W tym wątku rozmawiamy o pisarzach fantasy i sf, choć zdarzają się również przedstawiciele literatury pięknej. Jeśli czytałeś jakąś ciekawą książkę - napisz o niej. Można też przeczytać coś ciekawego o komiksach. Integralną częścią są także dyskusje batalistyczno-militarne :)
Aha - proszę się nie bać tego Martina w tytule ;-PPP
Strony, które każdy fantasta znać powinien:
Serwisy informacyjne:
http://katedra.nast.pl - Katedra
http://www.gildia .pl - Gildia (trzeba sobie wpisać do przeglądarki)
http://www.polter.pl - Poltergeist
http://www.alejakomiksu.com/ - Aleja komiksu
http://www.serwis-komiksowy.pl/ - Wielkie Archiwum Komiksu
Magazyny literackie:
http://www.esensja.pl - Esensja
http://www.fahrenheit.eisp.pl - Fahrenheit
Inne:
http://www.biblionetka.pl - netowa baza danych o książkach
http://www.plan9.art.pl - amatorskie filmy, mamy tam "swojego" człowieka czyli Garretta
http://www.radiorivendell.com - radio internetowe
http://www.steampunk.republika.pl/ - dla miłośników Steampunka
http://www.baen.com/library/ - bezpłatne ebooki wydawnictwa Baen
http://www.sfsite.com - recenzje i opisy
http://www.sffworld.com - recenzje i opisy
http://hitalia.rotfl.eu.org/ - historia zapoczątkowana w Feniksie
Strony czasopism:
http://www.fantastyka.pl/ - Nowa Fantastyka
http://www.science-fiction.com.pl/ - Science Fiction, Fantasy i Horror
http://www.locusmag.com - Locus
Strony pisarzy:
http://www.georgerrmartin.com - strona autora z tytułu wątku.
http://www.malazanempire.com - strona o cyklu Stevena Eriksona
http://www.sapkowski.pl - chyba nie trzeba przedstawiać
Grafiki:
http://www.imagenetion.com
http://www.artfan.net
http://www.fantasya.net
http://www.fantasygallery.net
Poprzedni wątek:
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=14435509&N=1
Chyba nikt się nie kapnął (albo nie pamiętam), ale w poprzednim wątku cosik numeracja się pokićkała :)
Grafika z https://www.deviantart.com/shibashake
Proxima - Stephen Baxter
Trochę rozminęły mi się oczekiwania z rzeczywistością. Liczyłem na hard-sf o kolonizacji obcych planet. Dostałem to a nawet więcej. Tyle, że "więcej" niekoniecznie znaczy "lepiej". Dość szybko okazuje się, że autor nie tylko chce opisać ekspansje rodzaju ludzkiego ale ociera się wręcz o eschatologię. Całość naszkicowana jest bardzo grubymi kreskami. Ciekawie jest opisana "Per Adua" czyli planeta krążąca wokół Proximy ale też brakuje mi tam kilku drobiazgów. Z kolei to co dzieje się "u nas" na Ziemi jest szablonowe do bólu. Do tego dochodzą, rzeczy które sprawiają, że im dalej tym bardziej powieść brnie w "fiction".
Przeczytać można ale może lepiej poczekać aż wydadzą drugą część.
Czy ja wiem? Znaczy z tym czekaniem - mnie tam półotwarte zakończenie nawet zadowoliło.
Zakończenie jest akceptowalne. Co prawda autor namieszał ile się dało ale od biedy mogłoby tak nawet zostać. Trochę boję się tego co będzie dalej. Zastanawiam się czy dalej będzie brnąć w te rozwiązania, których nie lubię.
Dobrnąłem mniej więcej do 1/3 Bezkresu Podlewskiego i normalnie nie dam rady chyba dalej. Wieje taką nudą, że aż ciężko mi uwierzyć, że to kontynuacja chyba najlepszej space opery z jaką miałem do czynienia. Jakbym zaczynał od tej części i nie znał wcześniejszych to rzuciłbym to w kąt i nigdy do tego nie wracał :P, chociaż cały czas się łudzę, że może się rozkręci i jakoś brnę dalej chociaż to rozpisywanie się kilometrami o jakichś totalnie nieistotnych wątkach mi tego nie ułatwia.
Chyba czytałem inną powieść...przecież tam tyle się dzieje, że aż miałem przesyt wątków i zdarzeń.
No faktycznie tyle się tu dzieje, że nie jestem w stanie się w tym połapać, inna sprawa, że nawet mi się nie chce próbować :P, bo to jakieś totalne poplątanie z pomieszaniem wątków i postaci. Dla mnie najmocniejszą stroną Głębi są bohaterowie Wstążki plus jeszcze kilka postaci, Kirke, Natrium itd. Tymczasem tutaj mamy niekończącą się epopeję o przygodach bytów maszynowych, które zyskały ludzkie uczucia i są teraz ludźmi? czy czym tam, o ich perypetiach miłosnych plus wielostronicowe wątki poświęcone jakimś drugoplanowym postaciom, które praktycznie w ogóle mnie nie interesują.
spoiler start
Galaktyka upada, a tu kurde przez pół książki serwuje mi się serial o miłości byłej maszyny do generała-dziecka, który umarł, ale potem ożył i jest nie wiadomo czym :P, do tego ten cały Blady Król i jego inwazja jakieś to takie nijakie.
spoiler stop
. Tak czy siak, nie na taki finał mojej ulubionej serii czekałem.
Ja to mecze sie strasznie przy czytaniu Bezkresu, a czytam dalej dlatego ostatnio brak mi kompletnie czasu i mam parodniowe przerwy "pomiedzy" :D poczytam godzine mam dosc i pozniej zapominam jakie z tego guano sie zrobilo :D
W sumie to mógłbym zrobić analogię do Lyncha, pierwsza część Niecnych super, druga już nie taka dobra no i Republika Złodziei wyraźnie słabsza, totalny brak świeżości itp., zresztą kto czytał to wie. Chłopaki (Podlewski, Lynch) naprawdę świetnie zaczynają, ale z kończeniem już tak różowo nie jest :P, chociaż może za wcześnie postawiłem krzyżyk na Bezkresie, nie doczytawszy do końca.
Czy ja wiem? Akurat 3 tom "Niecnych..." mnie się podobał, był dojrzalszy i uderzał w nieco inne tony.
To dokładnie jak u Podlewskiego, trzeci i czwarty są o wiele dojrzalsze i bardziej skomplikowane. Pierwsze dwa fajnie się czytało bo były o wiele prostsze, może dlatego niektórym kolejne czyta się ciężej? Mnie w sumie też czytało się je ciężej, ale absolutnie nie byłem nawet przez chwilę znudzony.
Co do Lyncha mam dokładnie tak jak Shadow. Szkoda, że już chyba nie napisze kolejnych tomów. Wiadomo może czy uporał się z kolejnym atakiem depresji?
Co do Lyncha zgoda, sam pomysł mi się podobał i faktycznie bohaterowie jak i sama tematyka Republiki Złodziei są tu zdecydowanie dojrzalsi, być może nawet ta część była lepsza od drugiej, ale według mnie brakowało tego czegoś za co tak bardzo podobały mi się Kłamstwa, nie wiem dokładnie czego, może energii, jakiegoś elementu zaskoczenia, świeżości itp.
O, a ja właśnie o tym chciałam :)
Zaczęłam Republikę i na razie bardzo dobrze się zapowiada. Chętnie poznaję szczegóły z dzieciństwa Locke'go. Na razie jestem po kilkudziesięciu stronach, ale póki co jestem na tak :)
Po przeczytaniu pierwszego tomu "The Expanse" jestem bardzo zadowolony z lektury. Balem się, że będzie to samo co z "Grą o tron", ale okazało się, że nie....żeby nie było, powieść "Grę o tron" uważam wręcz za arcydzieło, ale przy czytaniu miałem wrażenie, nie tylko że znam całą akcję, ale wręcz każdy dialog...a to psuło mi zabawę niestety. Przy tamtej nie miałem tego wrażenia...mimo że serial też bardzo mi się podobał.
Pewnie tak, ale czy w "Grze o tron" nie? W sumie może i nie, pewnie wzięli książkę Martina i uznali, że to gotowy scenariusz i nakręcili dosłownie słowo w słowo...piszę o pierwszym tomie, dalej jeszcze nie czytałem.
A co powiecie na nową zajawkę Netflixowego Widźmina z gościem od Supermana w roli głównej? Ja po jej obejrzeniu (za wiele do oglądanie nie ma :P) mocno się obawiam , że nie będzie on jednak najlepszy :P.
Jak to będzie finalnie, to zobaczymy, choć szału się nie spodziewam. Inna sprawa, że nie rozumiem po co wrzucają zdjęcia Cavilla tylko częściowo ucharakteryzowanego. Nawet jeśli finalnie by wyglądał nieco inaczej, to i tak byłoby lepiej niż to, co pokazali, czyli półprodukt, w dodatku raczej zniechęcający.
Brzmi ciekawe, wszystko zależy od wykonania:
"Jak zorganizować bunt na pokładzie, kiedy budzą cię z hibernacji na parę dni co milion lat? Jak konspirować, gdy garstka potencjalnych sojuszników zmienia się co wachtę?
Jak zaatakować wroga, który nigdy nie śpi, patrzy twoimi oczyma, słucha twoimi uszami i autentycznie chce dla ciebie jak najlepiej? Sunday Ahzmundin, uwięziona na pokładzie statku kosmicznego Eriophora, odkrywa, że na udaną rewolucję musi się złożyć spisek, szyfry i nieuniknione ofiary."
...przy okazji, jest już nowy Cholewa
Czytałem. Watts trochę w wersji light, ale fajne. Tylko to nowela, króciutkie.
Nieśmiało zabieram się za Sansona Branderdona Drogę Królów, i tak lekko chichram się z prologu, tego z Shethem - no jak nic jest to "nowelizacja" jakiegoś tutorialu z pierwszej lepszej gry akcji z elementami RPG. Jest instrukcja pobierania many z lampek, interakcja z NPC, trzy podstawowe Umiejętności (jedna kosztuje tyle many i robi to, druga dużo więcej i robi tamto, a trzecia kosztuje najmniej many i robi to i tamto), przywoływanie miecza, walka z kilkoma mobami i mini-boss na końcu:) Dalej też tak jest?
Jak dla mnie, im dalej tym gorzej niestety. Jestem w 1/3 i od tygodnia nie mogę się zmusić by kontynuować.
Wysokie oceny muszą się skądś brać, długo jeszcze będzie się rozkręcać?
Problem z ta serią jest taki, że wolno się rozkręca ale końcówki dla mnie były niesamowite. Droga Królów i Słowa Światłości dla mnie były książkami roku w momencie kiedy wyszły, problem miałem z trzecią częścią.
Polecam się nie poddawać.
Wymeczylem "Bezkres" Podlewskiego i dobrze ze to juz koniec :D przy okazji chyba nabawilem sie urazu do autora, na dzien dzisiejszy wolabym umrzec z nudow niz siegnac po jego tworczosc :D
...a ja byłem zachwycony i od razu przeczytałbym następną jego powieść SF...ale z tego co wiem, chyba nie ma na to szans, bo ma zamiar pisać fantasy....więc pewnie też nie sięgnę prędko po tego autora
Fantasy?! Już współczuję. ;)
Moim zdaniem niepotrzebnie uparł się, żeby opowiedzieć całą historię Wypalonej Galaktyki od razu. Tam jest mnóstwo miejsca. Jestem bardzo rozczarowany śladowym potraktowaniem Wojny Naporu. Całe multum wątków, które aż proszą się o rozwiniecie.
"Ślepowidzenie" - Mój (chyba) pierwszy kontakt z Wattsem. Bardzo na plus.Zwłaszcza jeśli ktoś kiedyś interesował się tym jak mózg postrzega otoczenie, czym jest świadomość i inne tego typu sprawy.
ja probowalem czytac Blindsight (zakladam, ze to wlasnie slepowidzenie) i mi srednio podeszlo. Jakos chaotyczna ta ksiazka... ale na pewno wroce, troche meczaca jest
Na razie wszystko co czytałem Wattsa było męczące, z doskonałym pomysłem, ale czytało się fatalnie...głównie z powodu użycia słów raczej nie spotykanych , w sytuacjach prozaicznych...w posłowiu do ostatniej książki czytałem, że to może być wina tłumaczy, ale nie sądzę, przeczytawszy Twój post.
Banalna w odbiorze nie jest. Tu się zgodzę. Rozeznania nie ułatwia to, że czytelnik musi sobie sam dopowiedzieć co stało się na Ziemi w czasie życia głównego bohatera. Jaki postęp dokonał się w najróżniejszych dziedzinach.
Co do słownictwa to bym się spierał. Jakichś neologizmów za wiele nie ma. Trochę terminów z psychologii/psychiatrii... No ale bibliografia liczy 140 pozycji. ;)
Chodzi mi o użycie słów średnio pasujących w danej sytuacji, a na pewno żadnemu innemu autorowi nie przyszło by do głowy użycia takiego słowa. Przykład choćby z noweli/powieści o której wspomniałem kilka postów wyżej(użyte dwukrotnie), cytuję z pamięci: " sakadycznym ruchem ręki przywołał informacje na ekranie"...nawet mi te słowo tu podkreśla jako błędne. Teraz info z wiki: "Ruchy sakkadowe, inaczej ruchy sakadowe lub ruchy skokowe – mimowolne ruchy oka, które wykonywane są podczas obserwowania obiektów. Także ruch oka w reakcji na pojawienie się na peryferiach pola widzenia obiektu, który przyciąga uwagę. Za regulację ruchów sakkadowych odpowiedzialne są wzgórki czworacze górne.
Ruchy sakkadowe pojawiają się w pierwszych tygodniach życia dziecka i przy poprawnym rozwoju są dobrze kontrolowane między 3. a 6. miesiącem."
