Potrzebuje się gdzieś wygadać, jako że z psychoterapeutą się widzę dopiero w poniedziałek. Gol o tyle lepszy, że mogę pisać anonimowo i nie będę oceniany przez nikogo znajomego.
Mam 23 lata, kończę studia inżynierskie, mam dobrą pracę, mieszkam z dziewczyną. No można by rzec, że idealne życie. Otóż, nie do końca. Czuje w swoim życiu pustkę, której nie potrafię zapełnić. Jednak im dłużej się staram, tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że nic nie ma sensu.
Większość swojego życia zapierdalałem na dobre oceny w szkole, uczyłem się czegoś na boku, myśląc że w przyszłości mi to da uczucie kompletności? Szczęścia? Teraz się przekonuję, że to tylko po to, żebym mógł znaleźć pracę, która nie da mi żadnego spełnienia (mimo, że robię to co mi się podoba - chyba?) tylko możliwość przetrwania każdego kolejnego miesiąca. Tylko po co. Żyć, żeby pracować, pracować, żeby żyć i koło się zamyka. Nic nie daje mi żadnej przyjemności, czuje że teraz to życie sobie po prostu tak idzie do przodu i nic z tego nie wynika, oprócz tego że każdego poranka jestem o jeden dzień bliżej do zawinięcia się na drugi świat. Mam wrażenie jakbym był związany emocjonalnie, umysłowo, jakby mój umysł był zamknięty w czarnym, niekończącym się pudełku i w którą stronę bym nie poszedł widzę tylko czarny jak smoła obraz. Jedynie czasem mogę uciec od tych myśli, nie wiem, jadąc rowerem i po prostu patrząc przed siebie, bez jakiejkolwiek analizy czegokolwiek, oglądając film/serial, uprawiając stosunek, pracując, będąc nawalonym, po trawie czy śpiąc. Jednak zaraz po tym, myślenie włącza się znowu i obraz bezsensowności i celowości objawia mi się przed oczyma. No bo co, mam żyć po to, żeby zarabiać? Będę chciał więcej i jeszcze więcej, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia (a przynajmniej u mnie) i wiem że ta droga nigdy nie da mi pełnej satysfakcji i spełnienia. Miłość? Jestem w związku w którym miłość jest obustronna, no ale taka relacja w końcu staje się normalna, codzienna i to uczucie zaczarowanego zakochania się, mija i pojawia się rutyna. Pochłanianie się zabijaczom czasu? Wówczas uznaje ten czas za zmarnowany i mam wyrzuty sumienia, że nie przeznaczyłem go na coś innego. Ale na co? No i zaraz po takiej czynności wszystko wraca.
Chciałbym czegoś, tylko nie wiem, do cholery, czego. Mam silną potrzebę, tak, po prostu potrzebę. Nie wiem za czym jest ta potrzebę, ale czegoś mi zawsze brakuje. Czuję się jakbym był za głupi na coś, jakbym czegoś nie wiedział, tej jednej określonej rzeczy, która da mi spełnienie. I będę pewnie w takim stanie dalej. Wstanę jutro, popracuję, nadrobię zaległości na uczelni, potem znowu będę patrzył w ekran, pijąc energetyka i słuchając jakiejś drętwej muzyki. Pojutrze zapewne też. I za tydzień. I za miesiąc. I tak zawsze. Gdzie tu jest sens?
Mnie najbardziej zadziwiają rady w stylu „zrób sobie dziecko - nie będzie czasu na myśli o głupotach”. Głupszej rzeczy nigdy nie słyszałem. Zawsze wydawało mi się, że tego typu „podpowiedzi” można znaleźć tylko na forach dla madek na fb. No bo w jaki sposób zobowiązanie i odpowiedzialność na resztę życia może pomóc w zwalczeniu stanów opisanych przez autora? Czas można poświecić na terapie, spotkania ze znajomymi, czy hobby które mogę rzucić jeśli mi się znudzi, ale nie wiem czy bombelek jest rozwiązaniem jakichkolwiek problemów.
Co Wy ludzie pieprzycie z tymi dziećmi? W założeniu super, będzie zajebiście ale czy ktoś wpadł na pomysł że do tego wszystkiego może być tak, że będzie chore lub będzie np. w spektrum autyzmu? Dla kogoś kto ma problemy wewnętrzne i ze sobą dokładać jeszcze taki ciężar?
To ja mogę ze swojej perspektywy powiedzieć, a mam takie dziecko i nie jest łatwo. 4 lata, dla mnie bardzo ciężkie lata, a to dopiero początek bo synek jest względnie mały. Są, jak to w spektrum, łagodniejsze formy, ale ja nie miałem tyle szczęścia i trzeba było szukać pomocy (rzecz jasna prywatnej i drogiej). Życie całkowicie odwrócone i podporządkowane w większości temu malcowi, więc takie rady jak zrób dziecko to znajdziesz sens życia? No nie i nikt Ci nawet grosza czy pomocy nie da bo sam musisz brak dupe w troki.
Proponuje inny kierunek, zwłaszcza jeśli autor ma możliwości i z kim, ale to już nie do mnie.
Ano nie ma, i co z tego :) ?
"znajdź to co kochasz i pozwól się temu zabić"
ps. Polecam potomstwo, nie bedzie czasu na jakies smutne egzystencjonalne pierdu pierdu ;)
ps. Polecam potomstwo, nie bedzie czasu na jakies smutne egzystencjonalne pierdu pierdu ;)
Nie wiem, czy potomstwo w moim stanie jest odpowiednim rozwiązaniem. Szkoda dziecka.
Witamy kolegę w rzeczywistości! Tak będzie wyglądała reszta życia. Możesz albo się załamać, wpaść w depresję i na końcu umrzeć, z własnej lub niewłasnej woli, albo też, co polecam, mieć to wszystko w dupie, cieszyć się z byle pierdoły albo kląć w żywe kamienie jak cię coś wkurzy, po prostu pchać swój wózek do przodu.
Zmartwię cię, ale fajna dziewczyna to marzenie wielu mężczyzn, a dobrze płatna praca z perspektywami to marzenie minimum połowy Polaków. I to nawet taka, której NIE lubią, a ty rzekomo w swojej się spełniasz...
Niby rozumiem, że depresja nie wybiera, ale jak ktoś ma udane i szczęśliwe życie... idź ty lepiej do psychiatry po jakieś mocne proszki, bo życie i tak masz poukładane, i to jeszcze w tak młodym wieku... Elonem Muskiem raczej nie zostaniesz...
Edit: Generalnie z perspektywy przeciętnego Polaka-robaka niezłe pierdololo, ale jest nadzieja, że jak w każdym takim przypadku GOL-asy brutalnie postawią cię do pionu. :D
Uczęszczam do psychiatry już ponad pół roku, naprawiłem jeden problem jakim jest nerwica lękowa, ale z depresją już tak łatwo nie idzie.
Pamiętaj zatem, że mimo wszystko masz w życiu KUPĘ szczęścia, bo poszukiwane wykształcenie, dobra praca i związek to rzeczy, o których marzą wszyscy ludzie z depresją, która nie pozwoliła im tego osiągnąć, i większość, która nie może znaleźć "życia sensu".
Jesteś w bardzo, ale to BARDZO komfortowej sytuacji, wyobraź sobie walkę z takim stanem bez pracy, bez kasy na zioło i bez bliskiej osoby... (swoją drogą zioło i alkohol do depressanty, więc...)
Pamiętaj, że najgorsze, co może cię spotkać, to utrata tego wszystkiego.
Bo to są decydujące o twoim życiu i przyszłości czynniki.
bez kasy na zioło
Kurde, najgorzej. Ale fakt, sporo ludzi o tym marzy. Znam takich co mieli teoretycznie ułożone życie, mieszkali sobie z dziewczynami a teraz wynajmują pokoje i są sami, rodzina w jakiejś wiosce, bo przyjechali do miasta na studia i już tak zostało, studia, praca, pokój. A prace takie średniawe mają ale i tak lepsze nie typowa produkcja.
Znajdz sobie porzadne hobby, znajdz kogos z kim pociagniesz ten j*bany wozek zwany zyciem ( o ile to nie jest Ta Jedyna z ktora teraz jestes ) - albo bedzi slabo.
Nie jesteś sam:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/koniec-wieku.html
Jak widać, Schopenhauer mocno się trzyma i w XXI wieku. Skoro wybierasz się do psychologa, to trzymam kciuki za udaną sesję.
Dzięki wielkie, terapeuta wydaje się spoko, już mam trzy wizyty za sobą.
23 lata, fajna dziewczyna, żyjesz na swoim, masz dobrze płatną pracę która lubisz z perspektywami...
Jeśli to depresja - forum nic ci nie da, idź do lekarza.
