Nie pojmuję fenomenu Uncharted
Tu bardziej chodzi o felieton pisany na sile i z ewidentnym nastawieniem na szczucie, przy wszechobecnej „wojnie” fanów dwóch legendarnych firm. Autor dobrze wie co robi a komentarze maja się zgadzać. Trochę to żałosne i stad taki hejt. Wiele osób nie rozumie fenomenu np. FIFY lub serii Fallout. Ja osobiście nie rozumiem fenomenu Halo choc grałem bez specjalnego stękania. Natomiast co do samego Uncharted to zupełnie się nie zgadzam. Pierwsza cześć wyszła w 2007 roku i seria Tomb raider nijak miała się do tego majstersztyku. Przypomnę, ze w 2007 roku nowością na rynku TR było Anniversary, które było bardzo średnie. Graficznie i filmowymi akcjami Uncharted zjadał i wypluwał wg. mnie takiego anniversary. Strzelanie owszem, widać ze ktoś chyba wstawił je tam na sile ale pragnę przypomnieć, ze TR w owych czasach strzelaniem także nie zachwycał. Widać, ze Uncharted od początku miał być przyjemna, lekką gra z filmowymi cut scenkami na miarę Indiana Jones. Przyznam tez racje, ze strzelania było dużo za dużo i zupełnie niepotrzebnie bo fun z gry drastycznie malał. Ale tak jak piszesz - z części na cześć było coraz lepiej i tu zatrzymam się na ostatniej części w która miałem, przyjemność zagrać czyli Uncharted 4. W tym miejscu chciałbym zrobić felieton pod nazwa - Nie rozumiem ludzi, którzy oczerniają Uncharted 4: The Thief End. Serio - Pomijając głupkowate strzelanie, ta gra to mistrzostwo świata mimo upływu lat. Dużo by tu wymieniać ale ja osobiście, w tak dobra przygodowke z elementami wspinaczki nie grałem nigdy. Fabuła jest fenomenalna, aktorzy robia robotę a grafika to wisienka na torcie. Do dziś, gdy odpalam nawet Shadow of Tomb Raider to może on co najwyżej podawać ręczniki takiemu Uncharted 4. Ilość i dbałość o detale oraz wygląd miejscówek powoduje po dziś dzień opad mojej szczeny. Mówimy tu cały czas o grze z 2016 roku z magicznym na tamte czasy 1080p i 30fps. Chciałbym zagrać w to na 4K i 60fps ?? Co do sceny, gdy jedziemy jeepem w szalonym pościgu - ja nie chce nic sugerować, ale przez wszystkich recenzentów świata, to ten motyw uznawany jest za najlepszy w grze i nie spotykany w innych. I znów, według mnie - pościg Jeepem urywa ryja. Jezeli natomiast piszesz o jeździe Jeepem po sawannie to jest to po prostu element gry. To trochę tak, jakbyś się czepiał, ze po co w battlefield misja w której kierujemy czołgiem lub jazda na nartach. Jeżdżenie sprawiało mi dużo frajdy, niekiedy trzeba było przywiązać linę holowniczą do drzewa aby autem sie gdzie wdrapać. Bardzo fajny element gry. Mam wrażenie, ze czepiasz sie na sile tych rzeczy, które w zasadzie były bardzo dobre jak nie najlepsze. Porównujesz tu Tomb raidera ale zadna z ostatnich części nie jest nadzwyczajna i elementy wspinaczki stoją w obu tytułach na podobym poziomie. Po prostu postacie poruszają się nieco inaczej - Inaczej nie znaczy gorzej.
