Mam najnowsze dane odnosnie wiary!
edit: nie bylo czasu na opisanie osi, bo to swieRZEEEAEEEe info.
edit2: Nowe konta na GOLu naleza do Jana Pawla II i Swietej Faustyny!!! Wiadomosci z ostatniej chwili!
wystąpiłeś z kościoła czy nie, to i tak dla wierzących przynajmniej u niektórych, pozostaniesz mistycznie związany z Chrystusem, chociażby poprzez chrzest ...
swoją drogą dobrze wiesz że apostazja nie musi być wieczna, i istnieje droga powrotu, ...dlatego ksiądz nie robił Ci wykładów i pouczeń bo On o tym wie bardzo dobrze...
Nie obchodzi mnie co myślą monoteiści, nie interesuje mnie też specjalnie Chrystus. Monoteizm uważam za największy absurd teologii więc szybciej zostanę shintoistą, buddystą albo wyznawcą bogów syberyjskich. O apostazji myślałem od czasów liceum, w końcu jej dokonałem i nie zamierzam "cofać". Zachowaj swoje monoteistyczne ględzenie dla kolegów.
Zachowaj swoje monoteistyczne ględzenie dla kolegów.
nie ma problemu.. ----> tylko po co zakładałeś ten temat? usprawiedliwiasz się? chwalisz się? a może "namawiasz" kolejnych? ...
będziesz miał, czy chcesz czy nie, takie ględzenie jak np. moje..
nie ma problemu.. ----> tylko po co zakładałeś ten temat? usprawiedliwiasz się? chwalisz się? a może "namawiasz" kolejnych? ...
będziesz miał, czy chcesz czy nie, takie ględzenie jak np. moje..
Gdybyś przeczytał cały wątek to byś wiedział. ot, lubię dyskusje na różne tematy, także religijne, ale pouczenia od monoteistów są nieco irytujące bo kojarzą mi się z....nawracaniem.
A co jeśli bóg istnieje ale ma nas gdzieś bo jesteśmy już którąś tam cywilizacją którą stworzył i o nas zapomniał bo jesteśmy jedną z milionów cywilizacji których stworzył że już nie pamięta o jakiś tam ziemianach ?
To przypomina koncepcje deizmu.
Zachowaj swoje monoteistyczne ględzenie dla kolegów.
Dla takich tekstów podwiesiłem ten wątek
Gdybyś przeczytał cały wątek to byś wiedział. ot, lubię dyskusje na różne tematy, także religijne, ale pouczenia od monoteistów są nieco irytujące bo kojarzą mi się z....nawracaniem.
Jak pisałem wyżej. Ty też. Symbolicznie, dla siebie, dla spokoju ducha. Ok, więc wciąż po co ten wątek? Gadanie w stylu "bo lubię różne tematy itd" nie wchodzą w grę.
Uczciwy podobno. Założyłes wątek by się "pochwalić" jaki jesteś "zajebisty". Jak byś robił to dla siebie to byś siedział cicho i cieszył się swoim "osiągnięciem".
Więc, wez nie p...ol
Ty lepiej wiesz czemu założyłem wątek. Siedzisz w mojej głowie. Weź nie p.....l.
Nie muszę siedzieć Ci w głowie. To po prostu widać.
OK, miej swoje 5 minut.
ale też nikt mnie już nie pochowa z krzyżem na katolickim cmentarzu
Oj, żebyś się nie zdziwił. Jest wielu takich, co by chcieli na siłę uszczęśliwiać ludzi nawet po śmierci...