W tym utworze znalazłem tylko dwa takie słowa, pierwszego nie pamiętam, a nie chce mi się szukać. Natomiast w Slepowidzeniu i Echopraksji było tego więcej.
Akurat mi to w najmniejszym stopniu nie przeszkadza tym bardziej, że autor tłumaczy czym są owe ruchy.
Natomiast temat tłumaczeń to jest rwąca rzeka do której strach wchodzić.
Gdzie tłumaczy?...i czy nie lepiej by ci się czytało, jakby napisał po prostu: "ruchem ręki przywołała informacje na ekranie" ?
Mam taką teorię, że autor ma rewelacyjne pomysły, ale słaby warsztat pisarski i chcąc to ukryć, mnoży jakieś dziwne wyrażenia, miesza słowa z zupełnie innych zagadnień i w rezultacie "tworzy kultowe pozycje"...tyle, że męczę się czytając jego 100 stron, gdy w tym samym czasie normalnie przeczytałbym 300, a czytam, bo jak wyżej napisałem ma fajne pomysły....moje subiektywne zdanie i tyle.
Tłumaczy to Cunningham. Co prawda to IMHO nie spoiler ale zasłonię:
spoiler start
Widzenie i tak jest w większości oszustwem - ciągnął. - Tak naprawdę nie
widzimy nic, w wysokiej rozdzielczości jest tylko parę stopni tam, gdzie się skupia
oko. Reszta pola to mgła - tylko światło i ruch. Ruch powoduje zogniskowanie. A
nasze oczy cały czas latają, wiesz, Keeton? To się nazywa „ruchy sakadyczne”. Obraz
się rozmazuje, bo ruch jest za szybki, żeby mózg nadążył z integrowaniem klatek, więc
między przystankami oko po prostu się wyłącza. Rejestruje tylko te izolowane stopklatki,
ale mózg wycina puste kadry i montuje materiał, dając mózgowi... złudzenie
ciągłości.
spoiler stop
Mi się subiektywnie dobrze czytało. Jak już wdrożyłem się w jego styl. :)
Czytal ktos twroczosc pani Pat Cadigan, jesli tak jakies opinie poprosze :)
Ostatnio przeczytałem "Alitę. Miasto złomu". Ale to akurat mało miarodajna pozycja, bo prequel filmu na podstawie mangi, więc tylko co najwyżej składanie literek można oceniać, a to niezłe. Lepsze niż poziom zwykły takich produkcji.
Kiedyś czytałem też bodajże "Głupców". Niezłe było.
No wlasnie sie zastanawialem nad tym prequelem, manga jest niezla coz poszukam pozniej jakies recki fanow japonszczyzny :) Na film to sie nawet nie nastawiam, bo to kasztan bedzie, nie ma szans na to ze hamburgery zrobia dobra adaptacje mangi/anime, wszak wala to z targetem na rynek amerykanski :)
Ogolnie czytalem receke tego Miasta zlomu i podobno polskie tlumaczenie miejscami ssie kut..... do tego bledy ortograficzne..........
Leżąc w szpitalu mogę trochę się podciągnąć w klasyce a że rodzinka dostarczyła mi Diunę więc się wgryzam.Pamiętam że od filmu się odbiłem pomimo Stinga.Książka też przez pierwsze 200 stron nie wciągała ale widzę że zaczyna się coś wreszcie dziać i dam radę ukończyć.Chciałbym jeszcze Władcę Pierścieni zaliczyć ale niestety tak długo w szpitalu mnie nie będą trzymać
Informacyjnie, bo zdaje się były ostatnio dyskusja ---->
Premiera ponoć I kwartał 2019.
Jasna dupa! Dopatrzyłem się, że to jest kolejny tom do Wspólnoty, a konkretnie druga część "Otchłani bez snów"!
Czy to się nigdy jakoś nie zamknie?!!!
Tęsknię do starych czasów kiedy pisarz wydawał książkę kiedy napisał całość (wyłączam Sienkiewicza :-)
Tak, ale czy ktoś obieca, że Hamilton już zakończył ten cykl? Nie pisze jakiegoś ciągu dalszego, albo jakieś wstawki między tą dylogią a "Pustką"?
Tam jest 250-letnia luka i można jeszcze parę tomów dopisać. Grrrr...
Ja lubię czytać ciurkiem. Przeczytałem "Gwiazdę Pandory" i "Judasza ..." i sądziłem, że mam cykl za sobą (na okładce II tomu Judasza wydawca napisał, że jest to finał cyklu o Wspólnocie). Tymczasem okazało się, że Hamilton dopisał jeszcze 3-częściową "Pustkę" oraz dylogię "Kronika upadłych". Pierwszą część "Kroniki" kupiłem jeszcze w ubiegłym roku i tylko czekałem na zakończenie "Pustki". Po jej zakupieniu zacząłem czytać cały cykl od nowa (zresztą z przyjemnością) jako że te początki trochę mi wywietrzały. Przeleciałem już "Gwiazdę Pandory" i miałem zamiar zabrać się za "Judasza" ale po nim ma iść ta "Kronika".
I znów okazuje się, że będę musiał zrobić paromiesięczną przerwę, bo wyjdzie coś dodatkowego :-/
Wiesz, przykłady uczą, że autorzy potrafią coś wcisnąć, dopisać itp. nawet po kilkudziesięciu latach :)
vide Asimow.
Na szczęście jego cykl zacząłem czytać gdy już cały był napisany :-)
Shadow, a z Twojej prywatnej wiedzy: czy masz jakieś przecieki, że Piter coś pisze dodatkowego do tego cyklu?
W sensiej Hamilton? Niestety nie wiem. Na ten moment chyba nie, bo dłubie nową serię.
Zyga, po prostu poczekaj aż Hamilton kopnie w kalendarz. Wtedy już na pewno nic nie napisze.
Z drugiej strony może mieć potomstwo które zechce kontynuować jego cykle, jak np. Brian Herbert piszący prequele Diuny. Kurczę, nie ma lekko z tymi cyklami.
To prawdopodobnie nie wchodzi w grę, bo on jest chyba młodszy ode mnie, więc pewnie ja prędzej kopnę ;-))
Wlasnie zaczalem cykl Zwiadowcy Flanagana, tego bylo mi potrzeba po mekach ze skonczeniem Podlewskiego :)
Właśnie kończę cykl Zwiadowcy. Jestem zadowolony. Dla mnie to literatura młodzieżowa, ale jak znalazł po cięższej lekturze.
"Sente" Cholewy przeczytane...rewelacja. Jest i klimat i akcja. W sumie akcja nie zwalnia prawie wcale, a jest tam wszystko i bitwy kosmiczne i abordaże statków, instalacji planetarnych i orbitalnych. Słowem militarna SF pełną gębą, ciężko było się oderwać.
"Sente" M. Cholewy - bardzo dobre, chyba na rowni z Puntem Ciecia dla mnie. Zdecydowanie najbardziej lubie Bristbane'a i Kuertza zamiast Wierzby i reszte jego oddzialu. Do tego intrygi w intrygach w intrygach jakby troche bardziej przystepne do zrozumienia dla mnie. Niestety praktycznie wcale nie ma SI w tym tomie :( Dlatego "tylko" 8/10.
Alastair Reynolds... Tak bardzo chcialem, tak bardzo liczylem ze to bedzie COS :P 3 pierwsze tomy kosztowaly mnie 200 zl, ostatni ok 50 wiec w sumie 250 zl za 5 ksiazek. I niestety rozczarowanie. O ile pan Reynolds ma orginalne i ciekawe pomysly, to bohaterowie, budowa akcji, fabula - slabo... Najciekawsze pomysly leedwo pociagniete (wymarle gatunki) albo wcale.
Pomoc z Yellowstone dla Clavaina od tego kolesia z zamku, kto to w ogole byl??? Nic nie wyjasione.
Co sie stalo z Sylvaistem i jego zona??
Do tego postacie typu Ciern i jego pomysl zeby z bliska zobaczyc inhibitorow xD Albo cudowna przemiana Scorpia...
Dlatego "Przestan Objawienia" - 7/10 (w porywach)
Arka Odkupienia - 6/10
Odchlan Rozgrzeszenia 6,5/10 - chociaz sama koncowka to 3/10 max :D
Raczej watpie ze siegne po inne ksiazki tego autora.
Wesolych Swiat!!!
Całkiem sympatyczna ta Droga Królów, taki trochę Harry Potter i Maltańska Księga Poległych.
Ziemiomorze Ursuli Le Guin
Genialny zbiór opowiadań. Dość specyficzne podejście do gatunku fantazy - nie ma tu dynamicznych scen batalistycznych, natomiast sam sposób narracji, zanurzenie się w głąb ludzkiej natury ... jak dla mnie rewelacja.
Z tym ze to jest cykl hmm powiesci wydany w jednej ksiazce :)
Mniej więcej tak jak piszesz. Podobno wcześniej były dostępne osobne - ja natrafiłem (szczęśliwie) na zaprezentowaną wersję zbiorową. Dodatkowo wszystko przedstawione jest z, względnym, zachowaniem chronologii więc nie ma problemu aby się w tym wszystkim połapać.
Ostatnio nabyłem również kolejną pozycję autorki, mianowicie "Sześć światów Hain" ale jeszcze nie zgłębiłem jej tajników.
Ogólnie, z mojej strony, gorąco polecam twórczość Ursuli Le Guin.
Dla miłośników SiFi mogę polecić istnego białego kruka mianowicie cykl "Rakietowe Szlaki" - antologia zawierająca jedne z lepszych opowiadań SiFi z przełomu ostatnich 80 lat.
Bolączką jest niestety dostępność tej pozycji.
Niedawno szukałem opowiadań SF do czytania i po nieudanym kontakcie z nowymi :Krokami w nieznane", chciałem zabrać się za "Rakietowe szlaki". niestety po przejrzeniu zawartości stwierdziłem, że ileż można wracać do tych samych opowiadań, czasem przeczytanych po kilka razy w młodości. Oczywiście dla tych co nie czytali rewelacja. Natrafiłem natomiast na stronę Pana Witolda Bartkiewicza, który przetłumaczył przeszło 200 opowiadań, nowel i mikropowieści z epoki Złotego Wieku SF...nigdy w Polsce nie publikowane. Na razie przeczytałem przeszło połowę. Pewnie że czasem są naiwne i często mocno się postarzały, ale i tak mam dużą przyjemność podczas ich czytania. Najmłodsze są z roku 1963, najstarsze z lat 20-tych ubiegłego wieku, większość powojenna. Nazwiska bardzo znane u nas, ale też sporo autorów nigdy nie publikowanych w Polsce.
Marko Kloose - W ogniu walki, piąty tom serii Frontlines rewelacyjny. Oceniam na 9....i to 50 książka przeczytana w tym roku, mój rekord, biorąc pod uwagę, że czytam tylko przed snem, to całkiem nieźle.
Książek zaliczyłem 93 w zeszłym roku, z czego fantastyka to tak z połowa.
OldDorsaj-->A jak ten 5 tom na tle wcześniejszych, żebym miał odniesienie. Bo przeczytałem dwa.
Czytał ktoś "Długa Ziemia" Pratchetta i Baxtera? Jak wrażenia?
Dla mnie książka jest słaba i nudna, pomimo fajnej koncepcji wielowymiarowości i kilku ciekawych rozkminek. Mam jeszcze drugi tom "Długa wojna", ale nie wiem czy w ogóle go zaczynać...
Mnie ta koncepcja i rozkminy zaciekawiły na tyle, że oceniłbym ją jako "OK", takie 5/10. Nie żałuję, że czytałem, ale nie porwała mnie. Natomiast od Długiej Wojny się kompletnie odbiłem, co zniechęciło mnie do czytania dalszych części. Książka poszła w politykę, w sensie dość nudnych rozkmin polityczno-dyplomatycznych między wymiarami. Akcji tam bardzo mało i jest ona powtórką z poprzedniej książki. Książka mnie na tyle wynudziła, że nawet sensacyjne zakończenie po mnie spłynęło.
Pierwszy tom był nawet ok, ale później jest niestety zjadanie własnego ogona i brak koncepcji innej niż powtarzanie wcześniejszych rozwiązań fabularnych.
Nie radzę, mało w tym Pratchetta, a Baxter przynudza, pierwszy tom wymęczyłem dla zasady do końca, po drugi nie chciało mi się sięgnąć.
Dzięki za potwierdzenie, Joshua z Lobsangiem polecieli z powrotem na półeczkę w bibliotece.
To jeszcze moza ja potwierdze. Nie warto. Pomysl swietny, wykonanie srednio-slabe. Zdecydowanie za duzo Baxtera, za malo Pratchetta. Wlasciwie to wogole go nie czuc. Pierwsza czesc jest fajna, tak na 7-8/10.
Kazda kolejna to jeden punkt w dol (wiec konczymy naprawde w dolnych granicach skali).
Przeczytalem calosc tylko ze wzgledu na moj ogromny szacunek i uwielbienie dla Pratchetta. Za Swiat Dysku oczywiscie, ktory tez przeczytalem calusienki. Wlasciwie to jak sie zastanowie to Pratchett jest jednym z dwoch pisarzy, gdzie zaliczylem calusienka dostepna bibliografie (lacznie z ksiazkami 'dla mlodziezy' i seriami pseudo-naukowymi aka 'Nauka Swiata Dysku' itd..).
https://archive.org/search.php?query=subject%3A%22WB_kolekcja%22&page=2
Osobiście mam to poskładane w 13 tomów po 10 opowiadań/nowel, pozostałe autorami w kolejne kilka tomów. Zassanie wszystkiego chwilę trwało, bo każdy tekst trzeba było osobno...może nie, ale nie znalazłem innej opcji. Natomiast nie wiem, czy mogę to udostępnić dalej w całości, musiałbym przeczytać warunki.
