Odwrotność poprzedniego wątku.
U mnie to były:
- chleb z masłem i keczupem - zajadałem się tym za dzieciaka, nawet w gościach potrafiłem poprosić o kromkę chleba z masłem i keczupem Włocławkiem. Dzisiaj rzyg na samą myśl.
- mleko - piłem litrami do 11 roku życia, słodzone mocno, potem jakoś tak, i trwa ot do dzisiaj, czuję wielkie obrzydzenie do mleka, sam zapach wzbudza we mnie odruch wymiotny, a gotowane to już totalna masakra
- kogiel mogiel - uwielbiałem, z kakao lub bez, teraz fuj! koszmar
- zupy owocowe że śmietaną - kiedyś lubiłem, a kiedyś jak ojciec zrobił wiśniowej na śmietanie z kluskami, to zmusilem się na kilka łyżek, a potem wylałem po kryjomu
- chleb z masłem i na to smarowidła czekoladowe typu Nutella - nigdy w życiu znowu! Takie coś tylko bez masła, z masłem to mdłe jak ta zupa wiśniowa
- zupy z kartoflami - tylko tak jadłem dawniej, teraz nie wyobrażam sobie zupy bez makaronu
A u was jak to jest?
W sumie takich nie mam. Mam takie, które mi się objadły, i robię tylko raz do roku. Np zapiekanka z ziemniakami i kiełbasą z knorra, i tona sera na górę. 7 lat temu, mogłem zjeść całość na raz, i robiłem to średnio raz na miesiąc. Teraz raz na rok to maks. Żołądek mam rozwalony od tego ;D Chipsów już od lat dużo nie jem, też mi się objadły. Kogel mogel też, ale głównie z powodu tego, że sklepowe jajka coraz gorsze, a od sąsiada już nie dostajemy ;D Mam wrażenie, że teraz kogel mogel wychodzi taki lekko cierpki. Ale żebym miał coś nienawidzić? Na odwrót to tak. Ja jednak jestem typem osoby, który dojrzewa do dań ;D Ale napoje to co innego. Nie cierpię pić wódki, wina też tak średnio wchodzą. Piwo też coraz mniej. Z słodyczy coś by sie znalazło.Jakieś kartofelki z odpustu,
Kiedyś byłem w stanie wypić mleko prosto od krowy - takie jeszcze ciepłe. Teraz nie jestem w stanie.
Nie jest to danie, ale bedac dzieciakiem zajadalem sie bryndzą. Teraz nie jestem w stanie tego przelknac.
Mortadela panierowana (jak kotlet). Pamiętam, że jak była w podstawówce na obiad to uwielbiałem i zawsze zjadałem za kolegów którzy nie mogli na to patrzeć. Raz znikąd mi się zbrzydła (też jeszcze za czasów szkolnych) i sam zacząłem oddawać komuś innemu. Od tego czasu nie dotknąłem ani razu.
Jako dziecko jadłem kaszankę i mi smakowała. Później dowiedziałem się z czego to jest i więcej nie zjadłem.
Poza tym- nutella - dawniej, jak rodzice kupili to się człowiek zajadał. Kiedyś kupiłem bo była promka i wczoraj wywaliłem 3/4 słoika bo się przeterminowała.
Brukselka, jako dziecko miałem w lokalnym sklepie ksywę brukselkowy potwór, bo prawie codziennie prosiłem mamę o brukselkę na obiad.
Teraz nie lubię.
Chyba tylko ryby słodkowodne. Sandacza w formie paluszków rybnych jeszcze zjem, ale karpia nawet nie przełknę. Zajeżdza mi mułem.
Jajecznica. Czemu? Nie mam pojęcia. Kiedyś się zajadałem, obecnie mam odruch wymiotny na sam widok. Nie wiem o co chodzi.
U mnie też nutella. Kiedyś do szkoły to co drugi dzień się z tym jadło. Niedawno po jakiś chyba 10 latach nie jedzenia tego, kupiłem i kompletnie mi nie smakowała. Pewnie pogorszyli skład bo inaczej ją zapamiętałem.
Za młodego lubiłem mocno kaszankę smażoną na patelni. Jednakże od paru lat nie mogę się przemóc do zjedzenia, nawet sam widok mnie obrzydza.
Paluszki surimi w jakiejkolwiek postaci. Też za młodego się zajadałem sałatką surimi z Intermarche, ale od pewnego czasu wystarczy sam zapach, bym poczuł odruchy wymiotne, już nie mówiąc o smaku. Kiedyś kupiłem sałatki w Biedrze i z każdym kęsem brało mnie na wymioty.
Chałwa. Kiedyś lubiłem, dziś dla mnie to blok cukru z chrzęszcząca między zębami konsystencją.
Buraki czerwone.