Twórca The Boys ostro o serialach, które próbują być 10-godzinnymi filmami
Jak widzę te polskie serialiki, to dramat. Tutaj trzeba przyznać chłopu rację. Ostatnio z obejrzanych: znaki, w głębi lasu to czułem się jakbym oglądał film obyczajowy, a nie kryminalny serial, a przynajmniej przez pierwsze odcinki. W wielu zagranicznych też jest podobny schemat. The boys nie jest, ani nie sili się być jakimsmbitnym dziełem. Tam sprawa jest jasna: kontrowersja, brutalność i brak moralności czy poczucia przyzwoitości. Nie próbują być grzeczni i kurde no dobrze się to ogląda.
Dlaczego tyle dislike'ów dostał ten post? Facet trafił przecież w dziesiątkę
Ale 3 sezon the boys właśnie jest takim filmem. Sztucznie rozwleczone byle co, mógłby trwać 3h zamiast 10. I dopiero w ostatnim odcinku jest konfrontacja z homelanderem która jest teasowana od 1 odcinka. Szuka drzazgi a nie widzi belki u siebie...
Nie rozumiem tej podjarki serialem. Świeci cycem i gore więc na pewno wielu facetów chętnie go obejrzy, ale poza tym to zwykła moda na sukces, niczym seriale i filmy marvelowskie czy netflixowskie.
Nawet nie w ostatnim, a w ep6, było to co wszyscy chcieli i zrobione tak jakby tego oczekiwali, nie to co marny finał...
Ale 3 sezon the boys właśnie jest takim filmem. Sztucznie rozwleczone byle co, mógłby trwać 3h zamiast 10.
Mnie tam się sezon 3 podobał, zwłaszcza walka w Herogasm była epicka :). Najgorzej wypada chyba finał, trochę tak, jakby twórcy nie mieli pomysłu jak domknąć pewien rozdział i otworzyć nowy (co dla kontrastu wyszło im doskonale w finale sezonu 2), więc w ostatniej chwili zrobili plot twist, który się kupy dupy nie trzymał. Wątki Deep'a i A-Train'a też były średnio interesujące.
Nie rozumiem tej podjarki serialem.
Nie wiem jak innych, ale mnie w nim pociąga przede wszystkim oryginalne podejście do kina superbohaterskiego. To taka fantazja co by było gdyby ludzie mieli super moce, ale w prawdziwym, a nie wyidealizowanym świecie, gdzie co drugi heros od razu wypracowuje sobie silny kręgosłup moralny i bez zastanowienia opowiada się po stronie dobra, opierając się pokusom w postaci chociażby komercjalizacji swoich zdolności. Poza tym super moce mają tam swoje w miarę logiczne i racjonalne ograniczenia, np. Crimson Countess i Kenji musieli zetknąć dłonie by z nich skorzystać, Translucent był niemal niezniszczalny, ale tylko zewnętrznie, dzięki węglowej skórze, natomiast flaki miał zupełnie zwyczajne, Stormfront była kuloodporna, ale miała wrażliwe oczy itd. Fajne jest też to, że te moce są dosyć słabe na tle takiego Marvela czy DC. Dość powiedzieć, że najsilniejszy supek na Ziemi to Homelander, a jego główne atuty to po prostu nadludzka siła, szybkość i wytrzymałość. Trochę tak, jakby Kapitan Ameryka był najpotężniejszy w uniwersum Marvela :). Tak wiem, potrafi też latać i ma laserowy wzrok, ale on sprawdza się głównie w starciu ze zwykłymi ludźmi, bo już dla supków nie jest tak zabójczy. Gdyby HL nie potrafił najzwyczajniej w świecie przypierdzielić, to już dawno ktoś by się go pozbył.
Poza powyższym, podoba mi się też jak świadomie ten serial potrafi grać kiczem (np. stroje supków często sprawiają wrażenie tandetnych, a nie "badassowych" jak np. w MCU) i fajnie łączyć ze sobą akcję, dramat, gore i czarną komedię.
PS. Mam nadzieję, że SB powróci w S4, bo to teraz mój ulubiony anty-bohater z The Boys ;s.
https://www.youtube.com/watch?v=iR1-p_E2UCU&ab_channel=BashTaco
To prawda. Ostatnio obejrzałem wszystkie 3 sezony i skrupulatnie liczyłem wszystkie intymne narządy. Do 6odc 3 sezonu (bo tam jest tyle nagości, że przestałem liczyć) Zliczyłem 3 siurki, 5 męskich dup oraz jedne cycki.
