Mass Effect 3 - pozbawiono nas epickiego finału z królową Żniwiarzy
W Mass Effect 3 koszmarnym pomysłem było zrobienie z Człowieka Iluzji naszego wroga. Lepszym rozwiązaniem byłaby możliwość ponownej współpracy Sheparda z Cerberusem.
Kolejnym złym pomysłem było szukanie i budowanie jakiejś superbroni. Przecież kilka razy widzieliśmy, że Żniwiarze giną od broni konwencjonalnej: Suweren został pokonany w ME1, walka ze Żniwiarzem na Rannoch też zakończyła się pomyślnie użyciem powszechnie dostępnej broni, również Królowa Miażdżypaszcz była w stanie pokonać Żniwiarza.
ME 2 była grą perfekcyjną, ME 3 miał zadatki na świetną grę i czasami jest świetny, ale ten scenariusz...
W Mass Effect 3 koszmarnym pomysłem było zrobienie z Człowieka Iluzji naszego wroga. Lepszym rozwiązaniem byłaby możliwość ponownej współpracy Sheparda z Cerberusem.
Kolejnym złym pomysłem było szukanie i budowanie jakiejś superbroni. Przecież kilka razy widzieliśmy, że Żniwiarze giną od broni konwencjonalnej: Suweren został pokonany w ME1, walka ze Żniwiarzem na Rannoch też zakończyła się pomyślnie użyciem powszechnie dostępnej broni, również Królowa Miażdżypaszcz była w stanie pokonać Żniwiarza.
ME 2 była grą perfekcyjną, ME 3 miał zadatki na świetną grę i czasami jest świetny, ale ten scenariusz...
Ciekawe, jakby trojka wyglądała, gdyby nie ten wyciek z czarną energią, czy co tam było. Tutaj opcja jakiegoś głównego szefa żniwiarzy wygląda lepiej, niż w sumie niewiadomo co za katalizator.
W sumie nie widzę praktycznie różnicy między tym co miało być, a tym co jest. Jedynie, że zamiast królowej Żniwiarzy jest SI powiązane ze Żniwiarzami.
To zakończenie z królową Żniwiarzy to całkiem interesujący pomysł. Wydźwięk pewnie byłby zbliżony, ale jednak Żniwiarz uwięziony, bo ma inne poglądy niż reszta... interesujące.
Tak czy inaczej dobrze że nie było zakończenia z ciemną energią, to dopiero było idiotyczne. Przynajmniej to z czym ja się zetknąłem.
O wiele lepszy koncept niż duch w postaci dziecka. Niby szczegół, ale mocno zmieniłby postrzeganie zakończenia.
(1)
Nie do końca. Wystarczyło spojrzeć na zakończenie mass effect 2 ze wszystkimi dodatkami. Wygrana bronią konwencjonalną była po prostu nie możliwa. Pokonanie jednego żniwiarza w I części nie było aż takim problemem bo to jednak był jeden. Tutaj miałeś całą armię co jednocześnie pogarszało znacznie sytuacje. Po drugie trzeba było użyć na prawdę potężnej siły ognia by przebić się przez tarczę żniwiarza i go uszkodzić. Taktyką żniwiarzy był atak na wiele punktów strategicznych co uniemożliwiało szybką reakcję i niszczono komunikacje. Floty nie mogły się złączyć bo były rozproszone i o to w tym chodziło. W końcu udało się połączyć, ale siła floty po prostu nie starczyła na to by w pełni zwyciężyć bez żadnej pomocy.
Mi tam się podobało zakończenie trylogii. Coś innego niż sztampowy happy end. Niby happy, ale gorzki i też emocjonalny. Przynajmniej dla mnie taki był :P przy większości zakończeń gier miałem reakcje w stylu: "wow, ale super, udało się" a po paru dniach nawet już o nich nie pamiętałem dobrze. W przypadku ME zrobiono to tak, że dobry miesiąc rozmyślałem nad tym zakończeniem czując się, jakbym się rozstał z najlepszymi przyjaciółmi. Co do sposobu pokonania Żniwiarzy i zakończenia gry i tak było to fajnie uwarunkowane. Niestandardowo na tle innych gier mi znanych, choć nie nieprzewidywalnie.
A mi się nie podobał, zakończenie powinno być jedno i bez wyboru: dokonanie się cyklu i rozpoczęcie nowego. Jakikolwiek happy ending, nawet jeżeli gorzki to dalej trywializowanie i sprowadzanie historii do typowego, sztampowego "wybrańca" co nagle przełamuje odwieczny cykl i choć sam ponosi ofiarę to słoneczko świeci i jest pięknie. Z resztą odniesienie do wybrańca jest trafne, bo Matrixa w ten sam sposób zniszczyli.
Jak dla mnie historia powinna mieć jedno ostateczne zakończenie, pójście na przekór trendom z gier i nie dawanie graczom satysfakcji tylko brutalne uderzenie o ziemię i oplucie, że co byś nie robił, nie zawsze masz kontrolę a rzeczy się po prostu dzieją.