https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,25701633,nagrobek-kazimierza-kutza-uszkodzony-rodzina-zawiadomila-policje.html?disableRedirects=true
nadmienię, że po przeczytaniu kilku odpowiedzi odechciało mi się czytać cały wątek. od dekady jestem apostatą i mam kilka przemyśleń w związku z tym
po pierwsze gratuluję decyzji, ponieważ decyzja jest ostateczna i większość osób, która myślała o niej, mięknie w momencie uzyskania świadomości, że to decyzja z której wycofać się nie można*. tak mocno mamy zakorzenione to, że w ostateczności bronimy się "o boże" czy "jezus maria" licząc na ostateczną boską pomoc, nawet bez wiary. decyzja faktycznie przynosi ulgę i uwalnia z ramion taką końską obrożę, zostawiając lekkie jestestwo. nie wiem jak dalej głosy w tym wątku, ale jest to odwaga co zrobiłeś i to potwierdzę dalej.
po drugie to automatycznie możesz być sędzią w działaniu całego kościoła ale w moim przypadku nie jest to krytycyzm, ale pozwalam sobie oceniać w towarzystwie wszystkie aspekty kościelne jeśli takowe się pojawią.
po trzecie możesz sobie wybrać teraz boga lub bogów, bo panteon jest naprawdę pełny tworów od bożków do starych i zmurszałych bogów. nic nie staje na przeszkodzie by mieć otwarty umysł
co śmieszne to poznałem wielu rodzimowierców i nawet przez chwilę miałem własną grupę wyznaniową, ale zdziwił mnie bardzo fakt, że prawie nikt z nich nie dokonał apostazji, miotając się w argumentacji, że to nie oni przystąpili do kościoła i nie będą na ich zasadach z niego występować. a mnie się właśnie wydaje, że nawet jeśli to się stało bez świadomości, to zaczynasz być chrzczonym członkiem i tak samo jak przyjęli tak samo trzeba się wypisać. mnie się wydaje, że tutaj u większości tych osób tak mocno zakorzeniona jest wiara katolicka, że boją się po prostu ostatecznie zerwać możliwość powrotu syna marnotrawnego
żyj mądrze i wierz sercem. tylko ludzie bez wiary są słabi
* katolicki bóg bądź sam papież tylko w wyjątkowej sytuacji może to zmienić
mnie się wydaje, że tutaj u większości tych osób tak mocno zakorzeniona jest wiara katolicka, że boją się po prostu ostatecznie zerwać możliwość powrotu syna marnotrawnego
Nie jest to prawdą. Mogłem dokonać apostazji też i dekadę temu ale podany przez Ciebie powód nie jest prawdziwy w moim i zapewne w przypadkach wielu innych ludzi również. Sama świadomość, że muszę specjalnie powołać dwóch świadków na tę okoliczność oraz udania się do siedziby parafii i złożyć to oświadczenie na ręce- jak jakiegoś lorda/księcia- wprawia mnie w obrzydzenie. Gdyby dało się tego dokonać drogą listowną albo elektroniczną (w końcu mamy XXI wiek!) to już bym dawno to zrobił. Nie żaden strach przed potencjalnym powrotem, ale właśnie cała ta otoczka związana z dokonaniem samego aktu.
Bardziej mi to na brak odwagi wyglada, bu musialbys stanac twarza w twarz z tym hierarcha i mu powiedziec ze chcesz sie wykluczyc. Strach przed konfrontacja bo anonimowo to moze bys podjal taka decyzje.
tygrysek - jesli Bog istnieje a Jezus w niebie siedzi to w sumie nie ma wiekszego znaczenia, czy jestes zapisany w KK czy nie. O ile wierzysz w nich to zapewne staniesz przed ich obliczem w dniu sadu swojego i oni zdecyduja czy byles dobrym czlowiekiem czy zlym :)
Większość rzeczy które tu piszesz jest po prostu głupia.
Argument ludzi twierdzących że nie potrzebują apostazji bo nigdy nie podjęli świadomej decyzji o przystąpieniu do kk jest jak najbardziej sensowny. Osobiście jestem ateistą i nie odczuwam żadnej potrzeby "wypisywania się" z kościoła. A sugerowanie że wynika to z jakiejś mojej ukrytej potrzeby "pozostania we wspólnocie" to bzdura. Po prostu mam na to tak wywalone jajca że nie chce mi się podejmować żadnych działań żeby się wypisać, nie wyobrażam sobie niczego co miałoby dla mnie mniej znaczenia.
