Żeby nie było ze to kolejny troll wątek kriskowa ale skład popularnych energetyków występuje często L-Karnityna substancja z tzw spalczy tłuszczy
MONSTER
gazowany napój energatyczny z tauryną żeń-szeniem, L-karnityną, Czyli substancja która jest w suplementach diety na odchudzanie załóżmy ze bierzemy opcje z słodzikami tylko. Czyli co pijąc takie monsterki mamy taki sam efekt jak biorąc tabletki na odchudzanie z L-karnityną które często zawierają tylko ten jeden związek chemiczny?
Jedynym efektem nadużywania takich środków jest długa lista potencjalnych chorób.
Energetyki jako takie powinny być prawnie zabronione dla ludzi w wieku rozwojowym, tak do 24 lat, gdyż wiele z ich składników bezpośrednio wpływa upośledzającą na rozwój organizmu.
Co ciekawsze choć dają chwilowego „kopa” na dłuższą metę, u młodych ludzi, wpływają źle na rozwój tkanki nerwowej w mózgu.
Najlepszym sposobem na powrót do właściwej wagi jest zbilansowana energetycznie dieta, czyli jemy tyle ile nasz organizm naprawdę potrzebuje, w zależności od indywidualnego zużycia kalorii. (Wiadomo że sportowiec musi jeść więcej, nerd siedzący przed komputerem mniej). To jest trudno samodzielnie wyliczyć, ale możesz spróbować, a jak nie idź do specjalisty.
Drugim krokiem jest odstawienie pokarmów i napojów zawierających cukier. Ograniczenie spożywania tłuszczów.
Następny krok to niegłodzenie się. Trzeba jeść regularnie 3 do 5 razy dziennie tak aby nigdy nie być głodnym. Oczywiście zgodnie z zasadami jak wyżej, czyli określoną ilość kalorii, mało cukrów i tłuszczy.
Dodatkowy wysiłek fizyczny nie jest obowiązkowy ale pomaga.
I to cały sekret.
Wszystkie pigułki, preparaty, cud diety itd. to oszustwo mające na celu wyciągnięcie pieniędzy. Niektóre z nich są nieszkodliwe, nawet trochę pomagają, ale niektóre są naprawdę szkodliwe.
Jedynym efektem nadużywania takich środków jest długa lista potencjalnych chorób.
Energetyki jako takie powinny być prawnie zabronione dla ludzi w wieku rozwojowym, tak do 24 lat, gdyż wiele z ich składników bezpośrednio wpływa upośledzającą na rozwój organizmu.
Co ciekawsze choć dają chwilowego „kopa” na dłuższą metę, u młodych ludzi, wpływają źle na rozwój tkanki nerwowej w mózgu.
Najlepszym sposobem na powrót do właściwej wagi jest zbilansowana energetycznie dieta, czyli jemy tyle ile nasz organizm naprawdę potrzebuje, w zależności od indywidualnego zużycia kalorii. (Wiadomo że sportowiec musi jeść więcej, nerd siedzący przed komputerem mniej). To jest trudno samodzielnie wyliczyć, ale możesz spróbować, a jak nie idź do specjalisty.
Drugim krokiem jest odstawienie pokarmów i napojów zawierających cukier. Ograniczenie spożywania tłuszczów.
Następny krok to niegłodzenie się. Trzeba jeść regularnie 3 do 5 razy dziennie tak aby nigdy nie być głodnym. Oczywiście zgodnie z zasadami jak wyżej, czyli określoną ilość kalorii, mało cukrów i tłuszczy.
Dodatkowy wysiłek fizyczny nie jest obowiązkowy ale pomaga.
I to cały sekret.
Wszystkie pigułki, preparaty, cud diety itd. to oszustwo mające na celu wyciągnięcie pieniędzy. Niektóre z nich są nieszkodliwe, nawet trochę pomagają, ale niektóre są naprawdę szkodliwe.
Drugim krokiem jest odstawienie pokarmów i napojów zawierających cukier.
To chyba nie jest dobry pomysł.
Bez cukru można się nabawić hipoglikemii, a w skrajnym przypadku stracić przytomność.
Człowieku, jak chcesz schudnąć to robisz prosty trik - wywalasz nic nie wartą papkę ze swoje diety, wchodzisz na deficyt kaloryczny lub mówiąc prościej jesz mniej i wszystko. Tutaj nie ma co wymyślać koła na nowo, tutaj nie ma co cudować i sobie wymyślać. Potrzeba jedynie dwóch rzeczy: motywacji i uświadomienia sobie, że pewne rzeczy mogą być szkodliwe. Osoba zdrowa nie ma żadnych wymówek. Ktoś chory to co innego. A i jeszcze jedno - odżywiasz się po to aby dostarczyć składniki odżywcze dla organizmu. Ciało ma swoje potrzeby, które musisz spełniać. Pragnienie i jedzenie, tego co smakuje, to kwestia umysłu, tego co sobie zakodowałeś w głowie i swoich zachcianek, które w wielu sytuacjach nie są Ci do niczego konkretnego potrzebne.
