Jak myślicie co z perspektywy czasu może podrożeć / w co warto inwestować?
Mam trochę siana (od bociana jak by kto pytał ( ?° ?? ?°) ) i chciałbym tak z ~10k w coś wrzucić - mam na myśli rzeczy materialne. Ktoś rzuci jakimś pomysłem?
Osobiście w ostatnim roku max 2 lat zauważyłem że bardzo mocno do góry poszły np. wszystkie rzeczy związane z siłownią: hantle itp. (tak od 50 do nawet ok. 125% w górę), ale już raczej jest szczyt cenowy teraz osiągnięty.
Osobiście wrzuciłem sporo w bardzo stare telefony 20lat+ i mam zamiar je potrzymać kolejne min. 5-10lat
Myślałem ostatnio jeszcze o starych antykach (lampy, krzesła itp), ale jest tego dużo na rynku i nie wiem czy jest jakikolwiek sens.
Mała kwota, chyba najłatwiej i najbezpieczniej wymienić na Euro.
Przy większych kwotach, zdecydowanie ziemia.
Ostatnim rokiem się nie sugeruj, pandemia i przerwane łańcuchy dostaw wywróciły rynek do góry nogami.
Ale też nie musisz mnie słuchać, nie znam się na gospodarce, inwestycjach itp. To takie moje luźne zdanie.
https://www.muenzeoesterreich.at/eng/produkte/1-ducat
Polecam. Mała waga (1/10 uncji) ułatwia potencjalne upłynnianie (szczególnie w warunkach kryzysu/wojny/apokalipsy, kiedy raczej nie można liczyć, że ktoś wyda "resztę").
Ja akurat lubię regularnie oglądać Kitco news na YT, choć nawet sam w metale nie inwestuję. Jedno z niewielu źródeł z ciekawymi komentarzami ekspertów, które jest w miarę obiektywne w raportowaniu sytuacji. Inne w większości albo naganiają na kruszce (tylko "złoto zaraz będzie po 10k $ / uncja !!!") albo przeganiają od nich (tylko "bitkojn to nowe złoto, kupuj zanim będzie po 1 mln $ za sztukę !!!"). :)
po cenie śmiem twierdzić, że cena jest zależna od spotu - ceny giełdowej złota -kilka% że względu na niższą próbę.
Osobiście wrzuciłem sporo w bardzo stare telefony 20lat+
Po pierwsze 20 lat to nie jest stare, a po drugie o jakich telefonach ty mowisz.
10tys to ja bym sie w jakies waluty albo krypto sie pobawil jak lubisz hazard.
10 kola to jest nic, lepiej sobie zostaw te zaskorniaki jako poduszke bezpieczenstwa, wtedy nie masz stresu ze jak cie wywala z roboty to nie bedziesz za co zaplacic za czynsz.
Kryptowaluty ale tylko przy początku korony kiedy kurs poszybował w dół, kupuj w dołku moja zasada .
kupuj w dołku moja zasada
Niesamowita zasada. Moze jeszcze napisz kupuj tanio i sprzedawaj drogo i juz normalnie kompedium inwestora bedziesz mogl wydac.
Jakby ludzie wiedzieli kiedy "jest dolek" to by wszyscy milionerami byli na swiecie. Rownie dobrze teraz moze byc dolek bitcoina i cena za miesiac wystrzeli do 10 milionow.
Przecież tu sami prezesi i dyrektorzy,jak jeden z nich daje ci bezużyteczną radę kupuj w dołku,sprzedawaj na górce,to ciesz się i dziękuj,a nie narzekaj.
Po pierwsze, nie pytaj o inwestowanie nikogo, a tym bardziej praktycznie anonimowych ludzi na forum o grach. To co zaraz ja napiszę to na pewno nie jest porada inwestycyjna, tylko moja prywatna opinia i tylko od Ciebie zależy czy uznasz ją za sensowną czy nie, ale na pewno nie powinieneś się nią ślepo kierować.
Co do inwestowania pieniędzy to dużo zależy od kilku czynników:
1. Ile masz do zainwestowania? - to napisałeś.
2. Czy to Twoje jedyne pieniądze, czy tylko wolne środki, a kasę na "czarną godzinę" masz gdzieś niezależnie odłożoną?
3. W jakim jesteś wieku i jaki masz horyzont inwestycyjny? Czy te środki będą Ci potrzebne za jakiś czas, czy to oszczędności na przyszłość, np. emeryturę?
4. Jakiej stopy zwrotu oczekujesz i jaką masz tolerancję ryzyka? Czy chcesz ponad 100% rocznie co wyciągniesz tylko na mocno spekulacyjnych aktywach, czy zadowoli Cię 5-7% z dywidendy z akcji lub z wynajmu nieruchomości? A może wystarczy Ci "przechowanie wartości" w obliczu inflacji?
