Tak ogólnie. Jesteście szczęśliwi, spełnieni...? Cieszycie się z życia?
Nie, i nic tego nie zmieni. Gdybym mógł inaczej poprowadziłbym moją ścieżkę edukacji poprzez wybranie innego kierunku w technikum. Może dzisiaj moje życie wyglądałoby inaczej. Pewne rzeczy zrobiłbym inaczej, tak by wyszły po mojej myśli, nie powiedziałbym wielu zbędnych słów które niekiedy zaszkodziły mnie i bliskim. A mojej miłości życia już mi nikt nie zwróci. Staram się tego w żaden sposób nie okazywać, ale często bywa naprawdę trudno. Generalnie moje życie to żart...
a ile masz lat? jak <40(a to też nie jest zasada twarda) to jeszcze wszystko można zmienić, edukować się, znaleźć miłość. To nie jest tak, że jest 1 miłość dla każdej osoby tylko - to bzdury i pretekst żeby być nieszczęśliwym.
Być może i masz racje, ale są takie rzeczy na które ma się wpływ tylko raz. Na takie sprawy niestety nic się nie jest w stanie poradzić. A z miłością jest tak jak mówisz, atakuje znienacka, ale to się okaże. Niestety w tej sprawie od kilku lat niestety pozostaje rozpacz. A też nie będę miłości na siłę szukał.
Jedyny plus jest taki że praca wygodna i niespecjalnie męcząca, ale stresująca jak cholera.
Tak, jestem i to bardzo.
Nie mam powodów do narzekania, lubię swoją pracę (ogólnie całą branżę), hobby, na Rolexa mnie nie stać (technicznie rzecz ujmując stać, ale byłby to bardzo głupi zakup) ale zachcianek nigdy nie muszę sobie odmawiać.
Z dziewczyną się dogadujemy (od wielu lat).
Dzieciaków nie mam więc mam też wolny czas.
Jest dobrze.
To nie jest tak że jak się ma dzieci to się nie ma wolnego czasu. Ma się go lub spędza inaczej niż zwykle. A jak dziecku jeszcze nic nie dolega to jest super. Polecam.
Dzieci nie lubię, instynktu ojcowskiego nie czuję więc spasuję :) Na świecie jest dostatecznie dużo beznadziejnych ojców, nie potrzeba kolejnego.
Jestem też otoczony młodymi rodzicami i widzę ile to kosztuje ludzi czasu i energii - całe życie się kręci wokół dzieciaków, tu trzeba zawieźć do szkoły, tutaj do szkółki piłkarskiej, tu zadanie domowe odrobić. A teraz boli brzuszek i trzeba pylać z roboty w trybie ekspresowym. Nie moja bajka kompletnie.
I wiem że gdyby zdarzyła się wpadka to hormony zrobiłyby swoje i szalałbym na punkcie dziecka, ale nie zamierzam się o tym przekonywać na własnej skórze.
No kosztuje ale nam też ktoś to życie dał i też się "poświęcił". Teraz ludzie są bardzo wygodni, egoistyczni i samolubni. Łatwo się wykpic twierdzeniem że ktoś się nie nadaje na ojca czy matkę.
Mnie się czyjes dzieci też nie podobają. Mam jedno swoje i to tez jest raczej wygodnicko mało.
Jakoś to życie się musi kręcić. Tym bardziej ludzie wykształceni, majetni powinni swoje geny przekazywać dalej. Inaczej zaleje nas masa tego czego byśmy nie chcieli żeby nas zalała.
introniligator0
może uważasz że masz tu jakąś misję do spełnienia, ale uwierz - twoja próba przedstawienia swoich racji w kwestii ojcostwa jest strasznie męcząca.
Nie każdy chce być ojcem. Ja też nie planuję nim zostać i nie muszę mieć powodu ku takiej decyzji.
Większość moich przyjaciół zrobiło sobie potomka, ale ja nie chodzę i nie pytam się czemu wybrali taką ścieżkę i czy "nie szkoda im życia".
Jeśli wśród swoich znajomych jesteś tak męczący w narzucaniu swoich poglądów jak w internecie to tylko współczuć twoim "niedzieciatym" znajomym.
Lul. 5 zdań napisałem już mam niby misje. Może jeszcze mi powiesz że próbuję kogokolwiek nawrócić i zapytasz czy nie czuję się lepszy lub że się wywzszam.
Co za typ.
nie. Napisałeś dwa posty i w każdym próbujesz rozmówcy wytłumaczyć, że "dzieci to super sprawa, a jeśli tak nie uważa to i tak powinien spłodzić potomka, bo rodzice się poświęcili i trzeba kultywować tradycje bycia ojcem z przymusu".
Człowieku a jak ty piszesz 5 postów w obronie lgbt to mówię ci że masz jakąś misję?
Najpierw musiałbyś znaleźć takie posty.
sorry, ale rzucasz porównania z dupy :)
Proponuję byś najpierw odrobił lekcje a później napisał tu coś rzeczowego :)
Czyli mam się lepiej przygotować do tego żeby mówić ci że jesteś zbyt leniwy żeby mieć dzieci? Że jesteś nieodpowiedzialny, niezaradny życiowo i tak dalej? Nie nie powiem ci tego bo zaraz wyskoczysz z tekstem że taka gadka wytracilem sobie wszystkie argumenty jeśli w ogóle jakiekolwiek miałem.
Lul.
Poza tym daj mi spokój. To Gozzys cię demoralizuje ta duża rodzina. I te bliźniaczki jeszcze. No jak oni tak mogli. Przecież nawet nie polezy spokojnie z piwem po pracy. Kasę wyciągną na lizaki.
W sumie chyba tak. Madra i kochajaca zona, niezla praca, tylko +/- 15 lat do splacenia wszystkich mieszkan, 9900k czekajacy w paczkomacie... Tylko czasu troche brakuje.
Tak.
Co prawda daleko od wiekszosci znajomych i rodziny, ale zyje sobie powoli i bez stresu w ladnym i schludnym miejscu posrod zyczliwych ludzi.
Tak.
Świetna żona, niezła praca (w sumie gdyby było coś z nią nie tak to zmienić mogę bez problemu), branża w której pracuje to dla mnie branża idealna, fajne hobby (niestety na pół roku wyłączyła mnie z niego kontuzja, ale powoli wracam już do treningów), fajni kumple. Finansowo też się wszystko spina, a jak kasy zabraknie i poświęcę część swojej swobody na pracę w korpo to i taka możliwość sprawia, że śpię spokojnie. Do tego swój udział w tym ma też wiara, która pomaga przejść przez te trudniejsze momenty i bardziej cieszyć się tymi dobrymi.
