Głośne filmy, które zrujnowały kariery aktorom
Że niby "Liga niezwykłych dżentelmenów" zrujnowała karierę Seana Connerego XD? Na tym etapie, Sean miał tyle ikonicznych ról za sobą, że jakby zagrał jeszcze w setce o połowę gorszych filmów niż "Liga", jego kariera nie ucierpiałaby nic a nic. To, że później w niczym nie zagrał było jego decyzją, bynajmniej nie związaną z klapą "Ligii".
Heh,tytuł sugeruje że dane filmy zrujnowały karierę aktorom,a już w pierwszym przykładzie okazuje się że wyszło aktorce to na lepiej,bo "zaczęła się spełniać ".
Że niby "Liga niezwykłych dżentelmenów" zrujnowała karierę Seana Connerego XD? Na tym etapie, Sean miał tyle ikonicznych ról za sobą, że jakby zagrał jeszcze w setce o połowę gorszych filmów niż "Liga", jego kariera nie ucierpiałaby nic a nic. To, że później w niczym nie zagrał było jego decyzją, bynajmniej nie związaną z klapą "Ligii".
Connery żałował trochę że wcześniej odrzucił rolę Gandalfa więc się zgodził na Ligę bo to też była ekranizacja fantastyki, tyle że wkurzył się na reżysera i już mu się nie chciało szukać następnej obiecującej roli na godniejsze zakończenie kariery
racjonalistycznie,
Autor mial na myśli "racjonalnie"?
Nie ma na tej liscie Culkina któremu Kevin Sam w Domu dosłownie zniszczył życie (dopiero teraz wyszedł z nałogu i zaczął jakoś wyglądać) a jest taka legenda kina jak Sean Connery. Lmao.
Słaba rola Christensena to bardziej wina scenariusza i fatalnych, komicznych wręcz dialogów a nie jego aktorstwa. W Zemście Sithów wypadł bardzo dobrze.
Dowodem na to że wcale nie wypadł tragicznie jest to że chyba nikt sobie nie wyobraża już innego Anakina Skywalkera, dlatego wróci w serialu.
Słaby aktor, który dostał zbyt dużo czasu na ekranie, niestety będzie jeszcze słabszy, niż mógłby być. Być może Lucas lubi młodych, ładnych mężczyzn, ale to jeszcze nie powód, żeby slaby aktor znikąd nagle dźwigał tak ogromne filmy. Hammil tez nie był jak młody Pacino, ale on w sumie grał młodego, naiwnego wieśniaka, więc idealnie wpasował się w rolę, niby był głównym bohaterem, ale Ford ściągał na siebie większość uwagi. Może Lucas powinien szukać bardziej w Anglii, a nie w Kanadzie? Taki Jonathan Rhys Meyers na przykład, który wtedy tez zaczynał.
Przy okazji, jak ktoś wynosi nowa trylogię Lucasa ponad Disneya, to chyba lubi brazylijskie seriale i zapasy w kisielu.
Drew Barrymore po E.T. też cienko przędła..., ale to w sumie zagadnienie na oddzielny temat : "Uboczne skutki popularności", czyli kiedy sodówka uderza zbyt wcześnie....
Przy okazji, jak ktoś wynosi nowa trylogię Lucasa ponad Disneya,
Chcesz mi powiedzieć, że trylogia Mary Sue od Disneya według ciebie jest lepsza niż prequele? No różni ludzie są, jeden lubi banany a drugi jak mu nogi śmierdzą. Dla mnie prequele może nie były super zagrane (ale umówmy się, Ridley wybitną aktorką też nie jest i nie będzie) ale miały klimat (szczególnie Zemsta Sithów) i były spójne i w jakiś sposób przemyślane.
Chcesz mi powiedzieć, że trylogia Mary Sue od Disneya według ciebie jest lepsza niż prequele?