Czy nie chcesz wchodzić w coś co może polecieć -80% w dół lub wręcz może całkiem stracić na wartości? Czy akceptowalne ryzyko to np. -10%?
Ja osobiście bym się nie bawił w inwestowanie w rzeczy "kolekcjonerskie", bo ich wycenia zależy tylko i wyłącznie od tego jak inni ludzie wyceniają te rzeczy. Większość to dodatkowo coś co można nazwać "vanity items", czyli rzeczy które nie dość, że nie mają fundamentalnej wartości, to można się bez nich w życiu obejść.
Jak dla mnie, na inwestycję ma wpływ też to ile chce się zainwestować (choć nie tylko):
- 1-10k zł - tylko inwestycja w siebie, wiedzę, umiejętności, papiery (np. dyplomy, certyfikaty, jeśli są istotne w karierze zawodowej w branży w której się jest) czyli inwestycja w to co zwiększy poziom bieżących przychodów.
- 10k-100k zł - własny biznes lub jeśli chce się pozostać etatowcem, to ewentualnie giełda, ale tylko po wystarczającym wyedukowaniu się - odkładałeś kasę rok, poświęć min. 1 miesiąc na edukację - stracić pieniądze jest łatwo, odrobić już nie. Ładowanie się w krypto, forexy, itp., bez wiedzy to finansowe samobójstwo i zostanie "dawcą kapitału" dla ludzi, którzy naprawdę robią na tym kasę (<10% osób które się w to bawią).
- ponad 100k zł - dalej częściowo dwa powyższe, ale można zacząć rozważać nieruchomości, itp. Raczej trzeba przechodzić w "bezpieczniejsze" aktywa, dające regularne przychody.
Choć z tym trzeba uważać na rynkową sytuację. Ostatnie lata to było podejście "kup mieszkanie za minimalny wkład własny, wynajmij, samo się spłaci", te czasy już się skończyły i nawet po pandemii nie wrócą.
Tak mnie zawsze ciekawilo co mi da edukacja z inwestowania? Czasami slucham tych wszystkich ekspertow/analitykow i zazwyczaj dzieje sie na odwrot od tego co mowia i ich prognoz.
Mozesz przeczytac miliard ksiazek i szkolic sie 100 lat a i tak na koncu wszystko sprowadzi sie do szczescia, bo gielda to hazard i emocje.
To prawda co napisales ze 10% wygrywa a 90% przegrywa, podobnie jak w kasynie. Ci zarabiajacy to zazwyczaj wielkie ryby i fundusze spekulacyjne. Majac miliardy mozesz manipulowac cenami akcjami i pozerac pozostalych malutkich inwestorow. Wiec nie jest to jakas wiedza tylko po prostu skurw%&%ynstwo.
Kupuj bitkojny jak Elon chrząknie, sprzedawaj jak Elon puści bąka.
Witaj nam nowoczesny, długo wyczekiwany rynku finansowy, tak bardzo wspaniały i niezależny.
Przecież 10tyś to są zbyt śmieszne pieniądze żeby się przejmować takim lokowaniem pieniędzy. Nawet przy sporej inflacji cię te 10tysi zbytnio nie zaboli
Do 2000 PLN zawsze możesz kupić zestawy z lego z potencjałem i sprzedać za ~2800 jak wyjdą z produkcji.
Ciężko ocenić czas zwrotu.
Jak to działa:
Kupujesz zestaw pod koniec produkcji, za około 80% ceny katalogowej. W krótkim okresie sprzedajesz za ~110% katalogowej albo czekasz i próbujesz ugrać więcej. Dwa główne czynniki to:
- wybrać zestaw, który będzie popularny lub zyska status "kultowego"
- wybrać coś, czemu niedługo będzie kończyć się produkcja. Zły wybór oznacza zamrożenie kapitału
Ja, w 2020 roku, kupiłem Lego 10260 i udało mi się zarobić kilka stówek ;) Dodatkowo na strychu czeka kilka kolejnych zestawów Lego. Dla ciekawskich polecam poszukać obecnej ceny tego zestawu.
Kupuj bitkojny jak Elon chrząknie, sprzedawaj jak Elon puści bąka.
To musiały mieć Muska za wujka bo jak puści bąka to raczej pozamiatane i kasa z giełdy wyfruwa.
Osobiście zainwestowałem 40 tys w waluty, kupiłem w dołku i liczę na kilka tysięcy. Na chwilę obecną zarobiłbym z 600 zł ale kasa nie jest mi potrzebna więc poczekam na większy bum i sprzedam.
10k to jest w miarę przyzwiota miesięczna pensja w korpo, a nie kapitał do inwestowania. Zostaw sobie lub jeśli boisz się inflacji - wydaj na przyjemności.
Ogólnie to świetny wątek,Można się pośmiać. ludzie inwestują w stare telefony,klocki lego czy hantle ?
Żeby nie było offtopu ja jestem tradycjonalistą,i wszystko wkładam w obligacje skarbowe. Mimo wszystko szansa na to,że cały ten system pier*nie jest stosunkowo niewielka.
Ale czemu pośmiać? Każdy stara się coś ugrać i ma jakieś pomysły. Tak samo nikt nie pisze, że inwestuje tylko w "stare telefony,klocki lego czy hantle". Rozumiem, że wypowiadać się mogą tylko słynni "prezesi z GOL", którzy mają po 100k i więcej w akcjach albo obligacjach?
Autor ma 10k na inwestycje, pyta o rady i je dostaje (dla mnie niektóre są słabe). To powód do śmiechu, że ktoś próbuje ogarnąć jakiś pomysł na ulokowanie oszczędności?
Ale to nie jest złośliwy śmiech,raczej uśmiech z pomysłowości. :) dla mnie tak samo ryzykowne jest kupowanie telefonów czy antyków,bo to tylko kwestia umowna ile co jest warte,a jak bedzie trzeba sprzedać na szybko,to też się nie znajdzie chętnego. Ogólnie z oszczędnościami jest dramat,i nie można praktycznie nic zrobić,bez dużego ryzyka.
dzięki :) teraz rozumiem
Co do mojego pomysłu i ryzyka - jak napisałem wyżej - w najgorszym wypadku moje dzieci lub chrześnik dostaną wypasiony prezent na święta i tyle. Ale tak zgadzam się, cena takich rzeczy jest bardzo umowna, a wiele inwestycji obarczonych jest ryzykiem (nie tylko lego, ale ogółem w dzisiejszych czasach).
Co miesiąc na konto córki leci 300 zł ma 3 lata odłożone już trochę pieniędzy do 18 będzie już miała sporo kasy ;)
Jeżeli to nie tajemnica, odkładasz na zwykłe konto oszczędnościowe, czy jest jakieś inne ciekawe rozwiązanie?
Chyba ze bedzie hiperinfacja i jak w latach 90 za odlozone pieniadze na ksiazeczkach mieszkaniowych przez pare lat mozna bylo co najwyzej kupic buciki.
Nie musi być nawet hiperinflacja. Ona nie jest politykom na rękę, bo przy hiperinflacji mogą się zacząć rozruchy społeczne. Ale już dość wysoka zwykła inflacja jest jak najbardziej możliwa i przez polityków mile widziana. Dlaczego? Bo dzisiejsze długi państw są w zasadzie niespłacalne normalnymi metodami.
Można zaciskać pasa w skali kraju, żeby mieć dodatni bilans budżetowy z którego za 100 lat może uda się spłacić długi, ale to polityka niepopularna (= przegrane wybory po których przychodzi konkurencja polityczna rozdając socjal i znów zadłużając kraj). Lepiej żyć ponad stan z polityką populistyczną, wydając więcej niż się zarabia. Ale jak w takim razie utrzymać to w ryzach?
Pierwsza metoda to rozwój. Na dług kraju patrzy się w kontekście PKB (o sztuczkach księgowych m.in. obecnego rządu w tym zakresie lepiej nie pisać nawet), czyli jak zwiększy się PKB przy tym samym długu, to sam dług traci na znaczeniu. Tylko co jeśli kraj się nie rozwija, bo nie potrafi się nim kompetentnie zarządzać?
Zostaje druga metoda: dewaluacja długu przez inflację (chyba, że rząd jest tak głupi, że zadłuża się w walutach obcych). Pożyczasz na 1-2% (np. emitując obligacje), a w międzyczasie waluta traci na wartości 3-4% rocznie lub więcej. W praktyce za parę lat "realnie" oddajesz mniej niż pożyczyłeś, choć "nominalnie" więcej.
Z punktu widzenia polityków najlepiej mieć inflację wystarczająco dużą, żeby skutecznie dewaluować dług, jednocześnie nie wywołując niepokojów społecznych. Ten poziom to do max. 10% rocznie (chyba optymalnie 4-5%). Wtedy nie jest potrzebna hiperinflacja, żeby poradzić sobie z długiem.
A co ze zwykłym Kowalskim odkładającym w skarpecie (czy nawet na rachunku bankowym lub lokacie)? To właśnie on płaci "podatek inflacyjny" nawet o tym nie wiedząc.
Dla małych sum w perspektywie krótkoterminowej (np. 1-2 lata) nie ma to wielkiego znaczenia. Ale przy inflacji średnio rocznie 4% przez 18 lat, dzisiejsze 300 zł na koniec tego okresu będzie warte tyle co dzisiejsze 150 zł.