Teraz tylko dzieci się dorobić i sielanka na całego :P Trzymajcie kciuki.
Jestem.
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko nowego samochodu. Może na przyszły rok :)
Tak, udało mi się osiągnąć to co planowałem w życiu, powoli przybliżam się nawet do powiększenia rodziny.
Czasem brakuje wolnego czasu, ale wtedy po prostu wybieram to co daje mi więcej frajdy :)
tak
zona, dzieci, zyje sie dobrze
praca dobra z super pensja u mnie i u zony, dzieci zdrowe, ladne i madre
nie na wszystko mnie stac, ale jest naprawde super
tak. super żona, zwiedziłem pół świata, mieszkam za granicą, krótkie godziny pracy(IT, zdalnie; zawsze mogę pójść do korpo ale pewnie wtedy będzie mi to trochę doskwierało że marnuję czas). Są jakieś drobne problemy ale ogólnie moje życie to bajka.
Pytanie do osób nie będących szczęśliwymi. Co robicie by to zmienić?
Jak brakuje wam miłości to co robicie by kogoś poznać? (ja przykładowo na tym etapie życia poszedłem na kurs tańca i tam poznałem po jakimś czasie moją kochaną i wspaniałą małżonkę). Bo nie oszukujmy się przed kompem miłości człowiek nie znajdzie.
Jak jesteście niezadowoleni z pracy to co robicie by ją zmienić? (znam masę osób, które się przekwalifikowały, niektóre dość szybko jeszcze w wieku 20-paru lat, niektóry po 40-stce.)
Jak macie problemy w rodzinie to co robicie by je naprawić?
Szczęście zależy od człowieka, na zły los nie trzeba się godzić. I oczywiście gadki coachów, że można osiągnąć wszystko to wierutna bzdura, ale zawsze można osiągnąć coś więcej, zwłaszcza jak jest się w dołku, to często starczy niewielka zmiana by odmienić los. Wiadomo, wszystkiego człowiek nie zmieni, zz tym się trzeba pogodzić, ale to co można zmienić należy zmienić na lepsze.
Dede0601 ---> idiotą się jest niezależnie od tego czy pozytywnie czy depresyjnie podchodzi się do życia.
Jest bardzo wielu smutnych idiotów.
To właśnie "świadomość" powinna spowodować że chcesz żyć szczęśliwym a nie nieszczęśliwym.
Lepiej być świadomym i nieszczęśliwym niż wesołym idiotą.
Tylko, że jeżeli jesteś świadomym człowiekiem, to wiesz dokładnie co i jak zmienić by być szczęśliwym.
Więc albo jest się idiotą nie próbując nic z tym zrobić, albo nie jest się do końca jednak świadomym.
Jest bardzo wielu smutnych idiotów
To prawda. Ale człowiek inteligentny ma większe predyspozycje do dostrzegania własnej nędzy i zdawania sobie sprawy, że niektóre rzeczy mogłyby wyglądać lepiej. W przeciwieństwie do hedonisty, który nie dopuszcza do siebie istnienia problemów, bo głębsze przemyślenia prowadzą do cierpienia. Można też taki styl życia prowadzić z umiejętnością matematycznego myślenia, ale i taką osobę nazywam idiotą.
Elathir
Ta wiedza a możliwość/umiejętność/chęć wprowadzenia jej w życie, to dwie różne sprawy.
zdawania sobie sprawy, że niektóre rzeczy mogłyby wyglądać lepiej
Rzeczy zawsze mogą wyglądać lepiej lub inaczej, ale jeżeli ta świadomość prowadzi kogoś do smutku, poczucia nieszczęścia zamiast być wskazaniem dla dalszej drogi to taki człowiek wbrew własnemu przekonaniu nie jest jednym z nielicznych oświeconych, którego inteligencja skazuje na cierpienie a jest zwykłym tchórzem i przegrywem bojącym się żyć. Toż to właśnie jest chyba definicja głupoty. Droga do celów, których człowiek jest świadom to jeden z fundamentów szczęścia jak i samorealizacji, która jest kluczowym elementem samozadowolenia z siebie.
Druga sprawa to umiejętność cieszenia się z małych rzeczy, tego co się ma jednak nie popadając w stagnację i dążąc do kolejnych. Inteligencja to nie tylko umiejętność dostrzegania, ale też obrania drogi i cieszenia się z pokonywania kolejnych jej etapów.
Ta wiedza a możliwość/umiejętność/chęć wprowadzenia jej w życie, to dwie różne sprawy.
Możliwości na różnych frontach sami tworzymy. Zdolność do ich wykorzystania i stworzenia to właśnie mądrość.
Umiejętności biorą się z inteligencji i mądrości.
Chęć - jej brak i niemożność znalezienia sposobu na zmotywowanie się w sytuacji, w której się cierpi to oznaka skrajnej głupoty.
Tak więc osoba, która nie potrafi się za to zabrać, ba nawet nie próbuje nie jest inteligentna, tylko tak jej się wydaje. Cynizm często towarzyszy doświadczeniu, ale nie świadczy o mądrości.
Dede0601 ---> inteligencja nie ma wiele wspólnego z emocjami.
Są bogaci i inteligentni ludzie którzy są nieszczęśliwi, i są biedne głuptaki które żyją szczęśliwie przez całe życie.
Szczęście to sprawa emocji i pozytywnego nastawienia do życia. Tym bardziej jeżeli jesteś inteligentny to powinieneś zdawać sobie sprawę z tego że w życiu nie ma innego dobrego wyjścia niż bycie "szczęśliwym".
Poczucie "nieszczęśliwości" nic nie wnosi w twoje życie, tak ja napisałem nie ma innego wyjścia tylko trzeba być szczęśliwym.
Zgadzam się z Soulcatcher, bycie szczęśliwym, dążenie do szczęścia, szukanie go we wszystkim co nas spotyka to jedyna rozsądna, mająca sens droga w życiu. Robienie czegoś przeciwnego to oznaka głupoty i lenistwa. Jaki jest sens w byciu nieszczęśliwym?
Inteligencja to nie tylko umiejętność dostrzegania, ale też obrania drogi i cieszenia się z pokonywania kolejnych jej etapów
Jest to nieprawda. Chyba, że uznasz tu inteligencję za potencjał i oddzielisz ją od matematycznego rozumowania.
Jaki jest sens w byciu nieszczęśliwym?