Mogę się zgodzić co do u1, zbyt dużo strzelania i na dodatek mechaniki szczególnie dzisiaj kiepskie, dawniej były dobre (tak w tamtych czasach gry były drewniane), lokacje mało urozmaicone ale ogólnie spoko, ja tam dżunglę lubię
Dwójka i trójka? Jak na tamte czasy jedyny minus to zbyt duża ilość strzelanin, chociaż i tak było lepiej niż w 1 części
4 część jest super, bo właśnie ma te otwarte tereny, na których można się bawić w skradanie lub rozpierduche
Wstawki z jeepem i wszelkie spokojniejsze momenty to była właśnie duża zaleta 4 części no i fabuła zdecydowanie najciekawsza w całej serii
Nie wiem czemu nie interesuja cię retrospekcje z Tlou2, najwidoczniej coś słabo grałeś, bo ktoś kto uważnie śledzić historie był ich bardzo ciekaw
No i zostały one zrobione fenomenalnie, etap w z dinozaurami to jeden z najlepszych w historii gier
Sterowanie też właśnie jest swietne jak i walki, szczególnie na wyższych poziomach trudnosci zapewniają masę adrenaliny
W ogóle ta walkę zrobili tak że czapki z głów
Zagadki faktycznie proste, ale ta seria raczej w ogóle nie miała ich miec
Ostatnie Felietony strasznie gówniane czyżby wszyscy dobrzy pracownicy z Gry-Online robią TVGRY, a tutaj straszycie takimi wpisami?
W sumie autora popieram. Niedawno pobawiłem się w Uncharted i srogo wynudziłem. W sumie najgorzej to mi się tam śledziło historie (na czele z nudnym hero), co przy tak "kinowej" grze jest niedopuszczalne. Nie moja bajka.
Dzieki za twn artykul. Fajnie poznac inne zdanie, tak odmienne od reszty, a tak... spojne z moim.
1 czesc, jak i pozostale odpalilem na ps4. Byla juz zbyt archaiczna, nie pocisnalem jej...
2ka byla stara, archaiczna, ale pocisnalem, bo chcialem zagrac w 4ke, ale wolalem znac fabule i gre ogolnie... Podobala mi sie, nie jakos specjalnie ale podobala sie. Takie mocne 7/10.
3ka miala mega dobre wejscie, ale pozniej mnie zmeczyla. Gre skonczylem. 7/10
Bylem tak zmeczony, ze w 4k3 zagralem dopiero 2 lata pozniej po ukonczeniu TLOU2 i to byl blad. Ciezko bylo mi sie przestawic na U4 jej mega arkadowy system strzelania itd. Gry nie ukonczylem, nie dalen rady. Za slaba...
Seria Uncharted ma w moim sercu szacunek za grafike, rozmach, widowiskowosc. Szacunek jest, doceniam, ale nie tesknie. Nie sa to jakies whbitne gry, ale jednak na premiere "robia robote". Pozniej, gdy grafa wysiada na tle konkurencji, gra niebardzo ma sie czym obronic...
Najpierw zaiwestuj w nauke pisania, a później gry. Gdzie są rodzice?
posunę się dalej w kontrowersji. Gothic to kupa jakich mało. W czasie, kiedy Baldur, Fallout lub Torment nie były takie wiekowe jak dzisiaj, jaranie się Gothickiem to było jakieś nieporozumienie.
Rozumiem sentymet, bo też w gry zacząłem grać dawno i wiele tytułów, które lubiłem jest niegrywalnych ale to (Gothic) zawsze będzie mi się kojarzyć z tzw Dziećmi neostrady.
posunę się dalej w kontrowersji. Baldur, Fallout i Torment to kupy jakich mało. W czasie, kiedy Diablo 1 nie był tak wiekowy jak dzisiaj, jaranie się Baldurem, Falloutem i Tormentem to było jakieś nieporozumienie. ;)
Jak już porównujesz gry to przynajmniej używaj tych z tych samych podgatunków. Może i taki Baldur jest bardzo dobry, ale też jest kompletnie inną grą od Gothica. Tutaj lepszym przykładem do porównania byłby wydany pomiędzy G1, a G2 Morrowind, który przynajmniej jest aRPGiem.
