Recenzje Kapitan Marvel - wolny początek, sporo dobrej akcji i niezłego humoru
Główna wadą filmu z tego co widzę jest nieciekawa główna bohaterka.
Do tego aktorka która ja gra, robi jakieś rasistowskie dramy.
Recenzje krytyków są nic niewarte, poczekam na to co powiedzą zwykli ludzie, którzy wydali ciężko zarobione pieniądze na bilet.
wolny początek - przekonaliście mnie, będę oglądał.
[1] gdybym oglądał i grał w to co "zwykli ludzie" to łykałbym samo g***** jak transformersy i inne CODy.
No jak na rotten średnie oceny liczą się jako pozytywne to nic dziwnego, że ma tam 84%.
Wasz news jest też zbyt optymistyczny. Metascore na pewno oddaje lepiej rzeczywistość i zaprzecza temu co piszecie. To nie jest "bardzo udany" film tylko zwykły średniak. Nie pierwszy zresztą, który Marvel wypluł.
Bo z rottena trzeba umieć korzystać. Nie patrzysz na % albo ikonkę pomidora jak jakiś niepiśmienny jaskiniowiec tylko czytasz co tam napisali pod spodem.
^I sądzisz naiwnie, że większość kanapowych użytkowników nie będzie patrzeć na procent, tylko przeczyta co jest dalej :D
Well, ok...
Tak i czytałem trochę tych recenzji. Wiele z nich twierdzi, że to lekki zawód, albo przeciętny film i jednocześnie jest przy tym ikona świeżego pomidora. To tylko potwierdza, że ten serwis jest bardziej upośledzony od zwykłego oceniania w skali od 1-10. Pompowanie sztucznego hypu, albo hejtu, zależnie od filmu.
Ciekawe czy dostanie tyle Oscarów, co Pantera. W końcu główna para bohaterów jest mocno poprawna politycznie.
Zaczyna się. Gdyby Alien z riplej wyszedł dzisiaj to manboje całego świata płakaliby, że to feministyczna propaganda.
^Nie, ty po prostu nie rozumiesz o co chodzi Danielek, ale to nic nowego. Mam jednak dobry dzień i pozwól, że cię oświecę.
Ripley była bohaterką z krwi i kości - w toku całej serii filmów przechodzi wewnętrzną przemianę i przede wszystkim - nie jest wszechmocna, ma swoje słabości które musi pokonać, jest bohaterką, bo po prostu przeżyła dzięki umiejętnościom i odrobinie szczęścia. To czyni z niej prawdziwą bohaterkę, prawdziwie silną kobietę, kogoś komu się chce kibicować i kogo się lubi.
I teraz zestaw to sobie z tą Rey z nowych gwiezdnych wojen, która ma największą moc, jest największym koksem, za pierwszym razem tak używa mocy, że manipuluje umysłem klona (nie wiedząc w tym momencie, że w ogóle moc istnieje), która sama potrafi naprawiać samoloty, strzelać z blastera, w ogóle czego się nie dotknie to robi wszystko najlepiej. No jak mi powiesz, że nie ma różnicy między Ripley a Rey, to już nie ma dla ciebie nadziei.
Jest różnica między bohaterką kobiecą, która jest właściwie rozpisana i JEST faktycznym bohaterem, a Mary Sue, która dostaje twardy plot armor i moce z tyłka.
@Heinrich_2.0
Fajnie, też widziałem ten filmik na YouTube.
Szkoda tylko, że Rey nie ma w Kapitan Marvel.
^Jaki znowu filmik na youtubie? Opisałem co czuję, a jak uważasz że jest to zerżnięte od jakiegoś jutubera, to widocznie nie tylko ja tak myślę. Może ci się to wydawać zaskakujące, ale ludzie myślą podobnie!
Szkoda, że wyrywasz sobie coś z kontekstu i próbujesz być zabawny xD
Przecież Alien jest na maxa feministyczny.
Wszystkie twarde samce na pokładzie Nostromo umierają, nie osiągnąwszy nic. Kane umiera po tym jak pada ofiarą gwałtu i krwawego porodu, a z ksenomorfem wygrywa bohaterka, która przez większość filmu jest tylko tłem (Kane, Dallas, Ash nawet Parker mają więcej dialogów i scen, dopóki nie zginą).