Dobrze jest na dłuższą metę być szczęśliwym. Ale uważam, że filozofia życiowa (czasem podświadoma), której główne założenie to unikanie cierpienia, jest prymitywna. Tak jak pisałem wcześniej, wiąże się to z brakiem głębszych przemyśleń i lekceważeniem poważnych tematów, bo prowadzi to do cierpienia.
A czy bycie nieszczęśliwym może mieć sens? Kiedy jest ciężko, więcej się myśli, dochodzi do innych wniosków i patrzy na życie od innej strony. To może nadawać wartość.
Do reszty się nie odniosę, bo dalsza dyskusja nie ma sensu. Po prostu różnią nas światopoglądy. Sprostuję tylko, że pisząc "idiota" w pierwszym poście miałem na myśli człowieka nieświadomego, a nie niepotrafiącego logicznie myśleć.
Chyba, że uznasz tu inteligencję za potencjał i oddzielisz ją od matematycznego rozumowania.
Inteligencja to zdolność uczenia się i wyciągania wniosków, sama umiejętność matematycznego rozumowania to tylko jedna z jej form. Mamy ich wiele form, jak językowa, interpersonalna, intrapersonalna, ruchową czy wizualno-przestrzenną. Każda ma swoje zastosowania, jedna pozwala nam uczyć się zrozumieć ludzi, inna siebie. Jedna byty abstrakcyjne, inna namacalne.
Ale uważam, że filozofia życiowa (czasem podświadoma), której główne założenie to unikanie cierpienia, jest prymitywna.
Trzy ale:
1) cierpienie jest nieodłącznym elementem życia, i trzeba się nauczyć być szczęśliwym pomimo jego występowania
2) dążenie do ograniczenia cierpienia jakie nas spotyka jest naturalnym odruchem samozachowawczym i jak najbardziej sensownym
3) należy rozróżnić cierpienie od wysiłku o pozornie podobnych objawach jednak różniącego się tym, że wysiłek choć na krótką metę nieprzyjemny prowadzi nas do większych celów wartych jego podjęcia.
A czy bycie nieszczęśliwym może mieć sens? Kiedy jest ciężko, więcej się myśli, dochodzi do innych wniosków i patrzy na życie od innej strony. To może nadawać wartość.
Tutaj brakuje wielu założeń. Ponieważ zarówno stwierdzenie, iż cierpienie ubogaca jak i stwierdzenie, że cierpienie pognębia są prawdziwe.
Jak już wspomniałem założyłeś, że człowiek którego spotyka cierpienie nie może być szczęśliwy. Jest to błąd u podstawy. Najprostszy przykład to męczennicy, osoby poświęcające się dla innych (Siostry Miłosierdzia od Matki Teresy itd.). Niby spotyka te osoby dużo cierpienia ale są szczęśliwi. Czemu? Powód jest prosty, to co wspomniałem wcześniej, czyli droga do samorealizacji. Oni mają cel i to właśnie zarówno sam cel jak i droga do niego dają szczęście. Cierpienia po drodze są przeszkodą, ale nie są czymś co jest w stanie zablokować uczucie szczęścia i spełnienia.
Drugi błąd, który popełniłeś to założenie, że to inne spojrzenie na świat jest lepsze lub prawdziwsze. Sam patrzysz z góry na ludzi cieszących się życiem jako mających ograniczone spojrzenie na życie z powodu swojej postawy, tyle że tutaj promujesz dokładnie to samo tylko z drugiej strony. Zarówno naiwny optymizm jak i pesymizm są z założenia błędne. Optymizm ma choć tą zaletę, że czujemy się z nim lepiej. Ale oba spojrzenia sprawiają, że przekłamujemy rzec rzeczywistość.
Ja staram się być szczęśliwym realistom. Nie znaczy to, że nie cierpię, bo cierpię, tylko staram się by na cierpieniu się uczyć i nie przekreślać swojego szczęścia przez mniejsze lub większe niepowodzenia. Przykładowo, kontuzja wyłączyła mnie z mojego hobby na pół roku, jednak wykorzystałem tą niedogodność do nadgonienia swojej kupki wstydu czy w postaci książek czy gier a teraz z jeszcze większą radością wrócę do trenowania.
Jeżeli do szczęścia potrzebuje się braku cierpienia to człowiek naprawdę naiwnie skazuje się na nieszczęście w imię dziecinnego, nierealnego założenia.
Mamy ich wiele form, jak językowa, interpersonalna, intrapersonalna, ruchową czy wizualno-przestrzenną. Każda ma swoje zastosowania
Tak, ale wcześniej w dyskusji to słowo padało w innym kontekście, więc przydałoby się w tamtym wpisie dopowiedzenie.
należy rozróżnić cierpienie od wysiłku o pozornie podobnych objawach jednak różniącego się tym, że wysiłek choć na krótką metę nieprzyjemny prowadzi nas do większych celów wartych jego podjęcia
Mówiłem o cierpieniu psychicznym. Wysiłek to osobny temat.
Tutaj brakuje wielu założeń. Ponieważ zarówno stwierdzenie, iż cierpienie ubogaca jak i stwierdzenie, że cierpienie pognębia są prawdziwe
Moje słowa odnosiły się do Twojego pytania "jaki jest sens w byciu nieszczęśliwym?" i zależało mi tylko na pokazaniu tego, że może mieć sens, więc pominąłem dodatkowe założenia. Ale skoro sam przyznałeś, że może ubogacać, to znaczy, że to widzisz.
Jak już wspomniałem założyłeś, że człowiek którego spotyka cierpienie nie może być szczęśliwy
(...)
Sam patrzysz z góry na ludzi cieszących się życiem jako mających ograniczone spojrzenie na życie z powodu swojej postawy, tyle że tutaj promujesz dokładnie to samo tylko z drugiej strony
Nie uważam tak, źle mnie zrozumiałeś. Krytykowałem jeden z nurtów hedonizmu, nie ludzi określających się jako szczęśliwi. Też chciałbym być szczęśliwy.
Najprostszy przykład to męczennicy, osoby poświęcające się dla innych (Siostry Miłosierdzia od Matki Teresy itd.)
Nie ma czegoś takiego jak pełna obiektywność. Można być jedynie mniej lub bardziej obiektywnym. Z mojej perspektywy to ludzie, którzy zmarnowali życie w pogoni za czymś, czego nie ma, wyrzekając się ciekawych doznań na rzecz obietnicy, która jest kłamstwem. Ty możesz być osobą wierzącą i inaczej to odbierać.
Puentę natomiast zrozumiałem i nawet się z nią zgadzam.