Bo schudnąć to tylko ograniczyć cały swój wysiłek do kupienia i wypicia takiego gówna kilka razy dziennie...
zbilansowana energetycznie dieta
wchodzisz na deficyt kaloryczny
... i więcej nie potrzeba.
Jeśli dostarczasz mniej energii niż zużywasz, to nie ma bata, "zapasy" będą się zmniejszać.
No chyba, że jesteś Szurem Stachurskym żywiącym się energią słoneczną :)
Jednym z głównych działań L-karnityny w organiźmie jest transport kwasów tłuszczowych z "zapasów" do komórek.
Cały problem w tym że o ile ta rola wskazuje na to że w oczywisty sposób substancja wspomaga odchudzanie, to nie do końca tak jest. Badania naukowe wcale jednoznacznie nie wskazują na to że więcej L-karnityny to więcej spalonego tłuszczu.
Absolutnie jedynym sposobem na zrzucenie wagi jest ujemny bilans kaloryczny, nie ma innego. L-karnitynę możesz w tej czy innej formie dostarczać ale nawet najbardziej optymistyczne badania mówią jasno że jeśli nie będziesz jadł mniej lub nie zaczniesz się ruszać to po prostu nie schudniesz.
Myślę, że przedmówcy wyczerpali temat, ale generalnie warto trzymać się z dala od różnych cudownych suplementów diety - na porost włosów, na odchudzanie i tak dalej. Gdyby to było takie proste i skuteczne, to nie sprzedawali by tych tabletek w tak śmiesznej cenie (w stosunku do potencjalnych osiągów i oszczędności względem tradycyjnych sposobów, np. odchudzania).
Co do energetyków - jak miałyby pozwalać schudnąć, skoro w składzie mają takie ilości cukru?
A propo odchudzania sie dieta i tym bilansem ujemnym... Dobra, ja wiem, jesc zdrowo, bez pizzy, fastfoodow, kebabow, jesc warzywa, owoce, ruszac zada, nie pic gazowanych i przeslodzonych, uwazac na orzechy bo tucza. Tylko moje pytanie - czy jest cos co zapycha a ma malo kalorii aby zabic uczucie lekkiego glodu? Czy trzeba sie do tego przyzwyczaic?
Generalnie warzywa łapią się pod kryterium "zapycha, a ma mało kalorii aby zbić uczucie lekkiego głodu" (oczywiście nie wszystkie, bo są też kaloryczne, którymi możemy się spaść). Generalnie przy odchudzaniu nie liczy się tylko CO JEMY - bo jakiś tam dietetyk zagraniczny pokazał, że da się odchudzić żrąc wyłącznie fast foody, choć średnio się przy tym czuł - a ILE jemy. Zmniejszenie porcji (i pilnowanie ich!), ograniczenie spożycia węglowodanów, 4-5 posiłków dziennie i odpowiednia ilość płynów zrobi robotę.
Co kto lubi, ja np. lubie surowy kalafior i jak mam napad glodu, to sobie go skubie rozyczka po rozyczce (czasem maczajac w niskokalorycznym dipie). Wazne by... dlugo gryzc. Serio, "jak nie mozesz zjesc duzo, to jedz wolno". Gryz, zuj, najdluzej jak mozesz. Znajomy banana kroil na plasterki cienkie jak papier i kazdego starannie przezuwal, bo ten banan to byl caly jego posilek od 16 do poranka. I po kazdy plasterek chodzi specjalnie do kuchni, ggdzie go odkrawal, wracal do pokoju, zul 5 minut itd. I po pol godzinie glod przechodzil.
Mi tez pomagalo picie yerby, jakos zoladek dawal sie przekonac, ze to jedzenie a nie woda :)
I weglowodany nie, czyli unikac chleba, makaronow, ziemniakow, kukurydzy?
Ja wiedzialem, ze jak przejde na "zdrowa zywnosc" to mnie po miesiacu szlag trafi - uwielbiam pizze, burgery, frytki, steki. Wiec dalej jadlem to, co jadlem ale... mniej. No i pizze z zona na pol a nie cala (i to gora raz w miesiacu), wyeliminowalem slodzone gazowe napoje i czipsu z diety (tzn. czasem spozywam ale okazjonalnie bardzo) i wystarczylo. Nie snila mi sie pizza po nocach a chudlem. :)
A po jakims czasie okazalo sie, ze sucha bulka smakuje mi bardziej niz 4 kawalki czekolady (ta sama ilosc kalorii) - bo bulka sie moglem najesc :)
Dokladnie tak. Omijaj wszystkie weglowodany gdy szukasz zapychaczy.
