Po Top Gun chce się grać w DCS. Oto czego warto spróbować
Bardzo fajny tekst! Zamierzam przeprosić się z DCSem. Nawet zakupiłem F-18 razem z lotniskowcem:)
Pograłbym chętnie w coś prostszego w stylu świetnej misji F18 Hornet startującego z lotniskowca w BF3
Dzięki za wskazówkę, sprawdzę. A faktycznie w latach 90 grałem w którąś część AC, gdy gry od Jane's okazały się zbyt wymagające xD
Mi akurat do zabawy wystarczy myśliwiec ze zwykłego flight simulatora. Szkoda, że postrzelać się nie da... choć w sumie może i lepiej, kiedyś przeleciałem się z ciekawości nad Ukrainą i tam same myśliwce latały:-P.
Każdy Ace Combat miażdży fabularnie oba Top Guny na dzień dobry. Jest nieco anime ale w tym dobrym znaczeniu tego słowa, bo przynajmniej mamy intrygę polityczną, charakterne postaci, wrodzy asowie to postaci a nie szturmowcy w samolotach, wiemy z kim i po co walczymy. Porównanie do DCS jest z d.upy a raczej jest jak porówaniw jabłek do pomarańczy. A dialogi nawet w połowie nie są tak cringowe jak te w pierwszym Top Gun. Ja tam Ace Combat totalnie polecam.
Edit. Najbliższy Ace Combat film fabularny to Żelazny Orzeł 2. I żeby było zabawniej atak na reaktor jądrowy był już w tym filmie. Był w Hot Shots. No i był w realu (Iran i Izrael coś takiego przeprowadzili ale ten drugi zroboł to skutecznie). No i dziadkiem tej misji był nalot na tamę przeprowadzony przez RAF podczas II wojny, który też był pierwowzorem dla ataku na Gwiazdę Śmierci w Gwiezdnych Wojnach.
Porównanie do DCS jest z d.upy
Nie do końca wiesz o co chodzi albo nie doczytałeś dokładnie. Nikt nie porównuje Top Gun do Ace Combat tylko Rising Squall - kampanie fabularna dla DCS robioną przez Japończyków, z identycznymi dialogami, historią konfliktu fikcyjnych mocarstw i muzyką autora od Ace Combat
https://youtu.be/U_D2_sdmvTs
Sama lubię materiały na yt od prawdziwych pilotów myśliwców. Jak dla mnie królem yt pod tym względem jest Mover, uwielbiam jego zgryźliwy humor, lubię rzeczowość Hasarda, Eckholm też jest spoko ale najwięcej zarzutów mam do Moocha. Może dlatego że jest totalnym fanbojem F-14,.którego sama nie znoszę,.może dlatego że nadal twierdzi że Duch Kijowa istnieje jako pojedynczy żywy człowiek (Też jestem za Ukrainą ale wiem że oni też prowadzą wojnę informacyjną i na takie rzeczy trzeba patrzeć ze zdrowym dystansem. Jak ktoś czytał książkę Mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej tak widzi że obie strony odwołują się do propagandy radzieckiej i carskiej z naciskiem na totalną mitomanię Rosjan i zrozumiałą ze względu na sytuację lekkie naginanie faktów przez Ukrainców dla utrzymania morale).
Premiera Mavericka to impuls dla polskich wydawnictw by publikować literaturę faktu i powieści o tej tematyce. Już wyszła książka Top Gun napisana przez jednego z założycieli tej szkoły. Zwłaszcza że prawdopodobnie będzie tam dużo o wojnie powietrznej nad Wietnamem,.na co prywatnie liczę. Sama wolę czytać literaturę faktu, bo jak ktoś jak ja chce napisać powieść o tej tematyce, to lepiej inspirować się prawdziwą służbą. Oczywiście rozpisywanie procedur w rozrywce może znużyć ale nikt nie powiedział, że rozrywka nie może mieć w sobie kszty realizmu czy jego pozoru. Toż to nie instrukcja obsługi ani podręcznik akademicki.
Edit. Była sobie taka manga i anime (nawet dwa i jeden film na nośniki). Nazywa się to Area 88. Jak najbardziej może nas śmieszyć że główny bohater ma grzywkę,.która zasłania mu jedno oko jak Seto Kaibie w YuGi Oh (że ja też to pamiętam XD) czy wplątanie go przez rywala w jakąś pseudo wojnę irańsko-iracką, gdzie jako najemnik musi zarobić odpowiednią sumę by się wykupić lub dożyć do końca kontraktu by stamtąd uciec. Oczywiście za wszystkie naprawy czy uzbrojenie musi bulić z zarobionych zwycięskich potyczek, więc uzbieranie tego 1,5 miliona dolarów takie proste nie jest. Jednak ta historia czy raczej odwzorowanie ówczesnych samolotów i walk tak przypadło do gustu wielbicielom lotnictwa, że nie obrażają się na te fikcyjne przekokszenie. Z komiksowego podwórka europejskiego, są produkcje o podobnej tematyce, gdzie rysunki zapierają dech w piersiach ale z historiami jest różnie. Z japońskiego podwórka, polecam minicykl The Cockpit, zwłaszcza pierwszy odcinek. Może i jest to rysowany dramat, ale kurczę, to do mnie trafia,.tak jak większość twórczości pana Matsumoto.
Każdy Ace Combat miażdży fabularnie oba Top Guny na dzień dobry. Jest nieco anime ale w tym dobrym znaczeniu tego słowa, bo przynajmniej mamy intrygę polityczną, charakterne postaci, wrodzy asowie to postaci a nie szturmowcy w samolotach, wiemy z kim i po co walczymy. Porównanie do DCS jest z d.upy a raczej jest jak porówaniw jabłek do pomarańczy. A dialogi nawet w połowie nie są tak cringowe jak te w pierwszym Top Gun. Ja tam Ace Combat totalnie polecam.
https://www.gry-online.pl/gry/simpleplanes/z4528e
Może ta gra ma się nijak do prawdziwego sima, ale podoba mi się że na brak latajek i innych rzeczy zrobionych przez innych graczy nie brakuje.
