Siema. Czy jest tu ktoś że zdiagnozowanym zespołem Aspergera? Szczególnie interesują mnie przypadki osób, które dowiedziały się dopiero, jako osoby dorosłe. Uczeszczam na psychoterapię i po kilku spotkaniach pani wyszła z pomysłem właśnie zespołu Aspergera. Trochę mnie to zdziwiło na początku, ale jak ja posłuchałem, potem zrobiłem research na internecie, to w zasadzie praktycznie wszystko się zgadza. Nie będę kłamał, że trochę mnie to ścięło i tak szukam jakichś informacji z pierwszej ręki. Jak wyglądała diagnoza, gdzie się udaliscie, czy cos omijac, jakieś kliniki itp.
W pierwszej kolejności należy udać się do specjalisty, nie psychologa a psychiatry bo dopiero ci maja konkretną wiedzę lub jeżeli to możliwe to najlepiej centrum terapii i diagnostyki autyzmu (znajdziesz w większych miastach). Tam zostaniesz poddany serii badań, które potwierdza lub obalą ta hipotezę. Typowy psycholog nie ma pojęcia o tego typu diagnostyce.
Sam mam i u mnie w rodzinie powszechne są łagodne spektra autyzmu, ale takie naprawdę łagodne czyli typowy zdolny ekscentryk, jak profesor z dowcipów. Co więcej w IT jest sporo takich ludzi więc nie czuję się odosobniony. Zespól Aspergera to już naprawdę dość poważne zaburzenie (znalem jedną osobę z tym zaburzeniem, koleś był moim wykładowca choć był moim rówieśnikiem, maturę napisał jak miał 13 lat) i nie wierze by ktoś w dzieciństwie to przegapił. Prędzej jakieś łagodniejsze spektrum autyzmu. Asperger to poziom Sheldona z Big bang theory.
Tak więc najlepiej byłoby się udać do konkretnego specjalisty z tej dziedziny. Ale mam też złe wieści. W wypadku łagodniejszych spektrów pełna i pewna diagnoza jest możliwa tylko w dzieciństwie i u osoby dorosłej nie da jej się do końca przeprowadzić ze względu na przykrywanie wad rozwojowych poprzez mózg za pomocą symulacji upośledzonych procesów. Tak było i u mnie, gdzie braki w empatii i ogólnie inteligencji interpersonalnej nadrobiłem poprzez nauczenie się dokładnego obserwowania twarzy rozmówcy i bardziej logiczno-pamięciową niż instynktowną interpretację grymasów, ruchów oczu itd. Dzisiaj w rezultacie jest to nie do wyłapania bo robię to instynktownie, ale gdy miałem z 10 lat interpretacja czyjegoś nastroju kosztowała mnie sporo wysiłku bo musiałem się uczyć czegoś co dla większości było oczywiste.
Co do miejsca to w Gdańsku polecić mogę https://poradnia-autyzm.pl/ ale nie jestem pewien czy nie przyjmują tylko dzieci. Diagnostyka troch trwa i opiera się o rożnego rodzaju testy, trochę tego jest i konkretne dobiera specjalista. Jednak nie mam pojęcia jak to wygląda u osób dorosłych.
Diagnoza po kilku spotkaniach to jakieś jaja.
Hurtowo diagnozują bo mają z tego kasę.
Co nie zmienia faktu, że jak najbardziej możliwe jest postawienie "wysoce prawdopodobnego podejrzenia" po kilku rozmowach z człowiekiem.
Po kilku spotkaniach to raczej brak podejrzeń co do disgnozy jest śmieszny i oznacza skok na kasę
W pierwszej kolejności należy udać się do specjalisty, nie psychologa a psychiatry bo dopiero ci maja konkretną wiedzę lub jeżeli to możliwe to najlepiej centrum terapii i diagnostyki autyzmu (znajdziesz w większych miastach). Tam zostaniesz poddany serii badań, które potwierdza lub obalą ta hipotezę. Typowy psycholog nie ma pojęcia o tego typu diagnostyce.
Sam mam i u mnie w rodzinie powszechne są łagodne spektra autyzmu, ale takie naprawdę łagodne czyli typowy zdolny ekscentryk, jak profesor z dowcipów. Co więcej w IT jest sporo takich ludzi więc nie czuję się odosobniony. Zespól Aspergera to już naprawdę dość poważne zaburzenie (znalem jedną osobę z tym zaburzeniem, koleś był moim wykładowca choć był moim rówieśnikiem, maturę napisał jak miał 13 lat) i nie wierze by ktoś w dzieciństwie to przegapił. Prędzej jakieś łagodniejsze spektrum autyzmu. Asperger to poziom Sheldona z Big bang theory.