Drugi błąd, który popełniłeś to założenie, że to inne spojrzenie na świat jest lepsze lub prawdziwsze
To samo co wcześniej, nie można być w pełni obiektywnym. Piszę ze swojego punktu widzenia.
Szczęście to emocja, do której odczuwania nie możemy się zmusić. Wszystkie "wybierz szczęście", "trzeba być szczęśliwym" czy "dream on" to puste frazesy, które wypowiadane w kierunku osób z problemami, nawet jeżeli z dobrą intencją, są po prostu chamskie i nieempatyczne. W poście [18.1] nie chodziło mi o uniwersalne odrzucenie szczęśliwego życia na rzecz bycia smutnym (bo zakładam, że tak to odebrałeś), a o to, że osoby cierpiące a świadome są moim zdaniem lepsze od tych, które (powtarzam się) nie są zdolne do głębszych przemyśleń z powodu związanego z nimi bólu psychicznego. Nie wiem do jakiego stopnia się z tym zjawiskiem spotkałeś, ale ja mam znajomych, dla których wszystko musi być żartem i z którymi nie można rozmawiać na poważniejsze tematy.
Post Soulcatchera zinterpretowałem jako promocję takiego stylu życia. Nie lubię też, jak się mnie do czegoś zmusza. Gdyby zamiast "trzeba" wstawił "warto", nie odpowiedziałbym.
No faktycznie trochę źle zinterpretowałem twoją wypowiedź, ale to też z racji, iż w tym wątku nieraz podobne wypowiedzi postulujące, iż osoby szczęśliwe żyją w kłamstwie się przewijają.
No i też staram się nie mylić szczęścia z głupią wesołkowatością, to nie jest to samo. Szczęśliwym można być również w sposób cichy i poważny. Bo czemu nie?
A co do zachęcania do bycia szczęśliwym. Z mojego doświadczenia, przez około 5 lat pomagałem przy pracy pracy (działalność akurat przy parafii) z młodzieżą, często z poważnymi problemami. Co rozumiem przez poważne problemy? 170-letnie matki, młodzież z rodzin rozbitych, dotkniętą śmiercią jednego z rodziców, mającą problem z narkotykami, osoby po próbach samobójczy (oczywiście te leczyły też się profesjonalnie, nasz grupa była dodatkiem). Ogólnie ludzie mający naprawdę powody by być nieszczęśliwymi. No i często w takim stanie właśnie przychodzili. Jednak to czego się tam nauczyłem, to, to że często starczy drobna zmiana, samo obranie kierunku i jasno wyznaczona ścieżka potrafi zmienić człowiekowi życie nie do poznania.
Nie chodzi o to, ze problemy znikną tylko o zmianę środka ciężkości z ich rozważania niepotrzebnego w koło (za dużo myślenia bezproduktywnego na jeden temat nie jest zdrowe) na planowanie i działanie mające na celu poprawę jakości swojego życia. Ba, często nawet zmiana tematów do rozmyślań może pomóc gdzie zamiast po raz 30-ty w danym tygodniu rozważać swoje problemy skoncentrowanie się na nauce czegoś nowego naprawdę pomaga. Dlaczego tak wiele osób z problemami uczy się gry na instrumentach? Nie bez powodu, to po prostu pomaga skoncentrować się na czymś innym. I tak krok po kroku, myśl po myśli życie się zmienia. Człowiek poznaje ludzi, nabiera pewności siebie, zaczyna koncertować się nie na pustym rozważaniu a na znajdywaniu drogi wyjścia itd.
Ta młodzież naprawdę wiele mnie nauczyła, od tamtego czasu nauczyłem się znajdować szczęście wszędzie, bo naprawdę nie mam strasznego życia. Moje problemy, które wcześniej też mnie dręczyły stały się błahe nie poprzez odrzucenie samorefleksji a poprzez szersze zrozumienie czym one tak naprawdę są i dlaczego nie powinny być w stanie mi w szczęściu przeszkodzić.
Raczej tak ale jeszcze sporo do zrobienia zanim usiade, odpale cygaro i westchne z satysfakcja mowiac do siebie „dalem rade”. ;P
Tez mam piosenke o aniolach!
https://youtu.be/hl9qhc2hd5g
Próbuję, ale to nie jest proste. Nie mam powodów do nieszczęścia, ale teraz stresuję się tym, że szczęście się skończy i jestem przez to nieszczęśliwy. Błędne koło.
Mogę powiedzieć, że jestem umiarkowanie usatysfakcjonowany moją obecną sytuacją życiową.
Czy jestem nieszczęśliwy? Nie, jestem zdrowy, mam pracę, dziewczynę, pieniędzy mi nie brakuje.
Czy mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy? Myślę, że dopiero jak moja sytuacja życiowa się ustabilizuje czyli na etapie kiedy będę już miał swój dom/ mieszkanie, dzieci i pracę która pozwoli mi je wychować, utrzymać i chociaż to raz w roku wyprysnąć za granicę na wczasy.
Obecnie moje życie to raczej taka faza przejściowa.
Nie
tak ogólnie ... dlaczego to? : https://youtu.be/mzk1IUsF1R0
a nie np. to?; https://youtu.be/HYmOtKG2Tso
Teoretycznie jestem , mam prace jako tako pozwalająca na normalne samodzielne życie
Nie każdy musi być prezesem w Ferrari
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko żony obok , ale mój najdłuższy związek trwał 6 miesięcy , natomiast ostatni był czystym tzw byznez Relation , czyli pewnie trzeba szukać jakiś alternatyw zamiast długotrwałego związku
jak jesteś zdrowy i zdrowa jest twoja rodzina to jesteś zawsze szczęśliwy, na pewno na szczęście nie mają wpływu pierdoły takie jak pieniądze a tym bardziej praca
oczywiście że mają - brak pieniędzy to stres, który bezpośrednio wpływa na zdrowie.
Podobnie zresztą jak praca, którą wykonujemy przekłada się na nasze zdrowie.
Takie pierdoły to mogą pisać rentierzy, którzy nie muszą pracować ani martwić się o pieniądze... i nasz forumowy milioner Alex :D
A teraz wyobraź sobie, że ktoś ci zabiera komputer, konsole i wszystkie pieniądze. Musisz wynurzyć się z piwnicy i żyć z ludźmi, iść do normalnej roboty. Nadal jesteś szczęśliwy? Pewnie troszkę mniej. Witamy w życiu 98% ludzi na świecie.
na pewno na szczęście nie mają wpływu pierdoły takie jak pieniądze a tym bardziej praca
Alex, ja wiem że jeśli mówimy o pieniądzach to Twoim największym zmartwieniem jest to czy wywalić 20 kafli na hobby po to żeby mieć 180 zamiast 150FPSów, czy poczekać kolejne 3 miesiące na jeszcze mocniejszą kartę.