Warzywa tak, owoce to zalezy (bo niektore to bomby kaloryczne - taki arbuz, wydaje sie ze to sama woda... a to woda ale z CUKREM. Zjesz z pol kilo (czyli sredni kawalek w sumie) i juz pareset kalorii wskakuje).
Marchewki sa OK ale mozna przesadzic z karotenem, wiec jako przekaska ale nie 1 kg codziennie.
A, warto tez zainstalowac sobie w telefonie "licznik kalorii". Ja akurat polecam MyFitnessPal w wersji trialowej (bo wystarczy). Przelicza ci to, co jesz na kalorie, wiec pozwala kontrolowac spozycie (rozbija tez na tluszcze, bialko, weglowodany to co zjesz).
Bo inaczej si czlowiekowi zdaje, ze "tylko troszke zjadlem tego i skubnalem kawalek tamtego" a tu nagle sie okazuje, ze to 1200 kalorii i juz wiesz czemu nie chudniesz, choc "malo jem i trzymam diete". Mi to bardzo pomoglo.
Mniejsze i częstsze porcje, więcej warzyw, mniej węgli, które lepiej zastąpić dobrymi tłuszczami i białkiem. Jak cię będzie cisnął głód pomiędzy posiłkami (a przy jedzeniu 4-5 dziennie raczej ci to nie grozi) to możesz coś zjeść - jogurt, maślankę, kefir, garść orzechów, jakieś warzywko czy koktajl owocowy bądź warzywny.
Głodówka na chama i wywalenie z diety wszystkiego to kiepski pomysł - skończy się tak jak pisał lifter, czyli myśleniem i snami o rzeczach, które byś opierdzielił, a które wyciąłeś. Lepiej czasami się trochę rozpieścić i zjeść coś dobrego, a niekoniecznie zdrowego - ale też z umiarem, by nie wciągnąć na kolację mega pizzy.
Samo wywalenie z diety cukrów (czy to do kawy/herbaty czy w postaci napojów i słodyczy) potrafi zrobić robotę i sprawić, że zaczniesz chudnąć - a już na pewno poczujesz się lepiej.
Masla i sosow do ziemniakow zazwyczaj nie biore, makaron - wlasnie staram sie malo jak juz jem i z jakims sosem, bo to bardzo tuczy.
Ogolnie jakims mega lasuchem nie jestem, wiec moge jesc "zdrowo i monotonnie", tylko sa 2 problemy z ktorymi walcze:
1. jem, jak sie nie pilnuje, bardzo szybko. Duzo za szybko.
2. wieczorem przed snem czasem mnie bierze taki glod, i jak cos zjem to wcale nie pomaga, na przyklad pol garsci ziemnych orzechow albo plasterek sera... ciezko mi wtedy sie opanowac by nie zaczac wpieprzac, dlatego szukam wlasnie jakiegos "zapychacza" by ten glod zabijac.
Ewentualnie zle do tego podchodze i jak mnie tak bierze, to znaczy ze wczesniej za malo jadlem...
Dla mnie brzmi - pomidory malo kaloryczne, selery obok szparagow to praktyczne niemal zero kalorii, marchewka nieduzo, jablka i pomarancze to juz wiecej (bo slodkie - cukier!) ale jedzone z umiarem tez sa OK. Kalarepa, brokuly, kapusta surowa, salata - bardzo wskazane.
A ja arbuza uwielbiam i moglby zjesc z 2-3 kg naraz bez problemu. No ale sobie zrobilem limit 500 g co drugi dzien i jest OK.
Jajka są spoko, ale nie bierz też najtańszych jakie istnieją. Najlepsze byłyby prosto od jakiegoś hodowcy, co nie pasie kur jakimiś zapychaczami pełnymi ścierwa i same kury jedzą wartościowe rzeczy - wtedy jajka będą też najzdrowsze dla Ciebie. Ale pewnie nie masz do tego dostępu, więc staraj się choć omijać najtańsze marketowe barachło w stylu 30 jajek za 6 zł. Sposób chowu (klatkowe, ściółkowe, wolny wybieg) tak naprawdę niewiele może Ci powiedzieć, bo te kury i tak będą dokarmiane - a to, co w nie będą pchać, ma największy wpływ na wartości jajek. Więc, znów - najlepiej od małego, znajomego hodowcy. Choć generalnie - jajka są bardzo w porządku, białko, tłuszcze i te sprawy, kalorii tez nie mają dużo (jeśli nie będziesz żarł 10 na śniadanie z majonezem :P)
1. Jedź wolniej, tylko tyle i aż tyle. Ja wiem, że to nie łatwe, bo sam jadłem bardzo szybko, ale warto się zmusić. Jeśli jesz nożem i widelcem, krój na maleńkie kawałki, to tez pomaga.
2. Jak cię męczy głód wieczorem, to możesz sobie zjeść jakąś owsiankę (ale nie mieszankę byle czego za 5 zł za 1kg z Lidla, najlepiej skomponowaną samemu - całkiem przyzwoite są też produkty OneDayMore, które dostaniesz teraz praktycznie w każdym sklepie) albo jakieś warzywko, unikaj owoców z dużą ilością cukrów.