Tak więc najlepiej byłoby się udać do konkretnego specjalisty z tej dziedziny. Ale mam też złe wieści. W wypadku łagodniejszych spektrów pełna i pewna diagnoza jest możliwa tylko w dzieciństwie i u osoby dorosłej nie da jej się do końca przeprowadzić ze względu na przykrywanie wad rozwojowych poprzez mózg za pomocą symulacji upośledzonych procesów. Tak było i u mnie, gdzie braki w empatii i ogólnie inteligencji interpersonalnej nadrobiłem poprzez nauczenie się dokładnego obserwowania twarzy rozmówcy i bardziej logiczno-pamięciową niż instynktowną interpretację grymasów, ruchów oczu itd. Dzisiaj w rezultacie jest to nie do wyłapania bo robię to instynktownie, ale gdy miałem z 10 lat interpretacja czyjegoś nastroju kosztowała mnie sporo wysiłku bo musiałem się uczyć czegoś co dla większości było oczywiste.
Co do miejsca to w Gdańsku polecić mogę https://poradnia-autyzm.pl/ ale nie jestem pewien czy nie przyjmują tylko dzieci. Diagnostyka troch trwa i opiera się o rożnego rodzaju testy, trochę tego jest i konkretne dobiera specjalista. Jednak nie mam pojęcia jak to wygląda u osób dorosłych.
Wracając do tematu...
musisz porządnie przeanalizować swoją sytuacje bo z objawami jest jak z horoskopami - czytasz i myślisz sobie "to przecież o mnie" bo podświadomie wyszukujesz w swoim życiu sytuacji i zachowań, które będą potwierdzać objawy danej choroby/horoskop.
Dziecko mojej koleżanki ma to właśnie zdiagnozowane, po wielu badaniach, łącznie trwało to już dwa lata. Teraz moja koleżanka, jak mówi, ciągle płacze, bo uważa, że jej syn nie będzie miał normalnego dzieciństwa. Ale czy aby na pewno normalne dzieciństwo jest tutaj niemożliwe?
Diagnoza po kilku spotkaniach to jakieś jaja.
Na diagnozę to ja dopiero chcę się udać, terapeutka wyszła po prostu z podejrzeniem. Bez diagnozy w specjalistycznym ośrodku, terapia po części traci sens, bo nie wiadomo jak podejść do moich braków w empatii, problemów z odczytaniem ludzkich emocji i innych problemów.
Pierdzielenie o szopenie hurtowo diagnozują bo mają z tego kasę.
Już stary się wypowiedział? To do roboty, potem po żuberka i wracaj do domu głosić swoje mądrości do telewizora.
W pierwszej kolejności należy udać się do specjalisty, nie psychologa a psychiatry bo dopiero ci maja konkretną wiedzę lub jeżeli to możliwe to najlepiej centrum terapii i diagnostyki autyzmu (znajdziesz w większych miastach). Tam zostaniesz poddany serii badań, które potwierdza lub obalą ta hipotezę. Typowy psycholog nie ma pojęcia o tego typu diagnostyce.
Do psychiatry też uczęszczam, jednak u niego leczyłem się bardziej nerwicowo, temat potencjalnego spektrum nie był poruszany.
nie wierze by ktoś w dzieciństwie to przegapił. Prędzej jakieś łagodniejsze spektrum autyzmu. Asperger to poziom Sheldona z Big bang theory.
Możliwe, może jakieś łagodniejsze spektrum, aczkolwiek moi rodzice do spostrzegawczych i zbyt zainteresowanych nigdy nie należeli, a sam bym na to nie wpadł. No, ale może mam, może nie mam, nie chcę z siebie robić poszkodowanego, tym bardziej, że oficjalnej diagnozy nie mam.
Wracając do tematu...
musisz porządnie przeanalizować swoją sytuacje bo z objawami jest jak z horoskopami - czytasz i myślisz sobie "to przecież o mnie" bo podświadomie wyszukujesz w swoim życiu sytuacji i zachowań, które będą potwierdzać objawy danej choroby/horoskop.
Niby tak, ale powiedzmy core problemów, które wychodzą w moim życiu codziennym i emocjonalnym, mógłby być wyjaśniony właśnie tym. Póki co, nic innego aż tak nie matchowało jak to.
Dziecko mojej koleżanki ma to właśnie zdiagnozowane, po wielu badaniach, łącznie trwało to już dwa lata. Teraz moja koleżanka, jak mówi, ciągle płacze, bo uważa, że jej syn nie będzie miał normalnego dzieciństwa. Ale czy aby na pewno normalne dzieciństwo jest tutaj niemożliwe?