Do tego Ripley wydaje się bardziej kompetentna od Dallasa, co widać w scenie przy śluzie, kiedy nie chce wpuścić na pokład Kane'a z facehuggerem.
No i to ona swoim sprytem i opanowaniem wygrywa z Obcym, a nie któryś z jej kolegów po jakiejś kowbojskiej szarży.
Aliens natomiast to film o macierzyństwie. Kolonialni Marines są w nim tylko tłem i mięsem armatnim.
Pięknie to zrozumieli twórcy Alien Isolation. Żadna inna gra z uniwersum nie na równie dobrej bohaterki jak gra Creative Assembly.
A co do Rey - nie porównujmy blockbustera z 2016 roku do autorskiego kina z lat 70-tych.
^Przy czym to nadal dobry film. To, jakie film reprezentuje wartości ma dla mnie znaczenie marginalne jeśli nie jest dziełem na poważnie, a chyba filmy o bohaterach w lateksie takie nie są. Mogą zahaczać o poważne motywy, ale zwykle to kiepsko wychodzi, co udowodniły filmy pokroju BvS albo Superman Snydera.
Dla mnie bohaterowie filmów zawsze grają główne skrzypce i dlatego Alien jest tak dobry, tak samo postać Ripley. To jest prawdziwy łymyn power. To, czy ktoś to kwalifikuje jako prawdziwie feministyczne kino (cokolwiek to znaczy) mało mnie interesuje, bo film się broni i w szczególności bohaterka. Nowe gwiezdne wojny nie mają dobrej bohaterki. To jest plot armor, a nie łymyn power.
Na Captain Marvel zaczekam z oceną po seansie, ale aktorka to jakaś taka nijaka mi się wydaje.
A co do Rey - nie porównujmy blockbustera z 2016 roku do autorskiego kina z lat 70-tych.
Nie porównuję filmów, a bohaterów. I nie wiem czemu miałbym tego nie robić.
Ale Ripley jest dobrą postacią dopiero w Aliens. W jedynce tylko Ash jest naprawdę jakiś.
Swoją drogą to jest chyba część siły tego filmu. Scott chyba chciał, żebyśmy do ostatniego momentu nie wiedzieli kto się naprawdę liczy.
W dwójce zyskuje mocno na charakterze, ale nie była przecież też nijaka w jedynce. Po prostu fajnie widać progres tej postaci wystraszonej w jedynce, próbującej tylko przeżyć, a w dwójce kiedy wbija się z miotaczem ognia i złomuje Alieny. To zresztą coś, co do tej pory było dla mnie główną siłą filmów Marvela - bohaterowie, którzy też się zmieniają w trakcie całej przygody, zwłaszcza Stark zalicza ogromną przemianę w toku wszystkich filmów.
W ogóle to takie filmy, które obowiązkowo trzeba zobaczyć (mowa o Alienie).
@Heinrich_2.0
Ja generalnie może nie zawszę się z Tobą zgadzam jak czytam Twoje posty, ale zawsze piszesz z sensem. Ja nie wiem, czy większość tych ludzi jest ślepa czy udaje. No przecież da się zrobić film czy grę z kobiecą bohaterką (Alita, Wonder Woman, Alien właśnie, Terminator 2, Kill Bill, Nier ) gdzie po pierwsze bohaterkę da się lubić, po drugie będzie miała jakiś charakter, po trzecie nie będą w co drugim kadrze ostentacyjnie wciskać swoje polityczne przekonania nam w gardło.
Jeżeli postać jest dobrze napisana, jest ciekawa i wiarygodna to płeć nie ma nic do rzeczy. Ale jeżeli KAŻDY biały facet w twoim filmie jest zły, jeśli robisz całą drużynę pilotów złożoną tylko z kobiet, cały ciąg dowodzenia to kobiety (Star Wars) i najlepsi komandosi/żołnierze to same kobiety a faceci albo są molami książkowymi, albo złymi, albo nie ma ich w ogóle, a jak już są to koniecznie nie biali - to jest plucie w twarz propagandą. I jeśli do tego bohaterka jest niczym nieskalaną potęgą, nijak nieuzasadnioną fabularnie i do tego jest nudna jak flaki z olejem i drętwo zagrana, a aktorka wcielająca się w postać otwarcie przyznaje, że ma problem z białymi facetami - tak, wtedy mam problem z takim filmem. I zwyczajnie go nie obejrzę, a szkoda, bo jeszcze we wrześniu żywiłem spore nadzieję, że to będzie dobry wstęp do ostatnich Avengers, ale kampania tego filmu i jej wydźwięk zochydziły mi go kompletnie.