Ewentualne "odnogi" zakończeń wynikające ze stylu gry powinny być na zasadzie morału historii, rzeczy dających do myślenia, że np. gdyby może rasy ze sobą bardziej współpracowały to dałoby się zażegnać zagrożenie itd. Ale żeby pozostawić niedopowiedzenie, że może coś dało się zrobić, ale się nie udało.
proponuje odszukać stary skrypt a nie tragiczne fabularnie zakończenie me3 pudrować nie wydanym jeszcze gorszym ;( cała koncepcja fabuły była zupełnie inna wręcz kapitalna ale co mogło bioware jak zostało wykupione przez EA. Właściwie to CUD że BioWare jeszcze istnieje.
Otóż to! Idealnie w punkt. Mass Effect 3 był bardzo nieprzemyślanym i za szybko wydanym tytułem. Ok, gameplayowo wciąż było świetnie, bowiem wymyślona na potrzeby dwójki formuła w trójce sprawdzała się idealnie. Ale pod kątem fabularnym to była naprawdę dużo porażka.
W trakcie prac na drugim Mass Effectem odszedł główny scenarzysta cyklu i widać masakryczny kontrast między fabułą 1-2, a 3. Wg jego koncepcji fabularnej - o ile dobrze pamiętam - główny wątek miał się kręcić wokół czarnej materii, której bali się sami Żniwiarze.
Jeżeli mówisz o tym skrypcie który wyciekł w listopadzie 2011, a najpewniej tak jest to się absolutnie nie zgodzę, że wg tego skryptu fabuła byłaby diametralnie inna. Mam wrażenie, że łączysz informacje z tego skryptu z koncepcją Karpyshyna dotyczącą ciemnej energii, a to w zasadzie nie jest w większy sposób ze sobą połączone.
Zauważyłem, że wśród fanów Mass Effect (zresztą przez długi okres czasu sam tak myślałem, ale zacząłem szperać w Internecie i prawda okazała się inna) pojawiają się często takie głosy jakoby ten mityczny skrypt który wyciekł przedstawiał kompletnie inny pomysł na fabułę trzeciej części. Pojawiają się nieraz też takie głosy, że przez to że ten skrypt wyciekł to EA nakazało BW zmianę zakończenia lub samo BW zdecydowało się na to zdecydowało. I pierwotnie wg tego skryptu głównym wątkiem miałby być wątek dotyczący ciemnej energii, ale to nie prawda.
W skrypcie nie ma żadnych informacji o ciemnej energii, a informacje dotyczące zakończenia zawarte w scenariuszu, który wyciekł mają bardzo podobny przebieg do tego co widzieliśmy w oryginale. Pojawia się Starchild, jest wspomniana synteza, kontrola i zniszczenie. Także wg tego wcześniejszego skryptu BioWare nie miało jakiś bardzo odmiennych pomysłów na wygląd ostatecznego zakończenia. Co prawda było sporo rzeczy które miały wyglądać w trochę inny sposób lub zostały po prostu wycięte.
Przykładem tego może być chociażby to że sam początek ME3 miał wyglądać w ten sposób, że Shepard miał trafić pod sąd wojskowy gdzie byłby sądzony za incydent z Batarianami przy przekaźniku Alpha lub też gdyby gracz nie przeszedł DLC Arrival do ME2 to wtedy byłby sądzony za współpracę z Cerberusem i podczas rozprawy Ziemia miała zostać zaatakowana przez Żniwiarzy i później rozwój fabuły przebiegałby podobnie. Inny przykład zmian w fabule to to że Javik miał być integralną częścią fabuły (a nie tylko postacią z DLC) i miał posiadać informacje na temat Katalizatora i Tygla. Z takich ciekawszych rzeczy to jeszcze np. na Thessi Shepard miał mieć wybór podobny do tego z ME1 na Virmirze gdzie mielibyśmy zdecydować czy ratować Liarę czy Ash/Kaidana. Jeszcze z innych spraw to np. to, że wątek Udiny i Kai Lenga miał być bardziej rozwinięty, misja na Rannochu miałaby mieć trochę inny przebieg, podobnie jak ostateczna bitwa na Ziemi gdzie misja ta miała mieć podobny przebieg do misji samobójczej z dwójki, gdzie gracz mógł decydować o posyłaniu danych oddziałów do konkretnych działań. Mieli nam też pomagać towarzysze z ME2 (np. Zaeed, Jacob, Jack). W przypadku tej ostatniej kwestii to jak ktoś jest ciekawy to nawet na YT są fragmenty nagrań głosowych tych postaci.