3. Jak będziesz jadł regularnie te 4-5 porcji dziennie, nawet mniejszych porcji, to głodu nie powinieneś poczuć. Jak nie masz pomysłu na jadłospis, możesz poszukać jakiejś dobrej diety, iść do dietetyka albo po prostu na lokalną siłkę - tam Ci gość dobierze coś sensownego, w zależności od twoich potrzeb.
Jajka ponoc zdrowe nawet, ale jedno jajko to jakies 80 kcal, czyli x3 = rownowartosc buly z maslem i wedlinka. Dlatego wazne jest liczenie kalorii wlasnie.
Wieczorne napady glodu znam doskonale - i wtedy przydaja sie wspomniane zapychacze. Bo tak naprawde NIE jestes glodny a tylko CHCESZ COS ZJESC. Jedzenie wyzwala w mozgu serotonine, ktora daje blogostan. Dlatego wlasnier czesto chorujacy na depresje tyja, bo sie zazeraja z tego powodu.
Jak czuje glod to po pierwsze - pije wode. Duzo wody, zeby "rozepchac" zoladek. Po drugie staram sie czyms zajac, a jak to nie pomaga to wtedy zre ten moj kalafior.
I tez mam zwyczaj jesc szybko (wyniesione z wojska - jak jadles wolno to sie nie najadles, bo mialo sie okreslony czas na posilek) dlatego wlasnie podkreslam by nauczyc sie ZUC DLUGO I STARANNIE. Sprobuj np. kes chleba zuc tak dlugo az po prostu nie bedziesz czul w ustach ani jego kawalka i dopiero wtedy przelknac. Raz, ze to bardzo zdrowe, dwa ze oszukuje zoladek, ze juz duzo czasu jesz, wiec sie nasycil. Serio, serio.
https://www.kwestiasmaku.com/dania_dla_dwojga/sniadania/jajka_w_pomidorach/przepis.html
Stąd też zamiast opierdzielić jajecznicę z 5 jajek, lepiej sobie ugotować 1-2 i zjeść na kanapce, zrobić jakąś pastę czy klepnąć omleta. Albo, jak ktoś ma więcej czasu, szakszukę - polecam!
Edytka: lifter mnie ubiegł z szakszuką. :D
Generalnie przedmówcy wyżej większość powiedzieli. Nie rezygnuj z "niezdrowych" rzeczy które lubisz bo nawet jak schudniesz to efekt yoyo sprawi że przytyjesz jeszcze więcej. Dieta nie może być katuszem, to ma być Twój nowy Styl życia na stałe.
Co do zapychania żołądka i węglowodanów.
Po pierwsze, tak jak pisano wyżej, jedz wolno. Informacja o tym że jesteś już syty trafia mózgu z około 10 minutowym opóźnieniem więc kiedy jesz szybko to wrzucasz sporo kalorii które są Ci już zbędne.
Węglowodanów bym tak nie demonizował bo po pierwsze ich wykluczenie jest szalenie trudne, nie do końca zdrowe i utrudnia nasycenie się. Pamiętaj też że istnieją węglowodany których organizm nie trawi (błonnik), ich dostarczanie organizmowi powoduje że czujesz pełny żołądek, ale kalorii nie dostarczasz.
Dlatego np. lepiej jeść pieczywo ciemne niż jasne. Dwie tej samej wielkości bułki dostarczają różną ilość kalorii bo ciemną nie trawi się cała, ale uczucie głodu niwelują tak samo :).
A, i majonezu nie uzywam, nie lubie.
Dzieki za rady :) Owsianka kompletnie odpada, nienawidze tego smaku, nie bede w stanie jesc bez odruchow wymiotnych.
A co sadzisz o regule owoca albo warzywa? Juz tlumacze - otoz pomyslalem ze zawsze jak jestem glodny, czy to chce kawalek czekolady, sera czy cos, to najpierw zjem jakis owoc, jablko, pomidora, kawalek selera, poczekam 10 minut i zobacze czy dalej jestem glodny :) Ma to sens?
Pizzy unikam, kebab... no coz, jak to nie biore XXL by sie zapchac ale mniejszego by nasycic glod... zreszta mowiac szczerze, on chyba nie jest az tak niezdrowy.
Dziekuje wszystkim za porady! :)
Nie tylko wyglada ale i JEST pyszne. Ja lubie dodac do tego na koniec czarne oliwki, oraz sypię sporo kminu rzymskiego (ale nie kminku!), smakuje świetnie.