Oczywiście, że tak. W sensie filmowym filmy Disneya stoją trzy długości dalej, niż CGI Lucasa, gdzie czasami snują się smutni żywi aktorzy i klepią jakieś kuriozalne dialogi, aż uszy puchną. Doceniam ośkę scenariuszową Lucasa, ale mnie interesuje film, a nie mitologia SW. Wolę kino przygody, tak jak stare SW, a nie życie towarzyskie elit i niby głębokie intrygi polityczne Lucasa, o głębokości kałuży. Niż plastikowe robociki i cgi klony, wolę idiotyczny New Order, choć bardzo żałuję, że nie jebnęli z lasera w Naboo i tą kretyńska rasę Gungan - mogło być pięknie. Wolę Kylo Rena niż...Lucas chyba zapomniał, o jakimkolwiek oponencie z jajami, choć i tak szkoda ze Ben Mendelsohn zagrał w Rogue One, a nie tutaj zamiast tych chłystków z New Order.
Akurat Daisy Ridley jest naprawdę świetna i ma to coś.
No różni ludzie są, jeden lubi banany a drugi jak mu nogi śmierdzą. I wiadomo, z tych różnych ludzi musisz należeć do tych pierwszych ;]
"Zdobywca" (Conqueror) z 1956 dla Johna Wayne'a
A czy to nie było tak, że Sean Connery zrezygnował z grania w kolejnych produkcjach głównie ze względu na pierwsze objawy postępującej demencji spowodowanej chorobą Alzheimera? Nie wspomnienie przez autora artykułu o tym bardzo istotnym fakcie to spory błąd.
Chaplin? Przecież on nakręcił po "Dyktatorze" jeszcze cztery filmy, wszystkie na przyzwoitym poziomie i w każdym z nich zagrał.
Hmmm... Kolejny z rzedu klikacz? Bo osobiscie nie zgadzam sie z zadnym z podanych przykladow.
3 podstawowe powody sa takie: Albo aktor mial dosc aktorstwa(Christensen), albo byl deska nie aktorem(Copolla, O`Donnell), albo byl juz stary, bogaty i po prostu mu nie zalezalo(Connery, Chaplin) + jak np w wypadku Jima Caviezela po prostu to bzdura, bo jego kariera po Pasji miala sie raczej normalnie na miare jego aktorstwa, co wiecej 2 lata temu po raz drugi zagral "biblijna" role.
Gorzej to wygladalo z Jake Lloyd, bo jak sie rozejrzec... Jemu rola w Gwiezdnych Wojnach nie zrujnowala kariery, tylko zycie... Skonczyl z aktorstwem ponoc przez szykany rowiesnikow, a dosyc niedawno cos tam narozrabial i sie okazalo ze cierpi na schizofrenie paranoidalna...
Podobnie podejrzewam bylo z Maria Schneider, Ostatnie Tango rozj... Jej zycie. Nie kariere.
Ups, pominalem Madonne... Aktorke???? Chociaz... W Czterech Pokojach byla spoko.
Christensen wcale nie był taki zły. Znaczy się - był średni, ale nie gorszy niż cała reszta aktorów z trylogii prequeli. Tam się wyróżnia chyba tylko Christopher Lee i Evan McGregor.
Nawet kiwający głową i robiący miny Liam Neeson, czy Portman są bardzo przeciętni. Ten czarnoskóry, przyboczny Amidali, któremu nie wiedzieć czemu (chyba parytet koloru skóry) dali tak dużo miejsca w filmie to dno i metr mułu, gra jak w pornolu. A ten kolo, który gra Maula to katastrofa. Wypowiedział chyba ze 4 słowa i pojawia się w filmie łącznie może ze 3 minuty, a i tak zagrał tragicznie. Wszyscy go uwielbiają tylko za kozacki wygląd i właśnie dlatego, że było go mało.
A stara trylogia? Czysty sentyment i wspomnienia z dzieciństwa, bo sorry, ale Harrison Ford, czy Hammil grają bardzo sztucznie. Vader, czy C3PO to już drewno totalne.