A ja kompletnie nie ogarniam walki w powietrzu, nie czuję żadnej frajdy, w ogóle nie czuję takiego bojowego latania, w arcade to się sprowadza do chaotycznego ganiania za znaczkami na radarze... (Czy znając zasady walki i manewry można wyciągnąć z takich gier więcej? Jest jakaś z dłuugim samouczkiem?) A symulacje już tym bardziej nie dla mnie.
Już chyba wolałbym latać bez celu jakimś pasażerskim czymś w MFS i podziwiać widoczki...
Ale co masz na myśli mówiąc "latanie arcade"? Bo After Burner czy G-loc to coś kompletnie innego niż Ace Combat, Project Wingman, bardziej symulatorowym Tiny Combat Area że nie wspomnę o DCS. Ja sama wolę podejście z AC/PW, to jest taki simcade, trzeba się nakręcić ale totalnie miliarda wrogów też nie ma (w sumie w AC przydałoby się mniej przeciwników ale czy większość fanów by na to poszła, skoro spin-off Assault Horizon nie był jakoś dobrze przyjęty,.choć był też simcade ale z nieco innej beczki).
Gry od Segi jak After Burner czy G-loc to był arcade pełną gębą. Tam to trzeba było spamować guziki i były raczej zbyt szybkimi grami, no ale wywodzą się z automatów.
Tiny Combat Area mógłby mieć opcję gdzie randomowym paden zrobisz wszystko co jest bardziej wymagającym Ace Combat ale nie jest DCS. A by się przydało tak samo jak polskie napisy, bo tam i tak fabuły nie ma.
DCS jest totalnie nie dla mnie. Bo nie mam czasu na grę trudniejszą niż życie (a mam wrażenie, że w wojsku o wiele praktyczniej podchodzą do szkolenia, bo jednak taki samolot jest bronią, oczywiście bardziej skomplikowaną niż kałach ale jednak uczą tego co jest najważniejsze w przyswajalny sposób). No i komputer by mi wybuchł od wymagań technicznych
Jak jest znaczek na radarze, to masz walkę BVR - poza zasięgiem wzroku, Odpalasz pocisk i czekasz, czy znaczek zniknie. Jak już dojdzie do walki powietrznej, to musisz widzieć przeciwnika cały czas, bo inaczej zginiesz ("lost the sight, lost the fight") ;)
W arcade jest chaotycznie. bo nie musisz się niczym przejmować - samolot leci tam gdzie go skierujesz.
W realu czy symulatorach każdy samolot (i pilot) ma swoje limity przeciążeń, których nie możesz przekroczyć, bo albo się cała konstrukcja rozpadnie/pilot zemdleje, albo komputer i tak ci nie pozwoli. Poza tym dochodzi ciągła zależność wymiany prędkości na wysokość i odwrotnie. Nie możesz być zawsze tam, gdzie chcesz - wysoko, lub nisko.
Nauka, jak to robić, by ciągle przewidywać ruchy przeciwnika, mieć energię do następnego ruchu i starać się uzyskać przewagę nie jest łatwa, ale zgadzam się, że nudna. Patrzę, co robi na swoim kanale Growling Sidewinder i ziewam, dlatego wolę o wiele bardziej ataki na cele naziemne.
Grywam multi PvP w IL2/DCS i uważam, że nie ma drugiej rzeczy, która by tak puls przyspieszała przed kompem - satysfakcja ze zwycięstwa po dłuższej walce jest ogromna.
z twojego opisu wynika że AC zaskakująco jest bliski rzeczywistości
Nie wiem co bierzesz, ale ogranicz zdecydowanie, bo zaczynasz wszędzie widzieć Ace Combat, gdy tymczasem nikt nie dyskutuje o Ace Combat :D
Na wstępie
W niedzielę idę na nowego Top Guna do Imaxa i pewnie nakręcę się na DCS, którego niestety nie uruchamiałem już drugi miesiąc- no ale, bynajmniej dla mnie, nie jest to "gra" co to sobie po piwku można polatać. Dla mnie jest to coś o poziom wyżej, co pozwala momentami naprawdę poczuć jakby prowadziło się maszynę, ale potrzebuję do tego "świeżej głowy" i czasu. Po dniu spędzonym w pracy i potem na siłowni, funkcje psycho-motoryczne mam osłabione i bardziej mnie to męczy niż sprawia frajdę.
„Bynajmniej” to nie to samo co „przynajmniej”.
DCS to klasa sama w sobie. Najlepszy wojskowy symulator jaki powstał.
Co ciekawe sam artykuł bardzo ciekawie i dobrze napisany, przypomina mi stare dobre CD Action, ciekawe czy autor ich czytał za młodu.
Zastanawia mnie jak duża jest fanowska społeczność wojskowych symulatorów w Polsce, i jak tam z popularnością old schoolowych joystkicków... bo nie wyobrażam sobie grania na padzie, czy klawiaturze. Pamiętam na 386 sx/dx był F15 Strike Eagle i dobrze się wtedy Sidewinderami Migi przerabiało.
Największa polska grupa DCS na FB liczy nieco ponad tysiąc osób. Jest też gildia.org ze swoimi grupami grającymi online i różne ekipy rozbite po Discordach.
Joysticki nie są oldschoolowe, ciągle pojawiają się jakieś nowe modele, a każdy kto lata ma jakiś zestaw HOTAS - od najtańszego Thrustmastera lub Saiteka, po Virpile.