Jesli to nie depresja - w dupie ci się poprzewracało. Jak dla mnie to brakuje ci jakiegoś hobby, pasji, zajawki która absorbowała by twój wolny czas, coś na co byś czekał siedząc w pracy, myślałbyś o tym i jarał się jak dziecko że już zaraz będziesz to robił. Dla jednego to gry komputerowe, dla innego fotografia, dla jeszcze innego godzenie po górach albo siłownia. Pomyśl o tym.
Poczekaj aż dobijesz do 30tki i dobije cię egzystencjalna myśl, że w sumie powoli już ostatni dzwonek na dzieci w rozsądnym wieku, wypadałoby jakaś chałupę postawić i zasadzić drzewo.
Uczęszczam do psychiatry, biorę antydepresanty już ponad pół roku. No i tako.
Hobby? Wszystko w końcu mnie nudzi i staje się takie nudne, bezcelowe. Jakby każda czynność istniała tylko po to, żeby zabić czas, odprowadzić od myśli przeciążając mózg wykonywaną czynnością.
Nie pociesze Cię, ale z kolejnymi latami nic się nie zmienia. To po prostu leci.
POST NR [7]
dVk. ---> radość i sens życia znajdziesz w dawaniu radości innym. Sensowną kontynuacja związku jest rodzina i dzieci, to też da ci sens i radość.
I tyle.
Całe moje życie to dawanie więcej innym, sprawianie im radości, uległość. Brak docenienia tego, w sposób jaki chce, doprowadza tylko do rozterki, czy to jest w ogóle warte zachodu.
Za tydzień wbije mi 25 lat. Straciłem pracę, nie mam i nie będę miał dziewczyny, mieszkam ze starymi, od wielu lat walczę z deprechą, a od niedawna z paranoją i zaburzeniami lękowymi, które skutecznie wykluczają jakiekolwiek samokształcenie i radość z hobby, terapia stoi, nie mam żadnych sensownych perspektyw na przyszłość, a ilość dni w danym miesiącu, podczas których nie myślę o popełnieniu samobójstwa można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli przeżyję do końca tego roku to będzie dla mnie sukces.
Uwierz, że jak tak piszesz to chciałbym być w Twojej skórze bo szukanie ścieżki to czubek mojej góry lodowej. Ja nawet nie mogę w spokoju bez zamartwiania się przeżyć jednego dnia.
Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, niż życzyć ci po prostu wytrwałości i powodzenia w wyjściu z tego zaułka. :/
Możliwe, że zostanę odebrany jako osoba, której właśnie w dupie się poprzewracało, że inni mają gorzej, gdyż nie mają tego co ja już mam. Też kiedyś myślałem, że będąc w posiadaniu tych rzeczy, które wymieniłem, będę ustawiony, spełniony nie wiem co tam jeszcze. No ale nie jest tak, nie zmieniło się absolutnie nic, jestem ja ten sam z przeszłości + rzeczy, które miały mi dać szczęście.
Według Viktora Frankla, cenionego psychologa, musisz znaleźć sobie swój cel w życiu. Założenie firmy, podróże po świecie, założenie rodziny etc. Grunt to znaleźć sobie jakiś cel, do którego można dążyć.
Grunt, żeby chciało się do niego dążyć. Samo postawienie celu w żaden sposób nie rozwiąże problemów.
Tak, to oczywiste. Postawienie sobie celu jest bardzo indywidualne a istotą tego wszystkiego jest znalezienie takiego celu, który będzie w stanie nas pchnąć do przodu
Dla mnie to trochę wygląda jak zachowanie kompulsywne mające na celu redukcję lęku, ale nie podejmuję się diagnozy na odległość.
Dzięki, pomyśle nad tym w sumie i przetrawię to.
Bzdura. Gorzej może być jedynie wtedy, gdy nic się nie będzie robić ze swoim życiem
Ludzie sie zatracają w tym co ważne. Tysiące bodźców, przeludnione miasta i betonoza. Wyjedz gdzieś na wczasy blisko natury, wody lasów gdzieś gdzie jest niewiele ludzi.
Nepal jest piękny o tej porze roku.
Jak ci kiedyś lekarz powie ze zostało ci pół roku to zmienisz podejście.
Zacznę wtedy pichcić metę w kamperze.
Poczytaj watki Gestochowy to wtedy zrozumiesz co to znaczy miec zycie do dupy i ci przejdzie.
Zycie to choroba przenoszona drog plciowa i od poczatku istnienia zycia na naszej planecie nie mo ono zadnego sensu.
Nawet istnienie wszechswiata nie ma zdnego sensu bo tez kiedys nastapi jego koniec.
Gwiazdy zyja po kilka a nawet kilkanascie miliardow i lat i tez koncza swoj zywot.
Niestety wszystko co istnieje kiedys przestanie istniec i jak to mowi moj kolega ale ja napisze to lagodniej ''chocbys zrobil kupe na srodku swojego pokoju to nic nie zmienisz''.
Niech zgadnę w młodości praktycznie zero imprez, a pewnie jeszcze nie pijący, tu leży problem: brak balansu :) W życiu nie można przeginać w jedną stronę, trzeba znaleźć balans. Sama ciężka praca/nauka bez zabawy prowadzi do szybkiego wypalenia, znam parę osób z podobnym problemem czyją się wypalenia. Zaraz się obesrają niektórzy, bo promuje picie, ale parę drinków/piw na imprezie ze znajomymi świetnie rozluźnia i redukuje stres :) Wiem z autopsji bo jakiś czas brałem leki gdzie był zakaz alko i zaliczyłem tak kilka imprez, na każdej było spoko, ale nie czułem się do końca zrelaksowany.
Nie muszę być, to są obserwacje wbrew pozorom sporo ludzi młodych żyje pod presją rodziny gdzie ojciec/matka przelewa swoje ambicje na dziecko "żeby do czegoś doszło w życiu" i część z nich przegina pałę. W podstawówce miałem przypadek gdzie chłopak z innej klasy, mój rocznik, podciął sobie żyły, na szczęście znaleźli go i uratowali. Wszyscy w szoku byli WTF dobra rodzina, jeden z najlepszych uczniów w szkole, a po paru latach dowiedziałem się że to przez rodziców którzy taką presje wywierali że po prostu pękł. Tak jak w przyrodzie musi być równowaga to i u człowieka obowiązki i przyjemności muszą się równoważyć inaczej źle się kończy :)
Przestań opierać swoje przekonanie na pojedynczych przypadkach. Nie zawsze twoje spojrzenie na świat musi być tym prawidłowym. Świat byłby dużo lepszy, gdyby ludzie potrafili zrozumieć, że ich spojrzenie na rzeczywistość jest subiektywne i nikt inny wcale nie musi dzielić z tobą sposobu postrzegania. Co jeśli ci powiem, że wyimprezowałem się za wszystkie czasy, piłem mnóstwo alkoholu, chociaż nie ma się czym chwalić. Potrafiłem pogodzić rozwój ze społeczną rozrywką. I jestem tu gdzie jestem.
Ale on ma 100% racji. Jeśli ktoś nie imprezował, zawsze będzie narzekał. Imprezowanie raz na jakiś czas nawet po 40-stce powinny być podstawą życia człowieka. Z alkiem nie należy przesadzać, ale bez choćby piwa to tak też nie za bardzo. I tak jak napisał - balans to podstawa. Dlatego też powiedziałbym, że właśnie
Czyli kompletnie nie zrozumiałeś mojego postu. To, że zgadzasz się z pewną osobą, wcale nie musi oznaczać, że racja jest po waszej stronie. Potrzeby każdego człowieka są inne i wcale nie muszą pokrywać się z twoimi. To tyle z mojej strony.
W takim razie proszę odpowiedzieć na pytanie: było w życiu imprezowanie i okazyjne picie piwa choćby ze znajomymi ? Bo widzisz - nie można niczego oceniać zanim się nie spróbowało, nigdy i w każdej sytuacji, To podstawa. Jeśli nie doznałeś tego o czym mówię, nie ma szansy na radość i szczęście w przyszlosći.
dVk. -> nie chodzi o imprezowanie w stylu pójście do klubu i zapierd.... się alko, tylko o wyjście ze znajomymi i dobrą zabawę. Zawsze mnie dziwi że ludzie najczęściej utożsamiają imprezowanie z totalną destrukcją, bo czy zapierd.... się do stanu warzywa to dobra zabawa, no chyba tylko dla tych co chcą zapomnieć o problemach życiowych :P Jeśli tak imprezowałeś to na bank nie była to dobra zabawa.
W takim razie proszę odpowiedzieć na pytanie: było w życiu imprezowanie i okazyjne picie piwa choćby ze znajomymi ? Bo widzisz - nie można niczego oceniać zanim się nie spróbowało, nigdy i w każdej sytuacji, To podstawa. Jeśli nie doznałeś tego o czym mówię, nie ma szansy na radość i szczęście w przyszlosći.