Prawdziwa gra aktorska zaczyna się dopiero wraz z przebudzeniem mocy. Adam Driver jest niesamowity. Daisy Ridley, Domhnall Gleeson w roli Huxa.
Jasne, też wolę starsze odsłony Star Warsów, ale obiektywnie rzecz biorąc aktorstwo w tych odsłonach jest na poziomie serialów klasy B, ale różowe okulary, sentyment i wieczne podejście w stylu "kurła, kiedyś to było" tłumią obiektywne spojrzenie przeciętnego widza.
Kolejny mało rzetelny tekst, w którym autor forsuje swoje opinie, niekoniecznie będąc blisko prawdy, co wypominają powyższe komentarze.
Warto dodać, że Jim Caviezel grał główną rolę w jednym z najlepszych seriali ostatniej dekady, Person of Interest. Nie jest to Hollywood, ale sentencja "od tamtego momentu grywa on raczej w filmach klasy B bądź innych prochrześcijańskich dziełach" jest bynajmniej nieprawdziwa.
GOL aka BuzzFeed
Ja nawet u szczytu kariery nie zarobie nawet 0.0001% tego co oni przy zrujnowanej karierze.
Hayden Christensen nie jest tutaj dobrym przykładem. Anakin Skywalker miał dość trudne dzieciństwo, później dorastał w zakonie jedi. Tam nauczyli go, że emocje należy chować głęboko w sobie. W dzieciństwie zakochał się w Padme, gdy spotkał się z nią ponownie po kilku latach nic dziwnego, że nie umiał poradzić sobie z emocjami i wewnętrznym rozdarciem. Hayden Christensen oddał to znakomicie, on naprawdę jest utalentowanym aktorem. To oznacza, że musiał być inny powód dla którego nie grał później w wysokobudżetowych produkcjach. Zresztą spójrzcie ile ludzi pcha się do wielkiego Hollywoodu. Oprócz dobrego warsztatu, trzeba mieć naprawdę szerokie plecy, by zdobywać kontrakty na miliony.
Z Pasją nie chodziło ogólnie o wyznawane poglądy tylko o to, że Hollywood - Żydzi i dlatego Cavaziel nie dostaje dużych ról. Także Mela Gibsona nie lubią w Hollywood.
Jim Caviezel - bardzo mi się podobał w Cienkiej Czerwonej Linii.
Co do Chaplina, to dopiero niedawno zacząłem poznawać filmy z jego udziałem. Piękne kino, jakże odmienne od współczesnego. Z tych filmów, które oglądałem do tej pory, moim ulubionym jest obraz "Światła rampy (1952)".
Oh Karol 1, 2, 3. 4...nie pisz już nic więcej :)
Zrujnowana kariera Connery'ego. Uhuhu. Tu powinieneś Karol strzelić sobie w łeb z łuku :)
Sean po prostu wtedy stwierdził, że szkoda czasu na dzisiejsze, tępe Holly i odszedł raz na zawsze, spędzając czas na graniu w golfa. Jeśli już, to kariera skończyła się dla Stephena Norringtona, który po B-klasowym "Death Machine" (spóźnił się z tym filmem z 5-10 lat, w latach 80 byłby może i kultowy) nakręcił 'Blade'a", który się spodobał chyba większości. Dostał później duży budżet i poległ całkowicie - odbiór jego kolejnego filmu był tak zły, że gość niczego już później nie nakręcił.
Przymina mi się casus Webba, który wymęczył okropne dwa Spidermany i już pewnie niczego więcej wysokobudżetowego więcej nie nakręci. Na szczęście :D
Jak widać: można nie mieć zielonego pojęcia o kinematografii i bezczelnie pisać o niej arcy-przemądrzałe elaboraty. Obciachowy artykulik. Jeszcze kilka takich i już tylko podstarzali weterani gimnazjów was będą czytać. Ja już dziękuję..
To jeden z ciekawszych artykułów, które ostatnio przeczytałem na Filmweb...
A nie, czekaj....
To GRY-online.pl...