To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka
Cześć. Jestem nowy i chcę zaznaczyć iż uwielbiam tematy fantasy w książkach, filmach oraz grach. Ekranizację która na to w 100 %- tach zasługuje to powieść Andrzeja Ziemiańskiego " Achaja " i " Pomnik Cesarzowej Achai " . To byłby hit nad hitami. Pozdrawiam
Etam... Na ekranizację to w pierwszej kolejności zasługuje twórczość Brandona Sandersona np. Droga Królów.
"Droga Królów" to nuda. Dałem radę przeczytać tego opasłego tomiska tylko 250 stron.
Jednak moim skromnym zdaniem Drogę Królów byłoby ciężko zekranizować. Mistborn chyba by się lepiej do tego nadał.
Abercrombie jest super, ale mogliby to łatwo schrzanić. Ja stawiam na Grzędowicza i „Pana Lodowego Ogrodu”, który jest lepszy niż przereklamowany Wiedźmin.
Cześć. Jestem stary i cały ten pseudo artykulik to pitolenie w bambus. Doskonale wiadomo, że to nie jest problem z kreatywnością ludzi. Wciąż powstają wspaniałe książki i sztuki, na bazie których można stworzyć perełki. Przeszkody są dwie. Księgowi z korpo medialnych, którzy nie zaryzykują niesprawdzonej(czyt. dochodowej) marki. I sami konserwatywni odbiorcy, którzy wcale nie chcą nowych treści bo wolą stare wytarte schematy. Co widać po rynku gier. To po co takie kuplety walić co bym chciał. A ja to plocię pan kciałaby śłonia na źłotym łańciuśku. No i chciałbym...I co z tego? Nic.
Co bym chciał zobaczyć ?
Cooka, oczywiście "Czarną Kompanię" oraz "Imperium grozy".
Le Guin, ale ona pisze w taki sposób i niewiele u niej akcji, że potzreba by świetnego reżysera by zrobił z tego sensowną ekranizację.
Zelazny, "Kroniki Amberu" byłyby super, no i "Pan Światła".
Andre Norton i chociaż pierwsze tomy "Świata czarownic".
A ja stawiam na postapo. Film był ale straszna kicha. Pora na serial z jajami - Roger Zelazny "Aleja potępienia".
Moim zdaniem ideał do nakręcenia serialu napisała Robin Hobb:
https://lubimyczytac.pl/cykl/4269/skrytobojca
https://lubimyczytac.pl/cykl/1425/zlotoskory
https://lubimyczytac.pl/cykl/23626/bastard-i-blazen
Czytając którąś z części zastanawiałem się nad tym, czy autorka inspirowała się Grą o Tron. Okazuje się, że pierwsza część tej powieści wyszła rok wcześniej, więc prawdopodobnie to George R.R. Martin czerpał garściami od Hobb.
Jeśli wyszło tylko rok wcześniej, to bez szans. Pisanie książki trwa długo, zwłaszcza znając tempo Martina. W dodatku Martin wcześniej montował Pieśń Lodu i Ognia jako treatment serialu (wtedy nikt nie chciał wyłożyć na to kasy, więc GRRM przerobił to na powieść), więc cały proces trwał dłużej.
Tak czytam i czytam ten opis książki i z każdym zdaniem wyraźniej rysuje się obraz typowego współczesnego fantasy, które myśli że jak do potworów i rycerzy dorzuci trochę "elementów dla dorosłych" to już będzie głębsze. A jak jeszcze pomiesza technologię z magią to już w ogóle przebije wszystkich kreatywnością (co z tego że takich pomysłów już były dziesiątki)
Trochę się zgodzę. Mało który autor potrafi dodać coś "nowego" do samej fantastyki. Jest kilku takich autorów ale najczęściej mamy światy podobne do Śródziemia. Średnio mi to przeszkadza o ile postacie, świat oraz wątki są na wysokim poziomie.
Nie umiem ocenić, czy Abercrombie jest oryginalny, ale na pewno jest rewelacyjny w tym co pisze - i tak, jest to dosyć głęboka literatura jak na podejście rozrywkowe, sporo tu gorzkich przemyśleń i celnej dekonstrukcji, a nie takiej puszczanej sobie a muzom.
Nikt się tu nie ścigał na kreatywność, raczej chciał stworzyć bdb książki z pazurem. I to się udało.
A z tych "elementów dla dorosłych" właśnie coś u Abercrombiego wynika - dla fabuły, dla przekazu, dla sposobu pisania. Powiedzmy, że na poziomie czysto literackim Abercrombie jest na tyle dobry i charakterny, że ciężko potem przesiąść mi się na innych :)
Plus to zdecydowanie inne źródło uniwersum niż Tolkien. To raczej ta przegroda co Martin
Nie będę się spierał bo nie czytałem. Chodzi mi jedynie o to, że tezą tekstu jest, że z jakiegoś powodu książka ta w szczególny sposób zasługuje na adaptację bardziej niż pozostałe. A to sugeruje dość jednoznacznie, że czymś się ona musi wyróżniać. Natomiast z samego tekstu wynika jedynie tyle, że jest to takie samo fantasy jak milion innych obecnie modnych, ale po prostu dobrze napisane (wedle opinii autora tekstu).