Statystyki mówią same za siebie.
Ja zauważyłem, że o ile w pop-kulturze nie ma problemu z ukazywaniem nagich kobiecych piersi (w najnowszym Saint's Row nawet zrezygnowano z ich cenzury, choć w poprzednich odsłonach takowa była obecna), tak w przypadku genitaliów łatwiej jest przemycić męskie niż żeńskie narządy płciowe (nie licząc oczywiście kina ślizganego, gdzie proporcje są co najmniej wyrównane ;d). Nie żeby penisów było jakoś strasznie dużo, ale jednak są. W grach to np. Outlast, Far Cry Primal czy GTA IV), natomiast produkcji z normalnie wymodelowaną pochwą nie kojarzę, nie licząc oczywiście crapowych porno-gierek.
Totalnie się z nim nie zgadzam, bo twierdzi on, że jak ktoś ma zrobić serial, to ma robić serial, gdzie trzeba rozciągać odcinek na 50minut, by zmieścić się w ramówce, albo wrzucać rzeczy które nie mają znaczenia.
Wolę format 10 godzinnego filmu, gdzie wszystko ma sens, niż na siłę ciągnąc jakieś wątki, bo to TV, gdzie mamy w kontrakcie ile musi być odcinków na sezon.
U Disneya jest tak, że tam seriale mają po 6 odcinków, a i tak spokojnie można pominąć przynajmniej 1, bo często nie ma w nim treści, tylko wydłuża czas sezonu.
Ale on właśnie krytykuje sztuczne wypełnianie tych godzin: "mogą widzom dać 10 godzin serialu, w którym nic się nie dzieje do ósmej godzin"
Tyle, że sam nie jest lepszy bo jego serial właśnie taki jest...
Kripke był showrunnerem do piątego sezonu, czyli do momentu, gdy serial jeszcze opowiadał w miarę zwartą, zaplanowaną od początku historię.
Moim zdaniem serial powinien być w zasadzie serią krótkich filmów, a nie jednym filmem pociętym na części. Innymi słowy, każdy odcinek powinien funkcjonować w sposób niezależny od strony kinematograficznej, mając własny wstęp, rozwinięcie, zakończenie i jakiś konflikt popychający fabułę naprzód.
Niektóre seriale o tym zapominają i rzeczywiście wyglądają tak, jakby ktoś nakręcił 10-12 godzinny film i pokroił go na kawałki. Najpierw mamy ze 2-3 odcinki wstępu, potem 5-6 rozwinięcia, a końcowe 2-3 zostają na finał i coś takiego ogląda się przeważnie fatalnie.
Nie do końca się zgodzę. Nie lubię wielosezonowych seriali chyba że całość tworzy w miarę spójną historię coś jak gigantyczny film np. Vikings czy Game Of Thrones czy The Expanse itp. Dlatego prawie nie oglądam zachodnich seriali. Natomiast pochłaniam koreańskie seriale, które najczęściej mają 16 odcinków i właściwie nigdy nie mają drugiego sezonu a wszystkie odcinki składają się na zaplanowaną z góry całość (nie zawsze bo są seriale kręcone z odcinka na odcinek). Seriale z showrunnerem to w większości dla mnie oznaka tandety. Kripke zapomina, że USA i EU to nie cały świat a azjatycki (koreański głównie) format seriali jest coraz popularniejszy w USA, Am S czy EU. Na dodatek to wielosezonówki są zapchane fillerami, odcinkami bez sensu czy z dupy bo brak pomysłu itd. Znacznie lepiej ogląda się jednosezonówki stanowiące spójną całość a nie na siłę ciągnięte coraz bardziej bzdurne fabuły.
I zapewne rosnąca popularność azjatyckiego formatu skłania innych do pójścia tą drogą.
Spoko, ale nie rozumiem co ma wielo czy jednosezonowość do tego co napisałem...
Jednosezonowe to właśnie niby te filmy pocięte na kawałki, jedna historia gdzie wstęp, rozwinięcie i zakończenie rozkłada się w różnych proporcjach na odcinki. IMO bardzo dobrze się taki format ogląda i często oznacza on świetne tempo, brak dłużyzn, fillerów, rushowanych zakończeń czy odcinków z dupy WTF. .
Eeeee.... takie nie wiadomo co gada. Teraz już nikt nie robi seriali tak, że każdy odcinek jest małą, zamkniętą całością, tylko wszystkie nowe historie to takie długie filmy, no i czasem wyjdą dłużyzny, a czasem nie, ale nie ma nic złego, że się długi film robi z serialu.