Po każdej książce czytam sobie kilka tych opowiadań jako przerywnik...żałuję tylko, że nie miałem dostępu do nich 30-40 lat temu, kiedy przeszukiwałem wszystkie czasopisma, by znaleźć jakiekolwiek opowiadanie SF, a niektóre powieści czy zbiory opowiadań dostępne wtedy, czytałem czasem po kilka razy.
@OldDorsaj, w "Problemach" były takie żółte strony na których publikowano wyłącznie takie opowiadania. Zaczytywałem się w nich.
Swoją drogą pod wpływem tego wątku poczytałem "Gambit" Cholewy i mam tylko nadzieję, że drugi tom będzie dużo lepszy od pierwszego.
Mnie Gambit bardzo się spodobał, głównie jego klimat, ale rozumiem, że niektórym brakowało akcji, której w tomie drugim jest aż w nadmiarze. Natomiast tom trzeci to już i akcja i klimat, a w następnych Cholewa wypośrodkował i wykrystalizował swój styl, który mnie osobiście bardzo odpowiada.
Nie brakowało mi akcji ale przeszkadzał mi tam schematyzm i braki warsztatowe autora oraz żałosna redakcja tekstu (w tym co najmniej 2 błędy ortograficzne z gatunku tych, które nie nie powinny trafić dobremu uczniowi w gimnazjum). Plus potężny błąd logiczny pod koniec
spoiler start
Ariadna oferuje wsparcie marines z pokładowego lasera. Potem dowiadujemy się, że bitwa toczy się o 80 km od wraku statku. To niby jak ona chciała tym laserem walić, skoro krzywizna ziemi na takim dystansie uniemożliwia trafienie w cele naziemne. Albo autor nie uważał na fizyce, albo ma swych czytelników za debili albo w tym świecie lasery walą po krzywych balistycznych. Albo autorowi myk "a bitwa toczy się zupełnie gdzie indziej, ale was zrobiłem!" wpadł do głowy w trakcie pisania ale zapomniał o tym, co napisał wcześniej. Albo te ich AI są mocno przereklamowane...
spoiler stop
No i fatalne dialogi, dużo sentymentalizmu rodem z rosyjskich filmów wojennych.
Dla mnie takie 5/10 góra. No ale dam szasnę kolejnym tomom.
...może laser był umieszczony na tyle wysoko we wraku, że niwelował krzywiznę planety, zresztą nawet chyba nie wiemy jaka ta krzywizna na tej planecie była...nie wiem, wtedy nie zwróciłem na to uwagi, nie miało to dla mnie znaczenia, a już zresztą niewiele pamiętam, bo to już kilka lat minęło jak czytałem.
...fragment biografii autora: "Ukończył matematykę na Uniwersytecie Śląskim, a 6 czerwca 2013 doktoryzował się w Instytucie Informatyki Teoretycznej i Stosowanej PAN na podstawie pracy doktorskiej pod tytułem Czołowe funkcje kuliste jako baza do aproksymacji sygnału o ograniczonym paśmie". :P
Czytało mi się to bardzo dobrze, dialogi wtedy na pewno mnie nie raziły, natomiast trzeba pamiętać, że był to debiut...a już trzecia jego powieść otrzymała najważniejszą nagrodę fandomu, czyli "Zajdla", a kolejna nominację do niej.
W sumie nie bardzo rozumiem, jak godzisz to, że razi cię taki "błąd" w "Gambicie", a z drugiej strony zachwycasz się tymi opowiadaniami z lat 40-60 ubiegłego wieku...traktujesz je jak baśnie?
Wiesz, w militarnej sf ważne są detale techniczne i wrażenie realizmu sytuacji. Zadanie z matematyki - zakładając że planeta miała "ziemskie" rozmiary (a nie ma żadnych sygnałów, że nie - nikt nie narzeka na grawitację etc) to jakiej wysokości musiałby być ów laser, by ugodzić cel znajdujący się od niego w odległości 80 km w linii prostej?
Poza tym, oczywiście, czepiam się ale gdyby książka mnie zachwyciła, nie czepiałbym się tego (tak jak u Lema krążownik idzie "skrajem gwiazdozbioru" w Niezwyciężonym, co jest brednią...). Przy czym będę czytał dalsze części cyklu, a na pewno drugą, żeby zobaczyć progres. Wiem, że debiut i dlatego nie skreślam autora. No ale Gambit mnie nie zachwycił.
A opowiadania z owych "złotych lat" traktuje właśnie jak bajki, jak powrót do dzieciństwa, gdy zaczytywałem się zbiorami opowiadań typu "Rakietowe szlaki", czy "Kryształówy sześcian Wenus", że o pierwszych tomach "Kroków w nieznane" nie wspomnę. A dodatkowa patyna "technologiczna" budzi u mnie uczucie rozczulenia raczej "o, to se wyobrażali komputer na karty perforowane w kosmolocie" :)
Krótko mówiąc nowe książki czytam jako ja, człek zapewne starszy i od ciebie, a starocie jako "moje bardzo młode ja".
tak jak u Lema krążownik idzie "skrajem gwiazdozbioru" w Niezwyciężonym, co jest brednią...
„Szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru”, gwoli ścisłości, co nie do końca jest bzdurą, bo zależy od punktu odniesienia. Ale to tylko ad vocem.
@g40st124 - mimo wszystko dla mnie to błąd, gwiazdozbiory istnieją tylko na mapach nieba, a nawigowanie w przestrzeni 3D wedle map 2D to takie troszkę... dziwne. Gdyby to był stary film sf, to wtedy "gwiezdna mapa z trasą lotu" widoczna na ekranie by nie raziła, no ale w książce taka wizualizacja mi troszkę zgrzyta.
Przy czym podkreślę jeszcze raz - uwielbiam tę minipowieść. Także dlatego, że to była pierwsza "poważna" książka sf, jaką przeczytałem, mając lat bodaj 11-12.
Od kilku lat chodzi za mną myśl, żeby przeczytać jeszcze raz "Niezwyciężonego", czytałem go pewnie 3-4 razy, ale ostatnio jakieś 40 lat temu...co jakiś czas o nim tu wspominacie i wtedy znów nachodzi mnie ochota.
Tak mi to wczoraj weszło do głowy, że wgrałem ebooka, akurat skończyłem 9 tom Larsona i przed snem zacząłem "Niezwyciężonego"...przeczytam zamiast kolejnej porcji opowiadań ze Złotego Wieku SF.
9 tom Larsona... aż musiałem sprawdzić który to. :) Też mam za sobą i zastanawiam się czy jest sens sięgać po dziesiąty.
Z Niezwyciężonym mam tak samo jak z Potopem Sienkiewicza, musze go raz na jakiś czas przetczytać:)
@DarkStar - mam tak samo. Znam prawie na pamięć (tzn. i Trylogię i Niezwyciężonego) a i tak lubię sobie co parę lat poczytać.
OldDorsaj - pościągałem sobie masę tych klasycznych opowiadań i robię z tego własne ebooki, z okładkami z grafikami z epoki etc. Złoto! :) Np. zbiór opowiadań Poula Andersona, czy Fredericka Browna,
Raistand--->w sumie można na tym tomie zakończyć, bo to koniec historii, kolejny to już będzie zupełnie inna i co najmniej ze 20 lat później....ja tam sobie poczytam, ale bez napinki, najpierw mam nowego Webera, trzeci i czwarty tom Expanse, niedługo nowy tom Odyssey One i jeszcze parę innych książek.
lifter--->zrobiłem tak samo, wyszło mi 13 zbiorów po 10 opowiadań i kilka autorskich....najobszerniejszy wyszedł Edmonda Hamiltona...już przeczytany.
Też się napaliłem na tę kopalnię klasycznej SF. Przez 2 godziny ściągałem e-puby (bo generowanie niektórych chwilę trwało). Wszystko zgrałem na e-booka, napalony jak nie wiem co, wieczorem usiadłem do lektury zaopatrzony w słone przekąski i kolę i... guzik. Nie ma polskich znaków, tylko jakieś krzaczki.
Dzisiaj spróbuję z pdf-ami.
Ściągaj tylko jako word albo pdf, w innych sa pochrzanione znaki.
Tez zmarnowałem 4 godziny na ściąganie w mobi :)
Potem konwertujesz worda do rtf, a stamtąd prosto zrobić e-booka.
Jeszcze się zastanawiam. Albo ściągnę pdf-y, albo pliki tekstowe.
Worda nie używam, tylko LibreOffice, w którym mam zainstalowaną wtyczkę, która przerabia pliki tekstowe na epuby - jest tam np. możliwość wstawiania okładek i stylowania tytułów.
@Szenk - pliki tekstowe też są uwalone (tzn. konwersja kaszani polfonty). Testowałem - pdf i word to jedyne opcje.
Rainstand - można e-puby sklejać Sigilem ale ja to zrzucam do rtf, łącze w jeden plik trywialnym kopiuj&wklej i wtedy konwertuję do mobi. Może mało eleganckie, ale do czytania się nadają. A o to chodzi.
BTW - jedna z "moich" okładek do takiego ebooka.
Po prostu ściągnąłem wersję testową Adobe Acrobat DC, gdzie przez miesiąc wszystkie funkcje były odblokowane i w kilka chwil ładnie połączyłem ściągnięte pdf-y. Nic innego nie ma sensu zasysać, a mój czytnik Cybook Booken bardzo dobrze sobie z nimi radzi....dlatego też zawsze kupuję dla rodziny tej firmy...mój już działa bez problemu kilka lat, żona miała taki sam, ale na nim usiadła i potem kupiła Nook. Po niecałych dwóch latach ekran dotykowy zaczął mocno szwankować i kilka miesięcy temu kupiłem jej nowego Cybooka...jest rewelacyjny i jak na swoją jakość i możliwości wcale nie taki drogi. Jeśli wasze czytniki nie radzą sobie z pdf to polecam darmowy program Calibre, to zresztą idealny program do zarządzania ebookami, poza tym ma ogromne możliwości przeróbek na kilka formatów...chociaż też czasem ma problemy, tzn. może ja nie miałem na tyle czasu by przetestować wszystkie funkcje, a jest ich naprawdę sporo.
Mam Kundla Voyage, a Kundle z pdfami się nie lubią. Ale kupiłem kiedyś żone Cybooka jakiegoś, z tych lepszych, to może zobaczę jak tam u niego z pdfami, skoro tak polecasz. Tym niemniej nauczyłem się już konwertować pdfy do ebooków, bo jednak mozna w nich sobie wiele rzeczy ustawić po swojemu (ot, mam ulubione fonty, ktore jeszcze sobie odpowiednio pogrubiam suwaczkiem itd).
PS Ten Hamilton godny uwagi, czy też się już mocno zestarzał? Bo np. ten słynny E.E. Doc Smith był dla mnie już zbyt staroświecki. Niby taka "Misja międzyplanetarna" Van VOgta z tego samego czasu, a jednak - VV bardzo na tak, EE Doc zupełnie nie.
Mój PocketBook z pdf-ami też sobie dobrze radzi, więc z tym nie ma problemu. Z plikami Worda jeszcze lepiej, ale wtedy nie mam obrazków, a trochę mi ich szkoda :)
Zestarzał się, ale nie tak jak "Doc" Smith, który też mnie raził jak czytałem "Trójplanetarnych". Hamilton zależy pewnie od okresu w którym napisał dany utwór, ale ogólnie gładko mi się wszystko czytało, nawet te utwory, które opisywały bujne życie na Marsie czy Jowiszu, szczególnie zabawne było czytać o podboju przez ludzi po kolei planet Układu Słonecznego, oczywiście zamieszkałych przez Obcych i z bujną roślinnością, no i atmosferą przyjazną dla ludzi...na Jowiszu często się uśmiechałem podczas czytania. Hamilton pierwsze opowiadanie wydał w 1926, a ostatnie wyszło w rok po jego śmierci w 1978, jednak tak naprawdę pisał sporo do roku 1968, więc to masz przeszło 40 lat twórczości i odbiór będzie różny. W Polsce praktycznie nie znany, jednak w USA był jedną z ikon Złotego Wieku SF, a jego zbiory nowel i minipowieści są tam nadal wznawiane...trzeba znać.
No dobra, czyli po prostu ściągnę, zaczynając od tych najnowszych, a jak już się oswoję z autorem, to może i wcześniejsze łyknę.
Boże, czemu za komuny nie mogłem tego czytać. To są właśnie takie małe gównienka, które robiła nam komuna - nie móc pójść na koncert Pink Floyd (że o kupnie płty nie wspomnę), nie móc poczytać wielu wartościowych książek. To na pewno nie jest wielki problem, ale przecież nigdy nie będę miał tych 15 lat, więc nawet idąc na koncert Gilmoura, czy mając na półce winylowego "Dark Side of the Moon" nie będę czuł tego wzruszenia, jakie miałbym te xx lat temu.
Swoją drogą przeczytałem jedno z 1910 (!) i... cholera, całkiem dobre nawet, tzn. nie czuć "efektu ramotki", pomijając nieco staroświeckie maniery bohaterów.
Utwory Hamiltona wcale nie są bardziej staroświeckie od pozostałych tam zamieszczonych, poza tym on głównie pisał taką przygodową, space-operową SF, więc czyta się całkiem dobrze nawet teraz.
Też mam takie myśli, ale jeśli chodzi o muzykę to żałuję że nie mogłem wtedy zobaczyć Led Zeppelin i Black Sabbath...tyle dobrze, że udało mi się zobaczyć AC/DC w Chorzowie...a płyt winylowych miałem mnóstwo, wystarczyło zainwestować w 3-4 i potem co tydzień na giełdę, a nawet częściej na bazarze i przegrywanie na Uwerturę kupioną za pierwsze zarobione w pracy pieniądze.