Z tego co czytałem, to na NFZ właśnie od roku do dwóch ze wszystkim schodzi, niestety takie państwo. Co do normalnego dzieciństwa, no to zależy jak mocne jest to zaburzenie. Powiedzmy, że jeśli miałbym aspergera, to nie uważałbym, że moje dzieciństwo było jakieś koszmarne. Poza tym normalne dzieciństwo to pojęcie względne, to że nie będzie takie, jakie chce matka, aby było, nie oznacza, że nie jest normalne. Chyba, że w grę wchodzi już autyzm, to wtedy poniekąd zrozumiałe.
Ważny temat. Piszcie więcej, jeśli się na tym znacie. Zwłaszcza o problemach z perspektywy osoby z dysfunkcją. Bo w szkole jest wielu uczniów z tego rodzaju zaburzeniami. A biorąc pod uwagę to, jak działa w naszym kraju system opieki psychologicznej i psychiatrycznej dla dzieci, nauczyciele często sami muszą sobie radzić z Aspergerem u podopiecznych, chociaż nie mają do tego kwalifikacji i nie zostali odpowiednio przeszkoleni.
To jest akurat kuriozum bowiem już w 2015 r. RPO sygnalizował konieczność zapewnienia wsparcia osobom neuronietypowym na właściwie wszystkich poziomach edukacji.
Co do samego ASD to mieli go najpewniej zarówno A. Einstein, I. Newton jak i W.A. Mozart.
W ostatnich rozdziałach Neuroplemion Steve Silbermana (świetna książka, polecam, taka historia podejścia do autyzmu), są opisane propozycje podejścia do ludzi z autyzmem i co im pomaga w szkole czy innym środowisku. Podejrzewam, że jest też wiele zrodel internetowych, ale po angielsku.
Spotkałem raz jednego dorosłego, który na dzień dobry mówił, że ma spektrum (nie pamiętam już, czy to był as czy jakiś łagodny autyk) i faktycznie podczas praktycznie każdej rozmowy dawało to o sobie znać. Aczkolwiek mam wrażenie, że to też był jego sposób na życie i pewnego rodzaju leniwość, ponieważ, jak wyżej napisał elathir to da się tego... nauczyć.
Ilu innych spotkałem na drodze to nie wiem, bo może reszta się w jakiś sposób nauczyła. Niemniej u dzieci takie rzeczy idzie dość szybko wyłapać i wcale nie trzeba być ekspertem. Jeśli przez x lat edukacji żaden z nauczycieli nic nie zauważył, to niestety świadczy to tylko o ich niechęci, lub metodzie zamiatania problemów pod dywan.
Moja małżonka uczy w szkołach/przedszkolu i choć nie ma typowo kierunku diagnostycznego, to ma takie umiejętności, wielokrotnie potwierdzone potem typowymi badaniami. Wyłapała wielu takich "gagatków", ale to nie są łatwe tematy, bo rodzicom ciężko przyjąć do wiadomości, że z ich bombelkami jest coś nie tak. Część zwyczajnie odbierze to jak złośliwość lub niemoc nauczyciela. Bardziej rozsądna część zaczyna obserwacje i często kończyło się potwierdzeniem opinii. Przy czym wystarczało jej parę godzin zajęć, żeby już wstępnie wiedzieć, że wszystko jest ok, lub "niepełna stówa", do dalszej obserwacji.
ak wyżej napisał elathir to da się tego... nauczyć
W moim wypadku czy osób podobnych do mnie (mam ze 3 przypadki w rodzinie + kilku znajomych) to tak, ale mowa o naprawdę łagodnym spektrum. W wypadku tych cięższych bywa już różnie i wiem, ze są osoby, które nie będą w stanie się tego nauczyć bo w przeciwieństwie do mnie nie maja problemu z interpretacją mimiki, oni w ogóle niemal jej nie dostrzegają i mają problem rozróżnić grymas od uśmiechu.
To jest temat bardzo złożony, bo tych spektrów jest masa, od ledwo zauważalnych po osoby w zasadzie żyjące w swoim świecie z szczątkowym kontaktem z otoczeniem.
Nie jestem lekarzem czy specjalistą wiec nie wypowiem się za wszystkich. U mnie skumano się bardzo późno, ale dorastałem na początku lat 90-tych (szkołę rozpocząłem w 1992) a wtedy wiedza na te tematy u nas nie istniała. Tak naprawdę sprawa wyszła na jaw, ze mam łagodne spektrum a nie po prostu jestem dziwny bo tak gdy przez diagnostykę przeszły młodsze ode mnie osoby w rodzinie już później.
Ogólnie objawy były takie, że wielu rzeczy, które przychodziły innym z łatwością ja musiałem się uczyć, jak empatii, rozumienia mimiki, wyłapania gdy ktoś się ze mnie nabija, wyrażania emocji. Do tego wiele rzeczy mnie denerwowało, głównie zmiany, w tym nawet te niewielkie jak zmiana ustawienia mebli, nagle i nieuzasadnione zmiany zabawy czy jej przebiegu itd. potrafiły doprowadzić mnie do szału. Z drugiej strony otrzymałem spory talent do matematyki i ogólnie rozumienia otoczenia wraz z dobrą pamięcią względem faktów (czytałem jak miałem 4 lata, pisałem w wieku 5 lat itd.).