Daję jednak rękę że gdybyś musiał przeżyć 2 tygodnie na 300zł bo zepsuł się samochód i trzeba było naprawić, śpiewałbyś troszkę inaczej.
To samo w kwestii pracy - nie wiem jak pierdołą można nazwać coś gdzie ludzie spędzają prawie 1/3 życia, jak ktoś nienawidzi swojej roboty to jest to wielki problem*, ktoś kto idzie do biura z uśmiechem na twarzy (jak np. ja) jest na znacznie lepszej pozycji.
* wiem że w takiej sytuacji najlepiej powiedzieć "więc rzuć tą robotę", ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Są kredyty, rachunki, raty i takie tam inne... Pierdoły ;)
Pieniądze pieniędzmi, mają wpływ do pewnego poziomu. Bo to czy starczy nam na opłacenie rachunków czy nie wpływ ma, ale to czy starczy nam na nowe niekoniecznie bajery czy nie już nie, co zostało udowodnione w najdłuższym eksperymencie w historii Harwardu polegającym na badaniu źródeł szczęścia. Stwierdzono , że jeżeli nasze podstawowe potrzeby są zapewnione to to czy stać nas na nowe auto, czy jeździmy pełnoletnim nie ma specjalnego znaczenia.
Większy wpływ ma natomiast praca. Otóż mając pracę, którą się lubi łatwiej być szczęśliwym z racji mniejszego zmęczenia psychicznego. Nie jest to konieczne do szczęścia ale bardzo pomaga.
Tym co ma największy wpływ na nasze szczęście, jak stwierdzono, jest relacja z ludźmi dookoła. Relacje w rodzinie, miłość do małżonka i dzieci, przyjaciele czy relacja z sąsiadami.
Poniżej krótkie streszczenie z badań.
praca może być jeśli musi byle jaka (to tylko służy jednemu), pieniądze można zarabiać jakkolwiek (wsydu żadnego nie ma), ważne aby wszyscy byli zdrowi, nawet jak masz ......... na koncie wystarczy że ktoś bliski a nie daj Boże dziecko zachoruje na coś śmiertelnego to wszystko inne jest całkowicie bezsensu / biedny - bogaty bez żadnego znaczenia jeśli wszyscy zdrowi i wszyscy się kochają jestem ultra szczęśliwy
życie jest tak ulotne że wystarczy kilka sekund aby z bajki mydlanej znaleźć się w piekle dlatego zdrowia dla wszystkich po 1000 kroć !
To ja może odpowiem cytatem
"-Nie jest dobrze, co prawda nie jest też źle, można powiedzieć, że jest średnio
-To chyba super?
-Oczywiście że super."
Zdrowe dzieci, zdrowa śliczna mądra zona, jeżdżę starym gruchotem, zwyczajna praca poniżej średniej krajowej, hobby to takie by zagrać i film obejrzeć. Niczego więcej mi nie trzeba. Obroniłem się przed potrzeba posiadania pieniędzy które dalyby mi więcej niż mam w sferze materialnej.
Świata nie zawojowalem i godze się z tym. Wstaje z uśmiechem na twarzy i chciałbym się uśmiechnąć gdy ostatni raz spojrzę w lustro przed śmiercią. Czyste sumienie to jest priorytet.
Nie, bo jestem introwertykiem
Robisz się purpurowy podczas rozmowy z dziewczętami?
Jestem. Oczywiście mógłbym narzekać na milion rzeczy, ale mam taki charakter, że walczę o swoje i dążę do tego co sobie wymarzę i udaje mi się to, chociaż nieraz muszę na to zapier*alać ciężko. Mam kobietę, którą kocham, (chociaż czasami mam jej dość :P), przyjaciela, zacząłem budowę domu, w pracy od września szykuje się awans i podwyżka, która da mi możliwość by żyć jeszcze wygodniej i mieć możliwość sobie schować nadmiar do "skarpety" , więc w sumie to bardzo się cieszę z życia, chociaż nie jest ono zupełnie kolorowe. Jednak mi to wystarcza w zupełności.
Tak, ogólnie uważam że jestem szczęśliwy. Mam pracę którą lubię i partnerkę którą kocham ze wzajemnością, do tego przyjaciela i masę fajnych znajomych. No i mieszkam w centrum metropolii jak jak zawsze chciałem. Zmagam się przy tym z nerwicą lękową (ale od roku "wygrywam" i jest ok i mam nadzieję że tak zostanie), i muszę przyznać że zauważyłem pewien paradoks. Dzięki nerwicy nauczyłem się doceniać małe rzeczy i różne chwile, a za to nie przejmować się różnymi sytuacjami i aspektami życia którymi moi "zdrowi" znajomi się bezsensownie przejmują. Nie zrozumcie mnie źle, nerwica lękowa to wredna suka i nikomu nie życzę przechodzenia przez to piekło, ale z drugiej strony jestem dzięki niej o wiele mądrzejszy w wielu kwestiach, przez co paradoksalnie czuję się szczęśliwszy.
Myślałem, że to forum przegrywów życiowych, a rzeczywistość jest zgoła inna. Sami szczęśliwi ludzie. Tak trzymać!
Tak oczywiście. A żona właśnie rodzi... I nasza trzyosobowa rodzinka powiększy się niedługo o dwie kolejne małe królewny. Żyć, nie umierać!
Dziękuję.
Nie chcę wkłądać łyżki dziegdziu, ale dzieci kiedyś dorosną ;) Ale gratulacje.
Nie chcę wkłądać łyżki dziegdziu, ale dzieci kiedyś dorosną ;) Ale gratulacje
Mam już jedną córkę, która ma 9 lat. I to były wspaniałe lata. Takich doznań człowiek domaga się zawsze.
Nie, nie jestem w podstawówce, liceum, czy w akademiku na studiach. Ludzie szczęśliwi praktycznie nie występują, to są skrajne wyjątki. Występują momenty, czy - rzadziej - okresy szczęścia, jeszcze częściej zwykłego zadowolenia. Ogólnie jednak o ile nie wygrałeś na kosmicznej loterii, albo nie jesteś dostatecznie głupi (w dużej mierze właśnie ograniczona świadomośc odpowiada za szczęście dzieciństwa), szczęśliwy stale nie będziesz. Wręcz przeciwnie.