A ty umiesz czytać ze zrozumieniem?
nie chodzi o imprezowanie w stylu pójście do klubu i zapierd.... się alko, tylko o wyjście ze znajomymi i dobrą zabawę.
Tak, moje życie towarzyskie stało mimo wszystko na wysokim poziomie. Cieszę się ze swoich znajomości, życia towarzyskiego teraz i w przeszłości. W klubie byłem tylko raz w życiu, tak gwoli ścisłości.
Poza tym, dlaczego znowu uważasz, że twój pogląd na dobrą zabawę, musi podzielać każdy? Znowu to idzie do tego samego, może ludzie lubią inną formę rozrywki, która wcale nie musi być zgodna z twoim poczuciem spełnienia.
Dostanę odpowiedź na pytanie, czy nadal będziesz mówił, że nie rozumiem ?
Poza tym, dlaczego znowu uważasz, że twój pogląd na dobrą zabawę, musi podzielać każdy?
Jak widać ty nie odkryłeś, lub w ogóle nie posiadasz "tego czegoś" przy czym się dobrze bawisz. Jak ktoś bawić się nie potrafi, lub nie jest w stanie odczuwać przyjemności z pewnych działań, to wcale nie dziwi depresja i brak chęci do życia. Może nabawiłeś się anhedonii co często idzie w parze z depresja.
Co jeśli ci powiem, że wyimprezowałem się za wszystkie czasy, piłem mnóstwo alkoholu, chociaż nie ma się czym chwalić. Potrafiłem pogodzić rozwój ze społeczną rozrywką. I jestem tu gdzie jestem.
Tak, moje życie towarzyskie stało mimo wszystko na wysokim poziomie. Cieszę się ze swoich znajomości, życia towarzyskiego teraz i w przeszłości.
Zaraz się obesrają niektórzy, bo promuje picie, ale parę drinków/piw na imprezie ze znajomymi świetnie rozluźnia i redukuje stres
Albo prowadzi do alkoholizmu. Kwestia predyspozycji, a nie balansu.
Persecutor/Bench80
Imprezowałem, ale sporadycznie. Byłem w klubach ok 50 razy. Nie widziałem tam nic specjalnego.Jeden z gorszych sposobów na spędzanie czasu porównując do czynnego uprawiania sportu, poznawania ludzi w innych miejscach, podróżowania, realizacji marzeń, różnych pasji, dobrej muzyki, książek czy kina itp.
To właśnie ludzie imprezujący mają większą szansę wpaść w depresje/nerwice z powodu zarywania nocek czy alkoholu/narkotyków. Nigdy nie piłem na imprezach i prawie wcale nie piłem przez całe życie, bo na trzeźwo potrafię lepiej bawić się niż większość po pijanemu. I nie potrzebuje wypić, by być pewny siebie i mega wyluzowany czy zapijać smutki, a przecież głównie z tego powodu piją ludzie.
Poza tym co fajnego w dyskotekach ? Margines społeczny, gdzie prawie nikogo ciekawego tam nie spotkasz, tandetna muzyka, hałas, kobiety nachalne czy prujące z pierwszymi lepszymi, bo nie wiedzą o kimś nic, a idą z obcymi w tango do auta, w bramę, do hotelu czy na chatę. Najczęściej z prymitywami. Więc generalnie nie widziałem nic tam ciekawego dla kogoś takiego jak ja. Ale co kto lubi.
Z perspektywy czasu uważam, że imprezowanie to marnowanie czasu, bo nie było wśród tych sposobów spędzania czasu, które sprawiały mi największą przyjemność. Najfajniejsze kobiety spotykamy w innych warunkach niż dyskotekowe, gdzie wypadają najgorzej z tym narzucaniem się i desperacją.
mam podobnie,
ale wystarczy się zastanowi nad słowem ŻYCIE,
w zależności od wymowy wiele znaczy,
dla większości to coś w czym się jest bo tak trzeba i tyle,
Prawda jest taka że życie przyjemne to jest może dla garstki ludzi z tego świata reszta egzystuje,
źle sobie po prostu ten świat wymyśliliśmy
Najlepiej się nie zastanawiać tylko żyć
Dlatego trzeba się cieszyć drobnymi rzeczami (jak w ZombieLand)
Rzecz w tym, że życie cie jeszcze zaskoczy, choć się tego nie spodziewasz. Trzeba tylko trochę przegrindowac.
A że materialne, uczuciowe osiągnięcia nie dają pełnej satysfakcji... Zainteresuj się tymi niematerialnymi. Inni robią to od tysięcy lat, nie przez przypadek.
Niektórzy ludzie mają tzw. raka duszy i nic nie przyniesie im szczęścia i spełnienia.
Czytałem o wielu takich przypadkach, mieli wszystko co potrzebne do szczęścia a i tak wybierali samounicestwienie.
Gościu ma normalne życie i się użala nad sobą.
Co miały powiedzieć osoby w jego wieku jak wybuchła druga wojna światowa i np. trafiły do obozu koncentracyjnego albo zabili im rodzinę na ich oczach?
Teraz co drugi ma depresję, w dupach się poprzewracało.
Teraz co drugi ma depresję, w dupach się poprzewracało.
I właśnie od takiego pierdolamento jeszcze musi upłynąć sporo wody w Wiśle, zanim w naszym pięknym kraju ludzie ogarną na czym polega depresja i dlaczego potrafi być śmiertelnie niebezpieczna.
Jak masz gadać takie głupoty, to najlepiej żebyś nic nie gadał, bo nie pomagasz. Depresja to bardzo poważna choroba, na którą dzisiaj bardzo łatwo zapaść. Jeszce nigdy nie żyliśmy w tak stresogennych czasach jak teraz.
Komentarz jak 9 latka. Zastanów się zanim coś napiszesz. Słowa mają konsekwencje.
Wykażę się odrobiną narcyzmu, ale w takich momentach uważam się za lepszego od innych. W tym przypadku tak jest - nic nie wkurza mnie bardziej, jak skrajna ignorancja i głupota. Na szczęście mnie takie teksty nie ruszają, ale jest masa ludzi która takim pierdoleniem może wpaść w jeszcze większe problemy. Mam nadzieję, że kiedyś sobie zdasz sprawę z tego, iż takie gadanie może się pośrednio przyczynić do czyjejś śmierci.
Ja mam dziś 32 lata i że życie nie ma sensu myślałem kolejno: gdy miałem 19 lat, gdy miałem 21 lat, gdy miałem 23 lata, gdy miałem 25-27 lat prawie każdego dnia. Dziś mam bardzo dobry okres w życiu - pod wieloma względami - i też czasem mam takie dni, że tak myślę, no ale co zrobić?
Jest taka niesamowicie irytująca piosenka "w życiu piękne są tylko chwile", ale z perspektywy 32-latka to są prawdziwe słowa. Przez większość czasu nasze życie jest nijakie i rozczarowujące, ale potem nagle odkrywasz super grę komputerową, poznajesz super dziewczynę, jedziesz na super wakacje, dostajesz super premię w pracy, idziesz na super imprezę z przyjaciółmi itd.
A potem wspominasz tę fajną rzecz i czekasz aż kolejna się wydarzy - za miesiąc, za kwartał, za rok nawet. Ale z doświadczenia życiowego przecież wiesz, że znowu będzie choć moment szczęścia.
Z logicznego punktu widzenia życie nie ma absolutnie żadnego sensu. Dlatego jego celem powinien być hedonizm, ale hedonizm umiarkowany, bo inaczej on też przestaje dawać przyjemność. Kolega od lat ustawia sobie budzik na 4.00 rano, tylko po to żeby go wyłączyć i zasnąć dalej ze świadomością, że zostały mu jeszcze 4 godziny snu... Ale coś w tym jest.
A im jestem starszy, tym większą przyjemność odkrywam w cierpieniu. Lubię jak jest mi ciężko, lubię jak trochę boli, bo nawet ustąpienie bólu samo w sobie jest... przyjemnością.
Wspomniałem, że mam dobry okres, ale on nie spadł z nieba, na wielu płaszczyznach sobie go wypracowałem, wykonałem bardzo dużo pracy nad sobą - zawodowo, mentalnie, trochę też fizycznie, choć tu nadal trochę się rozczarowuję. Moja rada, trochę z doświadczenia - zrób jak bohater serialu Dexter i opracuj sobie pewnego rodzaju kodeks, którego przestrzegasz bez względu na okoliczności.