1% tego forum to psychopaci.
Ogólnie objawy były takie, że wielu rzeczy, które przychodziły innym z łatwością ja musiałem się uczyć, jak empatii, rozumienia mimiki, wyłapania gdy ktoś się ze mnie nabija, wyrażania emocji. Do tego wiele rzeczy mnie denerwowało, głównie zmiany, w tym nawet te niewielkie jak zmiana ustawienia mebli, nagle i nieuzasadnione zmiany zabawy czy jej przebiegu itd. potrafiły doprowadzić mnie do szału. Z drugiej strony otrzymałem spory talent do matematyki i ogólnie rozumienia otoczenia wraz z dobrą pamięcią względem faktów (czytałem jak miałem 4 lata, pisałem w wieku 5 lat itd.).
U mnie w zasadzie jest dosyć podobnie. Gdy ktoś jest np. smutny, potrafię wyjść w trakcie rozmowy, jak gdyby nigdy nic i nie uważać że to coś złego do czasu, aż ktoś mi o tym nie powie. Mam często potężne wybuchy złości, jeśli ktoś zmieni mój powiedzmy plan dnia, wszystko muszę mieć ułożone na parę dni w przód. Nawet głupie ustawienie figurek LEGO na półce musi być ściśle określone (co raz na jakiś czas zmieniam) i wkurwia mnie, gdy ktoś je przestawi. A nie daj boże ktoś zrobi remix jakiegoś zestawu to dostaję szału, że coś jest nie tak, jak zostało wymyślone przez kogoś. Strasznie jestem przywiązany do wszelkich instrukcji, wszystko robię według nich, nienawidzę, gdy ktoś robi coś inaczej, po swojemu. Nie mam w sobie też za grosz kreatywności, ciężko mi łączyć wątki, fakty, sięgać w pamięć, aby coś połączyć. Ogólnie mam problem ze złożonym myśleniem.
Ale jest też druga strona medalu, tak jak mówisz. Wszystko musi być logiczne i matematyczne. Na wszystko muszę mieć matematyczne wytłumaczenie, nawet dla uczuć szukam jakichś wzorów i wag, ciężko mi przyjąć do świadomości, że tego się nie mierzy. Zacząłem się interesować filozofią, żeby jakoś od tego odbiec, no ale to, jak można było się spodziewać, nie przynosi rezultatów. Pewnie to jest powodem, dlaczego udało mi się znaleźć swoje miejsce w data science i prężnie się tam zawodowo rozwijać, więc jakieś plusy też są.
Co do zainteresować, to poza astronomią, chęcią do poznawania dużych liczb i innych związanych z nimi ciekawostkami, interesuję się wąskim zakresem LEGO, a mianowicie Star Wars. Znam chyba wszystkie zestawy jakie kiedykolwiek wyszły, łącznie z ich cenami itp.
Dużo zbiegów okoliczności byłoby, jak na brak Aspergera, no ale nie chce jeszcze stawiać wszystkiego na jedną kartę i uznawać się za samorzecznika, jak niektórzy odklejeńcy na grupach fejsbukowych.
No to zdecydowanie udaj się do specjalisty, choć osobiście raczej nastawiałbym się na łagodniejsze spektrum. Asperger to już naprawdę konkretne zaburzenie.
Niestety nie znam żadnych punktów dla dorosłych (ja się załapałem jeszcze jako student), ale wiem, że na 100% nie uda się na NFZ, bo o ile taka diagnostyka dla dzieci jeszcze istnieje, tak w wypadku dorosłych pomoc tego typu w zasadzie nie istnieje o ile nie ma się naprawdę ciężkich objawów.
Mam wrażenie że jakbym urodził się w 2021 lub 2022 to zdiagnozowanoby u mnie mnóstwo dziwnych rzeczy. Strach iść do psychiatry.
Moim zdaniem całkiem sporo osób na tym forum m takie lub inne objawy Zespołu Aspergera więc witamy wśród swoich.
W sumie jak teraz czytam sobie o Aspergerze to widzę u siebie bardzo dużo wspólnych objawów...
Co ważne dla wielu osób mylącym może być to, iż wiele objawów się pokrywa pomiędzy różnymi schorzeniami jak spektra autyzmu, zespól maniakalno-kompulsywny, osobowość anankastyczna, perfekcjonizm kliniczny czy nawet różnej maści traumy. W zasadzie cała sekcja F40-F48 w kodach icd-10. Dlatego ważnym jest by poddać się diagnozie specjalisty, bo choć objawy są często bardzo zbliżone tak przyczyny i leczenie potrafią być zupełnie inne.