Nie porównujmy, bo teraz branża rządzi się innymi prawami niż w 1978. Od lat nie widziałem lepszej kobiecej postaci w hollywoodzkim filmie, niż Frances McDormand w "Trzech Billboardach". Podobieństw do Ripley, zwłaszcza z dwójki i trójki trochę bym znalazł. Coś takiego w blockbusterze dla nastolatków, który ma być z założenia lekki i przyjemny?
^Filmy Marvela to blockbustery tylko z bardziej rozwiniętą historią, a mimo to mają wspaniale rozpisanych bohaterów z kilkoma wyjątkami. Gatunek nie ma nic do rzeczy.
Nawet bohater nie musi być specjalnie kompleksowy, mieć nie wiadomo jaką osobowość. Ale jeśli jest debilem, dla przykładu Batman Snydera, to wtedy coś jest nie tak. I to z założenia nawet nie wymagając wiele od scenariusza postaci. Jest różnica między bohaterem, nawet z taką sobie osobowością, ale żywym, a aktorką (ta od Rey), co potrafi grac tylko z otwartą szczęką i tak naprawdę jest bohaterką tylko określoną scenariuszowo, nie jest wiarygodna, nie ma duszy.
Ciekawe, czy jest dużo łymyn pałer i mary sue, przejdę się chyba z ciekawości, bo ogólnie lubię filmy Marvela, tylko jakoś aktorka wcielająca się w Captain Marvel jest dla mnie jakaś taka, no, drewniana.
Główna wadą filmu z tego co widzę jest nieciekawa główna bohaterka.
Do tego aktorka która ja gra, robi jakieś rasistowskie dramy.
Ona faktycznie lekko walnięta jest.
https://www.irishtimes.com/culture/film/brie-larson-is-sick-of-being-interviewed-by-white-dudes-1.3792529
There is almost certainly a bias towards men in those interviews carried out for big serious newspapers. Larson is quite correct to point out that journalists with disabilities are conspicuous by their absence in all categories.
No, strasznie walnięta.
“Moving forward, I decided to make sure my press days were more inclusive.”
Tytuł artykułu jest mega klikbejtowy, ale z samej treści jasno wynika założenie pani Larson, które jest banalnie proste - na jej konferencjach prasowych życzy sobie więcej dziennikarzy młodszych, żeńskich, różnokolorowych czy nawet niepełnosprawnych, bo zaczynają ją nudzić te same pytania tych samych białych czterdziestoletnich typów. To samo tyczy się rozmów z krytykami:
"“I don’t need a 40-year-old white dude to tell me what didn’t work about A Wrinkle in Time,” Larson said. “It wasn’t made for him! I want to know what it meant to women of colour, biracial women, to teen women of colour.”"
Dokładnie o to samo chodzi zresztą z "Czarną panterą" - to jest film dla czarnej publiki, skrojony pod konkretnego widza i nic dziwnego, że wielu odbiorcom (w tym takze w Polsce) się nie podobał, tak jak w USA. Bo to nie jest film dla nich. Tak samo Aquaman otrzymał znacznie wyższe noty od publiki o korzeniach polinezyjskich - bo ktoś zrobił film z głównym bohaterem podobnym do nich. I dlatego też zagraniczne filmy, w których wystepują (choćby na kilka minut) polscy aktorzy są zazwyczaj łagodniej oceniane przez odbiorców w Polsce, niż na zachodzie. Są pewne uniwersalne cechy i obiektywne elementy składowe kinematografii, które można ocenić niezależnie od pochodzenia, poglądów czy wyznania (chocby zdjęcia, montaż, muzyka), ale cała reszta wchodzi już w subiektywne uczucia, naleciałości i gusta. "Czarna Pantera" nie musi się mi podobać. Jednoczesnie nie mam problemu z tym, że podoba się czarnej publice.