Komentowanie absurdów związanych z tym żeby sobie wybierać kolejnego bożka do wierzenia sobie daruję bo przekracza to akceptowalny przeze mnie poziom absurdu.
Nie chodzi o strach przed konfrontacją ale poczucie upokorzenia- nawet składając sam akt apostazji trzeba w ten sposób uznać wysoką rangę samej instytucji i osób ją reprezentujących. Ja takiego rozwiązania po prostu nie akceptuję. Nie mówiąc już o tym, że specjalnie musiałbym ciągnąć ze sobą dwie zaufane osoby... JohnDoe dobrze prawi, właściwie mógłbym to ująć także w ten sposób.
O ile wierzysz w nich to zapewne staniesz przed ich obliczem w dniu sadu swojego i oni zdecyduja czy byles dobrym czlowiekiem czy zlym :)
Smutne jest to że religia wmówiła ci że czeka cię jakiś 'sąd' po śmierci i że żyjesz tylko raz.
Chyba nie śledzisz tego co się w tej kwestii zmieniło, od kilku lat nie trzeba mieć żadnych świadków ze sobą. Wystarczy wydrukować trzy egzemplarze oświadczenia (wzór na apostazja.info), złożyć trzy podpisy przy księdzu i tyle.
wszyscy dokładnie tak samo się tłumaczycie a to co napisałem to moje przekonanie a nie fakt. może też w części jak pisze Drackula jest to brak odwagi przed konfrontacją, ale ja nadal uważam, że to strach przed ostatecznością
większość społeczności ma swoje zasady i nawet jeśli twój rodzic podejmuje decyzje za Ciebie, bo nie jesteś do szesnastego roku życia prawnie decydentem swojego losu, to nabierając mocy prawnej nie nabywasz nowych praw, tylko nabywasz nowe możliwości. ja moją małżonkę od dłuższego czasu staram się przekonać i dokładnie tak samo się tłumaczy, że nie będzie kataniarzy odwiedzać, bo nie. rezygnujesz z kółka wędkarskiego, czy camorry bądź kościoła katolickiego to musisz ostatni raz uznać ich prawa. ot co
właśnie dlatego jest to takie trudne i nie anonimowe, by świadomie mieć przekonanie o właściwej decyzji
może też w części jak pisze Drackula jest to brak odwagi przed konfrontacją, ale ja nadal uważam, że to strach przed ostatecznością
Strach przed jaką konfrontacją? Czemu ktoś miałby się bać stanąć przed obcym facetem i powiedzieć "nie chcę być częścią kościoła"? Gdzie tu jest ten moment w którym ktoś mógłby odczuwać strach? A strach przed ostatecznością? Nie ma większego dowodu na strach przed ostatecznością niż wskakiwanie w buty innej, jeszcze bardziej absurdalnej wiary.
rezygnujesz z kółka wędkarskiego, czy camorry bądź kościoła katolickiego to musisz ostatni raz uznać ich prawa. ot co
Nie, nie muszę. Głównie dlatego że bycie częścią kk nie jest żadną umową cywilno-prawną do respektowania której jestem w jakikolwiek sposób zobowiązany.
właśnie dlatego jest to takie trudne i nie anonimowe, by świadomie mieć przekonanie o właściwej decyzji
Nie, jest to po prostu głupia procedura która wymaga niepotrzebnego zachodu a nie zmienia w życiu absolutnie NIC. Ja jestem pragmatykiem, jeśli mam się wysilać i męczyć żeby osiągnąć NIC to tego nie robię.
No brednia, brednia, brednia. Ale John Doe powiedzial juz wszystko - po co mam sie meczyc, skoro de facto niczego to nie zmieni, bo ja nadal bede niewierzacy i nadal bede w koscielnych ksiegach tkwil jako katolik, wierzacy i "czlonek wspolnoty"?