Ja mam 6- letnie dziecko , córkę że spektrum autyzmu. Jest to autyzm wysokofunkcjonujący. Największym problemem dla mojej córki jest kontakt z dziećmi w przedszkolu teraz w zerówce. Prawdopodobnie wynika to z tego że nie potrafi przewidzieć zachowań dzieci i domyśleć się ich oczekiwań, oraz lubi przewidywalność w zabawie gdy to ona decyduję o tym w co się bawią i jak, na odstępstwa reaguję złością i najczęściej w ogóle nie chcę się bawić. Boję się, że jeśli teraz nie nauczy się dogadywać z dziećmi to będzie coraz gorzej. Tłumaczę jej żeby spróbowała ponieważ sytuację, zabawy często się powtarzają i może się nauczyć podobnie reagować, chociaż wiem że to jest dla niej nie łatwe. Z nami w domu też często ucieka w swoje ulubione zabawy i rysowanie i chcę żeby wszyscy dali jej spokój, bardzo złości się gdy ja pytam jak było w szkole albo poprostu chcę z nią porozmawiać. Bawię się też z nią w domu lalkami w taki sposób aby pokazać że można nauczyć się reagować w odpowiedni sposób aby nie bała się wchodzić w kontakt z drugim dzieckiem.
Jeśli mógłbyś mi podpowiedzieć jak uważasz czy mogę coś zrobić aby pomóc mojemu dziecku, patrząc że swojej perspektywy czy jako dziecko jakieś zachowania albo ćwiczenia, albo poprostu sposób traktowania Ciebie przez dorosłych mógł Ci pomóc w życiu, w lepszym funkcjonowania?
Ciekawi mnie również jak sobie dajesz radę w dorosłym życiu, czy pomimo pewnych trudność wynikających z autyzmu cieszysz się życiem, mówiąc w uproszczeniu? Oczywiście martwię się jako matka czy moje dziecko w dorosłości poradzi sobie gdybym nie była w stanie go wspierać....
Bardzo proszę o jakiekolwiek podpowiedzi
elathir ? dVk ? Proszę
Zacznę od części drugiej.
Pracuję w IT, swoja prace lubię. Mam rodzinę (żonę i córkę) oraz jestem naprawdę z życia zadowolony. Ot żona się czasami ze mnie podśmiechuje, bo z racji tego, iż nauczenie się rozumienia ludzi przyszło mi z dużym wysiłkiem tak opanowałem je do tego stopnia, że jestem jedną z najbardziej otwartych osób jakie zna, a wynika to z tego, że tutaj nie było miejsca na półśrodki. Albo byłbym zamknięty w sobie na zawsze albo musiałem zmienić się o 180 stopni. Ale nikt mnie tutaj nie zmuszał, to była decyzja w zasadzie już na wejściu w dorosłe życie. Oczywiście mam swoje dziwactwa, jak zauważa żona wie, że są ludzie potrafiący rozmawiać sami ze sobą ale ja potrafię się sam ze sobą kłócić gdy nikt nie patrzy. Jednak to nie są problemy tak naprawdę przeszkadzające w życiu.
Ale podkreślę jeszcze raz, ja mam naprawdę łagodne spektrum i wiele rzeczy mogło mi przyjść stosunkowo łatwo.
Co do radzenia sobie ciężko mi coś doradzić, lepiej znają się rodzice dzieci z spektrum niż same osoby je posiadające. Z tego co wiem po rodzinie to większość korzystała z pomocy specjalistycznych poradni, dzieciaki chodziły do przedszkoli integracyjnych i na poziomie szkolnym było już w zasadzie ok, ot drobiazgi raczej mieszczące się w normie. Na pewno trzeba z dzieckiem ćwiczyć rozumienie emocji i dużo tłumaczyć, jak ktoś mógł się poczuć i dlaczego. Trzeba się szykować na dużo niewygodnych pytań. Potrzeba tutaj masy cierpliwości, bo jest to proces czasochłonny.
Co prawda nie kierowałaś pytania do mnie, ale możę pokrótce opiszę swoje doświadczenia jako osoba, która jest na 95% pewna, że jest lekko dotknięta autyzmem. "Zdiagnozowałem" się sam dopiero po 30 roku życia. Im więcej czytam na ten temat i różnego rodzaju testów robię (nie ze śmiesznych stronek, tylko poważnych portali czy uczonych książek poświęconych tej tematyce), im więcej świadectw osób, które rozpoznały u siebie tę przypadłość w stosunkowo późnym wieku (np. gdy właściwą diagnozę dostało ich dziecko) poznaję, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że i mnie to dotyka. Zbyt wiele dziwnych zachowań za dzieciaka i nawet teraz pasuje, żeby to nie było to.