Nie chodzi oczywiście o mordowanie ludzi, ale po prostu, że będzie fajnie odbieraj jako pewnik i bądź na to gotowy, ale każdą chwilę, gdy nie jest fajnie, poświęcaj na samodoskonalenie. Nie bez powodu ekonomiści mówią, że kryzys to okazja. Jak ci smutno - ucz się czegoś nowego. Jak się nudzisz - szukaj nowej pracy, rób pompki itd. Nie poddawaj się tym "depresyjnym" nastrojom, tylko przyjmuj je jako pewnik, coś nieuniknionego, ale staraj(my) się nie marnować tego czasu na rozpaczanie.
Dzięki za fajny, rzeczowy post.
W zasadzie to powiedziałbym, że trochę hedonizmu w moim życiu jest. Czasem jednak dość skrajny bym powiedział - lubię się nawpierdalać czegoś niezdrowego, aż mi się rzygać chce, tylko po to żeby doznawać przyjemności z jedzenia. Lubię wydać parę stów na fifa pointsy w fifie wiedząc, że nie trafie nic, ale dostarczam mojemu organizmowi dużej dawki dopaminy. Lubię też uciekać od problemów i zatracać się w czymś bezsensownym tylko po to, żeby o czymś nie myśleć. Jednak to zaraz się kończy i samo w sobie nie daje mi absolutnie nic - czasem nawet wręcz ujmuje. Wszystko po danej czynności wraca jak bumerang.
Robienie "czegoś" w trakcie melancholinego stanu u mnie trochę kuleje, bo niestety we wszystkim widzę bezcelowość, każdą czynność odbieram jako zapychacz mózgu, stworzony tylko po to aby przeciążyć mózg, zająć go czymś. I paradoksalnie nie robię nic. :)
No więc właśnie dlatego napisałem o kodeksie. To jest kluczowe. Kodeksem podążasz, nie zadajesz pytań. Bardzo pomagają aplikacje do tasków, ja używam Things 3, ale bardzo dobry jest też Todoist. Przy czym takie aplikacje są bardzo trudne w obsłudze, bo większość ludzi korzysta z nich 2 dni do czasu pierwszego nawarstwienia pracy, a potem motywacja siada. To naturalne, więc trzeba wtedy usiąść nad taką listą i ją co jakiś czas uporządkować. Trzeba się nauczyć z niej korzystać, to jest bardzo trudne, ale pomaga ludziom takim jak my. My, no przynajmniej ja, nie mamy depresji, to są po prostu gorsze dni i gorsze nastroje, melancholijne, rozlazłe, nierzadko uzależnione od pogody.
https://hamberg.no/gtd - tu jest super poradnik jak mądrze korzystać z Todoist itd., bo jak ktoś korzysta głupio (jak np. ja całymi latami, a nawet teraz mi się zdarza ;)), to mu taki program nie pomoże choć trochę minimalizować skutków tych "nastrojów".
Ps. No i na koniec, nie chciałbym polecieć kołczem, ale musisz trochę polubić siebie. W sensie, że musisz sobie wybaczać te gorsze dni, bo każdy je ma. Chodzi tylko o to, by kompletnie ich nie marnować, ale nawet jeśli czasem zmarnujesz, to przecież tragedii nie będzie.
Właśnie jakiś czas temu próbowałem tego podejścia, używałem Evernote'a (chociaż nie wiem, czy to odpowiednia aplikacja ku temu). Skończyłem po miesiącu, bo wcześniej nie zajarzyłem, że to jest wersja próbna. Niby coś próbowałem w telefonowych notatkach, ale to nie to samo.
W sumie warto byłoby zagłębić się w jakąś inną apkę i uporządkować się trochę.
Odpowiedź na to była ładnie ujęta w książce Viktora Frankla "W poszukiwaniu sensu" - powinieneś odwrócić sytuację i uświadomić sobie, że to nie ty zadajesz pytanie "jaki jest sens tego życia?" - tylko raczej skoro już się urodziłeś, to właśnie ty dostałeś zadanie które brzmi "jaki sens jestem w stanie nadać temu życiu?".
I każdy musi odnaleźć to na własny sposób, nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi - aczkolwiek niektóre motywy powtarzają się między ludźmi: potomstwo, pomaganie innym, tworzenie, dawanie, wysiłek fizyczny, przyjaciele, rodzina, imprezy, itd. Oczywiście, nie wszystkie naraz u tej samej osoby.
Pomyśl więc ilu ludzi nie miało okazji się urodzić lub nie miało okazji przeżyć tego życia w takich warunkach jak ty i możesz sobie uświadomić że w sumie znalazłeś się w grupie wygranych w tej biologicznej loterii.
To co nadaje sens życiu to też... śmierć. W ostatnich latach popularna się stała filozofia stoicyzmu (która co ciekawe nie ma aż tak wiele wspólnego z popularnym znaczeniem słowa "stoicki") i ma ona parę ciekawych i prowokacyjnych myśli, które mnie potrafiły wyciągnąć z takiego codziennego marazmu.
Z jednej strony to przypominanie sobie o swojej śmiertelności - w sensie że umrzesz za te kilkadziesiąt lat i nie będzie ciebie. Brzmi depresyjnie takie psychologiczne samobiczowanie, ale po głębszym zrozumieniu pozwala trochę inaczej patrzeć na to co robisz na co dzień i uświadomić ci co jest warte uwagi, a co jest tylko zbędnym teatrzykiem.
I jeśli podejdziesz do tego raczej na zasadzie, że "kiedyś to się skończy, więc warto wykorzystać to co jest i nie chwytać się tego za mocno" - to nawet taka myśl o śmierci potrafi sprawić że bardziej doceniasz teraźniejszość i paradoksalnie pobudzić do działania.
Z drugiej strony stoicyzm przypomina, że i za twojego życia zmierzysz się z cierpieniem, swoim i swoich bliskich. I nakazuje przygotować się na niego zawczasu, także wtedy gdy przyjdzie chwila próby i spełnią się te czarne scenariusze, to będziesz chociaż odrobinę lepiej przygotowany na to.
Ponownie - brzmi to niezbyt zachęcająco, ale jakby pomyśleć z drugiej strony - jeśli przygotujesz się na najgorsze, to będziesz sobie w stanie z nim poradzić i to co ci zostanie to docenienie tych wszystkich lepszych momentów.
I to powyżej to jest tylko przykład jak użyć filozofii, w tym przypadku stoicyzmu, jako drogowskazu do działania na co dzień.Nie wiem czy stoicyzm jest uniwersalną odpowiedzią dla wszystkich - w końcu nie bez powodu tyle różnych sprzecznych filozofii pojawiało się w historii, więc może tobie bardziej pasować będzie coś innego jak np. hedonizm?
To już pytanie do ciebie, ale przede wszystkim musisz podejść do tego pytania bardziej aktywnie, niż tylko na zasadzie że z nieba spadnie ci odpowiedź.
--
Aha, no i zawsze warto popracować nad podstawami - dobry sen (kładzenie się i wstawanie o tej samej porze - nadrabianie snu nie działa), ruch (przede wszystkim powolne spacery, bez celu, najlepiej otoczony przyrodą - zawsze w każdym przypadku poprawia samopoczucie), dieta (czyli wyrzuć syf w stylu energetyków i poeksperymentuj co działa dla ciebie - może kolejna moda typu "intermittent fasting" w twoim przypadku też by się sprawdziła) i wyłączenie tysięcy powiadomień w telefonie i na kompie (żeby nie dostawać ciągłych alarmów i innych zaśmiecaczy).
Brzmi to wszystko jak kolejna rada typu "idź pobiegaj to ci przejdzie" ale w sumie te powyższe rzeczy po prostu działają i to podstawy. Więc warto zawsze powtórzyć.
Tak to jest jak się słucha tego populistycznego gówna pokroju "szczęście to miłość, chata i zarobki" albo "z hobby nie wyżyjesz, poświęć swój czas na oceny, naukę, znajdź dziewczynę. Będziesz kimś!" Potem się zderzasz z rzeczywistością i masz do wyboru pogodzić się wygodnym i spokojnym życiem opierającym się na pustych przyjemnościach albo w końcu postanawiasz coś z niego wyciągnąć. Znaleźć hobby które sprawi że poczujesz "kocham to, po to chcę żyć." Zrealizować jakiś ryzykowny pomysł, nie wiem, autostopem na koniec Rosji. Poznać ludzi od których możesz się czegoś nauczyć, zainteresować się sztuką, zrealizować marzenia które miałeś w dzieciństwie ale je porzuciłeś. Chciałeś nauczyć się śpiewać? Tańczyć? Rysować? Grać w hokej? Nauczyć się kuchni meksykańskiej? Zostać kotem w szachy? Zrób to, bez wymówek że nie masz talentu. Nie potrzebujesz. Talent tworzy geniuszy w danych dziecinach, jeśli nie masz talentu nigdy nie będziesz w nich genialny, ale czy musisz? Nie i to jest w tym wszystkim najlepsze. Naucz się żyć chłopie, zbyt wiele ludzi nie ma na to odwagi. Tym bardziej że zarabiasz całkiem nieźle. Ludzie robią te rzeczy w o wiele gorszych sytuacjach. Idź do tego psychiatry, terapia i wyżalenie się komuś dobrze ci zrobi. Odstaw trochę gierki, filmy itd znajdź trochę równowagi w życiu. Ono nie powinno polegać na pracy i pustych rozrywkach. Według Dawkinsa mamy szczęście że tu jesteśmy bo na naszym miejscu mogłoby być nieskończenie wiele innych osób więc trzeba wykorzystać tą możliwość najlepiej jak się da. W sumie się z nim zgadzam. Trzymaj się jakoś i oby ci się poukładało.
