrypterami Javy ostatecznie obniża wartość pracy wszystkich przyszłych skrypterów, wymagania dla świeżaków są przesuwane coraz dalej i tak w kółko, aż następuje pęknięcie bańki i pojawia się nowy "najlepszy kierunek".
Long story short – proszę bardzo, drogie dzieci, uczcie się programować, raczej wam to nie zaszkodzi, może nawet pomoże. Ale nie wyobrażajcie sobie, że w tak obleganej branży zarobki dla wszystkich utrzymają się na poziomie "4 zera na start".
Jakos nie widac tej automatyzacji ktora zastapi wszystkich i programow piszacych programy. Swoja droga IT to nie tylko programowanie a jako wszyscy sie na tym skupiaja.
Tych samochodów zastępujących konie też przez jakiś czas nie było widać.
No i autor pyta się konkretnie o programistów, stąd skupiamy się na tej gałęzi IT.
bibliotekoznawstwach
Jako politolog w obecnej pracy muszę iść na bibliotekoznawstwo podyplomowe żeby móc awansować :P Taki offtop.
Jako politolog w obecnej pracy muszę iść na bibliotekoznawstwo podyplomowe żeby móc awansować :P
Iselor, nic nie musisz, zamknales sie w jakiejs mentalnej klatce polegajacej na zbieraniu starych numerow bravo sport i dyplomów kierunków humanistycznych wymyślonych do prania publicznych pieniędzy
Ależ ja jestem humanistą i pracuję w bibliotece :) Tyle że aby zostać np. kierownikiem biblioteki to bez bibliotekoznawstwa nie za bardzo da radę :)
No tak porownanie samochodu do stworzenia czegos blizej sztucznej inteligencji. Chmura tez miala wszystko zastapic a jest tylko powtorzeniem idei terminali kontra zasobow obliczeniowych ktore sa blizej, Elektryki tez budowano na poczatku a teraz nie sa i nie beda dlugo powszechne.
Czytając się na co drugiej stronie dotyczącej gospodarki czy rynku pracy artykuły "na rynku brakuje [tutaj wstaw dowolną liczbę od 100 000 w górę] programistów", można odnieść wrażenie że wystarczy napisać prosty kalkulator żeby znaleźć robotę. Niestety, nie jest tak, a te nagłówki powinny brzmieć "na rynku EU brakuje pół miliona programistów, żeby można było im płacić jak w każdym Januszexie". Natomiast dobry specjalista robotę na pewno znajdzie.
Poniewaz szuka sie doswiadczonych programistow a nie juniorow, do tego mozna dodac osoby zmieniajace branze, jest coraz bardziej tłoczno.
Ofert jest zatrzęsienie, tylko wymagania poszły w górę minimalne by odsiać ludzi po bootcampach co im sie wydaje, że po trzymiesięcznym kursie zostali programistami.
Bo prawda jest brutalna, z osób idących na tego typu kursy 1 na 8 jak zostanie w zawodzie to już nie jest najgorzej.
Niestety są kursy sensowne jak Akademia Infoshare w Gdańsku , ale na każdy sensowny przypada kilkanaście co najmniej scamów, gdzie wmawiają ludziom, że bez problemu dostaną świetna pracę w IT bo szybkim kursie. Nie, jak szukacie kursu by się przebranżowić to patrzcie, który oferuje zasuw jakiego w życiu nie doświadczyliście.
Przeciez to lepszy pomysl na biznes, sprzedawac szkolenia programowania niz byc programista. Ludzie placa tysiace zlotych a pozniej i tak nie znajduja pracy.
Mógłbyś powiedzieć coś więcej na temat tej Akademi Infoshare? Masz jakieś doświadczenia czy po prostu słyszałeś, że jest ok? Co raz bardziej zastanawiam się nad przebranżowieniem i co raz śmielej patrzę w stronę szeroko pojętego IT ale jak widzę jak tu szkalujecie te bootcampy to mi się odechciewa.
A co potrafisz, ze chcesz sie przebranzowic? Jesli nic nie wiesz w ktora strone chcesz isc to troche jak pytanie, ze chcesz kierowac pojazdami tylko sie nie zdecydowales czy bedziesz kierowca tira czy pilotem lini lotniczych.
Z IT jestem zainteresowany testowaniem QA bo bycie stricte informatykiem nie jest dla mnie. Testowanie ma podobno mniejszy próg wejścia a zarobków i tak bym nie oczekiwał nie wiadomo jakich na start.
Brzmię pewnie jak każdy kto chce wejść w tą branże a potem odpada ale jak możecie coś powiedzieć o tej Akademii Infoshare to byłoby miło bo mieszka w Gdańsku właśnie.
No fajnie a teraz napiszesz cos prawdziwego? Jestes dobry to co robisz, programujesz sobie applikacje hobbystycznie, projekty opensource?
Wiem z doświadczenia, znam kilka osób co tam prowadzi zajęcia. Choć mówię o tych kursach 445h. I nie, nie reklamuję tego, że znam osoby stamtąd, tylko dlatego, ze wiem jakie mają podejście. Po froncie miałem okazję z kimś pracować i na juniora dawał radę, nie wiem jak backend. Sam tez korzystałem z kursów ale tych zaawansowanych.