UWAGA: wszystkim wyśmiewającym/czepiającym się/zarzucającym cokolwiek daję do zrozumienia, że to jedynie wycinek moich doświadczeń, napisany w luźnych chwilach w pracy - jest tego dużo, dużo, DUŻO więcej. Nie potrzebuję ekspertyz forumowych psychoanalityków.
W dorosłym życiu daję sobie radę, choć wciąż niemal nie jestem w stanie nawiązać jakichś trwalszych relacji z kimkolwiek poza bardzo nielicznymi wyjątkami. O ile jeszcze na studiach miałem niewielkie grono znajomych z grupy, a parę osób (dosłownie z 2-3) z tej puli mógłbym nawet nazwać przyjaciółmi, to od momentu wyjścia z uczelni przez prawie 10 lat pracy zawodowej miałem jednego przyjaciela w jednej z firm (miałem, bo wyprowadzili się z rodziną do innego kraju i kontakt zanikł) i z dwoje znajomych, którzy co prawda również się wyprowadzili, to mamy sporadyczny, ale mocny jak na takie okoliczności kontakt. Chociaż podejrzewam, że osoby te również mogą być nieneurotypowe, bo są na swój sposób specyficzne i poznałem je pracując w branży, która według moich obserwacji jest ponadprzeciętnie nasycona właśnie takimi ludźmi - grach komputerowych.
Ta branża to ponad 50% mojego doświadczenia zawodowego i muszę powiedzieć, że nie będąc do końca "normalnym" można się tam całkiem nieźle odnaleźć. Jedyny wyjątek to praca w naprawdę małej firemce, tworzącej raczej niszowy i mało znany tytuł - tam to chyba każdy był na swój sposób "skrzywiony", bo przy niektórych sam czułem się nieswojo - nawet dla mnie byli dziwni. Naprawdę trudno to opisać, ale po pół roku miałem dosyć, całkowicie porzuciłem gry i przeszedłem do "poważnego" i nudnego nurtu IT - najpierw firmy zajmującej się tworzeniem stron i serwisów dla branży motoryzacyjnej (tutaj było dla mnie zbyt hipstersko i niby-nie-korpo-ale-jednak-korpo i nie przedłużyli mi umowy po 2 latach, przez ostatnie 6 miesięcy ze stresu nabawiłem się problemów z sercem, ale to dłuższa historia), a potem płatności elektronicznych - tutaj udział "specyficznych" nerdów jest jak dla mnie optymalny i odnajduję się całkiem nieźle. Mam swoją specjalistyczną działkę, podobnie jak inne nerdy, a "dynamiczni" menedżerowie nie nękają nas zanadto.
A tak poza tym to z racji tego, że nie jestem w stanie prowadzić small talku (wiem na czym polega, znam jego funkcję w relacjach międzyludzkich i teoretycznie potrafię się do tego zmusić, bo zasady są banalne, tylko zbyt wiele mnie to kosztuje, bo nie przychodzi naturalnie, tylko wymaga ciągłej analizy sytuacji i głowienia się nad tym, co teraz wypada, a co nie), nie znam i nie znałem praktycznie nikogo z tego czy poprzednich biur. Po prostu robię swoje rzeczy, oni swoje, czasem zachodzi potrzeba współpracy przy jakimś temacie i to tyle. W niemal każdym z biur byłem na początku zapraszany na jakieś wspólne aktywności (piwa po pracy itp.), ale po jednym-dwóch razach przestawałem się zjawiać i nikt nie pytał, czemu nie chodzę.
Ogólnie gdyby nie żona, którą poznałem jeszcze na studiach, i która pełni rolę kogoś w rodzaju ambasadora czy też ministra spraw towarzyskich w naszej małej rodzinie, to po skończeniu studiów nie poznałbym praktycznie nikogo nowego. Nie jest mi z tym faktem smutno czy dziwnie na co dzień, ale czasem przychodziły dni, gdy zastanawiałem się, dlaczego inni potrafią już po tygodniu znać wszystkich i wkręcić się w towarzystwo, a ja po dwóch latach nie wiem jak nazywają się ludzie 2 pokoje dalej, a zejście po coś piętro niżej było dla mnie bardziej wymagające od przejechania 100 km na rowerze. Kompletnie nie wiem jak się w takiej sytuacji zachować, jak znaleźć potrzebnego mi człowieka, a czasem nawet jak znaleźć miejsce w biurze, gdzie ta osoba siedzi.
To też jest ciekawe swoją drogą - w jednej z firm pracowałem około 2,5 roku i przez cały ten czas nie nauczyłem się układu biura, które zajmowało jedno piętro. Fakt, że było dosyć duże, ale ponieważ pracowałem w jednej jego części, blisko schodów i wind, a nie potrafiłem nawiązać relacji z osobami z innych działów, nie miałem powodu tam chodzić i jak już z jakiegokolwiek powodu zaszła potrzeba udać się do kogoś obcego, wpadałem w panikę, bo nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Bardzo nieprzyjemne uczucie, nie polecam.