Z tego też powodu nie narzekam, ze nowy film pełnometrażowy o Barbie nie trafił w moje gusta - nie jest dla mnie. I dlatego też nie oglądam filmów Papryka Vege, bo nie zaliczam się do jego widowni. Przy okazji - z samymi Marvelami zatrzymałem się na Civil War i dotąd nie nadrobiłem zaległości, tematyka mi się znudziła i przejadła, nie mam na to czasu. Ale też nie krytykuję ekranizacji komiksowych, bo widocznie przestały być dla mnie, zatem po prostu ich nie oglądam. Poza tym Marvel (Disney) ma na tyle dużo kasy, że jakoś przeżyje te łzy i wygrazanie pięścią w kierunku filmów skonstruowanych do innego widza niż biedny, poniewierany biały heteroseksualista. Pani Larson wyraźnie zaznaczyła, jakiej publiki na swoim filmie nie chce? No to ułatwiła paru osobom wybór seansu. W sumie obie strony powinny być z tego faktu zadowolone.
Yoghurt
Bronisz ją, a przecież to co powiedziała, to jawny przejaw seksizmu i dziwnego rasizmu (bo sama jest biała).
Mogła to wyrazić w inny sposób, ale wyraziła w taki jaki chciała i za to jest krytykowana.
na jej konferencjach prasowych życzy sobie więcej dziennikarzy młodszych, żeńskich, różnokolorowych czy nawet niepełnosprawnych, bo zaczynają ją nudzić te same pytania tych samych białych czterdziestoletnich typów. To samo tyczy się rozmów z krytykami:
Wyobrażasz sobie co by się działo gdyby powiedziała, że życzy sobie więcej białych dziennikarzy niż czarnych? Jej kariera byłaby skończona, a ona sam zostałaby okrzyknięta rasistką.
A głupie pytania dziennikarzy raczej nie są uzależnione od koloru skóry, czy płci :)
Yoghurt, bardzo lubię twoje "pióro" i sposób w jaki wyrażasz myśli, twój foruming jest bardzo wysokiej jakości i posty to malinka.
Ale tutaj po prostu przyjmujesz jednostronną narrację nie próbując się postawić w sytuacji, co by było jakby Larson poleciała z takim tekstem, tylko na odwrotnym biegunie tj. rzuciła, że życzy sobie więcej białych na konferencjach, nawet bez wspomnienia o czarnoskórych. Zapewniam cię, że reakcja byłaby inna.
Heinrich Yoghurt juz dawno poplynal. Teraz jest grzeczniutki i nie chce NIKOGO urazic :)
Sasori ->
Bronisz ją, a przecież to co powiedziała, to jawny przejaw seksizmu i dziwnego rasizmu (bo sama jest biała).
Mogło to wyrazić w inny sposób, ale wyraziła w taki jaki chciała i za to jest krytykowana.
Oczywiście, ze mogła. Ale sama siebie uwaza za aktywistkę i tak jest postrzegana w Hollywood. Ma tyleż samo przeciwników co zwolenników, bo ma niewyparzoną gębę i wyraziste poglądy. Na ten przykład, po tym, gdy oskarzany o molestowanie kilkunastu kobiet (i to na długo przed aferą #metoo) Casey Affleck dostał Oscara w 2016, ostentacyjnie odmówiła oklasków i nie pogratulowała mu, mimo, że to ją wybrano do wręczenia statuetki.
Jasna sprawa, że można ją krytykować, ależ proszę bardzo. Co więcej, swoją postawą wyraźnie zaznacza, że się tej krytyki nie boi a krytycy moga ją pocałować w dupe (choć ci sami krytycy woleliby, aby miała ją większą) i jej filmów nie muszą oglądac. Ja to bym nawet docenił za to, ze zaoszczedzi kilku osobom kasy na bilety, jeśli wiążą odbieraną twórczość z samym twórcą. Sam bym tak nie umiał, chocbym bardzo chciał. Nadal doceniam arcydzieło muzyczne jakim jest "Thriller", wciąż jestem w stanie oglądać "China Town" czy "Annie Hall", bardzo lubię większośc filmów z Tomem Cruisem, nie trawiąc Cruise''a jako człowieka. Da się.