Polecam też sałatkę grecką, choć obecność fety i oliwy nie czyni jej zbyt małokaloryczną (500 g to ok. 500 kalorii) to jest to niewątpliwie bardzo zdrowa i pyszna
przekąska.https://www.kwestiasmaku.com/dania_dla_dwojga/salatka_grecka/przepis.html
Tym bardziej, że proporcje składników są bardzo płynne i śmiało eksperymentuj z nimi (ja zamiast oregano daje zioła prowansalskie)
Co do jajek - to nigdy tak naprawdę nie masz pewności. Ja dla spokoju ducha biorę ściółkowe - 10 gr na sztuce więcej, a jest szansa, że będą jednak bardziej wartościowe (coś tam te kury wydziobią :P), a też tym daje swój mały sprzeciw hodowlom w niewoli zwanymi ładnie "klatkowymi".
Przytylem z 8-10 lat temu 30 kilo bo duzo zarlem i malo sie ruszalem. I tak ziarenko do ziarenka dupa urosla.
Po czym 5 lat temu schudlem o te same 30 kilo, bo wiecej sie ruszalem i mniej zarlem. (Do dzisiaj trzymam te wage),
To jak z gownem w toalecie - zeby bylo musisz nasrac, zeby zniklo musisz spuscic wode. Gwarantuje, ze jedzenie magicznych pastylek, picie magicznych herbatek, noszenie magicznych pasow wyszczuplajacych NIGDY nie splucze gowna. Sam je zrobiles, sam musisz sie go pozbyc.
Jak? Wiecej spalajac kalorii niz przyswajajac. Inaczej sie nie da, chyba ze zabulisz -nascie klockow za liposukcje, po ktorej i tak te kilogramy ci wroca, bo nadal bedziesz wiecej zarl niz spalal. Jak ci sie nie chce ruszac, to zryj 1200 kalorii dziennie, jak wytrzymasz - bo ja na 1500 dziennie nieraz mialem ochote kotu z miski cos wyzrec. :)
Generalnie 1 kg tluszczu to rownowaznik 6500 kcal.
Normalny czlowiek przyswaja dziennie 2000-2500 kcal jesli nie pracuje fizycznie i kalorycznie wychodzi na zero lub tyje.
Co oznacza, ze redukujac spozycie do 1500 kcal dziennie traci 500-1000 kcal, czyli jeden kilogram na tydzien/dwa. Mozesz jesc wiecej ale cwiczyc - godzina szybkiego spaceru to z grubsza 200 kcal (rownowartosc grubszej bulki bez niczego albo 1/3 paczka z lukrem).
Prosta w sumie matematyka.
1. Mocno ograniczyć węgle. Podkreślam: węglowodany, nie tylko "CUKIER XD". Czyli podstawy polskiej diety - ziemniaczki i chlebek do wora. Nie wierz też w jakieś cuda typu te węgle to dobre, zdrowe, bo pieczywo ciemne czy coś tam. Do wora.
2. Jak ktoś mówi ci rzeczy typu "mniej tłuszczu" to możesz go od razu spokojnie wyśmiać. Ogranicznie tłuszczy (niektórych, oczywiście) jest jak najbardziej zdrowe, ale z odchudzaniem ma mało wspólnego.
3. "Ruch niepotrzebny, ogranicz kalorie" - w teorii to prawda, ale raczej tylko w teorii. Większość ludzi ma małe szanse na duży i stały spadek wagi bez ruchu, do tego jeszcze dochodzi estetyka itp. Coś na pewno lubisz robić, ja polecam pływanie.
Generalnie na początek bym się skupił na powyższym. Jakieś profesjonalne diety, programy ćwiczeń itp. są spoko dla zmotywowanych zawodowców, większość normalnych ludzi ludzi wyda pieniądze i wymięknie.
Wiesz gdzie dzwoni, ale nie wiesz w którym kościele.
1. Ziemniaki są rewelacyjne na redukcji, bardzo zdrowe i mało kaloryczne.
2. Są różne podejścia, można ograniczać tłuszcze, można ograniczać węgle, zależy co komu bardziej pasuje i nie ma tutaj stałej reguły, grunt to nie przesadzać w żadną stronę i dopasować sposób odżywiania do swojego organizmu.
3. Nie tylko w teorii,- na ujemnym bilansie możesz leżeć i nic nie robić a i tak schudniesz. Dopóki nie będzie dodatniego bilansu to człowiek nie przytyje i żaden wysiłek fizyczny nie ma na to wpływu - oczywiście, że przyśpiesza sam proces i powoduje jakiś tam rozwój sylwetki co jest oczywiste ale na samo chudnięcie (poza dodatkowymi spalonymi kaloriami) nie ma wpływu.
Nazgrel ---> "na ujemnym bilansie możesz leżeć i nic nie robić a i tak schudniesz" - no tak nie bardzo. Chyba, że "schudnięcie" będzie oznaczało po prostu utratę wagi - niezależnie od tego z czego ten spadek wagi pochodzi.