A ze po smierci nie postawia mi krzyzyka na grobie i ksiadz nie wymamrocze paru slow nad moja trumna (nie za darmo do tego) - o matko, jakos to PRZEZYJE.
Pomine fakt, ze zamierzam dac sie spalic, chce ceremonii swieckiej, a po smierci moga mnie przerobic na kompost albo karme dla psow, przynajmniej bedzie ze mnie jeszcze jakis pozytek, albo wrzucic do toalety i spuscic, wedle woli, naprawde bedzie mi to obojetne.
John, lifter - ok, wy nie macie tej obawy przed konfrontacja, ale duzy odsetek ma, i ten odsetek, kiedy nie czuje potrzeby bycia w KK poprostu po cichu rezygnuje z udzialu w tej wspolnoscie. Znam kilka osob ktore moze i chcialy by dokonac tego aktu oficjalne, ale jak pisalem, brak im odwagi aby stanac twarza w twarz z ksiedzem i mu to powiedziec.
Rozumiem, oczywiscie, ludzi mieszkajacych na jakims zadupiu, gdzie mogliby byc (a takze ich dzieci itd) poddani ostracyzmowi, wytykaniu palcem przez "spoleczenosc" i nie dziwie sie, ze sie boja. Ale nie generalizowalbym.
ja was oceniać nie będę ale miotacie się strasznie. moje przekonania nie są bzdurą, to wasza ocena jest oparta na świadomości jedynie. ostatecznie możecie wziąć pod uwagę, że ilość wiernych ma tutaj znaczenie w określaniu "potęgi" kościoła katolickiego
Gdyby akt apostazji powodowal wykreslenie mnie z ewidencji KK, zrobilbym to. Ale wedle jego prawa - skoro ochrzczony to jestem i bede, nie ma przebacz. Wiec chocby 90% katolikow dokonalo apostazji, KK nadal bedzie twierdzil. ze w Polsce 90% ludzi to katolicy i on mowi w ich imieniu etc. etc. etc. Wiec po diabla sie szarpac, by nic nie zmienic w formalnym sensie?
...to wasza ocena jest oparta na świadomości jedynie.
No cóż, moja na pewno. Opieranie oceny w ten sposób uważam za podstawę zdrowia psychicznego.
Wydaje mi się, że z apostazją to jest tak, że robi się to aby:
- udowodnić coś sobie
- udowodnić coś kościołowi
- udowodnić coś otoczeniu
W każdym z tych trzech przypadków, wymagana jest jakaś (jakby to nazwać?) zależność od instytucji kościoła. Apostazja zaś ma za zadanie podkreślić (zwieńczyć) niezależność. Mogę sobie wyobrazić, że są ludzie, którzy potrzebują apostazji aby przy porannej kawie, rzucić sobie okiem na kwit o wystąpieniu z kościoła aby wreszcie poczuć się uwolnionym i zwolnionym z relacji z katolicyzmem. Doskonale też potrafię sobie wyobrazić, że są tacy, którzy tego nie zrobią, bo kombinują, że przy ewentualnym wjeździe do niebios św. Piotr nie będzie miał na nich tego ostatecznego kwitu. Ale doskonale też, potrafię sobie wyobrazić, że ktoś może, bez strachu o pośmiertne przygody, mieć to zwyczajnie w nosie.
Ale co ja mam sobie udowodnic - ze nie wierze? To wiem.
Kosciolowi - ale po co? Nie udowadniam sasiadce na klatce, ze potrafie puscic tak smierdzacego baka, ze ja zemdli, wiec i kosciolowi braku swej wiary udowadniac nie musze, bo po co u - ehem - diabla? Otoczeniu? PACZCIE JA JEZDEM ATEISTA?! Nie, nie widze potrzeby. Wiara czy brak wiary to prywatna sprawa, nie obchodzi mnie czy ktos wierzy czy nie (przynajmniej az do momentu gdy np. nie prbouje mnie nawracac czy opierdalac za brak wiary), nie widze powodu by tez innym o swoich pogladach mowic, no chyba ze zapytaja o to.
I naprawde nie boje sie o swe zycie po smierci - bo albo go nie ma albo jesli jest to zupelnie inne niz to w ksiazeczkach rozmaitych objawiono. A wizja katolickiego raju, czyli latanie z harfami i spiewanie hosanna przez wiecznosc akurat zdaje mi sie wyjatkowo malo pociagajaca, bo ja strasznie falszuje i mam lek wysokosci. :)
Smuggler, ale po co udowadniać internetowej gimbusiarni, że jest się ateistą - żeby ratować tonące CD-Action? Przecież obaj wiemy, że jesteś co niedziela na mszy i nawet regularnie udzielam ci komunii w kościele św. Jacka.
Apostazja taka jaka jest teraz, jest maksimum co można zrobić. Więc zrobiłem. Co można więcej? Spalić kościół jakiś? Pobić księdza? Iść na czarny marsz? Zbezcześcić groby na cmentarzu? Zjeść kota? No nie, to nic nie zmieni więcej. Uznałem po prostu że tak będzie UCZCIWIE:
- wobec siebie
- wobec Kościoła
- wobec społeczeństwa i rodziny
Rozumiem że nie każdy tego potrzebuje. Być może gdyby apostazja niosła inne...skutki, więcej ludzi by się wypisało. Ja stwierdziłem że ok - wierzę w innych bogów, więc zrobię MAKSIMUM co mogę by zerwać więzi z religią, którą mi "siłowo" za niemowlaka przypisano.
Myślę jednak że każdy taki akt apostazji jest małym kamyczkiem w zdemontowaniu władzy i przywilejów jakie KK ma w Polsce. Moja apostazja to mały kamyczek. Jednak brak chrztu dzieci i "ewakuacja" uczniów z lekcji religii jaka ma obecnie miejsce (za rządów najbardziej pro-katolickiego rządu w III RP!) to już zaczyna być lawina. Co prawda wolałbym żeby te dzieciaki zostały buddystami/hinduistami/hellenistami/asatryjczykami/rodzimowiercami słowiańskimi niż ateistami, no ale zobaczymy.
regularnie udzielam ci komunii w kościele św. Jacka
Wiedziałem że jesteś księdzem, a nie żadnym prawnikiem.
Iselorze, tak z ciekawości:
A czy przyznajesz się w jakichś dokumentach związanych z działalnością partyjną (ulotki itp.) lub w czasie spotkań z wyborcami, że jesteś wyznawcą bogów helleńskich? Czy konserwatyści z PSL-u, z którymi współpracujesz, nie mają z tym problemu?
Na moim oficjalnym politycznym profilu na fejsie w rubryce wyznanie jest wpisane "Hellenizm". PSL w tych kwestiach jest akurat tolerancyjny.
Dzięki za informacje. Byłem ciekaw, czy w życiu publicznym tego rodzaju przekonania nie są w naszym kraju czynnikiem dyskwalifikującym....
Pisemne załatwianie takich rzeczy potwierdza że kościoł jest przede wszystkim instytucją. Pisemnie to można dać wypowiedzenie z pracy i się ładnie pożegnać. To że ktoś odchodzi od kościoła nie oznacza że przestanie przestrzegać ogólnych zasad moralnych, tylko że nie należą mu się skramenty (niektóre płatne) a one już są usługą. Więc rezygnujesz z usług tej instytucji. Wygląda to wszystko bardzo urzędowo. Czy papier ma aż taką moc sprawczą?
Ja się do kościoła nie zapisywałem więc nie będę się wypisywał. Skoro nikt mnie o zdanie nie pytał to uważam moje członkostwo za nie ważne
1/10 próbuj dalej