A co do Martina, to nie powiedziałbym, że "źródło" jego uniwersum jest specjalnie inne niż Tolkiena. Tzn. jest o tyle inne, że dla Martina głównym źródłem jest właśnie Tolkien, który został po prostu zubożony o warstwę mityczną i "doprawiony" elementami 18+ (niektórzy nazywają to "urealistycznieniem" jednak chociażby w kwestii wojen i okrucieństwa Martin bazuje nie tyle na realizmie co na własnej wyobraźni bo w przeciwieństwie do Tolkiena nigdy wojny na oczy nie widział a jak się poczyta opisy średniowiecznych bitew to łatwo można zauważyć, że masowe wyrzynanie się nie było nigdy ich celem).
To tylko moja osobista teoria, ale wydaje mi się, że problem braku oryginalności w Fantasy bierze się w dużej mierze z niepotrzebnej pogoni za oryginalnością właśnie. Tolkien nigdy nie chciał rewolucjonizować gatunku. Po prostu opowiadał historie, które leżały mu na sercu, a że przy okazji musiał stworzyć "nowy język" (w przenośni i dosłownie) żeby je opowiedzieć to już inna sprawa. C.S. Lewis, którego rola w powstawaniu fantasy jako gatunku jest mocno dziś niedoceniana, pisał, że autor nigdy nie będzie oryginalny tak długo jak jego celem jest odróżniać się od reszty natomiast kiedy zacznie pisać wedle tego co sam uważa za dobre to jego dzieła będą faktycznie inne od reszty. Tak więc już u zarania swojej historii, fantasy było gatunkiem, który nie nastawiał się na poszukiwanie oryginalności za wszelką cenę lecz powstał z potrzeby chwili. Generalnie jest to dość zachowawcza forma ponieważ zarówno Tolkienowi jak Lewisowi służyła do wyrażania raczej konserwatywnych treści przy jednoczesnym posługiwaniu się formami sięgającymi korzeniami do antyku i średniowiecza.
Natomiast współcześni autorzy fantasy (w dużej mierze oczywiście, przeczytałem jedynie niewielką część tego ogromu tekstów które powstają co roku) idą w drugą stronę. Próbując odeprzeć krytykę o braku oryginalności, szukają intensywnie elementów, które pozwolą im się odróżnić od innych prac, ale robią to raczej powierzchownie i jedynie wplatają poszczególne wątki takie jak dodanie technologii, elementów dla dorosłych, wyrachowanej polityki itd. Należy pamiętać, że zarówno Lewis jak i Tolkien byli w pierwszej kolejności profesorami na uniwersytecie o ogromnej erudycji i naturalnej skłonności do refleksji na temat świata. Skutkowało to naprawdę głębokim i bogatym życiem wewnętrznym (duchowym?), z którego dopiero wyrastały książki. I tak jak nie można zarzucić Martinowi, że nie robi "researchu" do swoich dzieł albo że nie dba o ich zaplecze, tak istnieje fundamentalna różnica między obczytywaniem się i szukaniem inspiracji żeby napisać książkę a sytuacją, w której książka jest jedynie przedłużeniem bardzo głębokich, osobistych przemyśleń. Innymi słowy - czym innym jest podjąć decyzję o tym, że chce się napisać "głęboką książkę" a czym innym jest być osobą o głębokich przemyśleniach, które przy okazji przelewa się na papier. W przypadku Tolkiena, mamy do czynienia z tą drugą sytuacją, ponieważ był on ciekawym człowiekiem o fascynującej historii, która byłaby równie fascynująca gdyby jego książki nigdy nie odniosły sukcesu. A jak się poczyta jego listy to widać jak głęboko miał przemyślane i poukładane swoje spojrzenie na świat.
Nie mówię, że tak jest w przypadku wszystkich pisarzy fantasy (jestem wręcz przekonany, że tak nie jest), ale mam wrażenie, że wielu (może większość?) z nich to po prostu zdolni pisarze i nic ponad to. Poczytali trochę fantasy, podjęli decyzję o tym, że chcą pisać książki, wykonali większą lub mniejszą pracę by znaleźć inspiracje, wymyślić historię itd. a potem spięli to w przyjemną do czytania całość. Moim zdaniem jednak, znacznie lepiej szukać dzieł, za którymi stoi jakaś naprawdę wartościowa myśl, która nie tyle została wymyślona na potrzeby książki co ostatecznie pchnęła autora do jej napisania. Ale to akurat nie odnosi się tylko literatury fantasy co literatury w ogóle. Z tym, że fantasy ma niestety problem taki, że dość mocno izoluje się od reszty literatury tzn. istnieje duża grupa czytelników, która czyta z założenia tylko fantasy i woli przeczytać słabą książkę ze smokami niż dobrą bez nich oraz istnieje duża grupa autorów, którzy z założenia zabierają się za fantasy chociaż istnieją formy, które lepiej pozwoliłyby im wyrazić to co mają do powiedzenia (to znowu można przywołać Martina, który na pewnym etapie lepiej by zrobił gdyby wziął się za powieści historyczne).