Tylko jak ktoś się tam wybiera na kurs programowania, to musi pamiętać, ze tam są wymagania na start, bez nich będzie cienko. Ot trzeba włożyć sporo czasu już przed kursem. Jest to o tyle zaleta, że człowiek nie idzie w ciemno wykładając kasę i odkrywa po dwóch zajęciach, że nie chce jednak programować. No i kurs idzie oblać.
I tak, wejście w testowanie ma dużo niższy próg wejścia w przeciwieństwie do programowania a też idzie dobrze zarobić bo oferuje ten zawód duże możliwości rozwoju i dokształcania się później. Jest sporo kursów online na wstęp, nie są wystarczające ale idzie zobaczyć co i jak.
Jest taka strona https://www.pluralsight.com/ sporo tam jest kursów na dobrym poziomie, sam korzystam do dokształcania się. Możesz sprawdzić darmowy okres próbny i znaleźć jakieś kursy.
Brałem udział w rekrutacji osoby do zespołu gdzie pracuję, bo wakacje i manager niedostępny.
Kilka osób miało DOSŁOWNIE mniej niż miesiąc doświadczenia w roli albo tylko jakiś kurs z youtube / udemy itp. ale chcieli pensje Regular albo Senior. Może przejaskrawiam ale problem leży w tym co piszą inni - jest masa "małp do kodowania" ale specjalistów już mniej.
W odniesieniu do pierwszego postu - pewnie firmy boją się juniorów (i ich wymagań w stosunku do ich wiedzy), więc szukają kogoś z doświadzczeniem lub studiami.
Po prostu firmy sobie policzyły że nie opłaca im się zatrudniać początkujących, przez rok ich uczyć programowania i narzędzi, przez rok traktować jako "połowę programisty" w zespole, tym samym zmniejszając pulę story pointów na sprincie, żeby po tym roku taka osoba odeszła.
Znacznie bardziej opłaca się zatrudnić seniora, nawet za 3-4 razy większe pieniądze, który po dwóch tygodniach wdrożenia i poznawania systemów firmy, jest pełnowartościowym pracownikiem któremu można powierzyć realizację projektów.
Po prostu dzisiaj to czas i efektywność jest ważna, a nie oszczędności na umowach.
Tylko czy ilość seniorów nie jest ograniczona? Sektor IT się rozwija, nowe firmy powstają, stare się powiększają i wchodzą na nowe rynki więc chyba powinno się jednak szkolić juniorów żeby w przyszłości wyrośli z nich seniorzy. To tak na zdrowy rozum ale ja się nie znam.
Zachowanie zdrowego mixu jest ważne. Firmie opłaca się trzymać pewna liczbę juniorów, którzy w średnim terminie staną się midami efektywnymi pod względem produktywność (wydajność/cena), vs zatrudnianie tylko seniorami, którzy są bardzo drodzy i w pewnym momencie ich wskaźnik produktywnosci przestaje być optymalny
chyba powinno się jednak szkolić juniorów żeby w przyszłości wyrośli z nich seniorzy
Oczywiście, ale "niech to robi inna firma niż nasza. My mamy projekt za kilka baniek do dowiezienia do końca Q3 i potrzebujemy kogoś kto z miejsca będzie wartością dodaną do zespołu".
Tak to działa. Junior nie dość że zwykle nic nie potrafi, to jeszcze absorbuje czas innych. Poza tym- rynek pracy się zmienia- teraz niemal każdy potrafi przynajmniej czytać kod. Mini-tickety które kiedyś dawało się juniorom, żeby się przyuczali, dzisiaj ogarnie Project Manager z minimalnym wsparciem Dev Ops/wdrożeniowca.
Jeśli ktoś nie śledzi tematu na bieżąco, to spieszę z krótkim wyjaśnieniem - wyceny spółek tech, głównie w USA, pospadały czesto o ponad 50%. Nadchodzi spowolnienie, gdzieniegdzie recesja, inflacja strzela w gore i generalnie warunki biznesowe i sentyment stały się dosyć niepewne. Firmy szykują się na spowolnienie redukując swoje plany zatrudnienia lub wręcz wprowadzają cięcia.
Tu kilka artow
Fala zwolnień
https://www.linkedin.com/feed/news/a-wave-of-layoffs-hits-tech-5342500
Bankructwo startupu FAST i zwolenienie 100-150 devow
https://newsletter.pragmaticengineer.com/p/the-scoop-fast
Meta (Facebook) wytnie łów performerów
https://www.washingtonpost.com/technology/2022/07/11/facebook-tells-low-performers-to-go/
Ostatnie zwolnienia z Shopify 10%
https://www.nytimes.com/2022/07/26/business/shopify-layoffs.html
W Pl jak wszystko dostaniemy z opóźnieniem, ale nie ma co się oszukiwać - eldorado na razie się skończyło. U nas przecież jeszcze dodatkowo dochodzi temat stagflacji/mega inflacji i wojny w Ukrainie. Teraz tylko firmy z jasnym planem i dobrym finansowaniem będą mogły pozwolić sobie na zatrudnienie. Głównie te z ekspozycja globalna. Także tak… brak pracy może dotknąć tez wielu programistów (a tym bardziej programistów wannabe).
... o szopenie, facebook czy amazon zawsze zwalnialy low performferow, startupy bankrutpowaly a korpo zwalniaja ludzi zeby zmniejszyc koszty w danym kwartale i ich znowu przyjac za kilka miesiecy. To wszystko juz sie dzieje i to od lat pomimo obecnosci poprzedniego kryzysu (nie obecnego!) lub jego braku.