Mieszkam w Warszawie, a zatem widok bezdomnych i pijaczków jest częstym widokiem, zwłaszcza w okolicach Centrum. Czasem zdarzają się sytuacje, że podchodzi do mnie "bezdomny", od którego czuć alkohol i pytam mnie:
1) Czy dam parę groszy (lub pada konkretna) kwota na alkohol (tak zwana "szczera prośba kierowniku")?
2) Czy dam parę groszy na jedzenie, bo jest głodny?
3) Czy kupię coś do jedzenia?
Ciekaw jestem jak Wy zachowujecie się w takich sytuacjach. Jeśli chodzi o mnie to jeszcze z 10 la temu, jak byłem większym szczylem to za każdym razem odmawiałem. Z biegiem lat zacząłem trochę inaczej patrzeć na sytuację na nr 3). Z jednej strony zawsze myślę: jak miał się za co napić (a wybrał alkohol zamiast jedzenia) to nie powinienem mu dawać. Za każdym razem tak myślę, ale z drugiej strony kupuję to jedzenie, gdyż uważam, że nie powinno się odmawiać ludziom jedzenia (jeśli mnie na to stać), pomimo, że są alkoholikami. Sytuacja 1) od lat niezmienna, gdyż uważam, że ja cegiełki od siebie do pogłębiania alkoholizmu nie będę dokładał. Sytuacja 2) Jak prosi o pieniądze na jedzenie to proponuję, że mogę coś kupić (ze względu na to, że zakładam, że większość kupi sobie za to alkohol).
Ja jak mam drobne to daje i nie interesuje mnie na co wyda. Wielokrotnie dawalem sam lub kupowalem jedzenie takiemu jednemu bo widzialem ze nie pije.
Nie po to pracuję, żeby za te pieniądze ratować jakiś meneli, którzy nie raz pijani proszą o dodatkowe pieniądze. Spotkałem raz bezdomnego, który chciał mi sprzedać śliwki i że na jedzenie potrzebuje, i dałem mu 10 zł. Nie był pijany, był szczery i potrzebujący.
Pamiętam jak kiedyś jakiś menel płci pięknej chciał pieniądze na jedzenie a znajomy powiedział że pieniędzy nie da ale kupi jedzenie. Przyniósł sushi z biedry. Odpowiedź była: " Ło ku*wa, tegu to jo nie lubię" Wybredna.
Trufli nie było w promocji.
Szato z borowikami jeszcze jej mógł kupić.
Czyli po prostu zrobiliście sobie jaja z potrzebującego człowieka ( o ile to prawda )
Diabeł już pewnie miejsce w piekle dla was przygotował.
Nigdy nie dałem pieniędzy, jak chce to mu kupuję coś za kilka złotych, czym sobie poje.
Praktycznie nigdy nie noszę ze sobą pieniędzy, a tym bardziej drobnych. Dziś wszędzie można płacić kartą albo telefonem.
Czasem biorę tylko 2 zł na szatnię w centrum handlowym, gdy jazdę w zimie na zakupy/do kina autobusem, to wiadomo, że się nimi nie podzielę.
Jeśli poprosiłby mnie o kupno jedzenia - nie ma problemu. Ale na wutke nie daje.
nie ma sprawy, ja kupie jedzenie. tak samo poczestuje papierosem jak mam.
Ale byla historia, moj ojciec siedzial w samochodzie, kilka dni podchodzil mlody chlopaczek "da pan na chleb", to dawal mlodemu po 2zl. Pewnego dnia starszy mial zakupy i dal chlopakowi chleb a ten go nawet nie chcial i mowi zeby dal 2zl. koniec.
Jakoś przed świętami byłem w Krakowie i koło galerii Krakowskiej na ławce przed choinką spał sobie jakiś dziadek. To mu dałem trochę grosza. Zresztą dziadek trochę do mikołaja był podobny. Przy grubawy, broda, dziurawe rękawiczki nic tylko dać czerwoną czapkę i mikołaj jak znalazł. Na pijaka nie wyglądał. Po prostu chyba miał pecha w życiu i skończył jak skończył.
Innym razem stała jakaś babka i mówiła z bólem w sercu daj trochę grosza no to dałem. Potem ją za kawałek dalej minąłem jak szła chyba z koleżanką swoją (ta chyba jej koleżanka też w innym miejscu żebrała). Na ramionach torebeczki, uśmieszki i gaworzą coś do siebie. Niby takie biedne ale po przyjrzeniu się nie wyglądały żeby tak było.
Nigdy nie dałem ani złotówki! Pracuję na to ciężko a fakt, że to przepije nigdy nie przemawia za tym abym poratował złotóweczką. Mi nikt nigdy nie daje!
autostopowicza tez nie wezmiesz?
Do tego drugiego bym się specjalnie nie przyznawał, bo już podpada pod paragraf... :)
rojzą cie nie poczestowal? :P
Mnie też kiedyś menel poczęstowal jakimś ukraińskim napojem ale przeżyłem.
Raz ode mnie chciał na jedzenie ostatnio, to mu powiedziałem, ze „pi**a jest, a nie żul, skoro nie pijesz”.
a moze pije ale na zagryche mu trzeba bylo...
Co to za żul, co nie napije się bez zagrychy,
To nawet ja potrafię, a piję wódkę raz na rok A oni to przecież słabsze alkohole preferują...
ale kultura musi byc. Royal tanszy niz wino wiec trzeba - kielbase/ogora i kieliszek z plastiku ;)
Po kilkudziesieciu latach picia zoladek juz nie przyjmuje tak latwo tej chemii bez zagrychy/zapoi.
pieniędzy nigdy nie dałem, ale raz przed fastfoodem stał podstarzały bezdomny i zapytał czy kupię mu coś do jedzenia.
Nie ośmielił się wejść do środka, tylko stał na zewnątrz.
Mina jak dostał dwa Big Maci - bezcenna, chyba nie wierzył do końca że z czymś wrócę.
menele przewaznie zebrają na wodke wino czy fajki chca bo w noclegowniach czy w jadłodajniach u brata swiętego alberta tego nie ma,,, jedzenie to wiedzą gdzie moga dostac za darmo
https://www.youtube.com/watch?v=9jC3b6pNdB8
spoiler start
Udzielam się na tym forum z innego konta ale w tej wypowiedzi wolę pozostać anonimowy - stąd takie a nie inne konto, które z resztą pewnie zaraz zostanie skasowane ze względu na tymczasowy mail :)
spoiler stop
Ja nigdy nie daję pieniędzy ani nawet nie kupuję jedzenia... i w sumie to samo radzę wszystkim. Dlaczego? Cóż, powodów jest kilka.
Przede wszystkim w każdym większym mieście działa system jadłodajni dla osób w trudnej sytuacji, gdzie każdy może się w wyznaczonych godzinach zgłosić i dostać posiłek i nikt nie spyta o status materialny, warunki mieszkaniowe, etc. Oprócz tego są również schroniska i noclegownie dla bezdomnych (choć np. w Łodzi to zgroza, którą powinno się zaorać), gdzie oprócz posiłku dostać można dach nad głową i jakieś podstawowe rzeczy (np. ubrania). W obydwu typach instytucji trzeba być jedynie trzeźwym - w noclegowniach i schroniskach bada się to alkomatem, w jadłodajniach ograniczają się raczej do węchu i zachowania ale jednak.
No i ta trzeźwość to druga kwestia. Nawet jeśli kupimy komuś jedzenie to de facto zdejmujemy z niego problem. I tak powiedzmy, że ktoś dostaje 5 złotych i ma wybór między jabolem a jedzeniem - są szanse (choć w sumie to niewielkie), że wybierze jedzenie. Jeśli jednak ktoś dostał jedzenie od "pomagacza" 5 minut wcześniej to dylemat nie istnieje i kasa idzie z automatu na przelew.
Trzeci, powiązany z tym powód to nieutrwalanie pewnego statusu quo. Jakkolwiek może się to wydawać dziwne to sytuacja, w której nic nie trzeba robić a jakieś tam środki do życia są jest w pewien sposób komfortowa. No albo przynajmniej akceptowalna. W efekcie niektóre osoby spędzają na marginesie lata a nawet dekady i nawet im z tym dobrze. Te kilka złotych to po prostu utrwalenie w tym stanie - a naprawdę do życia wystarcza bardzo mała kwota, którą można zdobyć błyskawicznie...
Ostatni to to, że żebranie stało się w pewnym sensie sposobem na życie. Są po prostu organizacje, które uczyniły z tego dodatkowe zajęcie. Nie tylko w Polsce można trafić na ludzi z normalną pracą, mieszkaniem, które po godzinach odpowiednio się przebierają i dorabiają drugą wypłatę żebrząc.
Skąd o tym wiem? Bo sam byłem bezdomny. Wskutek alkoholizmu straciłem kiedyś wszystko i musiałem poznać te mechanizmy od środka. Sam biłem się z myślami na co wydać właśnie otrzymane 2 złote (i naprawdę często wybór padał na alkohol). I przekonałem się, że osoba bezdomna chcąca stanąć na nogi wcale głodna chodzić nie musi - co więcej: tak naprawdę możecie mijać osoby faktycznie bezdomne i nawet do głowy wam nie przyjdzie, że ma taki a nie inny problem. Ba, to może być nawet wasz współpracownik...
Sam potrzebowałem naprawdę konkretnego kopa, żeby coś zmienić. I będąc na ulicy, nie mając już dosłownie nic (torbę z ostatnimi rzeczami mi ukradziono kilka dni wcześniej) znalazłem pomoc, zgłosiłem się do odpowiednich instytucji i zacisnąłem zęby. Tak że dzisiaj mogę pisać te słowa a to, co przeżyłem pozostaje jedynie ciężkim doświadczeniem. :)
masz na myśli lokalny folklor w postaci "żulix pospolity" czy takiego prawdziwego potrzebującego?
Zależy od mojego widzi mi się i od tego, co mam w portfelu. Więcej niż 5zł nigdy chyba nie dałem, a jak jest ktoś szczery, że chce na alkohol parę groszy, to jak mam dobry dzień i drobne to też dam. Zdarza się również, że nie dam, bo trafił w złym dla mnie momencie lub po prostu nie mam w portfelu żadnych blach.
Trafiają się też tacy, że chcą żebym im coś kupił do jedzenia, to bardziej pozytywnie patrzy się na takiego i z większą chęcią pomaga.
Ale wiesz, że prośba o kupowanie jedzenia to też sztuczka psychologiczna? WIele osób zerknie pozytywnie ale się śpieszy i da kasę. Sam miałem kiedyś sytuację, kiedy ktoś poprosił o kupno jedzenia, zgodziłem się i wszedłem do sklepu obok, zrobiłem zakupy - nawet dobry dzień miałem i prawie 2 dychy wydałem na jakieś pieczywo i dodatki a jak wyszedłem to proszącego już nie było. Może to lepiej niż jakby miał wyrzucić...
Nigdy mnie nie zapytano czy kupiłbym jedzenie... Zazwyczaj było to zwykłe żebranie o moniaki. Zwykle daję złotówkę i wsio.