Trochę dziwnie się to czyta będąc w teoretycznie gorszej sytuacji od ciebie i nie mając takich problemów z głową. No a przynajmniej nie aż tak poważnych, bo jakieś dołki oczywiście czasem się zdarzały, no ale to jest normalne u każdego dorastającego człowieka.
Mówiąc w skrócie. Jestem od ciebie trochę starszy i nadal nie mam roboty, bo meczę się ze studiami. Nie mam też dziewczyny ani nawet prawka i jakby tego było mało nadal mieszkam w domu rodzinnym, podczas gdy moja młodsza siostra jest już od kilku lat na swoim. Gdybym był na twoim miejscu tzn. miał kochająca dziewczynę, satysfakcjonująca prace i generalnie ułożone życie byłbym bardzo zadowolony.
Do terapeuty mi bardzo daleko, ale skoro dziecko nie wchodzi w grę, to może jakiś zwierzak by pomógł? Najlepiej taki, który wymaga sporo uwagi, dzięki czemu byłby w stanie odciągnąć cię od negatywnych myśli. Ja mam w domu 3 koty i uwielbiam się z nimi bawić i patrzeć jak same się bawią. To działa na mnie bardzo relaksująco. Generalnie mam styczność ze zwierzętami od dziecka i nie wyobrażam sobie życia bez nich.
Myślimy z babą o zwierzaku, ale to imo nie jest rozwiązanie problemu. Po prostu inna płaszczyzna potrzeb.
No nie wiem, dziwnie na to patrzysz. Ja mam kilka celów - odnalezienie sposobu na nieśmiertelność poprzez badanie starzenia komórkowego. Założenie firmy biotechnologicznej, która pozwoli mi dojść do władzy i bogactwa. Posiadanie większej wiedzy, żebym mógł odpowiedzieć na pytania podstawowe o istotę tego świata. Cieszę się nawet nie z tego co będę miał, ale już z samej drogi. Jestem na doktoracie z biofizyki z zakresu modelowania molekularnego. To dopiero początek, może nie zajdę za daleko, a może mi się uda.
Oprócz psychoterapii możesz zastosować antydepresanty - iść do psychiatry czy coś. Ja miałem jedynie zaburzenia lękowe i stosowałem terapię poznawczo-behawioralną i dalej jestem na terapii schematów i pomaga.
Co jeszcze robię - umiarkowany wysiłek fizyczny, spotkania z różnymi ludźmi, trenuję szermierkę japońską jako hobby i jedynie przeszkadza mi brak dziewczyny, ale dzięki temu mam więcej czasu. No i dodatkowo piszę książkę popularnonaukową, ale nie wiem czy wypali, jak nie to trudno. Sama droga do celu jest dla mnie przyjemnością, a nawet jakbym po drodze zmarł to nic się nie stanie. Wszystko co mamy to teraźniejszość, po śmierci nie będzie miało to znaczenia, sen bez snów. Moja teraźniejszość jest wspaniała.
Cieszę się twoim szczęściem i uparciem. Naprawdę. :) Życzę tylko znalezienia baby i sprzedania wielu kopii książki. No i oczywiście odnalezienia sposobu na nieśmiertelność. :D
Jeżeli bierzesz leki pół roku i nie ma efektów to musisz je zmienić. Umów się do psychiatry i poproś o zmianę leków.
Ostatnio zmieniłem, ale tak średnio na jeża bym powiedział. Ogólnie wielkie stany smutku odeszły w niepamięć, po prostu takie myśli kompulsywnie mnie napadają, ale to może wynik nerwicy lękowej. Kij go wie.
Mnie najbardziej zadziwiają rady w stylu „zrób sobie dziecko - nie będzie czasu na myśli o głupotach”. Głupszej rzeczy nigdy nie słyszałem. Zawsze wydawało mi się, że tego typu „podpowiedzi” można znaleźć tylko na forach dla madek na fb. No bo w jaki sposób zobowiązanie i odpowiedzialność na resztę życia może pomóc w zwalczeniu stanów opisanych przez autora? Czas można poświecić na terapie, spotkania ze znajomymi, czy hobby które mogę rzucić jeśli mi się znudzi, ale nie wiem czy bombelek jest rozwiązaniem jakichkolwiek problemów.
No bo w jaki sposób zobowiązanie i odpowiedzialność na resztę życia może pomóc w zwalczeniu stanów opisanych przez autora?
Przecież autor ma bardzo ułożone życie i z jego wypowiedzi można wywnioskować, że po prostu brakuje mu celu w życiu. Odpowiedzialność za dziecko jak najbardziej może być takim celem i na pewno jest lepsze, niż chodzenie na terapie czy jakieś leki antydepresyjne. Zresztą wyżej napisał że chodzi do psychiatry, ale najwyraźniej nie bardzo mu to pomaga skoro założył ten wątek.
Jeśli pytasz o dzieci - nie mam. Najpewniej padnie argument, że nie mogę się wypowiadać skoro tego nie przeżyłem. Nie przeczę, że dziecko zmienia życie, ale nie wydaje się właściwym rozwiązywanie problemów natury psychicznej decydowaniem się na potomstwo. To powinna być racjonalna decyzja dwójki dorosłych i zgodnych osób z pewnym zapleczem finansowym czy możliwościami mieszkaniowym, a nie sposób na rozwiązywanie problemów.
Ponadto w pierwszej kolejności powinno się rozwiązać własne problemy emocjonalne, a nie decydować na tak diametralną zmianę jaką jest posiadanie potomstwa.
To prawda. Ale to pokazuje dlaczego w Polsce dzieci wychowywane są tak, jak są wychowywane i dlaczego pojawia się tyle patologii. Nie wyobrażam sobie dawać życie i brać na siebie tę odpowiedzialność tylko w celu zatapetowania własnych problemów. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że to wcale nic nie da, a ja ze swoim postrzeganiem świata, podejściem do życia, mogę tylko sprawić cierpienie nic niewinnej istocie. Do spłodzenia i wychowania dziecka nie są najważniejsze pieniądze i powiedzmy ustawienie się w życiu. Najważniejsza jest gotowość psychiczna i odpowiednie przygotowanie umysłowe na taki czyn. Dziecko może mieć wszystko, ale nie mieć poukładane w głowie i zaabsorbować problemy rodziców, bądź zmutować w całkiem nowe problemy. Wolałbym nie mieć co do gara włożyć, ale wychować dziecko tak, aby wychowało się gotowej psychicznie rodzinie, bez żadnych patologii, z możliwie jak najmniejszą szansą na stworzenie mu problemów psychicznych. No ale w Polsce problemy psychiczne to wydziwianie i "rak duszy" jak to jeden inteligent powiedział, a spłodzenie dzieciaka to jak zakup psiaka.
Z drugiej strony paradoksem jest, że skrupuły przed płodzeniem dzieci największe mają ludzie stosunkowo odpowiedzialni, a nie ci nieodpowiedzialni. To też pewnie jeden z powodów stanu polskiego wychowawstwa. Jak powiedziałeś dziecko to nie zwierzę. Nawet zwierzę to nie zwierzę w tym sensie, że kupujesz sobie jak masz zachciankę i porzucasz bez refleksji, gdy takowa ci przejdzie. Nie da się zmierzyć gotowości do posiadania dzieci, ale mając problemy i będąc ich świadomym, pracując nad ich rozwiązaniem, nadal byłbyś lepszym rodzicem niż taki, który ich świadomy nie jest i w kierunku ich rozwiązania nic nie robi. Czy dziecko sprawi, że twoje życie stanie się lepsze? Możliwe, raczej nie. Czy dziecko sprawi, że stanie się gorsze? Możliwe. Czy mówię, żebyś miał dziecko? Nie. Fakt, że masz nerwicę lękową nie sprawia jednak, że byłbyś nieubłagalnie złym rodzicem.