Jak będziesz leżał, nic nie robił i miał ujemny bilans energetyczny, to organizm pierwsze po co sięgnie, żeby go uzupełnić to mięśnie. Bo białko mięśniowe jest bardziej energetyczne i łatwiej przetwarzalne dla organizmu niż "zapasy" tłuszczu, a w dodatku organizm uznaje, że i tak są niepotrzebne bo nieużywane.
Dlatego tak ważne w procesie odchudzania są ćwiczenia - niekoniecznie 5 godzin dziennie na siłowni - po prostu ruch i "używanie" tych mięśni, bo wtedy organizm sięga po zmagazynowany tłuszcz.
1. Nikt nie pisał, że ziemniaki są chore. Dla większości ludzi duża redukcja węgli jest najlepszym sposobem na odchudzenie i wywalenie ziemniaków jak najbardziej pomoże, tak samo jak rzeczy mącznych, ryżu itp.
2. Tak jaki pisałem - ograniczenie tłuszczy, niektórych, bardzo spoko. Chodzi mi o typowe rady pod tytułem "jedz mniej golonki to schudniesz".
3. To jest właśnie typowa teoria. Człowiek, który ma nadwagę i prowadzi siedzący tryb życia na 90+% nie schudnie ograniczając kalorie. Chodzi mi oczywiście o spadek i utrzymanie wagi.
Właśnie taki człowiek z nadwagą i siedzącym trybem życia najwięcej zyska nie robiąc praktycznie nic, a jedynie pilnując bilansu kalorycznego.Trening jest jedynie uzupełnieniem prawidłowej redukcji, a nie jej podstawą. Jest mnóstwo publikacji na ten temat więc polecam się z nimi zapoznać jeżeli kogoś to interesuje.
Hellmaker -> Na redukcji z reguły nie da się budować tkanki mięśniowej, do tego jest potrzebny dodatni bilans kaloryczny. Więc spadki w mieśniach to jest naturalna kolej rzeczy, natomiast jeżeli mówimy o totalnym nowicjuszu to generalnie tu nie ma co spadać, jak grubas 200kg wrzuci -30% swojego zapotrzebowania to naprawdę nie musi robić nic więcej, organizm sam sobie weźmie to co mu potrzebne. A porady w stylu 3 dni cardio 3 dni siłownia dla takiego kogoś mogą być wręcz zabójcze, fizycznie i psychicznie.
Ale rozumiesz o czym ja piszę? Bo staram się używać polskiego, ale coś nie idzie. Nikt nie neguje tego jak działa przyswajanie/wydawanie energii, chodzi o ogólną jakość życia i uniknięcie tego, co według statystyk spotyka dużą większość osób, którym uda się odchudzić dietą.
Oczywiście, że rozumiem, bo generalnie to piszesz bzdury.
"Większość ludzi ma małe szanse na duży i stały spadek wagi bez ruchu, do tego jeszcze dochodzi estetyka itp."
" Człowiek, który ma nadwagę i prowadzi siedzący tryb życia na 90+% nie schudnie ograniczając kalorie. Chodzi mi oczywiście o spadek i utrzymanie wagi."
Spadek wagi to zasługa ujemnego bilansu kalorycznego, utrzymanie wagi to neutralny bilans kaloryczny. Wysiłek fizyczny nie ma tu nic do rzeczy, jedynie do czego może prowadzić to do poprawienia zdrowia i estetyki (o czym wspominasz, to się zgadza) natomiast jako całość to jest to po prostu bzdura.
"co według statystyk spotyka dużą większość osób, którym uda się odchudzić dietą."
Ale to nie chodzi o "odchudzenie dietą" tylko o zmianę nawyków żywieniowych i trzymanie bilansu kalorycznego - czy to dodatniego przy budowaniu mięśni czy ujemnego przy redukcji, czy neutralnego przy braku jakiegokolwiek celu.
Wysiłek fizyczny nie ma nic do bilansu kalorycznego?XD
Powtórzę jeszcze raz, znowu po polsku - OLBRZYMIEJ większości ludzi nie udaje się utrzymać ujemnego/neutralnego bilansu za pomocą diety. Ergo - tego typu porady to kategoria "zmień pracę i weź kredyt". Tyle.
Próbujesz odwracać kota ogonem i nie umiesz czytać ze zrozumieniem, nie wiem czy trollujesz czy po prostu nie ogarniasz, oczywiście, że wysiłek fizyczny powoduje spalanie kalorii ale nie do tego odnosił się mój post.
Zapotrzebowanie 2000 kcal:
- człowiek zjada 1500 kcal = bilans -500 czyli chudnie
- człowiek zjada 1800 kcal + spali na treningu 200 kcal = bilans -400 czyli efekt jest taki sam, czyli chudnie
I to o czym piszesz, czyli jakieś bzdurne "OLBRZYMIEJ większości ludzi nie udaje się utrzymać ujemnego/neutralnego bilansu za pomocą diety" to odnosi się w ogóle do czego i na jakiej podstawie? Jeżeli ktoś liczy kalorie i utrzymuje ujemny bilans to schudnie, o ile oczywiście nie choruje na specyficzne choroby ale to jest jakiś ułamek procenta.