Cały sukces gothica w Polsce to sprawka dubbingu i tego, ze byl dodawany do gazet
Zajebiście zabawne jest twierdzenie, że wspinaczka w U jest gorzej wykonana niż w nowych TR.
Wspinaczka w nowych TR - https://youtu.be/N2RkLvjC0P0?t=434
https://youtu.be/pWYcypNh3Ro?t=184
Drewniane skoki, nienaturalne animacje. Faktycznie jest na czym się wzorować.
Tak twierdzą trolle, ktore w U4 jeszcze nie graly
Lara to skacze jak kangur XD
No uniosłem się trochę czytając ten artykuł i to coś żem popełnił:
Wara od Uncharted
No kurde, coś się nie zgadza. Rozglądam sie dookoła, teren sprawdzam, wzrokiem penetruję, ale zagrożenia bezpośredniego nie widzę. Nogą ruszam, łokcie swoje wyprostowuję, plecy w koci łuk naprężam, ale dalej niczego nie dostrzegam, więc chyba jestem bezpieczny. Teren przed sobą obserwując skrupulatnie, zaczynam pełzać powoli, jak jaszczurka, jak gibbon, jak krzyżówka meduzy z kameleonem, no nikt nie jest w stanie mnie dostrzec, wszak ja sam siebie nie widzę, normalnie masakra jakaś, Wietnam i Czarne Berety, tak dobry, kurka wodna, jestem. Oddycham powoli, nie spinam się, wiem doskonale, iż maraton to to nie jest, szybki bieg po zdobycz raczej, jednakowóż gdzieś w tyle głowy mojej myśl świta, że bez bez ofiar, poświęcenia, krwi i potu, misji mojej wypełnić się nie da. Kąty oczu moich nie notują żadnego ruchu, słońce stoi dokładnie tam gdzie stało a wiatr od przodu wiejący utwierdza mnie tylko w przekonaniu, iż obecność moja, jakkolwiek w miejscu tym wysoce niepożądana, niewykryta pozostać może. Mięśnie moje mizerne naprężam i zaczynam czołgać się powoli, jak ostry cień mgły jestem, muskam powierzchnie tnące bezszelestnie, przeszkody terenowe omijając i, niczym wąż jakowyś oślizgły wysoce, zapory na drodze mojej skutecznie omijam, dźwięku żadnego przy tym nie wydając.
Utwierdzając się w przekonaniu, iż ninja to lamery jakieś są, w porównaniu ze mną oczywiście, centymetry kolejne pokonuję, do celu operacji mojej się zbliżając. Tak lekko licząc pokonałem ze dwa razy dystans jak stąd do wieczności, ale warto było, bom w końcu zobaczył cel operacji mojej. Nie zważając na siwe włosy, ktore to znikąd sie na skroniach moich pojawiły, przeszywający ból ciała całego ignorując, głowę uniosłem i zobaczyłem TO. Jakieś pół metra nade mną, w promieniach słońca się pławiąc, wisiał sobie on, delikatnie brązowy, niewyobrażalnie wręcz majestatyczny w doskonałości swojej, kiść dojrzałego winogronu. Moim pierwszym odruchem było sięgnąć po niego, zerwać go, uciec, i, zabunkrowawszy się w zaułku jakimś, skonsumować go z czcią mu należną. Nie była to jednak moja pierwsza operacja tego typu, toteż świadom byłem, iż nic i nigdy nie jest aż tak proste. Przykleiłem się do ziemi, stałem się ziemią, jestem robakiem, żukiem gnojownikiem i sejsmografem w jednym. Moje wyostrzone zmysły wychwytywały, odległy o jakieś osiem mil stąd, tupot mrówek niosących pojedynczy kryształ cukru do kopca a łopotanie motylych skrzydeł przyprawiało mnie o palpitację lewej komory serce. Wiedziałem, że coś się czai za zakrętem, na rogu, albo w pozornie pustej skrzynce po bananach.