W dłuższej perspektywie(przy efektywnej terapii), nie powinieneś podporządkowywać wszystkich decyzji chorobie, bo w ten sposób dasz jej bardzo dużą kontrolę nad swoim życiem.
Z drugiej strony paradoksem jest, że skrupuły przed płodzeniem dzieci największe mają ludzie stosunkowo odpowiedzialni, a nie ci nieodpowiedzialni. To też pewnie jeden z powodów stanu polskiego wychowawstwa. Jak powiedziałeś dziecko to nie zwierzę. Nawet zwierzę to nie zwierzę w tym sensie, że kupujesz sobie jak masz zachciankę i porzucasz bez refleksji, gdy takowa ci przejdzie. Nie da się zmierzyć gotowości do posiadania dzieci, ale mając problemy i będąc ich świadomym, pracując nad ich rozwiązaniem, nadal byłbyś lepszym rodzicem niż taki, który ich świadomy nie jest i w kierunku ich rozwiązania nic nie robi.
To prawda, też ostatnio z babą do takich wniosków doszliśmy. Smutny paradoks, który czasem utwierdza mnie w przekonaniu, że życie głupiego mogłoby być dużo prostsze, niż życie mądrego. :)
Czy dziecko sprawi, że twoje życie stanie się lepsze? Możliwe, raczej nie. Czy dziecko sprawi, że stanie się gorsze? Możliwe. Czy mówię, żebyś miał dziecko? Nie. Fakt, że masz nerwicę lękową nie sprawia jednak, że byłbyś nieubłagalnie złym rodzicem.
Ja potomstwa nawet nie biorę teraz pod uwagę, serio. Daje sobie kilka grubych lat, zanim zacznę o tym myśleć na poważnie.
W dłuższej perspektywie(przy efektywnej terapii), nie powinieneś podporządkowywać wszystkich decyzji chorobie, bo w ten sposób dasz jej bardzo dużą kontrolę nad swoim życiem.
Tak, ostatnio o czymś podobnym dyskutowałem z terapeutą. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. :)
Pierwszy krok, jaki trzeba wykonać to odkrycie, że podróże zagraniczne, hobby, kariery itd. nie mają znaczenia. Drugi krok to uświadomienie sobie, że jedyne życie warte przeżycia to takie, w którym żyjesz dla innych.
Poza kwestiami czysto biologicznymi, sensem życia człowieka jest wolność. Człowiek potrzebuje wolności, jak powietrza. "Żyć, żeby pracować, pracować, żeby żyć i koło się zamyka." To jak film, gdzie znamy początek, rozwiniecie i zakończenie. Tak, to nie jest wolność. Oczywiście każdy ma swoje zapotrzebowanie na wolność i skłonny jest ją przehandlować na inne potrzeby, prawdziwe lub nie.
Powiem tylko tyle, że życie ci odmienią dzieci. Przestajesz wtedy zajmować się sobą i skupiasz się na maluchach.
Posiadanie dzieci lekarstwem na depresję...Tyle lat nauki psychiatrycznej i psychologicznej na marne.
Abstrahując już od mojej oceny autora wątku i jego depresji oraz sytuacji życiowej, - "pyszna" rada, taka na poziomie "idź pobiegaj"
Maluchy z takim ojcem na pewno będą zachwycone
Post 28.4
Oczywiście, że nie ma. Dlatego ludzie wymyślili muzykę, gry, filmy, książki, w skrajnych przypadkach małżeństwo, a w jeszcze bardziej skrajnych posiadanie dzieci. Żebyś miał umysł wciąż zajęty innymi rzeczami i nie myślał na tematy egzystencjalne.
Są przypadki ludzi którzy nie żałują posiadania dzieci np takie święta z pociechami są o wiele bardziej magiczne. Ale są też oczywiście przypadki zupełnie odwrotne i takie dzieci potrafią cię urządzić jeśli nie dasz rady zapanować nad nimi i wychować odpowiednio. Wiedza wychowawcza i poświęcenie dla dziecka to podstawy. Tym bardziej jeśli dziecko ma słabą psychikę i łatwo ulega manipulacji. Brak wsparcia rodziców potrafi nieczęsto doprowadzić do tragedii. Oczywiście o ile tego pragniesz.. bo nie każdy chcę być ojcem. Ale czy ja wiem, ja np chciałbym za życia moich rodziców pokazać że coś po sobie zostawię, ale tak nie będzie bo jestem dupa a nie mężczyzna...To dla mnie zbyt kłopotliwa sprawa.
No niby nie, ale nie zniechęcaj kogoś do spełnienia swoich marzeń, bo ktoś może np chcieć. A to czy będzie później żałować to kwestia indywidualna. Napisałeś że to skrajny przypadek założyć rodzinę, jak by to jakieś przekleństwo i głupota życiowa była. Co prawda życie solo też ma swoje plusy, ale każdy zrobi jak uważa.
Do autora tematu. Bo nie ma sensu.. ameryki nie odkryłeś. Ale skoro znajdujesz się w gronie zwycięzców loterii genetycznej, to chyba niema tak źle? Nigdy nie zrozumiem jak można posiadać wszystko o czym marzy przeciętny człowiek i jeszcze narzekać. To chyba jakaś dziedziczna albo zaraźliwa depresja która tworzy się w mózgu i powoli wyniszcza. Ale na to masz przecież farmakologie i po problemie. A postaw się w sytuacji problemów uczuciowo zawodowych, takie coś jest o wiele trudniej naprawić. Aha.. i jak żyjesz z dziewczyną sporo czasu i masz pewność że to ta jedyna to jak najbardziej dzieci, przynajmniej nie będziesz miał czasu się nad sobą użalać wiecznie i narzekać. Z twojego punktu widzenia wydaję mi się że twoje życie jest za krótkie by się nim nacieszyć i latka lecą, a inni modlą się o śmierć lub lepsze karty losu dla twojej informacji.
Nigdy nie zrozumiem jak można posiadać wszystko o czym marzy przeciętny człowiek i jeszcze narzekać.
Idź się zapytaj piłkarzy, aktorów, piosenkarzy, którzy mają depresję... Nie wiem czy znasz takie pojęcie - pieniądze szczęścia nie dają.
Takie tam "prawdy życiowe" za 5 groszy:
"Im więcej przez chwilę posiadałeś tym ewentualna strata bardziej będzie bolała"...
pieniądze szczęścia nie dają
Dają, dają... Nawet mając depresję i pieniądze będziesz w lepszej sytuacji niż w depresji i bez pieniędzy.
pieniądze będziesz w lepszej sytuacji niż w depresji i bez pieniędzy.
Takie gadanie, to proszę mi je oddać. Mi dadzą szczęście.
wbrew pozorom pieniądze mogą wręcz w depresję wpędzić. Brzmi to dość kuriozalnie, ale posiadając pieniądze możesz sobie pozwolić na wiele. Im więcej posiadamy tym mniej potrzebujemy, przestajemy mieć jakiekolwiek ambicje, plany czy cele, a życie pozbawione celu jest właściwie tylko wegetacją, tyle że w bardziej luksusowych warunkach.
No, ale gdyby pieniądze były lekarstwem na depresję to nie byłoby tylu samobójstw wśród celebrytów.
Polecam zaopiekowanie się pieskiem albo kotkiem. Osoba z depresją lepiej niech nie krzywdzi dziecka. Za to opieka nad zwierzakami może odmienić ludzkie życie.
Loon z tym kodeksem to chyba prawda. Odszedłem od tego ostatnio i się dużo gorzej czuje. Jeśli jednak miałem swój kodeks i wypisane co mam zawsze robić nie ważne od okoliczności życie stawało się dużo lepsze. Z Dexterem bardzo dobre porównanie.
Co Wy ludzie pieprzycie z tymi dziećmi? W założeniu super, będzie zajebiście ale czy ktoś wpadł na pomysł że do tego wszystkiego może być tak, że będzie chore lub będzie np. w spektrum autyzmu? Dla kogoś kto ma problemy wewnętrzne i ze sobą dokładać jeszcze taki ciężar?
To ja mogę ze swojej perspektywy powiedzieć, a mam takie dziecko i nie jest łatwo. 4 lata, dla mnie bardzo ciężkie lata, a to dopiero początek bo synek jest względnie mały. Są, jak to w spektrum, łagodniejsze formy, ale ja nie miałem tyle szczęścia i trzeba było szukać pomocy (rzecz jasna prywatnej i drogiej). Życie całkowicie odwrócone i podporządkowane w większości temu malcowi, więc takie rady jak zrób dziecko to znajdziesz sens życia? No nie i nikt Ci nawet grosza czy pomocy nie da bo sam musisz brak dupe w troki.
Proponuje inny kierunek, zwłaszcza jeśli autor ma możliwości i z kim, ale to już nie do mnie.