W każdym razie zmierzam do tego, że ten mityczny skrypt na który niekiedy ludzie się powołują nie zawierał jakoś kompletnie innej fabuły dla ME3. Koncepcja ciemnej energii o której w jednym z wywiadów wspomniał Drew Karpyshyn musiała niestety zostać porzucona sporo wcześniej. Być może już niedługo po premierze ME2. Zresztą prawdopodobnie sam Mass Effect 2 miał posiadać więcej wątków dotyczących ciemnej energii, ale z racji tego, że Mac Walters przejął pałeczkę i wprowadził swoje wizje to w zasadzie tego wątku ciemnej energii zbyt wiele nie ma i to co dostajemy w ME2 w związku z ciemną energią (Heastrom, rozmowa z Gianną Parasini, DLC Arrival) to tylko pozostałości zapisków Karpyshyna które pozostawił, po tym jak odszedł z produkcji.
Ogólnie to zawsze mnie ciekawiło dlaczego żniwiarze nie zniszczyli Tygla kiedy ten znalazł się w naszym systemie. Ja rozumiem że ciężko było go znaleźć w galaktyce, ale przecież kiedy znali już jego lokalizacje, to posłanie wszystkich sił do rozwalenia takiego giganta to dla nich nic wielkiego. Sama EDI mówiła że ich siła militarna jest w stanie zmieść wszystkie rasy z powierzchni i szanse na zwycięstwo są praktycznie zerowe.
Kilka robaczków i by było po walce...
To było chyba trochę wyjaśnione tym, że Catalyst po części liczył na to, że Tygiel zostanie użyty, bo miał to być dowód na to, że cykle przestały być potrzebne i że znaleziono lepsze rozwiązanie, co w zasadzie było jego celem. Nie jest to najlepsze wyjaśnienie, ale zawsze coś.
Pomimny tlumaczenie "ze taka byla wola scenarzystow".
Mogli po prostu sie nie zorientowac, ze to Tygiel. Owszem, ciezko przegapic cos z 5-10x wiekszego niz pancernik, ale z drugiej strony jesli samo nie strzela do nich, to czemu mieliby sie tym przejmowac. Zorietnowali sie dosc pozno.
BTW: Jak sie atakuje Tyglem przy minimalnych mozliwych assetach, to scena jego podejscia jest duzo dramatyczniejsza niz gdy mamy ich na 6000 punktow czy ile tam trzeba. Mozna to sobie obejrzec na YT
https://www.youtube.com/watch?v=orU-2yL_9W4
No i w okolicach Ziemi nie bylo calych sil Zniwiarzy.
Poza tym jakby sie zastanawiac nad logika tej misji z Tyglem, to byloby to troche jak tak, jakbysmy we wrzesniu 1939 zrzucili nad Berlinem paru spadochroniarzy z zadaniem "przedostan sie do kwatery glownej Hitlera i zabij go, to nasa jedyna szansa na zwyciestwo" - i a to mialoby znaczniue wiecej sensu i wieksze szanse powodzenia. Tzn. "a teraz, Shepard, dostan sie na Cytadele i ja otworz".
Zreszta atak w Londynie tez nie mial sensu. Przypomne, ze jeden strzal z pancernika klasy Everest odpowiadal potencjalem bombie atomowej zrzuconej na Hiroszime - czyli ok. 20 kt. Zniwiarz w rodzaju Zwiastuna mial znacznie wieksza sile ognia. Jaki wiec bylby problem gdyby jeden taki lupnal z orbity w Londyn (albo chociaz dzielnice zajete przez ludzi po ataku Mlota). Ze stracilby z mlion czy dwa swoich mutantow przy okazji? To akuat zniwiarzy chyba nie ruszalo.
No i tak dalej.
Ale jak to mowia - jest prawda czasu i prawda ekranu :)
PS> Dlaczego rozkaz do otwarcia ognia w finalnej bitwie wydal Shepard, a nie znacznie wyzszy ranga Hackett? I co sie stalo z tym wszystkimi pociskami wystrzelonymi w pierwszej salwie, ktore NIE trafily w Zniwiarzy. Bo jesli trafily w Ziemie to mogly znaczaco zredukowac jej populacje, bo to pewnie bylo ze 100-200 megaton, skromnie liczac. I dlaczego te railguny w owej cut-scence wygladaja jak klasyczne armaty i nawet lufy cofaja sie po wystrzale, jakby targal nimi odrzut? :) Ba, widac nawet plomienei gazow wylotowych... WTF? Wiem, ze ma byc efektownie, a wystrzal z railguna w prozni nie wyglada efektownie, ale...............
Poniwinni rozwinąć wątek z ciemną energią (czy jak to się nazywało), o którym wspomniano w dwójce, tam gdzie Shep ratuje Tali. Żniwa mogłyby być jakąś desperacką próbą, poszukiwań rozwiązania, albo próbą zyskania na czasie. A wybrali powód tak beznadziejnie głupi że brakuje słów by ten bezmiar głupoty opisać. Pomysł z królową żniwiarzy uważam za tak samo głupi jak ten który mieliśmy okazję poznać w ME3.
Wiem, że to nie ma żadnego związku, ale ta królowa Żniwiarzy, to moja pierwsza myśl u mnie, przed przeczytaniem artykułu, była Mass Effectowa wersja Królowej Borgów ze Star treka