I tak z krótkiego komentarza zrobiła się znowu opasła ściana tekstu... W każdym razie chodzi o to, że autorzy fantasy często starają się "rewolucjonizować" fantasy poprzez wciąganie weń elementów z innych gatunków zamiast skupić się na tym co chcą opowiedzieć i dopiero pod to dobrać formę. Co paradoksalnie sprawia, że fantasy zjada własny ogon ponieważ zamiast treści która dyktuje formę, mamy dopasowywanie treści pod formę, która dla niepoznaki zostaje "wzbogacona" o elementy z innych gatunków.
Nawet chciałem ostatnio kupić trylogię ale nie udało się znaleźć nigdzie drugiego tomu, więc odpuściłem. Sam jakbym miał coś obejrzeć to już wymienioną wyżej drogę królów sandersona - choć pewnie jak książka, która zaczyna się dobrze czytać gdzieś po 400 stronicach to i pierwsze 4 odcinki byłby mordęgą - jednak im dalej tym lepiej
Ja od lat mam wrażenie, że idealnie uszytą pod serial fabułą jest Baldur's Gate. Film by nie oddał niuansów, a taki serial 5 sezonów po 12 odcinków - ideał.
Można się pobawić, wciągnąć do fabuły najciekawsze wątki poboczne, zarysować trochę teorię świata. Pilot zaczyna się od śmierci Goriona, potem cały ten kryzys z żelastwem, finał pierwszego sezonu, w którym bohater odkrywa swoje dziedzictwo. Potem cały drugi sezon pogoń za Sarevokiem po Wrotach Baldura, intrygi kupiecko-polityczne. W trzecim sezonie można się pobawić fabułą, jakieś sprawne przejście od BG1 do BG2, już częściowe zagospodarowanie wątków z dwójki, może Podmrok, badanie swojego dziedzictwa, spotkanie z Cyrikiem, może trafienie do lochu, a czwarty sezon to walka z Irenicusem, nawet może już w tle toczącej się wojny dzieci Bhaala, która oczywiście zostaje w pełni zagospodarowana sezonem 5.
Moim zdaniem materiału jest aż nadto, pomijając może głównego przeciwnika w Tronie Bhaala (zamieniłbym go na Cyrica), przy sprawnej realizacji wyszłoby coś lepszego od GoT.
Tak mnie zastanawia - kogo masz na myśli jeśli chodzi o ekranizację? Żeby nie było Joe i Eriksona mam w planach zacząć ale wiele o tych autorach słyszałem pozytywnego a raczej o ich książkach.
Gra o Tron miała to szczęście że powstała kiedy powstała. Gdyby miała powstać teraz nie osiągnęłaby sukcesu. Co się stało z Wiedźminem czy Kołem Czasu - ideologie i na siłę wciskanie wszystkiego powoduje, że wychodzą papki z psią kupą. Nowy prequel GoT teraz nawet na zwiastunach mnie nie zachęca nie wspominając o miscastingu...Przekonamy się ale moim zdaniem nie będzie sukcesem jak GoT.
Więc zastanawia mnie kogo byś widział w roli ekranizacji książek. Bo ja chyba wolałbym, żeby nikt się tego nie podejmował niżeli brać i robić cyrk na ulicy sezamkowej...
Jak dla mnie to na pierwszym miejscu w oczekiwanych serialach fantasy jest cały cykl o Czarnej Kompanii. Ale prędzej się doczekam normalności w tym kraju niż ekranizacji tych świetnych książek.
Jak bardzo trzeba nie lubić książek fantasy, żeby chcieć serial na ich podstawie? XD
Serial to powinny dostac kroniki czarnej kompanii. Baaaardzo dojrzale dark fantasy
Nie wiem z kazdego dobrego fantasy trzeba robic koniecznie serial. Ja wole wrocic do ksiazki po latach jesli mi podeszla niz obejrzec cos czego nie bede mogl odzobaczyc.
Pierwsze Prawo Abercrombiego chodzi za mną już od jakiegoś czasu, a tym artykułem autor zachęcił mnie jeszcze bardziej do przeczytania. Zgadzam się co do Malazańskiej, że na film ani serial nie ma szans, materiał wyjściowy jest za duży i za trudny, ale... już na przykład serial anime? Czemu nie, to by się mogło udać.
Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc.
Co do Malazańskiej to szczerze - nie jestem pewien tego anime. Musiałoby być bardzo zdyscyplinowane narracyjnie, bo animce niestety toną w monologach wewnętrznych i często więcej omawiają niż pokazują - to musiałby robić ktoś na poziomie twórców Cowboya Bebopa.
... z drugiej strony totalnie widzę Malaz w 80'sowej lub 90'sowej animcowej kresce, takiej w stylu pierwszej adaptacji Berserka. Totalnie widzę te kadry, kiedy pośród jakiejś zawieruchy któryś z wielkich wymiataczy napisanych przez Eriksona wyłania się z obłoków kurzu i idzie zrobić coś strasznego.