Z takim założeniem to lepiej z domu nie wychodzić bo może trafić Cię spadający Tupolew przed blokiem.
Statystycznie patrząc przy odpowiednim wieku rodziców, odżywianiu w czasie ciąży, unikaniu wszelakich używek to prawdopodobieństwo wystąpienia jakichkolwiek chorób dziecka jest bardzo niskie.
Odradzanie komuś rodzicielstwa na podstawie pojedynczego i stosunkowo rzadkiego przypadku choroby dziecka jest żałosne.
Odradzanie komuś rodzicielstwa na podstawie pojedynczego i stosunkowo rzadkiego przypadku choroby dziecka jest żałosne.
Tak to jest skrajny przypadek, ale pokazujący, że świetna rada "zrób dzieci, nie będziesz miał czasu na myślenie o życiu", może przynieść totalnie odwrotny skutek. Gdzie przy okazji osoba ta chciała się podzielić swoimi doświadczeniami.
A jeżeli twoim zdaniem ta rada jest dobra, to współczuje, już raczej nie będę powtarzać tego co inni pisali
Czy w swojej wypowiedzi odnosiłem się do tego czy to dobra sugestia czy zła ?
Nie oczekuje w żadnym wypadku współczucia, a tym bardziej od osoby, która nie umie czytać ze zrozumieniem. Byłaby to dla mnie ujma, więc podziękuje.
A jeżeli twoim zdaniem ta rada jest dobra
to jak tam czytanie z zrozumieniem?
To w takim razie jak się ma cała Twoja wypowiedź względem tego co napisałem ? Odpowiadasz na moja wiadomość i w obu akapitach piszesz na temat dobrej rady lub złej rady jaką jest „zrobienie” sobie dziecka w tej sytuacji kiedy ja w ogóle o tym nie pisze.
Czy jak ktoś Cię pyta o pogodę to również odpowiadasz nie na temat ?
- Jaka dzisiaj pogoda ?
> Jeżeli uważasz, ze posiadanie dziecka jest rozwiązaniem problemu to Ci współczuje.
Udanych konwersacji.
myślę, że jak z dupą w nocy
Czy w swojej wypowiedzi odnosiłem się do tego czy to dobra sugestia czy zła ?
faktycznie wygląda, na to że nie, pomyliłem się
Ty możesz nie być szczęśliwy, dając za to szczęście dziewczynie dasz szczęście sobie prawdopodobnie. Skup się na niej więc może. Wychodzenie gdzieś razem ze znajomymi i dziewczyną to wydaje się również dobry pomysł. Cokolwiek. Też przerabiałem bezsensowność życia. Różnica taka, że mnie jeszcze szkoła zbija do gleby czasami. Ale staram się robić wszystko co na ten moment wyda mi się ciekawe. Chciałem spróbować czegoś więc sprzedałem wszystko i to kupiłem. Mimo, że to nieodpowiedzialny ruch- dał mi kiedyś solidną dawkę stresu, bo był to strzał w kolano, ale jednak nauczył czegoś- musiałem w tamtym momencie rozwiązać życiowy problem. Na przykład gdy mam na biurku dajmy na to zepsuty telewizor jak tydzień temu- pomysłem, że tak nagle dodam mu wymienny kabelek i przełącznik. Tak też zająłem się na kilka godzin używając narzędzi które się do tego nie nadają, nie też dlatego, że lepszych nie miałem- tak o ciekawiej. Uzyskałem satysfakcję i wiedzę. Tak czy siak ja robię to co spontanicznie wyda mi się ciekawe. Wyjście do parku i zobaczenie jak to wygląda o 3 godzinie? Proszę bardzo, trzeba było sprawdzić. Przechadzka ze znajomym o 1 godzinie wzdłuż torów w lesie też było ciekawe. Zawsze jest coś co może zaciekawić. A i nie zapominając- muzyka... Muzyka zdecydowanie mi pomogła we wszystkim- chociaż kiedyś wydawało mi się to głupie.
dVk. - bo w życiu trzeba mieć przygody tak aby każdy dzień był wyjątkowy. Jest wiele na to sposobów: jakieś hobby, jakieś pasje, np. będąc rodzicem właściwie żyjesz od nowa bo jesteś mistrzem joda dla padawanow. W twoim wieku to bym poszukał sobie czegoś co sprawia ci wielką radość dzień w dzień. Właściwie życie to powinna składać się tylko z radości i szczęścia. Możesz też znaleźć radość w wyzwaniach : taki żart ale dziewczyna + 4 kochanki na boku i pogodzienie tego sprawi że każdy dzień to będą wyżyny emocji :) proponuje też tor wyscigowy, skoki spadochronowe, nauka latania np. szybowcem, a przede wszystkim dowolny sport. No i najważniejsze dzień bez przyjaciół to właściwie smutny dzień wiec dużo spotkań i poznawania nowych ludzi.
Sam sobie odpowiedziałeś :) a czemu ? a po co ? a dlaczego ? Jak czegoś nie rozumiesz to niestety jest to tylko kwestia twojej inteligencji.
Nie chcę nic mówić Aleks, ale już wielokrotnie pokazywałes, że kompletnie nie rozumiesz problemów zwykłych, szarych ludzi.
adam jeśli w okolicy jest jakiś aeroklub lub motoclub to często za pomoc przy czymś można uczyć się czegoś i robić coś za darmo. W Białymstoku mamy aeroklub i latania i skakani uczyłem się za darmo w ramach pracy kiedy pojęcie pieniądze były dla mnie abstrakcją. W takich miejscach poznaje się pasjonatów głównie ludzi zafiksowany na czymś co kochają. W ogóle spotykanie w życiu ludzi z pasją jest super bo czesto ich pasje są zaraźliwe. Można sobie zrobić listę rzeczy do zrobienia lub nauczenia się tylko dla siebie i starać się to zrobić. Nie po to aby mieć fach czy na tym zarabiać ale po prostu dla siebie. Ja często tak robię nauka takich rzeczy jest praktycznie bez kosztowa. Poza tym tak jak napisałem sport, sport i jeszcze raz sport.
Zapomniałem dopisać dobrą terapią i tym co daje szczęście jak napisał m.in. soul jest dawnanie szczęścia i pomoc innym. Mając tyle lat co ty możesz zostać wolontariuszem : jest wiele fundacji, organizacji, gdzie można się zgłosić. Widok radości innych osób jest tak energetyzujace i daje tyle radości że właściwie o każdym takim dniu się pamięta. To też może być cel w życiu. Definicja slowa szczęście jest bardzo szeroka.
Jeden dzień pomocy w hospicjum dla dzieci może całkowicie przedefiniować słowo sens życia czy szczęście. Ludzie generalnie za nim nie spotka ich prawdziwa tragedia szukają problemów w trywialnych sprawach. Właściwie jeśli jesteś zdrowy to możesz w życiu zrobić naprawdę wiele jeśli nie dla siebie i najbliższych to dla obcych ludzi.
ja już sznur mam czekam w zasadzie na impuls, nie chodze do żadnego lekarza ale Ty nie idź tą drogą bo Mam 23 lata, kończę studia inżynierskie, mam dobrą pracę, mieszkam z dziewczyną. masz w sumie wszystko.
Nigdy nie jest tak źle, by żyć w ten sposób. Życie zawsze da się wrzucić na właściwe tory
Życie zawsze da się wrzucić na właściwe tory
Niestety nie zawsze, Wystarczy jedna chwila, jedna pomyłka, a całe życie może leźć w gruzy.
Zawsze. Nie ma sprawy, której nie da się jakoś strawić. Straty bliskich osób mogą być straszne, ale przecież wszyscy ludzie tracą swoich bliskich w trakcie swojego życia.
Z postu wynika, ze to nie depresja tylko brak jakiegos celu w zyciu.
Kup sobie kotka zeby miec sie czym opiekowac, jak sie okaze ze nie zadzialalo to go uspisz, z pieskiem jest troche wiecej zachodu bo trzeba wyprowadzac, ale to kolejny krok do rozpoczecia brania odpowiedzialnosci za kogos innego niz ty sam, i dzielenia sie swoja osoba.
A potem zobaczysz moze nastepny krok przyjdzie sam z siebie. Jestes mlody, mozesz jeszcze testowac.
Mam kilku znajomych ktorzy niestety sa juz w wieku kiedy pewne sprawy sa nieodwracalne. Siedza w tych swoich domach, jezdza fajnymi autami, kupuja gry w ktore popykaja od czasu do czasu, upijaja sie na imprezach do nieprzytomnosci i tak juz beda do konca zycia.... sami.
jak sie okaze ze nie zadzialalo to go uspisz
Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby pisać takie bzdury.