Nadal nie rozumiesz?
L-karnityna dla Ciebie będzie bezużyteczna
1. Oblicz swoje zapotrzebowanie kaloryczne = Twoja waga x 24 x 1.2-1.8 (w zależności od aktywności fizycznej, zazwyczaj 1.4)
2. Odejmij około 30% kalorii.
3. Zacznij liczyć kalorie (polecam fitatu)
4. Cardio 2-3 razy w tygodniu, godzinka wystarczy
5. Trening siłowy tak samo 2-3 razy w tygodniu, może być po krótkim cardio
W zależności od zatłuszczenia, będziesz widział pierwsze rezultaty już po miesiącu.
Jedyne co możesz suplementować to kreatynę - nic więcej nie potrzebujesz.
A jeśli chcesz pić energetyki, to kupuj wersje zero/light, gdzie nie ma cukru i pij przed treningiem. Oczywiście w rozsądnych ilościach, żebyś nie miał bardzo "pełnego" brzucha.
Na pewno ktoś kto chce się odchudzać na tajgerach zacznie od treningu 6 razy w tygodniu i ostrej redukcji :P
Ja bym polecał zacząć od punktów 1-3 i do tego po prostu częściej uprawiać taki sport/wysiłek fizyczny jaki najbardziej lubisz, aczkolwiek siłownię, basen, bieganie jak najbardziej również polecam :)
Intensywne prucie się z wysiłkiem fizycznym często kończy się jak w amerykańskich programach o grubasach - niewypałem i brakiem chęci do jakichkolwiek zmian. Więc lepiej jednak małymi kroczkami - od siebie polecam basen, najniższy próg wejścia, szczególnie jak porównamy z początkami biegania. :)
Na basen trzeba isc, a sie nie chce :P
Dlatego ja zaczalem najprosciej jak mozna - zaczalem chodzic do pracy piechota, a mialem tak z 4 km, wiec zajmowalo mi to 40 minut w kazda strone (acz na poczatku rano szedlem piecjhota, po poludni wracalem tramwajem). Kupilem sobie opaske fitnes (wystarczy najtanszy MiBand) i podbijalem limit dziennych krokow - od 4000 dziennie a skonczylem na 10.000. Juz to bardzo duzo da.
No i rowerek, basen, nawet kopanie pilki z kumplami czy gra w badmintona - COKOLWIEK, byle ruszyc dupe.
W efekcie tracilem na luzie 4-5 kg miesiecznie na samym poczatku, co samo w sobie bylo bardzo motywujace.
L-karnityna nic Ci nie da, lepiej laduj srodki w efedryne i pochodne. Ewentualnie, wzorem warszawskich autobusiarzy (meta)amfetamina. Na tym schudniesz na 100%.
Od maja zeszłego roku schudłem jakieś 13-14 kilo. Niby nie wiele uwzględniając, że minął ponad rok, ale co ciekawe prawie mało co zmieniłem w swojej diecie - ot nie piję już gazowanych napojów, ograniczyłem trochę słodycze i po prostu staram się jeść te max 2000-2500 kalorii dziennie, ale słone przekąski, fast-foody jednak dalej lądują w moim jadłospisie. Podstawową zmianą jest to, że praktycznie codziennie łażę - zanim miałem auto to codziennie zapitalałem do roboty i spowrotem z buta robiąc te 6 kilometrów + doprawiałem sobie bieżnią w domu. Aktualnie robię sobie codzienne spacery od 5 do 10 kilometrów i właściwie mogę jeść wszystko, a sama waga stale oscyluje w granicy 75kg (niby dalej mam 2-3 kilo nadwagi, ale jakoś nie mogę się zmotywować by całkowicie to zbić).
I yup - piję monsterki - zazwyczaj 2-3 tygodniowo. Niby mogłem całkowicie odstawić herbatę z cukrem, colę itp. ale jednak zimny monsterek w upalny dzień to jest to.
Z grubsza mialem podobnie ale schudlem w pierwszym roku 20 kg, bo jednak ograniczylem ilosc kalorii do tego.
PS. Energetykow nie cierpie, slodkie swinstwo, smakuje jak lemoniada z czasow PRL.
Natomiast ja niby jem tyle samo a moja waga waha się jak jakieś wahadło. W 2012 roku ważyłem 113kg, pod koniec 2013 roku 78kg, w 2015 roku średnio 80kg, na początku 2018 roku 101kg, pod koniec tegoż samego roku 84kg a teraz ważę w granicach 90kg.
W 2018 roku schudłem aż tyle dlatego że całkiem odstawiłem Coca-Colę i zacząłem pić hektolitry wody. Ale zastanawiam się też, czy nie mam przypadkiem coś nie tak z tarczycą.