Facet ma 100% racji. Większość tych disney'owskich seriali to akcja w pierwszym i ostatnim odcinku, a cała reszta to jedna wielka tona zapychaczy i wątków prowadzących donikąd.
Marudzenie. Można zrobić 2 godzinny film z 15 minut akcji i można zrobić 10 sezonie serialu wypakowane go akcją. Dlaczego więc seriale po 5-10 odcinków niby nie mogą być wypakowane akcją? To dla mnie ma nawet więcej sensu, bo rozwleczenie serialu na 10 sezonów wymaga bardzo rozbudowanej i ciągle rozwijanej historii, która najczęściej gdzieś po drodze traci pierwotny cel. Nawet w takich seriach jak TWD czy SoA gdzieś po drodze coś poszło trochę nie tak, chociaż są spójne i ogląda się świetnie nawet po wielu sezonach. Natomiast historia napisana na 5-10 godzin rozrywki jest zamknięta, opowiada konkretną historię i zamyka ją w takim czasie. I mi się to podoba bardziej niż rozwleczenie tej historii na 20 odcinków wypełnionych byle czym czy wciśnięcie jej do 2h filmu pomijając masę smaczków, które widz chętnie zobaczy. Chociażby do Hawkeye podchodziłem sceptycznie, nie przepadam za tym bohaterem, a mimo to bardzo mi się spodobał. Skrócenie go do filmu by straciło sporo z klimatu, a rozwleczenie by straciło jego dynamikę. Każda historia ma swoją długość, jedna wypełni i kilka pełnych sezonów, inna ledwo nadaje się na 1,5h film, a jeszcze inna idealnie nada się na 5-10h dzieło. Jak można narzekać na seriale stworzone na 5-10h jednocześnie oglądając 4+ godzinne wersje reżyserskie filmów?
Ma rację, że flimy czy seriale, w których nic się nie dzieje nie są warte czasu widza. Tak na przykład rozłożono nieźle zapowiadający się serial Terminator. To 'dzianie sie' to pojęcie szerokie, niekoniecznie zaraz szybka akcja, bo może to być związanie fabuły, zagadka, dobry dialog.
Żeby dać przykład the Wire, taki wielki film/serial. Tempo powolne a oderwać się nie można. Albo przykład z drugiej strony, czyli thriller, który próbowałem obejrzeć na Amazonie, gdzie przez pierwsze 20 minut nic się nie działo. Wyłączyłem, bo było dla nie jasne, że scenarzysta nie ma pojęcia co robi.
Czasem I powyższe nie jest gwarancja dobrego widowiska, tak jak w Kenobim, gdzie pierwsze dwa odcinki były najlepsze, a potem był tylko zjazd. Kenobi wrócił do ścieżki podszytego arogancją, świętoszkowatego mistrza, a braki fabularne były wielkości planet.
Rozumiem co facet ma do przekazania i co do zasady się z nim zgodzę. Ale nie w odniesieniu do serialu The Boys. A to dlatego, że dla mnie e The Boys to słabiutki serial. Pierwsze 2-3 odcinki pierwszego sezonu były całkiem ciekawe i dawały nadzieję na fajną historię. Potem już było dużo gorzej. Dobrnąłem do końca sezonu z nadzieja, że coś się ruszy. Do kolejnych sezonów już nawet nie podchodzę. Moim zdaniem, ten serial to właśnie taki przykład rozwleczonej i mało ciekawej opowieści.
Jeżeli oczekiwałeś czegoś na modłę MCU czy filmów DC (czyli bardziej klasycznego kina superbohaterskiego), to trafiłeś pod zły adres, tutaj akcja jest tylko dodatkiem i na dobrą sprawę rozkręca się dopiero pod koniec sezonu 2.
W The Boys pierwsze skrzypce odgrywa świat przedstawiony, jego nietuzinkowa i często prześmiewcza konwencja, jeżeli kogoś to nie pociąga, to raczej cały serial może skreślić ze swojej listy.
Wiesz co? Nie jestem fanem kina superbohateskiego. Do tego serialu podszedłem z nastawieniem, że to będzie coś nieco ambitniejszego. Wcale nie oczekiwałem akcji, wybuchów i błysków. Na początku było fajnie, o czym kiedyś chyba pisałem w temacie o The Boys. Potem wszystko siadło i historia mnie znudziła. Doceniam wizję i pomysł. Ale jest to za bardzo to przegadane w ten gorszy, nudny sposób. Może jeszcze spróbuję jak akurat nie będę miał co oglądać :)