Kup sobie kotka zeby miec sie czym opiekowac, jak sie okaze ze nie zadzialalo to go uspisz zawsze mnie zastanawiało skąd się biorą ci wszyscy ludzie którzy porzucają zwierzęta, nie mówiąc już o gorszych formach. Napisanie czegoś takiego mam nadzieje żartem i tak we mnie budzi niesmak.
Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby pisać takie bzdury.
Wystarczy być Lutzem.
planeswalker oburzyl sie na usypianie kotkow. Rewelacja.
Generalnie zaproponowalem kilka rozwiazan, ktore kazdy moze sobie prywatnie dopasowac proporcjonalnie do swojej wrazliwosci. Choc musze przyznac ze nie spodziewalem sie, ze mamy tutaj az tylu obroncow usypianych kotkow.
A jezeli o mnie i moj stosunek do zwierzat i ludzi chodzi, to posluze sie historycznym cytatem Dalej Lamy "w dupie byliscie, gowno widzieliscie".
administracja kasujaca wypowiedzi, ktore uwaza za obrazliwe (oczywiscie oprocz tych planeswalkera i reszty smyrajacej sie ekipy) moze zamienic na "malo wiesz w szafie spisz"
Pierd... od rzeczy. Każdy inteligentny i myślący człowiek dochodzi w pewnym momencie życia do wniosku, że abstrakcyjnie rzecz biorąc, życie nie ma absolutnie żadnego sensu. Pytanie co zrobi potem. Czy uwolni się (w fałszu) od tej abstrakcji, np. popadając w jakieś hobby, czy skupiając się nieprzytomnie na życiu rodzinnym, czy też nie.
Jedyne osoby których być może to nie dotyczy, to osoby, które nigdy nie utraciły wmówionej w dzieciństwie wiary w Boga. Stąd pewnie też wyniki badań, że osoby wierzące są - wbrew temu co bredzi "postępowa" lewica wszelkiej maści - statystycznie znacznie zdrowsze psychicznie.
Sam twój post świadczy, że podświadomie pojmujesz, że ogólnie chodzi o eskapizm (czyli ucieczkę od pewnych myśli). Tylko usiłujesz wartościowac jego rodzaje. Nie uważaj się za Bóg wie kogo.
Jakby odpowiedzią na wszystko jest rola (matki, ojca, brata, siostry, ucznia). Im ważniejsza (bardziej wypełniająca nasz czas i ustanawiająca priorytety) tym lepiej.
Także znajdź swoją rolę w życiu.
Depresja to na pewno wydzielanie jakiegoś hormonu albo czegoś w mózgu odpowiedzialnego za złe samopoczucie i braku kondycji psychicznej, ale czemu dotyka on ludzi bez względu na osiągnięcia życiowe i spełnienie?. Są aktywności na pewno przyczyniające się do polepszenia tego stanu np sport, hobby itp. Ale w poważniejszych przypadkach bez farmakologi się nie obejdzie i pomocy psychiatry. Gdybym ja np dostał w mojej obecnej sytuacji depresję, to bym już pewnie tu z wami nie pisał, bo nie mam kasy, znajomych czy celu w życiu. Rodzinę mam, ale oni raczej utrzymują moje leniwe dupsko.. taki żywot :;; Nie potrafię się np odważyć na zmiany i ciężko mi z tym idzie. Obecnie oglądam anime marząc o lepszym losie i się opierdzielam i co mogę powiedzieć. Życie jest nic nie wartym bytem który od nas zależy jak go wykorzystamy oraz na ile nas stać. Gadanie.. że pieniądze szczęścia nie dają, to ja z chęcią sobie je wezmę, jak ktoś nie potrzebuje. Chciałbym mieć chociaż 50% ambicji i farta co twórca tematu.
Mieć bliską osobę z która można dzielić ból albo na nią liczyć w każdej sytuacji to prawdziwy skarb w życiu o który warto walczyć. Chyba że ktoś jest outsiderem życiowym. Wiem że są osoby które walczą o swoje marzenia lecz pomimo tego i tak im się nie udaję z różnych przyczyn. P*lenie że marzenia się spełniają.. g prawda. Mogą.. a nie muszą. Wszystko zależy od tego jaki los nam zgotuje przeznaczenie. Jak ktoś ma farta to zawsze na cztery łapy spadnie. A drugiemu zawsze kłody pod nogi w życiu rzucać będzie.
O panie, jak ja Cie doskonale rozumiem
Poza kilkoma wyjątkami opisałeś mnie.
Ech...
Zycie w plastiku i pogoń za pieniądzem na przeżycie. To nie choroba psychiczna ale tak dziś wygląda świat. Przyroda naturalna Cię uratuje , proponuje mazury. Dziś większość celebrytów uciekło z duzych miast. A ci najbardziej nowoczesni na Podlasie.
Chyba tylko to zostaje, i walczenia o naturalna przyrodę w miejscach gdzie żyjemy. Ja całe życie mieszkam w Warszawie i wiem dobrze o czym autor postu pisze, mam podobnie od tej betonozy.
Generalnie mylisz się AdomoW, ale w jednym masz rację. Duże miasta (te mniejsze pewnie też) w sposób niebagatelny mogą przyczyniać się (pośrednio i bezpośrednio) do rozwoju zaburzeń psychicznych.
Zbawienny kontakt z naturą wydaje się być abstrakcją, czymś zwyczajnie śmiesznym. Jednak wystarczy spróbować, by przekonać się, że to nie jest wcale takie głupie, jakby mogło się początkowo wydawać. Sam jakiś czas mieszkałem niedawno poza wielkim miastem i wiem, jak wiele mi to dało. Dopiero powrót do stolycy unaocznił mi, jak bardzo to miejsce jest k***a brzydkie, hałaśliwe i stresujące. Rousseau wcale nie bajdurzył.
No i żeby to było jasne. Problemy zabiera się ze sobą, one nie znikną po zamieszkaniu w chatce na skraju lasu, albo w jaskini jak Rumcajs. Jest to jednak jakiś start i forma terapii.
Życie jest, jakie jest. Każdy nadaje sobie sam sens istnienia. Z pewnością warto się cieszyć tym życiem (i nie myśleć tylko o pieniądzach, bo praca jest w większości jednym z powodów niskiego stanu i sam osobiście, bym nie pracował, gdybym nie musiał, a tak się żyje głownie dla pieniędzy niestety), a kto wie, co jest po śmierci. ;)
Szczęście to umiejętność cieszenie się z tego co się ma. Dodatkowo piękne są tylko chwile, wiec warto brać od życia jak najwięcej i nie marudzić. Zycie jest tylko jedne. Drugiego nie będzie.
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
Max Ehrmann
Ja mam potężne szumy uszne, ale i tak lubię nocną cisze
Wszyscy prędzej czy później dochodzimy do punktu, w którym nie chcemy niczego, ale musimy znaleźć sposób na odwrócenie uwagi. Dla mnie gry pomagają, dla kogoś książki pomagają. Nie należy się poddawać.
Dokładnie. Ja doszedłem do tego wniosku zbyt wcześnie, bo jeszcze w początkach liceum i zajęło mi przez to lata, żeby się ogarnąć. Byłem na granicy palnięcia sobie przysłowiowo w łeb.
Idż na budowę robić po 10 h w pełnym słońcu to nie będziesz miał ochoty na takie pierdolenie
Oho, widzę wypowiedz Jego Magnificencji Profesora nauk psychologicznych. Na której Akademii tego uczą? Wyższa Szkoła Robienia Hałasu?
Ależ jest wręcz odwrotnie przyjacielu. Życie ma sens ...
Nie warto wychodzić z kina, kiedy trwa ..... seans :)
Powodzenia !!!
Nie, nie ma. Absolutnie żadnego sensu z odpowiednio abstrakcyjnego punktu widzenia. Twój punkt widzenia to wartość przeżywania, a nie życia. Natomiast właśnie o to chodzi - zejdź człowieku z abstrakcji i żyj, albo w końcu palniesz sobie w łeb, zamiast się bawić.
Oczywiście że nie ma z dostatecznie abstrakcyjnego punktu widzenia - deal with it. Wszystko co poza tym usłyszysz to zawsze kłamstwa. Sposobem jest zejść z tej abstrakcji i znaleźć sobie coś do roboty. Nie ma innego rozwiązania.
Sensem życia jest płacenie podatków.
Mem dla rodaków na dziś: "Polacy lubią i chcą niskie podatki. Mam dla was zatem pięć nowych niskich podatków".
Po co ci dobra materialne? Nic nie przynosimy na ten świat i nic z niego nie wyniesiemy. Dlatego lepiej już teraz podziel się swoim majątkiem z Mariuszem i Dżesiką i ich czterema bąbelkami, a są jeszcze generały, milicjanci, biskupi, urzędnicy, politycy, ich żony, konkubiny i nieprawe dziatki, i całe zastępy innych pijawek.