Waras->
Wyobrażasz sobie co by się działo gdyby powiedziała, że życzy sobie więcej białych dziennikarzy niż czarnych? Jej kariera byłaby skończona, a ona sam zostałaby okrzyknięta rasistką.
Problem w tym, ze na konferencjach tych czarnych dziennikarzy nie było dotąd zbyt wielu (niepełnosprawnych - w ogóle), więc trudno prosić o więcej białych, gdy wszyscy są biali. Nie widzę zatem w tej prośbie nic dziwnego. I nie ma w tym wypadku symetrii i zrównywania jednej prośby z drugą, gdy mamy do czynienia z wyrazistą dychotomią.
Nie sądzę też, byś nazwał czarnego aktora rasistą, gdyby poprosił o więcej białych dziennikarzy na swoich konferencjach. Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia.
A głupie pytania dziennikarzy raczej nie są uzależnione od koloru skóry, czy płci :)
Owszem, są. Chyba, ze chcesz mi powiedzieć, że polski dziennikarz spyta o to samo, co belgijski czy wietnamski. U nas za każdym razem wszystkich zagranicznych aktorów wszyscy uparcie pytają o to, czy smakują im pierogi.
Henryk ->
Patrz uwage o dychotomii do Warasa. Nie mogłaby się pani Larson domagać czegoś, co jak dotąd było faktem. Domaganie się, by na konferencjach prasowych było więcej białych dziennikarzy byłoby jak proszenie, by w Pacyfiku było więcej wody. Dlatego nie da się tu zachować symetrii rzekomego rasizmu, bo odwrotna sytuacja ma znikomą szansę na zaistnienie.
Że mogła to ująć inaczej? Mogła, a i owszem. Tylko, ze wtedy mało kto by zwrócił na jej wypowiedź uwagę, a ona w tym wypadku zwraca ją na wazny w swoim mniemaniu problem. Bo jest aktywistką. Mi nie podoba się jej wypowiedź dlatego, ze wzbudza niepotrzebnie kontrowersje, przesłaniające clue problemu. Ale nie bede też negował, ze problem nie istnieje tylko dlatego, ze pani Larson ubrała go w takie, a nie inne słowa.
Hopkins ->
Ależ ja nie mam problemów z urazaniem i obrażaniem, bardzo chętnie mogę obrazić na przykład mieszkanców Łodzi, fanów Final Fantasy VII albo miłosników Gothica (ci to są dopiero walnięci), w tym wypadku nie widzę jednak celu do obrazania. Rozumiem problem polskiego odbiorcy z zupełnie oderwanym od naszej swojskiej rzeczywistości rasizmu w USA, tam to jest kwestia systemowa, z która się amerykanie zmagają od początku istnienia kraju, dla nas to jest jakiś abstrakcyjny problem murzynów, bo my swoich czarnoskórych mamy niewielu i te wszelkie duperele są dla nas totalnie oderwane od rzeczywistości. Ale też nie kumam obrazania się na film, bo Brie Larson powiedziała, że chciałaby wreszcie zobaczyć na swojej konferencji dziennikarza na wózku.
Ona chce mniej białych mężczyzn dlatego że według niej zadają nudne pytania a wszystkie inne rasy i kobiety już nie. I nie chodzi tu o to kto jakiej jest narodowości, czy przeciętny czarnoskóry z dajmy na to USA zadaje ciekawsze pytania od białego z tego samego kraju? Wątpię, nie ma takich danych natomiast nie ma przesłanek by pytania miały się różnić.
Natomiast niepełnosprawnym teoretycznie nikt nie broni być dziennikarzami ale jest to wbrew pozorom praca fizyczna, szczególnie kiedy próbujesz się dopchać do znanego aktora który przechodzi akurat korytarzem.
Tak na marginesie, jak uważacie czy Pani Brie wolałaby poświęcić swój czas białemu 40 letniemu facetowi na wózku, czy może raczej czarnej kobiecie?
ja wtrace swoje 3 grosze. Tu jeszcze istnieje taki problem, ze np. wyedukowani Czarni, w dupie maja bycie dziennikarzyna jakas, oni aspiruja do innych zajec, jak finansista, prawnik etc. Takze czasem takie domaganie sie wiekszej roznorodnosci w jakims zawodzie jest poprostu przejawem oderwania od rzeczywistosci.
Mnie ososbiscie taka na sile wciskana roznorodnoscpoporstu drazni, czego super przykladem sa reklamy w TV. W takim UK czarnych jest kilka procent a wiekszosc reklam ma aktorow/statystow czarnych. Wiem, wiem, ze czesto reklamy sa robione uniwersalnie na wiele rynkow, ale proporcje juz dawna zostaly zachwiane.
Ona chce mniej białych mężczyzn dlatego że według niej zadają nudne pytania a wszystkie inne rasy i kobiety już nie.
Raczej dlatego, że wszystkie inne rasy i kobiety nie mają nawet szansy zadać takowych pytań, skoro nie wysyła się ich na konferencje. I o tym mówi artykuł linkowany przez Hopkinsa, a nie o tym, ze biali czterdziestoletni faceci są nudni.
Natomiast niepełnosprawnym teoretycznie nikt nie broni być dziennikarzami ale jest to wbrew pozorom praca fizyczna, szczególnie kiedy próbujesz się dopchać do znanego aktora który przechodzi akurat korytarzem.
Owszem. Natomiast na konferencji prasowej albo na umówionym wywiadzie nigdzie nie trzeba się pchać. Pracą fizyczną jest ganianie po czerwonym dywanie czy reportaże wcieleniowe, ale jako tako dziennikarstwo można bez problemu uprawiać przez większość roboczogodzin zza biurka w redakcji.
Tak na marginesie, jak uważacie czy Pani Brie wolałaby poświęcić swój czas białemu 40 letniemu facetowi na wózku, czy może raczej czarnej kobiecie?
Prawdopodobnie wolałaby poświęcic ten czas każdemu, kto nie zapytałby, czemu się częściej nie uśmiecha na materiałach promocyjnych do filmu.
Drak ->
Oczywiście, ze affirmative action i inne wciskanie ludzi na siłę dla mylnie pojętego diversity jest idiotyczne i wtedy mamy do czynienia z tokenizmem, byleby tylko mieć czarnego w firmie/filmie/reklamie z obawy, że oskarzą nas o rasizm. Nie tędy droga. Natomiast, tak jak wspominam dwudziesty raz, tu nie chodzi o to, by wciskać na konferencję jak najwięcej czarnych, tylko o to, by na tychże konferencjach zjawiał się ktokolwiek poza tymi samymi białymi facetami zadającymi te same pytania. Dziennikarstwo rozrywkowe to nie jest praca w kopalni na przodku, gdzie potrzebna jest tężyzna fizyczna i mężczyźni są w tej pracy naturalnie, biologicznie sprawniejsi od większości kobiet. Dostępność i przystępność dziennikarstwa, zwłaszcza w dobie internetu, nie wymaga nie wiadomo jakich umiejętności, znajomości, warunków fizycznych czy czegokolwiek innego, zawód ten można uprawiac będąc nawet tak skocznym jak Stephen Hawking. I o to się w tej aferze rozchodzi. Że choć się da, to jednak się nie da.
Oczywiście że na konferencje wysyła się kobiety i inne rasy, jest to nawet w tym artykule.
“About a year ago, I started paying attention to what my press days looked like and the critics reviewing movies, and noticed it appeared to be overwhelmingly white male,” she said.
Mówi że w większości to biali mężczyźni a nie w całości, czemu tak jest? Czy to spisek? A może w większości to właśnie biali mężczyźni pracują jako dziennikarze i odnoszą tam sukcesy?
Żaden spisek, po prostu branża rozrywkowa w Stanach od wieków jest obsadzana tymi samymi ludźmi. Z tego samego względu parę lat temu mówiono o "oscars so white" - w żyri akademii filmowej, na stołkach krytyków i w redakcjach siedzą dokładnie te same osoby. Krewni i znajomi królika.
Dla prostej analogii - ludzie obruszają się, gdy w panstwowych spółkach na stanowiskach zasiadają ciotki, kuzyni i koledzy z liceum polityka odpowiadającego za obsadzanie foteli dyrektorskich. Bez konkursu, bez większych problemów, po prostu tam trafiają. Hollywood działa mniej więcej tak samo, przy czym nastroje w XXi wieku zaczeły się zmieniać i w branży nie ma już tak łatwo, bo i struktury społeczne w USA zaczeły się transformować na tyle, by odbiorcą hollywoodzkich produkcji nie był już tylko ten sam typ widza, który zasiada tez w oscarowym żyri i w redakcji US Weekly albo People. Stąd te zmiany, dla nas, ludzi z homogenicznego społeczenstwa totalnie niezrozumiałe, bo też całkowicie odległe od naszych problemów systemowych i trudno je przełożyć na nasze warunki kulturowe.
Dokładnie tak samo by było, gdyby to czarni zasiedlili kontynet północnoamerykański, sprowadzaliby sobie białych niewolników i do lat 60 czy 70 obsadzali wszystkie najwazniejsze stanowiska we wszystkich branżach. Ale tak nie jest. Problem rasizmu w stanach nie dotyczy tego, ze to biali heteroseksualni mężczyźni są lepszymi dziennikarzami, tylko tego, że są tymi dziennikarzami, bo inni nimi być nie mogli lub mieli bardzo pod górkę przez 250 z 300 lat historii tego kraju. Dla nas jest to problem zupełnie obcy, bo u nas niemal wszyscy są biali, co więcej dziewczyny w krajach bloku wschodniego wyemancypowały się paradoksalnie szybciej ("kobiety na traktory") niż te same kobiety w skostniałym i konserwatywnym US, więc nawet zjawisko seksizmu wygląda u nas kompletnie inaczej. Ale da się znaleźć pewne przełożenia na nasz język - wspomniany nepotyzm polityczny, do niedawna (w skali historycznej) ograniczony dostęp ludzi ze wsi do edukacji, dysonans społeczny między obszarami kraju pod różnymi rozbiorami i tak dalej. To jest naprawde proste, jeśli się spojrzy się na to w innej skali i spróbuje się znaleźć odpowiednie porównanie, zamiast spojrzeć powierzchownie na krzyczacego murzyna i uznać, ze pierdoli głupoty, bo nie ma przecież żadnego problemu.
Jakieś układy mogą być ale działają one w obie strony, Pantera jest dobrym przykładem. Naprawdę nie rozumiem na czym opierasz swoją tezę że nie biali faceci mają ciężej zostać dziennikarzami od swoich białych kolegów. To ze za oceanem mają trochę inną mentalność to wiem i nie jest to wiedza tajemna. Natomiast nie wiem skąd masz in formacje o rzekomym szkalowaniu murzynów i robieniem im pod górkę. Wiem że zdarzają się rasiści którzy nie lubią czarnych i nie dadzą im szansy ale są też czarni którzy nie dadzą szansy białym.
To wyobraź sobie taką sytuację - polska zapadła wieś, przez 70 lat nie ma tam perspektyw, nikt się nią nie interesuje, dojeżdża tam jeden PKS dziennie, jej mieszkańcy żyją z tego co zasadzą, z opieki społecznej lub z roboty na czarno. I tak od pokoleń. Jakie są szanse, że któryś tubylec zostanie dziennikarzem?
Tu nie chodzi o to, że teraz ktoś robi murzynom pod górkę. Ale robiono im to przez setki lat, i potrzeba dłuższego czasu, by ten system w pełni zmienić. Co gorsza, obecnie, w ramach nagłego i wprowadzanego na szybciora wyrównywania szans, wymaga się od nich często mniej, co zamiast zacierać różnice, tylko je pogłębia i zaostrza konflikt, przez co następuje tak zwana tokenizacja, wspomniana przez Drakulę.
Niewykluczone, że tak byłoby w przypadku postulatu Larson. Przy czym ci niebiali i niemęscy dziennikarze już istnieją, nie trzeba brać murzyna z ulicy i go wciskać na siłę do redakcji by wyrabiać normy zatrudnienia, ale ci ludzie produkują się bardziej w niezależnych publikacjach, a nie w mainstreamie, bo ten jest obsadzony przez tę samą klikę, co zawsze. I akurat los sprawił, że jest to klika złożona głównie z białych ludzi, bo tak jest od stu lat i dopiero teraz się to zmienia. Między innymi dzięki zwracaniu uwagi na ten problem przez Larson.
No i z tym się zgadzam, oprócz Pani Brie. Jej wypowiedź nie zwraca na to uwagi, jest po prostu rasistowska i moim zdaniem nie ma co jej nadinterpretowywać. Co więcej moim zdaniem Pani Brie w żaden sposób nie poprawia sytuacji bo zwyczajnie domaga się zwiększenia ilości czarnych bez zwracania uwagi na istotę problemu
@ Yoghurt
na jej konferencjach prasowych życzy sobie więcej dziennikarzy młodszych, żeńskich, różnokolorowych czy nawet niepełnosprawnych, bo zaczynają ją nudzić te same pytania tych samych białych czterdziestoletnich typów
No to niech popłacze komuś decyzyjnemu z wytwórni. Kto jak kto, ale chyba Disney ma możliwość załatwienia jej takich dziennikarzy, jakich chce?
Bo to nie jest film dla nich.
Typowa linia obrony jak się nie ma żadnej innej. Oczywiście jednostronna, bo jakby tak powiedzieć kobiecie albo kolorowemu to zaraz byłby seksizm i rasizm.
Oglądałem i Czarną Panterę i Aquamana. Aquaman jak dla mnie co najmniej półka wyżej, chociaż żadnych korzeni polinezyjskich nie posiadam. Czarną Panterę uważam za tak samo nijaki i przewidywalny jak najeżony białasami Antman and The Wasp. Więc może problem jest jednak w produkcie, a nie w odbiorcy, hm?
Zresztą różnice w ocenach Aquamana i Czarnej Pantery pokazuja, ile obecnie w dziennikarstwie na zachodzie liczy się ideologia. Aquaman to po prostu fajny film o Aquamanie innym niz komiksowy ulizany blondasek. Nikt nie robił wokół pochodzenia Mamoy wielkiego szumu, nikt nie robił na siłę z filmu manifestu politycznego. No i nagle zamiast wyciągnietych z odbytu 88 na metaporażce jest tylko 55. Co za zaskoczenie.
Problem w tym, ze na konferencjach tych czarnych dziennikarzy nie było dotąd zbyt wielu (niepełnosprawnych - w ogóle), więc trudno prosić o więcej białych, gdy wszyscy są biali.
Wyjaśnię: gdyby na jej konferencje wbijali głównie czarnoskórzy i kobiety, a ona po n-tej by stwierdziła, że ma dość ich nudnych pytań i chce więcej białych facetów, to byłaby w obecnym Holywood skończona najdalej w godzinę po publikacji wywiadu, a aktywiści by jej tych słów nigdy nie wybaczyli. Panienka może szczekać jak szczeka tylko dlatego, że szczeka na takie a nie inne drzewo.
U mnie zero hype na tem film, ale do kina się wybiorę właściwie tylko po to by być na bieżąco gdy będę oglądał "Avengers: Endgame". Czuję, że wiele osób postąpi podobnie.
Jeśli "nie leci wyżej, dalej, ani szybciej od Czarnej Pantery" to ja podziękuję.
W sumie ja też nie mam hype'u na ten film. Poza samym symbolem nie była w ogóle zapowiedziana w MCU. Panterę włączyli do Civil War, dzięki czemu dało się go poznać i polubić. Strażnicy zaciekawili mnie samym zwiastunem. W tym przypadku zwiastun zupełnie nijaki, samej postaci też zbytnio nie znam z komiksów, więc idę tylko dla powiązania fabularnego z End Game.
Recenzje krytyków są nic niewarte, poczekam na to co powiedzą zwykli ludzie, którzy wydali ciężko zarobione pieniądze na bilet.
Dlaczego uważasz że moje recenzje są nic niewarte?
Mi ta cała rewolucja to koło nosa lata. My z Europy Wschodniej zawsze dla białasów z Zachodu byliśmy takimi właśnie murzynami. Nasz biały kolor skóry nie dorównywał ich białemu kolorowi skóry. To nie jest tylko moje zdanie, wystarczy poczytać opinie ludzi z innych krajów wschodnich. Jakbym tym się przejmował to bliżej mi do murzyna niż do zachodniego białasa ( Polacy zapomnieli o dowcipach o Polakach? Tak
nie murzyni gadali je).
wolny początek, sporo dobrej akcji i niezłego humoru, debilny scenariusz i głupawa bohaterka = czy ten gniot zasługuje na więcej niż 4/10, nie nie zasługuje.