Bzdury, jestem dużo szczęśliwszy (dziewczyna też, kiedyś o tym gadaliśmy) niż byłem w podstawówce/liceum/studiach chociażby z tego powodu że robię to co lubię, jestem niezależny, nareszcie zarabiam na siebie i swoje fanaberie i nie muszę uczyć się nudnego i w niczym nieprzydatnego badziewia które kończy się sporym stresem co pół roku.
Jeśli ktoś nie ma problemów zdrowotnych, zarabia normalne pieniądze (takie że wystarcza na wszystkie opłaty, jakieś tam drobne pasje i da się trochę odłożyć co miesiąc), dogaduje się z drugą połówką i lubi swoją pracę - czego chcieć więcej? Zarazem nie sądzę że są to jakieś wymagania z kosmosu.
Głupi to jest ten co myśli że wygrana loteria rozwiąże każdy problem, jakby kupno fury za pół bańki i wymyślanie jak rozpieprzać kasę (której w końcu zabraknie) było remedium na całe zło.
Znam kilku męczenników z wyboru (fajna praca, fajna partnerka, fajne pieniądze, ale wiecznie to niezadowolone bo tamten dostał awans a on nie, albo bo sąsiad kupił nowe BMW), tacy to mnie dopiero rozwalają. Niczego im nie brakuje, ale problem zawsze się znajdzie, bo po co cieszyć się życiem skoro można jęczeć :) Jak jesteś ze Ślunska to może się znamy Orbital, wydźwięk posta w sumie pasuje świetnie do moich znajomków.
Bredzisz chłopie. Wystarczyłoby, żebyś zaczął się np. zastanawiać nad kompletną destrukcją biosfery przez ludzkość i co w związku z tym (i milionami innych rzeczy), czeka twoje dzieci w przyszłości, żeby ci naiwna szczerba zeszła z pyska. Dlatego właśnie mówię - brak realnej, prawdziwie odczutaj i przemyślanej świadomości, czyt. głupota, jest dobrym sposobem na szczęście. Jeśli masz zdolność to jakiejś filozofii, to dobrym tematem też jest uświadomienie sobie, że jesteś niczym więcej jak automatem całkowicie pozbawionym wolnej woli, i cała twoja rodzina, łącznie z dziećmi, rodzicami i żoną, również. Macie tylko złudzenie wolnej woli, coś takiego nie istnieje.
Już nie mówiąc o tym, że wprost pisałem, że okresy szczęścia są jak najbardziej dostępne dla każdego. Zadowolenia tym bardziej (podejrzewam, że mieszasz jedno z drugim). Ale poczekaj aż ci zacznie całe pokolenie umierać, wówczas będziesz wyjątkowo radosny :/
I powiem Ci tak. Większość osób zaczyna nabywać takich świadomości wraz z dorastaniem. W podstawówce, liceum, nawet na studiach, traktuje je - o ile w ogóle z nich sobie zdaje sprawę - jako teoretyczne koncepty, a nie coś ich dotykającego. Jak się przejmuje to raczej na pokaz, żeby się popisać, pokazać swoje ja, podświadomie i odruchowo ćwiczyć zdolności retoryczne i rozpoznawać możliwe pozycje w świecie. Taka jest ludzka natura. Ale potem staje się to realne. Być może jednak niektórzy nigdy tak naprawdę nie dorastają. Szczególnie współcześnie, gdzie łatwo być wciąż internetowym dzieckiem, które wykłóca się o wszystko, a niczego nie przemyśli serio.
Ty możesz rozpaczać nad losem planety i bezsensem egzystencji, ja rozkminy natury egzystencjonalnej miałem w gimnazjum (moja ówczesna wiara przeszła kryzys - cóż, nie przetrwała) bo trudno było mi się pogodzić z myślą że i tak wyląduję kiedyś w piachu ale już od dawna nie mam z tym najmniejszego problemu :)
W swojej poszerzonej świadomości możesz codziennie przy porannej kawie rozpaczać nad losem biednych orangutanów albo tego jak to jesteśmy wołami roboczymi bez prawdziwych i głębszych celów, ja wolę jednak skupiać się na problemach które dotykają mnie bezpośrednio, a rzeczami na które kompletnie nie mam wpływu po prostu nie zawracam sobie dupy, bo świata niestety nie zmienię.
Kartele dalej będą obierać ludzi ze skóry żywcem, moje zachcianki i cele dalej będą błahe i prostackie, ale główna różnica między mną a Tobą jest taka że Ty na łożu śmierci będziesz zgryźliwym niezadowolonym starcem, a ja pomyślę sobie "to już jest koniec, ale chociaż było super".
"Ten świadomy" przeżyje życie narzekając i jęcząc, a "ten głupi" pójdzie naprzód z uśmiechem na twarzy, przymykając oczy na iluzoryczne problemy - nie wiem kto lepiej na tym wyjdzie, do the math :)
Oj nie. Każdy ma dziecinne, pseudo-przejęte rozkminy na takie tematy w młodości. W ogóle nie o tym mowa. To jest żart, a nie realne przejęcie. Ty najwidoczniej nie wszedłeś w etap dorosłego przejęcia, tylko postanowiłeś to olać. Czyli świadomie dokonałeś lobotomii na swoim mózgu czyt. ogłupienia. Wracamy do tematu - głupta jest dobrym sposobem na szczęśliwe życie. Jesteś ignorantem z wyboru. W tym wypadku nie mówię tego jako jakiś zarzut - i tak nic nie zmienimy, może i masz rację. Chociaż moim zdaniem tak nie jest. Jest wręcz odwrotnie. Przekleństwem ludzkości są właśnie takie tchórzliwe postawy, które powodują to, że społeczeństwo to banda upośledzonych intelektualnie zombie, którzy najwyżej na pokaz się czymś przejmują, a niczym realnie. Bo dla własnej wygody i szczęscia oduczyli się coś czuć. Ale rozumiem sentyment. Sam tak bym czasem chciał, ale w moim wypadku to niemożliwe, mam za dużą samoświadomosć, zeby rżnąć głupa.
Trochę zajechało https://www.reddit.com/r/iamverysmart/ ale to jeden z moich ulubionych subredditów więc mi to pasuje! :)
Wyciągam jednak wniosek że masz kolego dobre życie, bo to filozoficzne przemyślenia a nie problemy życia codziennego zdają się spędzać Ci sen z powiek - to zawsze dobry znak (ludzie którzy są obarczeni ogromnymi problemami rzadko mają czas na "głębokie przemyślenia")
Mam nadzieję że uda Ci się mentalnie zbliżyć do "sheeples" co finalnie wpłynie na lepsze samopoczucie, może wyskocz na pizzę i wypij sobie colę z lodem i parasolką, życie jest piękne chłopie!