Zabawne jest to, że ktoś pyta, czy picie energetyka będzie miało działanie podobne do tabletek na odchudzanie.. a większość zamiast na to odpowiedzieć, to daje rady jak prawidłowo zejść z wagi :D
Jak ktos sie zapyta czy powieszenie jest rownie bolesne jak podrzynanie sobie gardla, a ludzie zaczna go przekonywac ze samobojstwo to nie jest dobre wyjscie, to tez bedzie zabawne?
Po prostu tlumaczymy myu jak NAPRAWDE sie mozna odchudzic, a nie zrec czy pic jakies swinstwo.,
Tylko, po pierwsze, picie energetyka to nie to samo, co poderżnięte gardło czy powieszenie a po drugie wątpie, że ten użytkownik serio zaraz zacznie odchudzać się energetykami :D Po prostu przeczytał skład i coś rozkminił.
A co w tym zabawnego że ludzie dyskutują na forum notabene dyskusyjnym?
W wątkach o TLoU II rozmawia się o LGBT, podobnie w wątkach o serialu Wiedźmin. W tematach o PS5 głównie toczy się wojna "konsola vs PC", a Ciebie dziwi że w wątku zachaczającym o odchudzanie ludzie gadają o odchudzaniu ;).
Poczytajcie trochę co daje nam ruch i do czego doprowadza jego brak, oraz niezdrowe żarcie i zła dieta. Jak już trochę poczytacie, to się dowiecie że w byciu grubaskiem to żaden problem, tylko podejście do życia jak i samego siebie. A dbanie o zdrowie zaleca się każdemu, bez względu na wiek, płeć czy wagę. Pomijam przypadki gdzie ludzie mają naprawdę problem i mają wagę przekraczającą 150+(i wymagają operacji żołądka) lecz we większości przypadków to lenistwo i obżarstwo. Zmieńcie styl życia a będziecie inaczej wyglądać i się czuć i żadne energetyki nie są potrzebne.
Tym syfem sobie jedynie wrzody na żołądku wychodujesz.
Pije codziennie po 3/4 puszki 500 ml i nic mi nie jest a pije regularnie od 3 lat.
To poczekaj za 10lat-30lat, jak będziesz w kolejce do lekarzy kardiologów czy innych stał i jęczał na starość.
Pije i nic mi nie jest i nie było a czasem pije 4 dziennie a i wieczorem browara sobie walne, wypłukany magnez z organizmu i brak koncentracji jedynie to zauważyłem no i pozostałe skutki braku magnezu, żadnych chorób z sercem czy nadciśnienie.
Masz ponizej 25 lat? Jesli tak poczekaj do tego momentu, metabolizm zacznie zwalniac i bedziesz mial swoje "nic mi nie jest"
To, że nic ci nie jest nie znaczy, że nie hodujesz raka żołądka czy nerek.
Lepiej całkiem odstaw to cholerstwo. Bo inaczej na starość będziesz chodzącym zombie.
Zanim zaczniecie wlewać w siebie ten płyń, radzę poczytać jakie zawiera składniki i co powoduje w długotrwałym stosowaniu przez lata, być może jakieś choroby serca i inne problemy. Ale to w sumie wasze zdrowie nie moje, po to jest ten napój by go bić, ale producenta nie obchodzi wasze zdrowie tylko zysk to samo jest z papierosami.
Jest jeszcze kofeina, która również spala tłuszcz.
Taa... w takim razie Coca-Cola powinna odchudzać ;)
Ale oczywiście wiem, że to z powodu cukru, którego jest tam więcej niż samej kofeiny.
Cola zero też teoretycznie ma działanie odchudzające.
Spała że tłuszczu dostępne w sklepach składają się właśnie z kofeiny l karnityny i pieprzu
Inna sprawa że rola takich spalaczy w procesie odchudzania jest minimalna a działające środki tylko spod lady albo u dila
Taaa... wylej kawe na np. tlusta karkowe i zobaczymy ile gramow karkowki zniknie. :P
Spalacze-sracze, magiczne napoje to tylko u Asteriksa sa i dzialaja.
Poki SAM tluszczyku nie spalisz, czy to cwiczeniami, czy dieta, wszelkie gowna mozna sobie pic do - usranej - smierci i po roku stracisz z 20 dkg tluszczu. Oczywiscie "schudnac" mozna wiecej, jak sie sraczki dostanie i odwodni w efekcie, ale po dniu/dwoch uzupelnisz poziom plynow i po odchudzaniu...
Kofeina działa w minimalnym stopniu.
Działające spalacze to efedryna najlepiej jaki T5(potężny środek dopingujący poza tym uczucie jak po amfetaminie, T3 czyli hormon tarczycy i klen (może trwałe uszkodzić serce). Jak ktoś ma niski poziom tkanki tłuszczowej to jeszcze johimbina - ale to jak jesteś już dobrze wycięty i chcesz się pozbyć tluszczu z opornych miejsc.