Nie, nie jestem jasnowidzem, Kaszpirowskim ani prezesem NBP, to kwestia doświadczenia, lata praktyki, tysiące powtórzeń i miliardy symulacji. Pierwszy raz wziął mnie z zaskoczenia, przyznaję, spociłem się, małe co nieco popuściłem a krople potu o wadze betonowych butów oczy moje zalały. Potem to już z górki poszło a przewidywalność tego, co mnie spotka, wydała mi się, na początku przynajmniej, na wskroś głupia i mądrości mojej, w mniemamiu moim ogromnej, uwłaczająca. Jak to jednak mówiła moja babcia: jeden menel stojący zawsze w tym samym miejscu lepszy jest, niż dwa randomowe Sebixy z syndromem Batmana spadające na ciebie z dachu. Ogarnąłem się, pozę odpowiednią przyjąłem i nigdy, ale to nigdy, nie pozwalam sobie na to, aby spodnie mi na kolana opadały, no bo wtedy to już jest trup, mogiła, kaplica, wybory do Sejmu i kolejne podatki. Czujny jestem, jak łasica, wyrwały i odporny, zawsze do walki gotowy, lubo też ucieczki. Wracam jednak zawsze, nie poddaję się nigdy i w ogóle nie przeszkadza mi to, iż ci, którzy na drodze mojej stoją, zbyt inteligentni nie są. Fakt, bywa ich czasami tak wielu, że liczby mi się kończą w systemie dziesiętnym i muszę się na szesnastkowy przestawć. Największe zaś trofea pilnowane są przez takie, nomen omen, kupy (he, he, kupy, czaicie, no nie?) przeciwników, że normalnie muszę ich binarnie liczyć, bo się skale wszelakie kończą. Zdarzają się wyjątkowi upierdliwcy, zafiksowani totalnie na obronie tego, co prawnie do mnie należy. Twardzi są, nie ma co ukrywać, ale jak już pierwsze siniaki z tyłka znikną i rany na orzeszkach (migdałach, morelach, tudzież brzoskwiniach?) moich jedynych się zagoją, to można ich wycyrklować, zamotać i, ten tego, zwolnić z pełnienia ich obowiązków.
Odbiegłem od tematu odrobinę, w zadumę delikatną popadłem ale już rękę wyciągam, kiść winogronu delikatnie dotykam i w tym samym momencie bramy niebios się otwierają i blask przygody mnie oświeca. Skaczę, kucam, turlam się, podskakuję, salta robię, najwyższe noty w gimnastyce zdobywam, ale prę dalej, na opór nie zważając, amunicję uzupełniam, złom przez adwersarzy moich upuszczony podnoszę i przeciw nim używam, w locie rany moje krwawiące opatrując. Nie do zdarcia jestem, więc cel swój osiągam a krew i pot to odznaki jedynie, medale kolejne, no bo wiecie, dobry jestem w tym co robię. A jak jest się w czymś dobry, no to wiadomo, one się pojawiają, wiecie, te kobiałki, bo one to tak na bohaterów takich jak ja, to okiem tak przyjaznym patrzą, że aż spodnie moje się samoistnie wygładzają (?). Nudne to wszystko, mówicie? Cóż, wolę codziennie biegać po ten kiść winogronu, przygody przy tym niesamowite przeżywając, niźli kopać jakąś szmacianą kulkę i próbować trafić nią jakiegoś biednego typa, który broni jakichś dziwnych patyków wbitych w ziemię. Moje życie to wieczna przygoda a gruby i tak zawsze stoi na bramce.
Lenin/Freezers & Joker & Yabol Prod.
Wiem że wątek już stary, ale też zaliczam się do osób co nigdy nie przekonała się do tej serii. Co prawda sam jej nigdy nie kupiłem na żadne swoje PlayStation, ale przechodziłem z kumplem na jego konsoli i oddawałem mu część swojego czasu na granie. Bo po prostu jakoś mi to nie wchodziło i często zasypiałem przy tej grze.