W ostatnich 5 latach umarło mi nagle i w nieprzwidziany sposób 3 osoby z bliskiej rodziny i mam matkę chorą na raka. W tym samym okresie straciłem dużo młodszego ode mnie (a sam nie jestem stary) bliskiego kumpla. Nie, nie żyję w rajskich ogrodach. Tyle, że nigdy nie żyłem. Ja mam stale świadomość świata i nie rozumiem rżnięcia głupa. Rżnięcie głupa prowadzi ostatecznie do np. II wojen światowych. Fajnie, że jesteś szczęśliwy i zadowolony, ale zbierz miliony takich jak ty i nie zauważą jak się im wojnę atomową wywoła. Takie są moim zdaniem fakty.
Ty po prostu jesteś zgorzkniały i nie możesz patrzeć na to jak ktoś z nieskrywaną radością czerpie z życia.
Ot tyle i aż tyle. Nie wszyscy, którzy chodzą po tym świecie będą tryskali optymizmem i zarażali radością, bo nie tak działa ten świat, ale nie widzę powodu dla którego miałoby się komuś próbować odbierać ten entuzjazm
@Malaga -- Istnieje zasadnicza różnica między rozsądnym entuzjazmem, chwilowym zadowoleniem, czy nawet okresowym szczęściem, a byciem znieczulonym idiotą, który olał sobie wszystkie problemy świata, byle samemu się dowartościować. I w żadnym wypadku nie mówie teraz o @Amadeusz ^^'u., bo moim zdaniem jest zbyt inteligentny, żeby naprawdę wierzył w to co pisze. Moim zdaniem gość dobrze godzi zrozumienie pewnych rzeczy z życiem, ale miewa doły.
Orbirtal, gadasz totalne farmazony. Polecam ci się zapoznać z dowolnymi badaniami na temat odczuwania szczęścia bo to co gadasz to są bajeczki, które wmawia sobie każda zgorzkniała osoba. Każdy praktycznie osoba tego typu jest przekonana o swojej wyjątkowości, o tym, że inni są za głupi żeby zrozumieć jej rozterki itd. Tyle, że to bujda na resorach. Jestem człowiekiem całkowicie szczęśliwym. Czy to znaczy, że nie mam zmartwień? Mam masę. Zarówno osobistych jak i martwi mnie kondycja naszego kraju, kontynentu czy świata.
Tyle tylko, że idiotą trzeba być by takie rzeczy stawały na drodze szczęścia. Człowiek inteligentny działa a nie się zamartwia dla samego zamartwiania. Czyli tam gdzie mogę coś zrobić to to robię (od segregacji śmieci, ograniczenie zużycia plastików/wody poprzez głosowanie, działanie w lokalnej społeczności, kiedyś pracę z młodzieżą, pomoc charytatywną itd.) tam gdzie nie mam wpływu na efekt nie ma sensu się tym przejmować bo po co? Nie myl świadomego odrzucenia zamartwiania się rzeczami na które człowiek nie ma wpływu z nieświadomością tych problemów. To jest po prostu racjonalne zachowania, zmieniać na lepsze to co mogę (i czerpać radość/dumę z tych działań) oraz nie zamartwiać się rzeczami, których człowiek nie może zmieć. A że robię za mało by zmienić świat? Gdyby większość, w tym osoby "zamartwiające się" a z reguły nic nie robiące, robiły choć tyle świat by się szybko zmieniał. Zresztą wpływ człowiek ma na większy niż myśli.
Inna sprawa, że badania Harwarda w 80-letnim eksperymencie wykazały, że podstawą szczęścia są relację z ludźmi. Przyjaźń, miłość, rodzicielstwo, to jest najważniejsze. Ludzie twierdzący, że są nieszczęśliwi bo są zbyt inteligentni, mądrzy lub wyjątkowi są z reguły nieszczęśliwi nie z tego powodu a z powodu niemożności ułożenia sobie życia z innymi. Problemem nie jest inteligencja a zgryźliwość, nie mądrość a cynizm, nie wyjątkowość a miałkość.
A co do cierpień, znam masę ludzi, którzy naprawdę przeszli przez piekło (np. śmierć dziecka itd.), którzy jednak potrafią być szczęśliwi, choćby potrafi wznieść się nad swoje egoistyczne cierpienia dla swoich bliskich.
Dziękuje Ci elathir za wyjaśnienie tych bzdur co pisze Orbital, no ale cóż głodny sytego nie zrozumie. Mam taką osobę w rodzinie, całe życie nieszcześcześliwą odporną na jakiekolwiek rady. Co spotkanie rodzinne truje tylko wszystkim właśnie podobne farmazony o tym jak to szczęście nie istnieje i "przepowiada" jakies pieprzone armageddony (niestety to bardzo złe połączenie nieszczęscie + dewocja religijna), dni ostateczne, sądy ostateczne i inne pierdolety. Wszyscy nauczyli się już to zlewać i nie dać sie obsmarować gnojem w którym ta osoba siedzi. Ale to znamienne że osoby nieszczęśliwe z uporem maniaka osobom szczęśliwym chcą udowodnić że nie są szcześliwe albo są "radosnymi idiotami".
W sumie takie połączenie wiecznego nieszczęśnika z osobą religijną (zakładam Chrześcijaństwo) jest o tyle dziwne, że u podstaw Chrześcijańska leży szczęście wieczne, czyli zarówno to w tym życiu jak i następnym (idea życia wiecznego w 90% Kościów Chrześcijańskich w tym KRK polega na uwzględnieniu obecnego życia ziemskiego już jako początku życia wiecznego gdzie śmierć jest tylko zmianą stanu). Osoba odrzucająca szczęście ziemskie odrzuca tym samym posłannictwo Chrystusa i płynącą z niego naukę. Choć wiem, że takie osoby istnieją to w na mojej drodze byli to głównie praktykujący ateiści chodzący do Kościoła bo wypada, albo ze względu na tradycję, natomiast bez jakiejkolwiek relacji z Bogiem, znajomości Biblii itd.
głupi (w dużej mierze właśnie ograniczona świadomośc odpowiada za szczęście dzieciństwa)
Właśnie dlatego pogoń za mądrością to głupota, gdybyś był mądrym głupcem to byś tego nie robił ze względu na szczęście jakie daje błoga niewiedza.