Jak dla mnie korona i obowiązek home office dla przedsiębiorców (pracuję w Niemczech) to najlepsze, co mogło się wydarzyć - mimo faktu, że mam 16-miesięczne dziecko w mieszkaniu. Choć maseczki i obostrzenia denerwują mnie nieziemsko, to cała reszta bardzo mi pasuje. Nigdy nie czułem się lepiej.
Z innej beczki - ja o swoim "problemie" zacząłem dowiadywać się dopiero po 30. Nie szukam pomocy specjalistów, bo przez te wszystkie lata nauczyłem się z tym jakoś żyć i satysfakcjonuje mnie świadomość, że wiem co mi jest. Papierek nic nie zmieni, w pracy i w życiu w żaden sposób nie pomoże, a nie chcę żeby mnie ktoś zaczął traktować jak niepełnosprawnego. Na początku był żal i smutek, że "przegrałem życie", że czemu dowiaduję się dopiero teraz, że straciłem tyle lat (to etap, który przechodzi bardzo wiele późno zdiagnozowanych, często się powtarza w ich świadectwach). Ale to przechodzi. Teraz sam i z pomocą uczonych materiałów uczę się z tym żyć niejako "na nowo", tym razem już nie na żywca jak do tej pory. Więcej obserwuję, staram się wyciągać wnioski i lepiej radzić w sytuacjach, w których dając dojść do głosu naturalnym reakcjom wychodziłem do tej pory źle.
Trudno powiedzieć, czy gdyby rodzice posłali mnie na badania, po których dostałbym diagnozę, terapię i wsparcie, nie wiodłoby mi się lepiej. Niestety to były inne czasy, poza tym pochodzę z tzw. Polski powiatowej i mało kto się tam takimi "bzdurami" przejmował. Wszyscy dorośli byli skupieni na przetrwaniu przemian ustrojowych, a jak problem nie był tak widoczny jak np. zespół Downa, to znaczy że problemu nie było. Zresztą wiedząc to, co wiem teraz, podejrzewam że co najmniej mama i babcia ze strony mamy również są na spektrum. Podobnie jak babcia od strony ojca.
Twoje wsparcie dla córki na pewno mocno jej pomoże. Nie wiem, czy będzie potrafiła wpasować się w grupy rówieśnicze i pozyskiwać znajomych, ale przynajmniej sprawniej nauczy się wszelkiego rodzaju sztuczek i mechanizmów, pozwalających jakoś radzić sobie z codziennością i nie będzie postrzegać się jako dziwaczki po odwaleniu jakiegoś szczególnie dziwnego zachowania. Na pewno lepsze to niż być zdanym tylko na siebie.
Mam nadzieję, że ta przydługa ściana tekstu w jakikolwiek sposób ci się przyda.
Dodam że córka ma już 3 lata zdiagnozowany autyzm chodzi do szkoły ogólnodostępnej z oddziałami integracyjnymi ale tylko ona ma w klasie orzeczenie. Chodziła też do przedszkola integracyjnego gdzie tak naprawdę opieka była podobna jak w zwykłym przedszkolu. Ponieważ chyba uważano że ma za małe problemy aby się wczuwać w pomoc jej. Ma rewalidację, zajęcia te ją w jakiś sposób wspierają ale jest to niewielka pomoc według mnie. Widzę że sama mogę najwięcej zadziałać aby jej pomóc. Dlatego chcę się jak najwięcej dowiedzieć. Każda osoba że spektrum jest inna ale problemy społeczne są podobne, a z tym jest u nas największy problem.
No to jak pisałem powyżej, u mnie pomogły mi cztery rzeczy:
1) rodzice cierpliwie tłumaczący co inni czują
2) zajęcia poza lekcyjne gdzie dużo lepiej się dogadywałem z rówieśnikami i nie tylko niż w szkole. Była to piłka nożna, gdzie tutaj towarzystwo było trochę starsze ode mnie + byłem ministrantem co mi się podobało bo wiązało się z uporządkowaniem, ustaloną hierarchią i ludźmi podobnie myślącymi. Co ciekawe w obu grupach było trochę osób starszych ode mnie i w ich towarzystwie czułem się lepiej, bardziej starałem się ich naśladować niż rówieśników.
3) w LO i na studiach poznałem masę osób z podobnymi a nawet poważniejszymi problemami, w grupie raźniej
4) w dorosłym już życiu lekcje tańca, gdzie nauczyłem się, ze tak to ujmę obchodzić z płcią przeciwną, oraz nabrałem dużo pewności siebie.
Ale nie jestem ekspertem, najlepiej porozmawiać z innymi rodzicami.