Trzech opowiadań (Młodość - Asimova, Problem na Balak oraz Dział dla dzieci) Norton mi nie przepuścił.
Ktoś miał nimi problemy?
U mnie problemów nie było. A ściągałem te pliki dwukrotnie: raz jako epuby, i drugi raz jako pdf-y. Używam Pandy i nie było żadnych alarmów.
Mam wszystkie z tych, zero probolemów.
W ogóle zero problemów ze ściąganiem tych plików (ale pobierałem jako doc--e albo pdf-y).
Avast też nie zgłaszał problemów.
Przeczytałem "Niezwyciężonego"...rzeczywiście musiało upłynąć ze 40 lat od ostatniego czytania, bo nic nie pamiętałem, ogólne zagrożenie tylko tymi "muszkami" i co robiły, ale z akcji zero. Fajnie się czytało i moim zdaniem, w porównaniu do tych około 100 przeczytanych amerykańskich opowiadań, to Lem się najmniej postarzał.
...a od marca nowa seria Larsona "Rebel Fleet".
@OldDorsaj - bo też Lem w porównaniu z typowym pulpowym autorem, taśmowo trzaskającym kolejne historyjki po bodaj cent od słowa, to troszkę jak Michał Anioł przy ulicznych portrecistach.
Ale nie gardzę "pulpiarzami", raczej podziwiam pomysłowość, bo dzisiaj jak autor coś napisze to rozdmuchuje to do 800 stron, a potem tworzy pięć tomów kontunuacji. A oni powieść na 200 stron i koniec, następna już o czym innym. Taki de Camp, ostatnio poczytałem jego wariację na temat "Jankesa na dworze króla Artura", w którym historyk cofnął się w czasy upadku Rzymu, w dość kluczowym momencie, i odmienił przyszłość, bo barbarzyńcy zostali pokonani, a Rzym trwał. 200 stron, a w momencie gdy robiło się naprawdę ciekawie - THE END. A człowiek aż by chciał poczytać kolejne tomy o tym jak ten alternatywny Rzym sobie radzi i jak w efekcie wygląda Europa. A tu nie, napisane, zakończone. Szanuję.
"Poklatkowa rewolucja" Wattsa - Wykręcona niemiłosiernie ale w sumie tego się po "Ślepowidzeniu" spodziewałem. :)
Nnno, to mam 12 tomów własnej antologii "klasyka amerykańskiej sf" + 1 powieść. Nie wiem czy dziękować Dorszowi za namiary na te opowiadania, czy złorzeczyć, bo najbliższy kwartał chyba nie będę czytał nic innego... skromnie licząc. Uwielbiam te starocie (nie wszystkie, ale generalnie uwielbiam, najbardziej tak z lat 1955-65, byle nie za długie, bo wtedy płaskość postaci robi się drażniąca. Ale jak mają do 10-20 stron... miodzio!). Nawet okładki do nich podorabiałem. No jak dziecko, jak dziecko...
Dlatego ja, żeby nie mieć przesytu dawkuję te opowiadania po trzy po każdej książce i tym sposobem w ubiegłym roku przeczytałem ich około połowę, te dłuższe też fajne, ostatnio przeczytałem niezłe na 150 stron, w sumie tyle co "Niezwyciężony"....przy okazji Dorszem mnie jeszcze nikt nie nazwał :P
Sam zaczerpnąłem okładki ze starych amerykańskich wydawnictw, starając się, żeby dane opowiadanie, lub przynajmniej autor z danego zbioru był na niej obecny.
Gdy się da, to też tak robię, np. mam oryginalną okładkę do "Broni ostatecznej" (bo tak nazwałem pierwszy tom antologii), ale z drugiej strony to troszkę męczące bo musiałem "szopować" oryginalne nagłówki etc. Więc prościej mi znaleźć w necie coś, co pasuje do tytułu i jest utrzymane w klimacie lat 50. Np. takie coś.
Czytam "Broń ostateczną" Campbella, space opera sprzed 80 lat, rozkoszne są te realia techniczne i koleś, szlachetny miliarder, który niemal od ręki dokonuje z grupką kumpli zyliona Kluczowych Wynalazków - a to opanowuje energię atomową (ludzkość w XXIII wieku nią nie dysponuje... opisy jak to robi są w niezamierzony sposób przezabawne), a to nadprzewodnictwo w temperaturze pokojowej, a to pole siłowe, a to laser UV (tzn. tak to wygląda, choć autor tego jeszcze nie wie) i jeszcze parę takich. No cóż, 1935 :). Wali mocno naftaliną, ale przez to jest zabawne, a w sumie nawet fajnie się czyta.
Ale np. z 4 opowiadań (późniejszych zresztą o 10-20 lat) Asimova tylko jedno wytrzymało próbę czasu, a i to dzięki fajnemu twistowi w samej poincie.
Mnie wczoraj rozbawiło opowiadanie z 1963 roku, całkiem fajne, ale autor pisał o obserwacji miasta na planecie z orbity i zachwycał się rozdzielczością obrazu...jednocześnie napisał, że ruchu nie dało się zauważyć na ulicach, ponieważ zobaczenie z orbity obiektu wielkości samochodu, jest oczywiście z gruntu niemożliwe....zdaje się, że czytałem ze dwa lata temu, że można obecnie odczytać tablicę rejestracyjną samochodu :P
Ja, co prawda, "nie liznąłem" jeszcze żadnego z tych opowiadań, ale tak się złożyło, że niedawno przypominałem sobie "Kroniki Marsjańskie" Bradbury'ego w nowym, zbiorczym, wydaniu MAG-a i tam koloniści przywozili na Marsa rakietami deski i gwoździe, żeby wybudować sobie domy :)
Te ramotki nie odbierają, oczywiście, przyjemności z lektury. A w niektórych przypadkach może nawet i ją potęgują. Dzisiaj tak już się nie pisze :)
Hamilton "Miasto na skraju miasta" - 140 stron, dopiero zaczynam ale póki co zapowiada się doskonale. Miasteczko (50.000 ludzi :)) w USA zostaje nagle przeniesione w Bardzo Dziwne Miejsce. Wczesne lata 50, a w ogóle tego nie czuć, wygląda jak współczesny tekst osadzony w latach 50.
Nie wiem jak będzie dalej, bo jestem tak w 1/4 tekstu ale to niewątpliwie najlepsze opowiadanie, czy raczej nowela, z tych które dotąd pobrałem i przeczytałem.
Spoiler
spoiler start
To jest Ziemia za jakieś 50 mln lat. Autor jest troszke na bakier z astronomią, bo jego zdaniem Słońce będzie wtedy czerwone i chłodniejsze niż dziś, a Księżyc dużo blizej Ziemi - choć tak naprawdę 50 mln dla Słońca to pikuś, nadal będzie żółte i gorętsze niż dzisiaj, a Księżyc ma się oddalić od Ziemi a nie przybliżyć...
spoiler stop
Nie to, że nie chciałem - nie wiedziałem czy warto. Teraz wiem, że tak. Takie... kingowskie, troszkę pomiędzy Mgłą i Kopułą, tyle że tu potworów póki co nie ma :)
Tytul oczywiście jest taki, jak powiedziałeś.
Z tą "wartością" przy tych opowiadaniach jest tak, że jedno może cię zachwycić, a drugie uznasz za dno...tego samego autora. Nie ma się co oszukiwać, trochę lat upłynęło od czasu ich opublikowania i albo to akceptujesz, jak ja i czytasz wszystko, potem wyrabiasz sobie własne zdanie, albo robisz to wybiórczo...tylko na jakich kryteriach?
A ja skończyłem "Gorączkę Ciboli" Coreya. Lepsze niż poprzednie, choć mam wrażenie, że przydałoby się tej serii jakieś odświeżenie, bo schemat zaczyna być aż nadto widoczny.
Mi poprzednia część bardziej podeszła.
Zresztą mi bardzo odpowiada taka wizja świata jaką opisują autorzy. To znaczy powolna, mozolna ekspansja w kierunku Marsa, pasa asteroidów i ciut dalej.
ATSD to spojrzałem na wiki na opisy niektórych postaci (właściwie to jednej) i wygląda na to, że w Nemesis będzie odświeżenie a przynajmniej zmiana schematu.
To co piszesz, to akurat spoko, przynajmniej starają się zachować w miarę realistyczną wizję podboju kosmosu i próbują pokazać z jakimi problemami możemy się w tym borykać. Zresztą ta część bardziej mnie ciekawi niż cała zabawa z protomolekułą. Najmniej zaś mi się podoba kiedy zaczyna się akcja - autorzy niespecjalnie są w tym dobrzy.
Skończyłem Red Counrtry (Czerwona Kraina), czyli ostatnią samodzielną powieść ze świata Pierwszego Prawa, który stworzył Joe Abercrombie. Jak mawiał mój ojciec - bądźmy realistami: całe to pierwsze prawo to najlepsze fantasy XXI w. (prove me wrong). Sama trylogia to słodko-gorzkie mistrzostwo ze świetnie rozwijanymi postaciami. Samodzielne powieści też czyta się doskonale, a każda ma inny gatunkiem (zemsta, wojna, western), choć chyba najlepsze są odniesienia do postaci, które znamy z pozostałych książek.
Zostało mi jeszcze Ostre Cięcia (Sharp Ends), czyli kolekcja opowiadań. I bardzo dobrze, bo gdyby nie to, to pewnie musiałbym do września przeczytać wszystko od nowa. Dwa dni po rocznicy napaści Radzieckiej wychodzi "A Little Hatred" - czyli pierwsza powieść w nowej trylogii.
“The chimneys of industry rise over Adua and the world seethes with new opportunities. But old scores run deep as ever.
On the blood-soaked borders of Angland, Leo dan Brock struggles to win fame on the battlefield, and defeat the marauding armies of Stour Nightfall. He hopes for help from the crown. But King Jezal’s son, the feckless Prince Orso, is a man who specialises in disappointments.
Savine dan Glokta – socialite, investor, and daughter of the most feared man in the Union – plans to claw her way to the top of the slag-heap of society by any means necessary. But the slums boil over with a rage that all the money in the world cannot control.
The age of the machine dawns, but the age of magic refuses to die. With the help of the mad hillwoman Isern-i-Phail, Rikke struggles to control the blessing, or the curse, of the Long Eye. Glimpsing the future is one thing, but with the guiding hand of the First of the Magi still pulling the strings, changing it will be quite another…”
Logen to najfajniejsza postać ever a w filmie musi go zagrać Josh Brolin.
BTW Abercrombie, podobnie do GRRMa, prowadzi bloga, z którego wynika, że jest bardzo równym gościem.
Wpadły mi ostatnio w ręce trzy tomy cyklu Pustka Petera Hamiltona. Mam takie pytanie czy to cały cykl, czy może są jeszcze jakieś części, czy może coś w planach albo w produkcji?
To jest duży, wielotomowy cykl zaczynający się dwoma tomami "Gwiazdy Pandory", potem 2 tomy "Judasza wyzwolonego", następnie 2 kolejne części z których pierwsza nosi tytuł "Otchłań bez snów" a druga nie jest jeszcze w Polsce wydana. I dopiero po tym wszystkim idzie "Pustka".
Jest co czytać :-)
Jest sporo "jakichś części" i nieco się trzeba namęczyć, żeby je chronologicznie wyłapać. :)
Za Wikipedią:
Uniwersum Wspólnoty (Commonwealth Universe)
Saga Wspólnoty (The Commonwealth Saga)
Misspent Youth – 2002
Gwiazda Pandory (Pandora's Star) – 2004
tom I: Ekspedycja
tom II: Inwazja
Judasz wyzwolony (Judas Unchained) – 2005
tom I: Śledztwo
tom II: Pościg
The Void Trilogy
Pustka: Sny (The Dreaming Void) – 2007
Pustka: Czas (The Temporal Void) – 2008
Pustka: Ewolucja (The Evolutionary Void) – 2010
The Chronicle of the Fallers
Otchłań bez snów (The Abyss Beyond Dreams) – 2014
The Night Without Stars - 2016-Noc bez gwiazd, ma wyjść u nas jeszcze w tym miesiącu.
A chronologicznie jest tak jak napisał Zyga i pewnie tak najlepiej czytać.
Ale to jest jakaś zamknięta całość? Czy tylko część której nie polecacie czytać bez znajomości reszty?
To jest zamknięta całość i pewnie bez większego bólu można czytać osobno. Czekam też na opinię kogoś kto przeczyta wszystko i powie jak jest. Autor bardzo mi odpowiada i mam już wszystko przygotowane do czytania z całego cyklu (oczywiście oprócz nie wydanego "Misspent Youth" i czekającej na wydanie "Nocy bez gwiazd". Sam przeczytałem wcześniej "Gwiazdę Pandory" i "Judasza wyzwolonego" z tego uniwersum. W sumie to bym się nie przejmował, przecież fani autora za granicą nie czekali z Trylogią Pustki, bo może napisze inne, wcześniej umiejscowione w czasie....ale jak masz możliwość to zacznij od Pandory/Judasza.
Szukam tego miasta na końcu świata i oprócz wikipedii nigdzie nie widzę. Może coś podobnego?
https://archive.org/search.php?query=subject%3A%22WB_kolekcja%22&page=2
To jest dobry link, ten który podał lifter kieruje gdzie indziej, tzn niby dobry, ale się nie wyświetla prawidłowo.
Przy okazji, pojawiły się trzy nowe opowiadania.
To są utwory SF, które pojawiały się w amerykańskich magazynach typu Astounding, If itp., przetłumaczone na polski po raz pierwszy, przez Pana Witolda Bartkiewicza i udostępnione na podanej stronie...tak, prawa albo wygasły, albo też można je udostępniać poza granicami USA, przy każdym jest na początku wpis na ten temat. Opowiadania są z lat 1925-1965, czyli tzw. Złotego Wieku SF.
Rada: ściągać tylko jako pdf lub word, pozostałe formaty będą skaszanione i potem ewentualnie próbować przerobić samemu na ulubiony.
Tom trzeci "Expanse" przeczytany, fajne jak poprzednie, a może i lepszy, bo dużo się dzieje na ostatnich 200 stronach. Teraz kilka innych książek i w lutym biorę się za tom czwarty...a w marcu ma wyjść tom piąty :).
Przeczytałem "Cenę szczęścia" Eriksona i "Do gwiazd" Sandersona (początki cykli). Pierwsze to dość klasyczne SF z ciekawym podejściem do pierwszego kontaktu, drugie to bardziej młodzieżówka, szkolenie na pilota myśliwca, walki z obcymi, tajemnica z przeszłości.
Generalnie wszelką "fantastykę dla młodzieży" staram się omijać możliwie szerokim łukiem, może poza "Player One" bo on też nie tylko dla nastolatków był pisany.
To kwestia tego jak Sanderson pisze - niby "dorosłą" fantastykę, ale sporo tu elementów typowych dla młodzieżówek.
Też jakoś tak od razu tego Sandersona odrzuciłem z myślą, że to kolejne adult SF, ale Erikson też napisał SF?
Zyga - trochę skojarzeń jest, ale to raczej taka typowa powieść inicjacyjna i kładąca podwaliny pod dalszy, bardziej epicki ciąg.
OldDorsaj - tak, początek trylogii zdaje się, ale całość dość zamknięta. Zresztą w przyszłości SF Eriksonowi się już zdarzało. Tyle, że do nas nie dotarło.
Echopraksja - Peter Watts - IMHO łatwiejsza w odbiorze niż Ślepowidzenie ale to może wynikac z faktu, że byłem już przyzwyczajony do stylu autora i do tego, że prawie przez cały czas nie wiedziałem co się dzieje. :) Mi się podobało.
Ja mam dużą lukę w latach 2000 - 2015, którą uzupełniam wybiórczo w miarę jak coś tam się jako ebook ukazuje.
Od 8 lat czytam wyłącznie ebooki. Miałem też przerwę, nawet dłuższą, ale głównie jeśli chodzi o polskich autorów, ostatnie lata trochę nadrobiłem. Ostatnia papierowa książka jaką kupiłem to "Rafa Armageddonu" Webera, którą zażyczyłem sobie pod choinkę w 2010 roku od żony, w tym czasie kupiłem też pierwszy czytnik...no i już jej nie przeczytałem.
A tu inna strona z opowiadaniami sf klasykow, po polsku, za free
http://sf.giang.pl/C_C_MacApp_Boom_w_przemysle_trumniarskim.php
Wielkie dzięki. Szkoda że nie można wszystkich zassać, trzeba będzie chyba kopiować do pliku txt i przerabiać...no i jeszcze nie wiem jak połączę te zassane epuby.
Sigilem. A potem w Calibre. Można też skonwertować do rtf Calibri (nie wiem czemu wtedy lepiej sprawiają się mobi), te scalic i skonwertować w jedną książkę.
Od razu podpowiem by usunąć długie myślniki w dialogach (tzn. zastąpić je krótkimi) bo potem przy konwersji rtf/mobi (a epub pewnie tez) wskakują jakieś śmieci po nich.
Nie bardzo rozumiem. Wiem że przerabiać można Calibre, bo niejednokrotnie to robiłem, ale nie wiedziałem, że też można scalać tym programem. Będzie trochę czasu po południu to pokombinuję.
Z tego co wiem (bo sam tego nigdy nie robiłem) w Sigilu można z sobą sklejać kolejne epuby, a potem w Calibiri zdefiniować to jako jedną konkretną książkę.
Sam, jako dinozaur, wolę sobie spokojnie i po bożemy skonwertować mobi do RTFów, połączyć w jeden plik (bo i stylówkę wtedy mogę własną nadać, tzn. wstawiać znaki podziałów stron, umieszczać przypisy tam, gdzie chcę itd), a potem gotowy pliczek sobie skonwertować jako książkę na mobi w Calibri, dokładając okładkę etc.
Zainstalowałem Sigila, ale albo się starzeję, albo za głupi jestem...niby po polsku, a nic nie potrafiłem zrobić, więc postanowiłem zrobić po twojemu, ale chyba nie doczytałem, i dobrze, bo po prostu powklejałem teksty do worda, zapisałem jako rtf i potem calibre przerobiłem na epub, pamiętając tylko żeby zmniejszyć wcięcie między akapitami z domyślnych 1.5 na 0.5...wyszło idealnie. Mam 4 kolejne zbiory po 10-11 nowel/opowiadań i 4 dłuższe utwory.
@Dorsaj - no i chwatit :). Ja jeszcze sobie ustawiam stylówkę (podział akapitów, likwidacja wcięć etc) przed konwersją i mam bardzo fajne kolejne tomy.
Czytam te klasyczne opowiadania, czytam... fajne... fajne... takie se... dobre... kiepskie... i cały czas czekałem na coś, co mną cisnie o ścianę. I proszę, wczoraj dwa razy pod rząd - najpierw MacApp i "Wszystkie wasze ziemskie szczątki", czyli coś, co śmiało mogłoby być dziś sfilmowane i konkurowałoby z tymi wszystkimi "Kodami DaVinci". Dość krótkie (a szkoda!), oszczędnie napisane ale mocne, w ogóle nie czuć upływu czasu i dające do myślenia. A potem Heinlein "Sprzedając słonie" - powiedziałbym, że to nowelka w stylu późnego Kinga, gdyby nie to, że to przecież King pewnie wzorował się na Heinleinie, bo opowiadanie z 1952. (Przy czym mam na myśli nie Kinga "horrorzastego" co Kinga obyczajowego). Oczywiście twist, który miałby mnie zaskoczyć przyjąłem z szerokim uśmiechem "stary, obaj doskonale wiemy, co się tu właśnie zdarzyło" - cóż, przez te 70 lat parę razy inni autorzy też go użyli, co nie zmniejsza faktu, ze to ciepła, wzruszająca i bardzo sprawnie poprowadzona opowieść. Oba dołączają do opowiadań, do których będę na pewno pamiętał i powracał.
Powiem szczerze, że na razie mnie nic "nie rzuciło o ścianę", ale MacApp zrobił wrażenie i w sumie nie liczę na to...jednak trochę lat minęło, ale mam przy czytaniu tych opowiadań więcej przyjemności, niż tych z nowych "Kroków w nieznane"...i to mi wystarczy.
No mam podobnie, przy czym czytajac starocie biore poprawke na to, ze to starocie, a czytajac nowe opowiadania wzdycham tylko za czasami, gdy autor sf nie musial sobie i czytelnikowm udowadaniac, ze jest skrzyzowaniem Dostojewskiego, Kafki i Joyce'a, a tekst porusza zylion siedemse ISTOTNYCH PROBLEMOW, a fantastyka to tylko sztafaz. Tesknie za czasami, gdy sf nie byla juz infantylna ale jeszcze potrafila po prostu snuc opowiesci. No i te dwa opowiadania doskonale wlasnie wpisaly sie te konwencje. Pamietam jak w 1985 bodaj czytalem "Nacisnij ENTER". To bylo uczucie. A nie pamietam z 500 AMBITNYCH i GLEEEEBOKICH opowiadan sf, ktore pewnie przeczytalem do tego czasu.
Tak ze przesiewam sobie te starocie, i prosze, w kupce prochna i naftaliny czasem blysnie - jesli nie diamencik, to chociaz jakis szafir czy chryzopraz.
Warto :)
...a ja czytam po kolei, bo nigdy nie wiem kiedy trafi się pyszna czekoladka...ale w 100% zgadzam się z tym co napisałeś...tylko sam zmieniłbym w zdaniu "A nie pamiętam z 500 AMBITNYCH i GLEEEEBOKICH opowiadan sf, ktore pewnie przeczytałem do tego czasu.": "do" na "od"...myślę że to literówka, zmieniająca całkowicie sens wypowiedzi, bo jeśli nie to się nie zgadzam.
"Żeglarze nocy i inne opowiadania" - George R.R. Martin
nie ma co ukrywać, że zbiorek wydany został z powodu serialu Netflixa. Ten z kolei powstał na fali popularności "Gry o tron". W efekcie dostaliśmy zbiór opowiadań z lat 70-tych ub. wieku. Konkretnie są to:
Żeglarze nocy
Skrzynka obejścia
Weekend w strefie wojny
Nie wolno zabijać człowieka
Wszystkie barwy pierścienia gwiezdnego
Pieśń dla Lyanny.
Czas nie był zbyt łaskawy dla twórczości Martina. IMHO zdecydowanie broni się jedynie "Pieśń..." nagrodzona swego czasu Hugo (bodajże w 1975 r.) Być może broni się dlatego, że jest to w zasadzie mikropowieść o człowieku, o jego potrzebach a to się aż tak bardzo nie zmieniło przez ostatnie pół wieku.
Ogólnie zestaw dla miłośników ramotek. :)
Ramotki to sa z lat 30-40, lata 70-te to prawie wspolczesnosc.
Czytalem ten zbior, nie jest zly, Lyanna faktycznie o klase lepsza od reszty, ale to nadal dobra ROZRYWKOWA sf na uczciwym poziomie.
Czytam te nowa amerykanska antologie horroru "17 podniebnych koszmarów" i powiem wam, ze calkiem fajna. Na poczatku sie zdrzaznilem, bo wrzucono tam np. mikrohumoreske (5 zdan!!!) goscia, ktory zmarl w 1914, wiec co to ma do tematu przewodniego "to wszystko straszne, co cie moze spotkac podczas lotu samolotem" to nie wiem, bo tam samolot nawet nie wystartowal.
Potem niewiele mlodszy tekst Conan Doyle'a o strasznych rzeczach, ktore spotkaly pilota, co wzniosl sie AZ na niebotyczne 11 km - powiem tylko, ze meteor to nie jest najgorsza z rzeczy, ktore chcialy go tam zabic. :)
Do tego wrzucono do zbiorku dwa opowiadania sf, ktorych akcja dzieje sie na pokladzie samolotu, jedno dobre, a drugie GE-NIAL-NE... tyle ze pierwszy raz czytalem je z 25 la temu, wiec zadna nowosc dla mnie. No i jednak to sf z elementami horroru, a nie horror z elementami sf. Ale potem zaczyna byc lepiej. Jest jeszcze horrorek z lat, gdy na poklad samolotu mozna bylo wnosic bron w bagazu podrecznym i palic papierosy (swoja droga widzialem w latach 80 w Twilight Zone ekranizacje tego opowiadania).
A wspolczesne teksty - z tego co do tej pory przeczytalem - kopia dupe. Z 3 dwa wbily mnie w fotel (swietny Hill!). Nie wiem jak bedzie dalej ale na razie uwazam, ze pomimo tych ramotek na poczatku i odgrzewanego (acz smacznego) kotletu - warto.
Hej wam :)
Przeczytam: Proxima S. Baxter - 6/10 bo nie bylo az takiej tragedi ale rozczarowanie. Autor chyba sam do konca nie wiedzial co chcial napisac. Watek na Proximie ciekawy ale troche dziwnych i malo-realnych pomyslow, watek na ziemi mniej ciekawy. Ogolnie bardzo bez szalu, raczej nie kupie nastepnej czesci.
Skrzydla Nocy - R. Silverberg - prosta ale fajna ksiazka, nastrojowa i dobrze sie czyta. Nic wielkiego ale warto przeczytac. 8/10
Milczenie - S. Endo - dobra ksiazka, mocna, czyta sie przyjemnie i wciaga. Chcemy wiedziec co stoi za decyzjami bohaterow. Bardzo mi sie podobala, szkoda jedynie ze dostajemy niewiele odpowiedzi ale rozumiem ze kazdy ma sam je znalezc. 8/10, musze zobaczyc film teraz :)
"Wzlot i upadek D.O.D.O" - Neal Stephenson Nicole Galland
Sięgnąłem po to gdyż spore wrażenie zrobiły na mnie "Epoka diamentu" i "7EW". Wiedziałem, że tym razem czeka mnie zupełnie inna przygoda. Przeczytałem mimo, że to nie jest to co lubię najbardziej. Po pierwsze podróże w czasie. Po drugie cała praktycznie książka doprowadza nas do sytuacji z początku. Nie cierpię tego chwytu.
Całość budzi we mnie skojarzenia z "Dziennikami Gwiazdowymi" Lema. :) Szczególnie z podróżą gdzie Ijon Tichy pracował nad stworzeniem Wszechświata. Najsmaczniejsze są "wstawki korporacyjne". Po prostu rewelacja! Fabuła jest na tyle zakręcona, że o ile nie jesteście fanami historii krucjat i upadku Konstantynopola to gdzieś w połowie totalnie się pogubicie. :)
No wiec dokonczylem te "17 podniebnych koszmarow". Trzy swietne opowiadani (w sumie), masa odgrzanych kotletow (premierowe sa tylko teksty Hilla i Kinga, z czego syn nokautuje ojca w pierwszej rundzie). Jedno z 1893 bodaj, jedno z 1913, jedno z 1940, jedno z 1946...
Generalnie to ujdzie w tloku, jest powiedzmy z 8 opowiadan wartch uwagi (z czego 3 swietne) ale jak jestes fanem horroru, to daj sobie spokoj.
W ubiegłym roku przeczytałem pokaźnej grubości powieść Hilla pt. "Strażak". Niezłe, całkiem ciekawa wizja apokalipsy, wywołanej zakaźną chorobą, która doprowadza ludzi po jakimś czasie do samozapłonu. Żona jeszcze przeczytała trzy inne jego książki i też mówiła że fajne.
Akurat Strażak zapadł na "chorobę Kinga" czyli "bardzo wiele stron by powiedzieć dośc prostą prawdę" (vide "Kopuła" Kinga), i pod koniec byłem już mocno znużony lekturą. Natomiast jego NOS4A2 się zachwyciłem, pomimo pewnych błędów warsztatowych, bo Hill dokonał takiego "reebootu" motywu wampirów w horrorach i ograny bo bólu temat podał w sposób odkrywczy i świeży. Powiedziałbym, że jakby King się pod tym podpisał, to byłaby to jedna z lepszych książek Kinga :).
Czy ja wiem? Nie miałem przy "Strażaku" poczucia aż takiego wodolejstwa jak przy "Pod Kopułą"...sam nie czytałem jeszcze "Bastionu" Kinga, ale widzę, że w recenzjach raczej do niego go przyrównują, a to jeszcze bardziej opasłe tomiszcze chyba, ale co dziwne często uznawany jest za jego najlepsze dzieło. Prawda jest taka, ze cokolwiek napisze King, mimo że ma 1000 stron czy więcej i wodę leje, to i tak czyta się szybko i bez znużenia...a syn idzie tą samą drogą.
@Dorsay - no chyba już nie wszystko, przez Kopułę dosłownie brnąłem, jakoś ta książka nie zagrała na moich emocjach, ale Bastion czy To łykałem bez problemu. W Strażaku miałem lekki przesyt, uważam że wycięcie 50-100 stron by ją zdynamizowało bez szkody dla treści,
Osobiście szybko przeczytałem "Pod kopułą" i bez znudzenia, ale to nie zmienia faktu, że to jego przeciętne "dzieło". Szykuję się od kilku lat do "Bastionu", "To" też ominąłem....a wycięcie ze "Strażaka" 50-100 stron?...spokojnie można by....pewnie jak z większości tak pokaźnych tomów :P...chociaż z nowego, drugiego tomu o Ledgerze Jonathana Maberry pt. "Fabryka smoków", nie wyciąłbym ani strony z 600.
Kopuła wcale mi się nie nużyła.
Kiedyś napisałem tu, że dla mnie King mógłby nawet napisać instrukcje obsługi pralki a i tak bym ją pewnie z czytał wypiekami na twarzy. :)
Tez mam podobnie przy Kingu, czy raczej mialem, ale powiedzmy 8 jego ksiazek na 10 wsadzalo mnie na "ekspres Kinga" czyli faze, gdy siedze i czytam, a numery rozdzialow smigaja jak slupki przy torach podczas jazdy Pendolino.
Tym niemniej ten ekspres czasem juz lapie zadyszki i opoznienia, a Kopula to bylo akurat TLK do Radomia. Nie wczulem sie w akcje, tzn. wczulem ale potem mnie znuzyla, nie polubilem glownego bohatera, a z 1000 stron by przekazac ze ludzie to swinie, szczegolnie gdy dorwa sie do wladzy absolutnej, to troszke za malo.
Ale mam wrazenie, ze King po prostu sie juz wypalil, ostatnia wybitna powiescia byla IMO Dallas, potem trafialy mu sie niezle ksiazki ale i gniotki. jak chocby Joyland, czy ostatnie zbiory opowiadan.
Myślę, ze po prostu już mu się nie chce. Za tantiemy z poprzednich książek pewnie w luksusie wyżyłoby ze 100 osób, więc może chce mieć trochę profitów z życia?...w porównaniu z R.R. to i tak...hmm, nie ma porównania.
Ale on nie pisze dla pieniędzy, pisze bo musi, sam kiedyś przyznał, że inaczej nie potrafi, pisze KAŻDEGO dnia.
No ale cóż, z wiekiem sprawność maleje, także pisarska, cóż zrobić. Dlatego Lem w swoim czasie powiedział, że kończy z pisaniem, bo pamiętał jakie były ostatnie powieści SIenkiewicza, czy Prusa, i wolał sam przestać.
Rebis wreszcie rusza ze swoją serią klasyki. Pod koniec kwietnia pierwsza pozycja --->
Nowe Wydawnictwo NieZwykłe, które niedawno wydało pierwszy tom militarnej space opery Arensona "Ziemia osamotniona", całkiem fajnej zresztą, zabiera się za kolejną serię SF. Będzie to "The Interdependency" Johna Scalziego. Może z tą jego serią będzie więcej szczęścia, bo zdaje się że "Wojna starego człowieka" po raz drugi upadła...obym się mylił.
Tez czekam na tego nowego Scalziego.
Akurat poszło chyba w kryminały i porzuciło starego człowieka. :(
Akurat po prostu wtopiło na kilku książkach fantastycznych (Scalzi, Leckie), z różnych przyczyn. W efekcie nie mają parcia na pakowanie się w gatunek, który nie przynosi im korzyści. Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu coś tam nieśmiało próbują wydawać, aczkolwiek dość chaotycznie i bez większej promocji (ostatnio Pierumow), co , jak przypuszczam, zaskutkuje jeszcze większym odejściem od fantastyki.
Pamiętajcie, że to tylko imprint większego wydawcy, którego celem jest wydawanie książek popularnych i dochodowych. Na razie w zakresie fantastyki to im nie wyszło i pewnie ciągnie się to tylko dlatego, że jego szefem jest (był?) Nakoniecznik, który do fantastyki ma słabość.
Ach... To oni jeszcze Leckle wydawali... Tu sie nie dziwię wtopie bo "Ancillary Justice" wymęczyłem ale jak widzę, że "Ancillary Mercy" raczej się nie ukaże to po "Ancillary Sword" nawet nie sięgam.
Ja rozumiem kwestie ekonomiczne ale Scalziego mi po prostu BARDZO szkoda bo się idealnie wpisał w moje oczekiwania.
Mnie Leckie też średnio podeszła, ale nagrody na Zachodzie zgarniała seryjnie. Scalziego szkoda, tym bardziej, że drugi wydawca się na nim sparzył.
Oj. Co do tych nagród to mam głębokie przekonanie, że stoi za nimi jakiś "klucz poprawności". Zresztą podobnie jak przy nagrodach dla Jemisin (która jednak bardzo mi przypasowała i całą trylogię Pękniętej Ziemi tu polecałem)
Klucz poprawności może i miał znaczenie, ale trzeba też zauważyć, że książki po prostu zbierały dużo pozytywnych opinii, nie tylko "bo tak trzeba". Dla mnie główny zarzut jest w sumie taki, że inni pisali już o podobnych tematach wcześniej... i lepiej. Ale może Leckie wstrzeliła się akurat w dobry moment?
Ogień i krew.
Po prostu nie wierzę, że grubas zamiast kończyć sagę skupił się na takim nudnym czymś. Rozwleczone to do granic możliwości (2 tomy chyba z 6 przewidzianych), czyta się to jak wikipedie bez żadnego zainteresowania - po prostu w nosie mamy losy postaci, o których słyszelismy raz albo wcale. Tragedia.
Witam wszystkich, mam następną zagwozdkę. Andy Weir - Marsjanin.
Plot jest całkiem niezły. Protagonista został sam na Marsie, ranny, ze środkami zdolnymi utrzymać go przy życiu przez kilka miesięcy. Pomimo sytuacji, w której normalny człowiek by się załamał i strzelił sobie w łeb, nasz astronauta zaczyna kombinować jak przetrwać.
Jestem po dwóch rozdziałach i już zdążyłem dwa razy zasnąć. Ogólnie idea survivalu na Marsie wydaje się super, o tyle styl narracji mi już nie odpowiada.
Po pierwsze primo, ten hurraoptymistyczny klimat, biorąc pod uwagę totalnie beznadziejną sytuację bohatera, sprawia wrażenie, że jest on chory psychicznie.
Po drugie primo, brakuje mi tutaj survivalu w stylu Robinsona albo filmu Cast Away. Bohater chce zrobić wodę, nie ma problemu przecież jest jakiś sprzęt z czymśtam, wystarczy to podgrzać, ochłodzić i już jest.
Nie wiem, czy pierwsze rozdziały obrazują, co będzie dalej, ale obawiam się, że stylówka raczej się zmieni. Niby książka na kilka godzin czytania, ale ja autentycznie przysnąłem przy tych opisach reakcji chemicznych i nie wiem czy dam radę, jeżeli dalej jest podobnie:) Ktoś coś?:)
Rozkręci się Marsjanin. Nie ma się co nastawiać na cudo, ale przeczytałem z przyjemnością. Długi nie jest, więc nie ma się co pieścić.
BTW opisy techniczne i fizyczne to niezbędny składnik SF.
Warto mieć na uwadze, że powieść ma formę dziennika, więc w zasadzie czytamy tylko to, co chciał w nim zapisać kosmiczny pirat. Film też ma swoje plusy - pokazuje to, czego nie porusza książka (duh), czyli np. momenty załamania, przemianę w szkieletora. Imo jest fajnym uzupełnieniem lektury.
A czy jest przesadzona? Jasne, takie prawa fikcji. Ale w kosmos byle kto nie lata, a astronauci w sytuacjach kryzysowych pewnie nie raz różne cuda wyczyniali (Apollo 13?).
Tylko część powieści ma formę dziennika. Część marsjańska. Oprócz tego jest jeszcze Ziemia i statek kosmiczny. IMHO więcej plusów ma książka bo w filmie wiele rzeczy wycięto. Zapewne z powodu braku czasu.
Swoje robi też trochę słaba redakcja, przynajmniej w pierwszym wydaniu. Ale fakt, taki sposób opowieści albo się kupuje, albo nie.
Jest już nowy tom "Odyssey One" Curie...a miałem już zaplanowane czytanie czwartego tomu "Expanse" jako następne...
Mam, przejrzalem z ciekawosci, zapowiada sie niezla rozpierducha. Z tego co dostrzeglem to autor polaczyl watki Odyssey z tym spin-offem, gdzie opisywal misje Autolikosa ("Krol zlodziei" to sie bodaj nazywalo).
Nie szkoda ci takiego przeglądania???! Przecież to psuje większość radości z czytania. Moja szwagierka każdy kryminał czyta od ostatniej strony, żeby wiedzieć kto zabił...bez sensu
Otwarłem e-booka żeby zobaczyć czy działa i przeczyttałem ze 4 zdania, akurat była to bitwa i rozmowa z dowodca Autolikosa.
Poza tym, to tylko kolejny tom dosc sztampowej space-opery, co ja sobie moge zepsuc, tak naprawde? :)
Pomine juz fakt, ze w ogole nie jestem uczulony na spoilery, chyba ze takie ktore stawiaja na glowie cala fabule - wiesz, kto to jest Keiser Sousa, albo ten twist w KOTOR 1. Wtedy moge sie zdenerowac.
Ten nowy Currie nienajgorszy w sumie, choć dość sztampowy, a cała książka to jedna-wielka-bitwa (a raczej szereg bitew), z przewagą wroga 10:1 w liczebności, a w sile ognia 20:1. I co tu począć? Ano cóż, trzeba kombinować... wykorzystując także fabułę spin-offu serii ("Książę złodziei").
Ot, fajna lekturka na weekend, duszy nie urywa ale czyta się miło, choć w paru miejscach trzeba już mocno "zawiesić niewiarę" by przyjąć, że "znów się udało przeżyć" (mój ulubiony cytat z "Siedmiu samurajów". Tak pomiędzy 6+ i 7/10.
W paru miejscach zawiesić niewiarę? Przecież tu trzeba odłożyć mózg już na początku pierwszego tomu serii. I lepiej po niego ponownie nie sięgać.
Co do samego tomu numer 7... Trzyma poziom pozostałych (choć w tym wypadku trudno to uznać za pochwałę ;)) ATSD to przywoływanie historii II WŚ i wzmianki o ruchu oporu we Francji wywołały u mnie ból zębów. Już lepiej niech autor skupi się na wymyślaniu myśliwców z napędem nadświetlnym.
No ale to w sumie jest takie kosmiczne Allo-allo, nie czytam tego jak, powiedzmy, "Mlodych lwow" czy "Na zachodzie bez zmian".
PS. No wlasnie wymyslil.
No przecież czytałem jak wymyślił. :)
Nie będę tu rozwodził się nad wtrętami historycznymi. Powiem tylko, że IMHO robienie tego jak w tej książce jest po prostu szkodliwe. Ktoś przeczyta taką wrzutkę i potem będzie mu się wydawać, że tak było naprawdę. no ale to moja subiektywna opinia a tu nie miejsce na takie dyskusje.
Wiem tylko, że jak zawsze będę miał świetną rozrywkę...może to wina wieku, ale co mnie to w sumie obchodzi. Przeczytam Rollinsa, biorę się za Currie, potem czwarty tom Expanse.
Już tak nie przesadzajcie z tym jednym zdaniem o ruchu oporu. Gosc snuje rozmyslania kiedy lepiej jest bronic się a kiedy odpuscic i podaje przykłady a niektórzy widza w tym jaka gloryfikacje francuskiego ruchu oporu. Zreszta Currie raczej sklania się w tych rozmyślaniach do poparcia rosyjskiej "taktyki spalonej ziemi" i nawet ja stosuja jego bohaterowie...
A pomijając głupoty takie czy inne, to w końcu fantastyka i staram się te rozne pomysły z gatunkami i technologami nie traktować poważnie bo niby po co, to czyta się to lekko, latwo i przyjemnie wiec nie ma co dramatyzować.
Chociaz zakończenie było niestety tak kretynsko pozbawione sensu, ze trudno mnie osobiście było nad tym przejść do porządku.
spoiler start
Czekali na tego całego Prometeusza by koniecznie zniszczyć jakiś system Imperium. W międzyczasie tracili okrety, ludzi i cale planety, miliony kolonistów. Ortganizowali jakies wymyślne zasadzki. A przecież majac ten system mogli po prostu anihilować flote Imperium w każdym momencie i miejscu i zakonczyc cala wojne bez strat. Pozniej mogli sobie "zwiadowac" gdzie chcieli i niszczyc dalej co tam chcą. Teraz "wspaniale blefujacy" dowodca zostawil cala flote by szukala ich broni i wojna w zamieszeniu a zagrozenie jeszcze większe.
No i same bitwy gdy zamiast rozwalać te cale Pasozyty działami tranzycyjnymi to się z nimi "bawili" ponosząc niepotrzebne straty. Raz wydaje rozkaz by "zdmuchnąć" Pasozyty tymi działami ale później się okazuje, ze kolejne ich fale wysylaja i już działa tranzycyjne ich nie mogą zniszczyć. Te satelity słoneczne tez niszcza Pasozyty zamiast okretow glownych. Poronione to strasznie ;/
spoiler stop
Shadow
No to kolejne 2 tomy będą chyba robione po łebkach, bo pierwsze dwa kończą się na jakiejś 1/3 panujących
Dalej poczytuję sobie klasyczne opowiadania sf z tej strony, którą podrzucił mi Dorsay i z autorów mało znanych w Polsce póki co na absolutną gwiazdę wyrasta H. Beam Piper. Jak do tej pory zaliczyłem dwa jego dłuższe opowiadania (Niewolnik jest niewolnikiem i Poson) - i oba są dokładnie tym, czego szukam w klasyce sf: ciekawą opowieścią, podbudowaną nauką, sprawnie napisaną i podlaną delikatnym humorem.
Czemu notorycznie przekręcasz mój nick na Dorsay? Nie upieram się, żeby pisać OldDorsaj, ale w skrócie to albo Dorsaj, albo biorąc przykład z oryginału sagi o Dorsajach Gordona R. Dicksona(seria Child), powinno być ewentualnie Dorsai...Dorsay do niczego nie pasuje.
H. Beam Pipera jeszcze nie czytałem...jak mi się spodobają krótsze formy, to może i spróbuję poczytać jego powieści, a kilka już jest dostępnych, m.in. jego słynna saga o Kudłaczach.
Nie wiem, samo mi się robi. Sorki. Pośpiech, niechlujstwo albo co. W każdym razie nie ma w tym nic świadomie złośliwego/obraźliwego.
Nie wiem jak z powieściami, ale często mistrzowie krótkich form (jak choćby Sheckley) w powieściach tracili wszystkie swe atuty. W każdym razie Piper jest świetny, jak na razie oba jego przeczytane opowiadania mam w swoim Top 10 (a przeczytałem już ze 40-50 skromnie licząc). Tzn. w Top10 obejmującym te pobrane teksty.
Marko Kloos - "W ogniu walki" (Frontlines tom V)
Mam wrażenie, że wyraźnie lepszy od co najmniej dwóch wcześniejszych. Zmniejszenie "skali operacyjnej" wyraźnie wpłynęło korzystnie. Kto czytał poprzednie cztery ten wie czego się spodziewać i raczej się nie zawiedzie. :)
Nieco szkoda, że tłumacz wciąż upiera się przy "szwadronach" w lotnictwie.
Ziemia Osamotniona – Daniel Arenson
To jest po prostu przemalowane "Starship Troopers". Z wszystkimi wadami i bez żadnych zalet. Główna różnica jest taka, że tu walczy się z morderczymi stonogami. Fabuła trzyma się kupy niczym porządnie wyrośnięty ser szwajcarski.
Nie dajcie się zwieść porównaniom na okładce do "Gry Endera" i "Wojny Starego Człowieka". To taki żart. Ta książka to po prostu masówka. Pierwszy tom z dziesięcioczęściowego cyklu. ATSD to jest jeszcze sześć tomów (chyba) spin offu. Autor te 16 książek popełnił w dwa lata, równocześnie wydając jeszcze sześć tomów cyklu "Kingdoms of Sand". Jak dobrze wiemy ilość, rzadko przechodzi w jakość.
Ponieważ uwielbiam film "Żołnierze kosmosu", to przy czytaniu tej książki miałem sporo frajdy i czekam na kolejne tomy. Owszem, to po prostu czysta rozrywka, ale czytało się szybko i z przyjemnością...mnie czasem wystarczy, szczególnie jak jestem zmęczony.
Film to ja też uwielbiam. A co do książki to autor nawet nie próbuje czegoś od siebie dorzucić do tego (zgadzam się, że przewałkowanego na wszystkie strony) schematu "młody trafia do wojska".
No i jeszcze okładka mnie paskudnie zmyliła. (blurbów nie czytam) :)
A kto czytal oryginalna wersje Starship Troopers, Heinleina?
Swoja droga w Billu Galaktycznym Bohaterze jest piekny smaczek a propos tej ksiazki. Scena na bagnach na Tabes Dorsalis (*)
(*) sama nazwa planety tez jest smaczkiem, zobaczcie co to znaczy :)
Musze się niestety przyznać, że "Kawalerii..." nie czytałem. Jakoś rozminąłem się z wydaniem tego u nas. Ponoć ma być wznowienie. Może ebooka wypuszczą. Chętnie bym tez zgarnął "Luna to surowa pani".
Bill był w Fantastyce więc go znam. :)
Raistand - daj mi swoj adres pocztowy na [email protected]
Starship jest fajne, bo pisane tak bardzo serio, ze teraz brzmi jak parodia.
Luna - da sie czytac ale teraz juz by Nebuli nie dostala :)
"Starship Troopers" powstało 60 lat temu. Wiadomo, że to zupełnie inne realia i w SF i tutaj u nas na Ziemi (co ma spore przełożenie nawet na twórczość SF). Nie będę tu rzucał przykładami z "Ziemi osamotnionej" bo to byłoby znęcanie się nad autorem tymczasem to chyba z założenia miała być po prostu lektura "pociągowa".
Mój email to [email protected] (wszystkie boty już go znają ;) )
Książkę czytałem chyba sporo przed filmem i w sumie chyba ma niewiele z nim wspólnego. Z "Ziemią osamotnioną" mam inne odczucia. Ze wszystkich tych serii, gdzie jak napisałeś "młody idzie do wojska" w pierwszym tomie, tylko "Frontlines" był lepszy moim zdaniem, ale to jak zwykle moje subiektywne odczucie.
Starship Troopers ksiazka poza tytulem i podstawami przedstawionego swiata nie ma z filmem wiele wspólnego. No może poza tym, ze zarówno film jak ksiazka sa warte siegniecia. ;) Ogolnie proza Heinleina się bardzo ladnie stazeje i nie razi zbytnio pomysłami technologicznymi.
Bill... Harrisona był w Fantastyce ale chyba tylko pierwszy tom.
Mnie "Luna ..." (i jej kontynuacja, czyli "Kot ...") bardzo odpowiadała ze względu na humor. Akurat ten typ dialogów b. lubię :-)
Cena szczęścia - Steven Erikson
Zaczynałem czytać w przekonaniu, że to takie współczesne "Wyjście z cienia". Pomysł tego, że przylatują do nas obcy by zaprowadzić tu nowy porządek jest dość oklepany. Tutaj akurat chcą "chronić biom". Z naszego punktu widzenia są praktycznie bogami. Byłoby z tego niezłe opowiadanie a tak to mamy wstęp do kolejnego cyklu. Akcji nie ma za wiele bo autor skupia się na reakcjach największych mocarstw na całą sytuację. IMHO nie bardzo mógł się zdecydować czy pisze serio, czy ma z tego wyjść jakiś pastisz. Postaci przywódców sa jak dla mnie zbyt stereotypowe.
Jeśli liczycie na jakąś wartką akcję, spiski, ruch oporu itp poszukajcie czegoś innego. Tu fabułę można opowiedzieć w pięciu zdaniach.
PS. Kolejny Nobel za przetłumaczenie tytułu: "Rejoice, A Knife to the Heart" - "Cena szczęścia"
Właśnie czytam po polsku ale jeśli ktoś włada nieźle angielskim to tutaj, chwilowo za darmo
THE COLLAPSING EMPIRE
(The Interdependency, Book 1)
by John Scalzi
https://ebookclub.tor.com/:
Jestem po trzech rozdziałach. (Czytam po polsku ale tę wersję pobrałem, żeby sprawdzić kilka rzeczy w przekładzie) IMHO warto. Mi to co pisze Scalzi BARDZO pasuje. Strasznie, żałuję, że "Wojna..." jest tak wydawana jak jest to znaczy praktycznie wcale. Tu po czterech rozdziałach zanosi się na porządną space operę (jakich mało)
Była nominowana do nagrody Hugo. Zawsze to jakiś wyznacznik. Oczywiście nie jedyny i ostateczny ;)
Oczywiście książka jest rzucona na wabika bo to pierwszy tom cyklu.
Czwarty tom "Expanse" zaliczony. Obawiałem się na początku, że dostanę kolejne "400000 z Gehenny", ale na szczęście całkowicie się myliłem. Bardzo fajna część i kolejny sezon serialu też może być niezły. Teraz nowy Currie...którego miałem czytać najpierw, ale zapomniałem o nim...starość jest straszna :P
Upadające Imperium - John Scalzi
Dla mnie ta książka ma dwie wady. Po pierwsze ma tylko 300 stron z małym haczykiem, po drugie to pierwsza część cyklu. Z tego drugiego minusu wynika, że całość poświęcona jest w zasadzie na prezentację ogólnej sytuacji oraz głównych postaci dramatu. Prozę Scalziego czyta mi się bardzo dobrze tutaj też wszystko jest tak jak lubię.
PS. To nie jest militarna sf tylko "klasyczna" space opera. Sążnistych opisów walk raczej nie ma.
A ja mecze klasykę od "dorsza" :) (sorry OldDorsaj :P). Teraz dopiero w pelni rozumiem co to znaczylo "pulp fiction", bo wczesniej klasyke sf znalem glownie z ksiazek z czasow PRL i pozniejszych antologii, tworzonych glownie na bazie zachodnich "the best ot year..." czy "the best of classic". I tym samym odfiltrowywano wszelkie g...
A teraz rozumiem jak okrutnym chlamem masowo zalewano czytelnikow (polecam szczegolnie tekst Davida Wrighta O'Briena - Dajmy wygrać Marsa - to moim zdaniem najgorsze, najglupsze i najbardziej sztampowe opowiadanie sf jakie w zyciu czytalem, z porazajacym wrecz brakiem jakiejkolwiek logiki. Napisane w 1950 i mamy tam m.in. profesora mowiacego z niemieckim akhcenthem, ktohy budhuje sthathek kosmiczny, ktorym to bohaterowie leca na Marsa. Dodam, ze statek osiaga predkosc nadswietlna, a na Marsa leci 10 godzin. I tak przez 20 stronic.)
ALE... z drugiej strony. Na tym polega radosc poszukiwacza zlota, gdy krecac sitem pelnym blota i piasku widzi nagle na dnie lsniace bryleczki zlota. Jakby lezaly wszedzie, toby nie bylo radochy z odkrycia...
I generalnie takimi samorodkami sa dla mnie poki co trzej autorzy: Hamilton, Piper i Schmitz. Ich teksty generalnie udowadniaja, ze dalo sie wtedy pisac opowiadania pomyslowe, trzymajace warsztat, poziom etc, ktore do dzis czyta sie z przyjemnoscia, nawet jesli to i owo wali naftalinka. I nie mowie nawet o realiach technicznych, co raczej socjologicznych. Tam wszyscy nieustannie pala, tam "silna niezalezna kobieta" to taka, ktora chce poslubic nie mieczaka, a prawdziwego mezyczne, ktory jej powie, co (ona) ma robic. A to polecenie brzmi "idz do kuchni i zrob cos do jedzenia". I ona idzie, choc troszke strzela focha :) (*) (Tu trzeba zaznaczyc, ze akurat Schmitz kreuje postacie kobiet daleko odbiegajacych od tego standardu").
(*) tak jest w jednym z opowiadan, choc akurat nie tych panow, dodam ze opowiadanie poza tym calkiem niezle.
PS. Nowy Currie przyzwoity, choc ilosc "boskich" istot bioracych udzial w rozgrywce zaczyna mnie troszke przerastac.
...jakbyś się męczył, to by ci czasu było szkoda, a jednak czytasz...mam tak samo, czasem się trochę męczę, ale ogólnie gładko wchodzi, mimo że nie ma jakiś "wstrząsów" :P
PS. W sumie nie mam nic przeciwko tym "sztucznym" bytom w serii Evana Curie...przynajmniej coś nowego, co może nieźle namieszać później.
To "meczenie" to w cudzyslowie pewnym, lubie te starocie, choc oczywiscie czasem irytacja bierze ze trace zycie na jakies gnioty straszne. Szczegolnie gdy zaczyna sie jakos obiecujaco, a potem z kazda kolejna strona grzeznie w sztampie. Np. dzisiaj zaliczylem 40 stron "Planety zwanej Purpura" Marlowe'a. Taka kosmiczna "Blekitna Laguna" (dwoje dzieci-rozbitkow trafia na taka DZIWNA planete, gdzie ich marzenia maja moc sprawcza - wiec szybko swiat zaludnia sie piratami, Indianami, Cyklopami (!) etc. No i tam trafia ziemska ekspedycja po ilus tam latach. Jezu, jak to mozna bylo spieprzyc. W finale dzieciaki oczywiscie prosza kapitana o udzielenie im slubu, no bo jak to tak chlop z baba bez slubu... Zeby to bylo krotsze, ale nie. A poczatek zapowiadal cos... ciekawego. No nic, lece dalej, czytam 8 tom swej antologii :)
Swoja droga chodzi mi po glowie, by po zaliczeniu wszystkich stworzyc takie "the best of..." i rozpowszechnic, naturalnie z podaniem zrodel i za darmo (bo z tego co czytalem to licencja na to pozwala - na redesytrybucje non-profit). Dwa mialem w marzenia odnosnie pracy jako nastolatek - albo w pismie o grach albo jaki redaktor antologii sf. Moze warto je spelnic. Z przedmowa, wstepami do kazdego tekstu, tak po oldskulowemu, jak pierwsze Rakietowe Szlaki.
Hmmm.
No to czuje sie zmotywowany do realizacji tego projektu. Poki co wyselekcjonowalem wstepnie z tych 7 przeczytanych tomow takie cosik, te sa naprawde swietne.
Poul Anderson - Żołnierz z gwiazd
Poul Anderson - Misjonarze
Ray Bradbury - Święto
Frederic Brown - Gabinet luster
Robert A. Heinlein - Sprzedając słonie
Jack Vance - Powrót człowieka
Algis Budrys - Progresorzy(*)
C. C. MacApp - Całe te ziemskie szczątki
Alfred Coppel - Wzgórza domu
H. Beam Piper - Poson
James H. Schmitz - Podobieństwo
(*)W wersji tlumacza "Niesc cywilizacje" co mi jakos w uszach zgrzyta bo nie zawsze nalezy tlumaczyc tytul ("To civilize") bardzo doslownie. A "cywilizowac" nie pasuje do kontekstu, bo nie chodzi o "odchamianie" a raczej bycie Prometeuszem.
Z tego tylko "Gabinet luster" byl w Polsce opublikowany, w jednym z tomow "Kroki w nie znane" (w edycji PRLowskiej, a nie kontynuacji).
PS. A recenzje kazdego tomu znajdziecie na Lubimyczytac, gdzie robie to pod ksywka Smuggler.
01. Broń ostateczna - https://bit.ly/2T5dXNE
02. Spisani na straty - https://bit.ly/2WE7VFT
03. Pilnuj nieba - https://bit.ly/2X9QU6z
04. Potwór z kosmosu - https://bit.ly/2XqY8U5
05. Pan tysiąca słońc - https://bit.ly/2UkIG9I
06. Popijawa pilota - https://bit.ly/2u2008l
07. Obserwatorzy - https://bit.ly/2TQeLJK
Wdziecznosc narodu z toba ;) Ale jako jego leniwy przedstawiciel mialbym inna prosbe. Jak już masz te jedyne egzemplarze to może bys się nimi podzielil? ;) Zamiast sciagac, laczyc i konwertować chętnie bym od razu wzial "ostateczna" wersje z cala robota zrobiona przez kogos innego ;p
Moge ci te tomy podeslac ale lojalnie uprzedzam ze zrobione sa dosc niechlujnie, tzn. one mialy byc dla mnie do czytania, wiec nie rzezbilem zeby np. spis tresci miescil sie idealnie na jednej stronie, albo zeby wszystkie naglowki ujednolicic etc.
Te wersje "the best" oczywiscie bardziej podpicuje, bo to na export.
Jakby to pisz [email protected] albo daj namiary tutaj.
A zresztą - spakowane 17 tomow klasycznej sf z lat 30-60. Za darmo, legalnie, po polsku.
Mistrzowie sf (by Smuggler) - enjoy!
https://www.dropbox.com/s/3c7pcwaiebnfbrc/Mistrzowie%20sf%20tom%201-17.rar?dl=0
To są mobi ale w razie czego są darmowe konwertery do epub czy pdf, czy worda, co kto woli. Np. Hamster Converter albo Calibri
http://pl.hamstersoft.com/free-ebook-converter/
Dzieki wielkie. Chodzilo mi wlasnie o taki zbior (epub ale kilka plikow zamiast 200+ szybciej się przerobi), mniejsza o okładki czy jakiś spios treści pod linijke. ;)
No spoko, milej lektury zatem, tom 18 powoli sie szykuje. Tylko uprzedzam - tam jest sporo - z dzisiejszego punktu widzenia - rzeczy kiepskich i staroswieckich, bierz na to poprawke. Ale tez trafiaja sie perelki.
Pozwoliłem sobie skorzystać.
Co prawda ściągałem wszystko luzem i pakowałem to w Calibri ale uparcie nie chciały mi wyjść epuby z działającymi okładkami. Te ściągnąłem, przekonwertowałem i chyba jest w porządku. Dzięki wielkie.
Jak ktoś chce to mogę przesłać 4 tomy po 10 opowiadań z tego drugiego linka, który przesłał lifter (nie te 160 opowiadań Bartkiewicza), tam jest też kilka powieści, ale na razie nie przerobiłem. Format epub i wyglądają chyba OK.
Kiedyś podałem link do strony z tłumaczeniami z okresu Złotego Wieku SF, autorstwa Witolda Bartkiewicza, które przerobione udostępnił wam lifter. Potem sam dodał link do innej strony, gdzie kolejny fan czy też fani przetłumaczyli kolejne nowele i powieści z tego okresu, a nawet późniejsze...te właśnie mogę teraz przesłać w epub pogrupowane w czterech tomach po 10. Proszę o adres gdzie mam wysłać.
PS. Też mam to w calibre, więc jak jest jakaś opcja, żeby przesłać to z okładką i metadanymi to piszcie...samemu nie chce mi się kombinować...a raczej nie mam na to czasu.
Tom 17 i 18 to stare opowiadania z tej drugiej strony, jakby co. Nowe (tzn. wspoleczesne) stamtad poki co sobie skladam na stosik.
Mam zrobione cztery zbiory, w sumie 40 opowiadań, teraz już tego nie rozdzielę, bo musiałbym robić od nowa....w sumie za bardzo tam nie widziałem współczesnych, oprócz "poklatkowej rewolucji" Wattsa, którą miałem osobno wcześniej, jako samodzielna książkę.
"Piorun kulisty" - Liu Cixin
To dokładnie taka książka, napisana w taki własnie sposób jak się spodziewałem. Niemal na każdej stronie czuć, że powstała ona w innym kręgu kulturowym a autor większość życia spędził w kraju hołdującym zupełnie innej ideologii Były takie momenty, że czułem się jakbym czytał "Obłok Magellana" albo jakąś powieść Chruszczewskiego, :)
IMHO dla kogoś kto zna "Wspomnienia z przyszłości Ziemi" nie powinno to być zaskoczeniem. Tam też są podobne fragmenty, które jednak gubią się ze względu na rozmach cyklu. Ta książka jest bardziej kameralna. Dotyczy w zasadzie jednego wątku. Obsesji bohatera. Rzeczywiście jest dość dużo nauki lub "nauki" (nie wszystko chciało mi się sprawdzać) ale tego też można było oczekiwać po 'hard-sf'.
Czy polecam?
Tak jeśli komuś podobały się wspomnienia z przyszłości i nie raziła go tamtejsza chińszczyzna.
Nie jeśli oczekuje wartkiej akcji i widział we wspomnieniach tylko indoktrynację.
"Erę supernowej" też kupię.
To jednak jest bardziej "chińska" pozycja niż trylogia. Może dlatego, że chyba nie była dostosowywana na rynek zachodni? A może po prostu bliższy zasięg czasowy bardziej uwypukla rzeczywistość?
Zaczerpne z wczesniejszego posta
lifter -> Starship jest fajne, bo pisane tak bardzo serio, ze teraz brzmi jak parodia.
No akurat tu sie nie zgodze te "opowiesci z historii" maja niezle przelozenie na rzeczywistosc, dodac jeszcze mozna to do czego daza swiatowe korpo i ladnie widac w Friday jak to sie skonczy :P Heinlein byl chyba jasnowidzem, ofc to moj punkt widzenia i wrazenia po lekturze :)
@Kilgur - dla mnie henleinowy "Starship Troopers" jest wrecz groteskowy dzisiaj w swym ziemio-centryzmie i pochwale militaryzmu, w klimatach "trzeba ich zabic, bo sa brzydcy" (pluskowo-pajeczaki). Czyta sie nadal niezle ale po Billu Galaktycznym Bohaterze nie moge juz patrzec na te ksiazke z powaga, bo po paru stronach zaczynam chichotac, gdyz wydaje mi sie, ze to taka pisana z powaga parodia Billa :)
Przy kazdej wiekszej wojnie panstwa biorace w niej udzial zmieniaja sie mniej lub bardziej w wielka machine wojenna. Zobacz co hitler zrobil z rozbita wewnetrznie europa, to samo by sie dzialo jakby ziemie zaatakowali obcy, zakladajac ofc ze moglibysmy sie skutecznie bronic z nasza technologia :) Zreszta jego recepta na sukces moze sie nie podobac, wynikala raczej z jego pogladow ktore byly dosc radykalne :), ale to jak trafnie przewidzal pewne rzeczy podziwiam szczerze.
Rebelia - B.V. Larson - Cykl: Rebel Fleet (tom 1)
Kolejna seria Harlequinów od wydawnictwa Drageus. Osoby znające serię "Star Force" zauważą, że autor wziął na warsztat szkielet tamtej serii trochę go przemalował. Coś tam dodał, coś odpiłował i wyszło to co wyszło. W międzyczasie grał też chyba w Fortnite. ;)
To z założenia jest lektura czysto rozrywkowa. Zdrowy rozsądek zostawiamy na boku. Czytało mi się to lepiej niż ostatnie tomy "Star Force". Może dlatego, że jest to nowe otwarcie i wszystko jest świeże. (Mimo, że widać, że to te same pomysły pociągnięte dla niepoznaki nową farbą).
Jaki sens czytac cos, co z zalozenia jest klonem poprzedniego cyklu? Chyba, ze jest to znakomicie napisane.
90% popularnej fantastyki (liczba wzięta oczywiście z sufitu) to jakieś klony i wariacje na stałe tematy. W końcu co jeszcze można wymyślić w temacie "Bronimy Ziemi przed najeźdźcami z Kosmosu!!1". Poza tym z blurba nie wynikało, że autor aż tak się przywiązał do własnych pomysłów.
No przeca wiem, ale chodzi o to jak bardzo to widac i jak starannie to wykonano.
Przeczytalem Vatran Auraio - Marka S. Huberatha - 9,5/10 - niesamowita ksiazka, strasznie lubie takie klimaty, realistyczne SF bez "hard SF", skupienie na opowiesci, emocjach, ludziach. Jedna z lepszych ksiazek jakie czytalem. Najwiekszy minus ze skonczyla sie nagle - bylo mi naprawde smutno ze to juz koniec, polubilem te postacie i juz nie dowiem sie co dalej.
Mozecie polecic cos podobnego? Czy inne ksiazki tego autora sa rownie dobre?
Aż tak "VO" wysoko nie oceniam. Niemniej Hyberatha wszystko warto, oprócz "Portalu zdobionego posągami", gdzie popłynął w swoje fascynacje.
IMO "Gniazdo światów" i zbiory opowiadań najlepsze.
Dla mnie Vatran Auraio Huberatha też jest świetne. Uwielbiam klimat, który tam stworzył i w ogóle styl jego pisania. Choć Shadow ma rację, że w "Portalu zdobionym posągami" trochę popłynął ;)
A przy okazji, wiadomo może czy coś pisze lub wyda w jakiejś niedalekiej przyszłości?
H. Beam Piper.
Kuźwa, to nazwisko powinno stać w jednym rzędzie obok Asimova, Bradbury'ego, Bestera itd. Gość pisze dość długie opowiadania (wzięte z tej strony z klasykami), gdzie miesza przygodę z całkiem sensownymi rozważaniami na tematy rozmaite, jest sprawny warsztatowo, jego teksty praktycznie się nie starzeją, a gdzieś tam delikatnie w tyle przebijają nutki sarkastycznego humoru. Do tej pory zaliczyłem jego trzy długie opowiadanie i każde kolejne jest lepsze niż poprzednie. Gdybyście chcieli go przetestować, to póki co polecam "Oomphel na niebie". O religii, o prawdzie, o geopolityce. Ale jak jesteście fanami Zandberga to niektóre wnioski mogą się wam nie spodobać. Jak słuchacie Radia Maryja to też możecie nie być szczęśliwi. Ale jak lubicie stare, świetne sf - to będziecie w niebie. Jak ja.
A jakby co z jego innych opowiadań "Niewolnik jest niewolnikiem" jest fajnym komentarzem z lat 60 tego, co teraz dzieje się w Iraku, Syrii i Afganistanie, zaś "Poson" to próba zrozumienia jak postrzegają świat istoty których zmysły nieco odbiegają od naszych. Wiecie - patrząc na fotkę laski i patrząc na jej zdjęcie RTG widzimy przecież to samo - ale zupełnie inaczej. A oczy to nie jeden przecież jedyne, czym postrzegamy rzeczywistość...
Aż żal, że gość strzelił sobie w łeb w 1964, bo te wszystkie opowiadania są z lat 60-62 i wskazują, że był w świetnej formie i mógł jeszcze z 10-20 lat pisać.
A, jest jeszcze niezłe ale w porównaniu z resztą dość sztampowe "Uniwersalny język" - czyli o tym jak rozszyfrować zapiski rasy wymarłej 50.000 lat wcześniej, nie dysponując żadnym słownikiem ziemsko-marsjańskim, żadnym kamieniem z Rosetty itd. Teoretycznie więc - kicha. Ale jak się człowiek uprze...
Akurat wczoraj skończyłem czytać jego "Poson". Potwierdzam, naprawdę dobre, nawet stwierdzę, że chyba najlepsze z tych przeszło 100, które dotychczas przeczytałem...i rzeczywiście się nie postarzało.
Ooomphel lepsze, a fabularnie podobne (ludzie + obca planeta + slabo rozwinieta obca cywilizacja plus troszke kult "cargo" w tle). Posona mialem w swoim wyborze "the best of..." ale Ooomphel go stamtad wykopal w trzy sekundy (a staram sie dawac jedno opowiadanie jednego autora).
Sciagam teraz wszystko co sie da Pipera, a troszke tego jest, wlacznie z powiesciami o Kudlaczkach (Lucas je sobie pozyczyl jako Ewokow do SW).