Amadeusz ci powie jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą zbyt duży wgląd, w skrócie- łatwiej popaść w SZAŁ!
Dorobić się możesz, fakt. Ale żebyś się nie zdziwił, jak się eldorado okaże znacznie mniej godne szacunku, niż twoje obecne podwórko. Wiem, byłem, widziałem i to w paru krajach.
ja w wielu krajach mieszkałem i się nie zgadzam. raczej było lepiej niż w PL prawie wszędzie i traktują mnie z dużym szacunkiem. Teraz Niemcy, ale za rok wracam do Hiszpanii.
@Bamboleusz -- Czyli z jakiegoś powodu cię nie traktują z dużym szacunkiem w Polsce. To jest interesujące, bo to nie jest normalne i wręcz aż nasuwa się teza, że jesteś tęczowy, albo takie wrażenie na ludziach robisz :) Bo tak, z tym w Polsce jest problem.
@Orbital: No patrz, tylko jakimś dziwnym trafem już milion razy słyszałem od ludzi będących w różnych krajach, że tam jest lepiej i jakoś nie specjalnie mi się chce wierzyć, że wszyscy wracając do kraju, tak bez powodu robią z zachodu krainę mlekiem i miodem płynącą. Wiadomo, że idealnie nigdzie nie jest, ale twój komentarz to dno i metr mułu. I nie przypominam sobie, żeby w innych krajach, polityk wyzywał ludzi od np. złodziei.
PS. A co do twojej skrajnie infantylnej wypowiedzi odnośnie wypowiedzi politycznych, to - skoro się wybierasz, a więc powinieneś znać angielski - wejdź sobie na kanały "Tim Pool", "Timcast" na Youtubie (może się chociaż trochę doedukujesz w amerykańskiej polityce) i dalej sam szukaj po powiązaniach i skończ bredzić. Bo ewidentnie nie masz zielonego pojęcia jak świat wygląda.
@Orbital chodziło mi o to że nie jestem dyskryminowany w niemczech dlatego że jestem polakiem.
a w polsce nie podoba mi się to że społeczeństwo takie chamskie i zacofane, właśnie to co napisałeś "Czyli z jakiegoś powodu cię nie traktują z dużym szacunkiem w Polsce. To jest interesujące, bo to nie jest normalne i wręcz aż nasuwa się teza, że jesteś tęczowy, albo takie wrażenie na ludziach robisz :) Bo tak, z tym w Polsce jest problem." - jeśli tak jest to ten kraj to dno i wodorosty
ja nie wiem, po co mam wracać jak wszystko jest lepsze na zachodzie?
Ciekawa sprawa z tym szczęściem powiem Wam. Wielu ludzi uważa, że są szczęśliwi bo coś tam osiągneli. Maja dobra pracę, mieszkanie/dom, żone/męża, dzieci, samochód itp. Ale gdzieś w głębi zastanawiają się czy to naprawdę jest ich bajka? Czy zrobili to bo tego chcą, czy dlatego, że tak wszyscy żyją? Żyjemy, pracujemy, plodzimy potomstwo itd. To w pewnym sensie takie oszukiwanie samego siebie i trwanie w tym oszukiwaniu. To prowadzi często to absurdalnych sytuacji. Niby samo zycie powiecie... Ale czy nie można inaczej... Tak po swojemu, nie krzywdząc nikogo i nikomu nie wadząc ? :)
Bardzo przenikliwa wypowiedź. Zgadzam się w 100%. Z zastrzeżeniem takim, że dotyczy to inteligentych ludzi.
I żeby nie było, bo to się nieodłącznie z takimi problemami wiąże - nie, nie jestem i nie uważam się za superinteligentn?ą jednostkę. Mam skrajnie średnią inteligencję. Podejrzewam, że w profesjonalnym teście IQ miałby w okolicach 100. To jest bardziej kwestia uruchomienia intelektualnego, a nie możliwości.
Pewną mądrość się nabywa. Patrząc na żonę obok, na dzeci śpiące w drugim pokoju absolutnie nie żałujemy tego co jest i jak się potoczyło. Żyjemy się Nich. Żałowanie byłoby skrajnie złym rozumowaniem, które do niczego dobrego by nie doprowadziło. Jedynie gdzieś tam głowie czasem huczy by uciec....A rano córeczka z uśmiechem daje buziaka i mówi "tata psiytul" ... :)
Oczywiście że można inaczej żyć. Można np. być wiecznym singlem, inna opcja nikt nie każe Ci zakładać rodziny 2+, można żyć z drugą połówką i być szczęśliwym. Ja np. jeśli sobie kogoś poszukam to i tak nie planuję dzieci, a potencjalny ślub preferował bym w postaci cywilny i 10 gości max. Jak ktoś jest zaradny ma wiedzę i umiejętności to może nawet pracować co np.2-3 lata w innym kraju, przy okazji poznając najróżniejsze zakątki świata.
Nauka twierdzi, że jednak to jest droga do szczęścia. Wynika to z prostego powodu, tak jesteśmy skonstruowani, tak działa nasz mózg i nasz organizm. Z punktu widzenia biologii osoby mające inne podejście są anomalią. Wiadomo, że istnieją, ale często jak pokazały badania wśród ludzi sukcesu rezygnujących z rodzicielstwa, to te osoby same się oszukują. Dążenie do relacji i ewentualnie potomstwa ma nasz ewolucyjnie uszczęśliwiać. I tak to działa w większości wypadków.
Skrajną bzdurą jest nazywanje samolubami którejkolwiek ze stron. Sprawa jest bardzo złożona. Do przemyślenia i przedyskutowania. Ale najlepiej przy flaszeczce a nie na forum :)
Gen jest samolubem. Człowiek (każde życie) to tylko wehikuł. Ewolucja premiuje rozmnażanie i tyle. Nie nazywam dzieciatych samolubami, choć sam jestem, jak to ujął elathir anomalią. Tym niemniej przy obecnym poziomie wiedzy o świecie uważam, że posiadanie potomstwa wymaga albo bezrefleksyjności, albo pewnej dozy samooszukiwania się. W skróconej wersji: jest nas - ludzi - za dużo, co spowoduje, że my może jeszcze niekoniecznie, ale już następne pokolenie na pewno będzie się borykać z problemami, które im zostawimy na głowie.
Pieniądze dają przedmioty, przedmioty dają szczęście. Nie mam pieniędzy wiec szczęśliwy nie jestem zbytnio. Mam tylko obowiązki. Czasem pogram na konsoli czy coś ale to nie daje szczęścia gdy gra się samemu :(