Ola54: Ja mam dwoje dzieci z autyzmem, 8 letnia córkę i 4 letniego syna. Razem ze znajomą radcą prawnym (która notabene tez ma dwoje dzieci z autyzmem) zakładamy fundacje pomocy takim dzieciom.
Jak będziesz zainteresowana to pisz tutaj albo przez maila kapciem małpa g m a i l końcówka com (specjalnie pisze tak adres żeby boty mi tego nie przechwyciły)
Dziękuję bardzo Vie, Elathir za szczegółowy opis, myślę że mi jak i innym czytającym wiele uzmysłowi i pomoże. W waszym przypadku to faktycznie niewielke spektrum, natomiast u małych dzieci nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie. Na zajęciach specjalistycznych widziałam dzieci też ze sporo większymi trudnościami, u które w większości były bardziej nasilone objawy niż u naszej córki.
Fajnie że Elathir to napisałeś że zajęcia pozalekcyjnych pomogły najwięcej, ja też widzę że córka w szkole jest bardziej zamknięta natomiast spotkania po szkole i na zajęciach dodatkowych jest bardzo kontaktowa, tylko często wszczyna kłótnie że ktoś np nie podporządkował się wytycznym jej zabawy ale wtedy wkraczam i tłumaczę.
Super że tworzycie swoje rodziny, i myślę że nie ma w tym nic złego że tak jak Vie Napisałeś z najbliższymi spędzasz czas a tak wolisz samotność, natomiast dzieciom trzeba stwarzać sytuację społeczne aby w ogóle mogły wypracować umiejętności komunikacyjne których muszą się nauczyć bo intuicyjnie samo nie przyjdzie. Też widzę również w rodzinie osoby które prawdopodobnie mają lekke spektrum, może nawet o tym nie wiedząc ale są to osoby wierzące, z zasadami i takie osoby które nie kombinują szczere to skarb dla żony męża. Więc wszystko ma też dobre strony. Trzeba to docenić a nad resztą pracować. Myślę więc że to takie zadanie życiowe moje wspierać moją córkę a jej to stawiać temu czoła :)
Kapciu dziękuję a w jakim mieście?
Jestem mamą 14 latka. Od dziecka zmagająca się z zaburzeniami u syna. Dzisiaj bo 8 latach walki trafiliśmy na dzienny oddział psychiatrii gdzie syn jest diagnozowany od 2 tygodni. Wstępna już diagnoza autyzm Asperger. Dzisiaj jeszcze jest mi ciężko wypowiedzieć się co czuje może jedynie złość że przez 8 lat szkoły moje dziecko przechodziło gehennę. Było uważane za te źle najgorsze co spowodowało niesamowita traumę na widok szkoły. Teraz musiał wybrać szkołę średnią wogole nie świadom tego co to jak to wygląda. Już pierwszego dnia załamał się przestraszył . Kiedy poprosiłam o przeniesienie do klasy liceum zostałam rzeź panią dyrektor wyśmiana słysząc że to nie jest jej wina że moje dziecko jest chore.. i oznajmiła mi że mimo zwolnienia lekarskiego które przyniosłam że syn przebywa na oddziale zostanie skreślony z listy uczniów.. Co zrobić jak mam sobie pomóc. Czuje okropna bezradność
Hej Słoneczko,
Hmm.. może załóż osobny wątek? Na forum jest kilka osób związanych ze szkolnictwem i może ktoś będzie mógł Ci coś podpowiedzieć.
Weź tylko dwa głębokie oddechy i spróbuj opisać wszystko na spokojnie. Twój syn trafił do szpitala psychiatrycznego tuż po rozpoczęciu nauki w nowym liceum? I teraz został skreślony z listy uczniów?
Jestem pewna, ze istnieje rozwiązanie tej sytuacji jak chociażby nauczanie indywidualne czy zmiana szkoły.
Trzymaj się.
Musk, Jobs, Mozart, Andersen, Jefferson, Tesla, Newton, Kubrick i Darwin. Co ich łączy? https://youtu.be/LuZFThlOiJI
Wyjdę na boomera pewnie.
Teraz i tak osoby z Aspergerem mają warunki praktycznie komfortowe. "Za moich czasów" nikt nie był wstanie tego wyłapać bo nie był w tym temacie przeszkolony. Niedawno rozmawiałem z panią psycholog starej daty i powiedziała mi, że na studiach temat nie istniał. Najpopularniejszym rozwiązaniem było zwalenie winy na rodziców, szczególnie na matkę, za błędy wychowawcze. I po problemie, można się rozejść. Ewentualnie, w szkole przyklejano łatkę "zdolny ale leniwy". Jedynie rówieśnicy mieli radochę bo trafił się obiekt, który nie potrafi się bronić i można mu wleźć na głowę.
Czyli: kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów.