9 rzeczy, które w filmach o Harrym Potterze wypadły lepiej niż w książkach Rowling
Calkowicie sie nie zgodze.
filmy nie maja najmniejszego startu do ksiazek. tylko 1 i 2 czesc zachowuje klimat.
Potem niestety zmarl genialny Dumbledor i w jego miejsce recastowali aktora ktory jest wrecz jego przeciwienstwem (maly gruby i wredny z twarzy)
Do tego niezrozumiale decyzje zrezygnowania z mundurkow, zamiana szat czarodziejow na normalne ubrania itp.
Od 3 czesci ta seria staczala sie coraz bardziej, moze poza 4 gdzie jeszcze klimat na chwile wrocil.
A dumbledora nie odzalowalem do dzisiaj.
Przecież to "Więzień Azkabanu" jest najlepszym filmem z serii, dwa pierwsze są ok ale tylko ok, bo zbyt dziecięce.
tak jak ksiazki.
bez prawdziwego dumbledora dla mnie to nie to samo. tak samo to uwspolczesnienie ubran.
Nie chcę wyjść na fanatyczkę książek, ja wszystko rozumiem - mało czasu i trzeba przedstawić historię dynamiczniej. Ale z tym, że mniej Dursleyów i chemia między Harrym a Hermioną to zmiany na lepsze całkowicie się nie zgadzam.
Sceny kiedy Dursleyowie mają nieprzyjemności z powodu złego traktowania Harrego (spotkanie z Zakonem i finalny opierdol ze strony Dumbledora) są bardzo satysfakcjonujące i strasznie mi ich brakowało w filmach. A śmierć Hedwigi była bezsensowna, bo śmierć dokładnie taka jest - bez sensu i bez fajerwerków, właśnie dlatego tak boli.
Masz sporo racji. Zwłaszcza zgadzam się w sprawie z Hedwigi. Właśnie o to chodziło. Przypadkowy strzał zaklęciem, od którego ginie ktoś niewinny. Jak w prawdziwym życiu, bez powodu i bohaterstwa, tak po prostu.
W ogóle z całego tego artykułu mogę się bez zastrzeżeń zgodzić z autorem tylko w punkcie o rodzicach Hermiony.
Największą wadą filmów jest całkowite wypaczenie roli Rona, która sprowadzała się do bycia śmiesznym głupkiem. Dużo scen które miał swój udział pokazywał coś więcej dawano Hermionie robiąc z niej niemal postać idealną.
Książek nie czytałem, ale filmy wydają się dużo lepsze.
To przeczytaj. Bo porównywanie oglądanych filmów, do nieprzeczytanychksiążek jest dość dziwne.
Od 3 czesci ta seria staczala sie coraz bardziej A jak dla mnie Więzień Azkabanu jako film sam w sobie (nie wiem jak wypada jako adaptacja) był najlepszy z całej serii i aż szkoda, że Cuaron dostał tylko jedną część do reżyserii.
Dokładnie, ciągle widzę, że ludzie uważają trzecią część za najlepszą (włącznie ze mną), a za to krytykują filmy Davida Yatesa.
Z tego co wiem to Cuaron dostał propozycję reżyserii kolejnej części, ale ją odrzucił ponieważ zdecydowanie bardziej woli pracować nad swoimi autorskimi scenariuszami
Ponoć Cuareon zrezygnował, gdyż musiałby rozpocząć prace nad "Czarą Ognia" tuż po zakończeniu prac nad Więźniem.
Razem z Władcą Pierścieni są uniwersum o jakim każdy dzieciak marzy, żeby się tam znaleźć.
Śródziemie to ostatnie miejsce, w którym chciałbym się znaleźć.
Dlaczego? Lepiej mieszkać w wypizdowym Shire niż dowolnym mieście w świecie "Gry o Tron" czy "Czarnej Kompanii". Jeszcze "Wiedźmin" daje radę, bo niby potwory są ale w miastach, a nawet na szlakach jest relatywnie...spokojnie.
Super artykuł. Z większością się zgadzam w zupełności, rzadki przykład filmów lepszych, lub co najmniej nie gorszych od książek. Większości z nas, którzy niejako dorastali z HP nawet ciężko pojąć jaki to ogromny sukces i wydarzenie od kuchni. Trzeba przystosować cały zamek na 10 lat produkcji, setki młodych aktorów bez doświadczenia przerobić na gwiazdy, a to wszystko mając wiarę w sukces kolejnych części od Rowling.
No właśnie - twórcy skupili się na chemii między Harrym a Hermioną, a Ginny całkowicie pozbawili charakteru. Bardzo żałuję, że tak spłaszczyli ich relację, bo w filmach to wygląda, jakby Harry spiknął się z Ginny, bo... w sumie to nikogo innego nie było.
Przecież film i książka to zupełnie inne medium - siłą rzeczy film musi pewne rzeczy spłycić czy skrócić, ale za to nadrabia dynamiką czy dosłownym ukazaniem tego, co w książce można jedynie opisać. Inaczej jest , gdy np. książka opisuje pewne emocje, a inaczej gdy w filmie aktor wyraża je swoją mową ciała. Także dla mnie większość punktów z tej listy to tylko i wyłącznie kwestia porównania tego, co film jako film jest w stanie zrobić lepiej od książki. To jest trochę takie szukanie na siłę geniuszu, bo np. wątek Dursleyów raczej nie był skrócony z powodu wymienionych argumentów, a po porostu był proporcjonalnie skrócony jak cała reszta wątków, a może nawet bardziej przycięty, aby po prostu zdążyć ze wszystkim, co realnie jest ważne. Książka rządzi się innymi prawami, bo jej nie trzeba przeczytać w dwie, trzy godziny...
Zarówno czytając książki jak i oglądając filmy miałem dokładnie to samo wrażenie odnośnie Ginny Weasley. Postać kompletnie bez wyrazu, nie pasująca jako partnerka do głównego bohatera. Nawet Luna Lovegood miałaby więcej sensu w tym miejscu :)
Alan Rickman i wątek Snape'a? Dla mnie jeden z motorów napędowych całej serii. Hary Potter to historia o dorastaniu i właśnie dzięki Snape'owi wypadła tak dobrze. To on pozwala Harremu zrozumieć, że świat nie jest czarno-biały i nie zawsze można dokonać prostych podziałów. To dzięki temu wątkowi i choćby stopniowemu godzeniu się, że ojciec nie zawsze był kryształową figurą, a Snape miał prawo czuć żal wierzymy, że Harry Potter dorasta.
You were named after two Hogwarts Headmasters. One of them was in Slytherin, and was probably the bravest man I’ve ever known.
Harry i Hermiona?
Dla mnie to już zawsze będzie jedna z najlepszych (być może najlepsza) scen w całej serii...
https://www.youtube.com/watch?v=GM5WI4MTXzc
Przyjemny artykuł. Choć filmy nie mają nawet startu do książek to faktycznie tych parę elementów (choć nie wszystkie wg mnie) zostały fajnie pokazane na ekranie
W filmach Ginnie była tłem i nagle stała się ważna dla Harrego co zupełnie nie miało żadnego sensu. Filmy widziałem relatywnie niedawno, książki czytałem na bieżąco jak wychodziły, więc nie pamiętam detali, ale na pewno lepiej budowały świat i przedstawiały pewne rzeczy dzięki temu, że nie były ograniczone przez filmowe 2-3h. To już nie wina samego filmu. Trzeba powiedzieć, że to jedna z lepszych adaptacji książkowych jakakolwiek wyszła, a aktorzy dali radę (szczególnie Snape czy Mcgonagall).
Jeżeli chodzi o filmy to tylko 1 część jest prawdziwym magicznym kinem idealnym dla dzieci, można jeszcze zaliczyć 2 i 3 część ale trochę w mniejszym stopniu. Natomiast 4 i wszystkie kolejne to już co innego.
Podsumowując autor w większości wypadków popiera okrojenie filmów z zawartości w stosunku do książki. Jego prawo i faktycznie czasami zdaje to egzamin. Niestety przez to wiele wątków zostało straszliwe spłaszczonych pozbawionych wielu smaczków znanych z książki. Przytoczę tylko kilka. Na początek najważniejszy - Voldemort. Filmy straszliwie spłyciły tą postać i nie rozumiem dlaczego w Księciu półkrwi został wycięty niemal cały wątek poznawania jego historii przez Harrego. W adaptacji widzimy tylko potężnego i złego, który jest zły bo taki sie urodził i tyle. W książce natomiast była pięknie zaprezentowana głębia tej postaci. Nienawiść do matki za opuszczenie, złość na mugoli, niezwykła popularność i uwielbienie w latach szkolnych i coraz większe pragnienie by być kimś więcej i więcej. Nic więc dziwnego, że w filmie dużo lepiej wypada Severus Snape, którego wątek nie został tak okrojony. Podobnie został potraktowany Dumbledore. W filmie brakuje wielu fragmentów o nim i jego barwnym życiu, które pokazują, że nie był dobrotliwy brodacz a niezwykle inteligentny i przebiegły człowiek, który momentami ocierał się o granicę dobra i zła. Również jego relacja z Harrym w filmie to urywek tego co znamy z książki. Tam każdy tom to przynajmniej jeden rozdział poświęcony rozmowie między tymi bohaterami gdzie dyrektor wyjaśnia Harremu kolejne zawiłości życia. Czuć było więź między nimi i że jest czymś więcej niż zwykłą relacją dyrektor-uczeń. Zwłaszcza boli mnie to jak przycięte zostały ich rozmowy z trzech ostatnich części na czele z tą z Insygniów śmierci na King's Corss. Tyle przesłań i głębokich przemyśleń kryło się w tych dialogach a reżyserzy skórczyli to do ledwie kilku zdań.
Wspomnę jeszcze o Dursleyach. Oczywiście to rodzinka wykreowana tak by nie dało się jej lubić. Jednak w książkach nie są to takie pustaki jak w filmie i przejawiają bardziej "ludzkie" cechy.
Rozumiem oczywiście, że adaptacja wymaga kompromisów i usunięcia niektórych elementów. W pełni podzielam pominięcie meczu Quiditcha z Czary ognia czy różnych innych scen. Jednak uważam, że spłycono przy tym kilka ważnych relacji a to już nie jest dobre. Ogólnie jednak filmy bardzo mi się podobają. Przede wszystkim za świetne pojedynki magiczne i kapitalnie dobranych aktorów (może poza Szalonookim).
Akurat filmowy Moody był świetny, nie wiem czego się czepiasz Gleeson'a - scena z pierwszą lekcją obrony przed czarną magią i zaklęciami niewybaczalnymi lub choćby to jak Moody "nauczał" Malfoya jak być fretką - czadowe.
Ogólnie wszystkie filmy były dobre.Po prostu dobre.No dobra, Więzień był zdecydowanie najlepszy.A Zakon Feniksa skopany. Nudny,nijaki. W kinie usypiałem. A tak to wiadomo.Książki ogólnie lepsze. Ale parę rzeczy,też bym z nich wyrzucił, bo były zbędne. Jak nie przeczytałem książek, tylko najpierw oglądałem filmy, to dawałem im wysokie oceny,po przeczytaniu obniżyłem. Dlatego warto najpierw coś czasem obejrzeć,a potem przeczytać. Nie psuje się odbioru filmu:)
Mniejsza ilość Dursley`ów to moim zdaniem nie jest plus, w filmie ich relacje z Harrym są bardzo uproszczone i nie pokazują tak charakteru Harrego jak np wtedy gdy w WA szantażował wuja by podpisał zgodę bo ciotce może palnąć coś czego nie zapomni, albo w KT udawał przed Dudleyem, że może używać czarów poza szkołą tylko po to by go ciągle straszyć. Zadania w CzO skopali, pierwsze zadanie zdecydowanie za długie gdzie mogli ten czas poświęcić chociaż na Mistrzostwa, drugie im wyszło ale labirynt uproszczony do granic możliwości. "W Harrym Potterze i Czarze Ognia, skądinąd świetnej ekranizacji".... eeee nie, reżyser to w ogóle chyba nie przeczytał tej książki przed nakręceniem tylko dopiero po.
Zarówno wszystkie książki i filmy mam odhaczone, i uważam obie za dobre. Co prawda Insygnia Śmierci (zwłaszcza część druga) trochę bardziej różniła się od książki niż inne, ale też dobrze się oglądało. Wiadomo że adaptacja 1:1 jest często trudna, chyba że jako serial, bo wtedy w teorii jest czas na wszystkie drobnostki, a w filmach nie ma tego luksusu. Moim zdaniem jest jeszcze jedna scena którą filmy zrobiły lepiej, a mianowicie walka z Bazyliszkiem. W książce po prostu nuda, szybko i zwięźle, a w filmie jednak trochę tej akcji i skradania dodało naprawdę uroku, choć w obydwóch przypadkach koniec sceny był taki sam, ale dojście było inne, według mnie znacznie lepsze w filmie.