W co gracie w weekend? #256
Street Fighter V dostał kolejną dużą aktualizację zawartości, tym razem mocno ulepszającą tryb survival, więc łatwo zgadnąć, przy jakim tytule spędzam weekend ;)
Prócz tego strasznie wciągnął mnie mobilny Westworld. To ten klon Fallout Shelter, który w każdej chwili może zniknąć z powierzchni Ziemi w wyniku pozwu złożonego przez Bethesdę, bo gra jest dość bezczelną zżynką. W każdym razie bawi, choć jest to tytuł raczej tylko dla fanów serialu.
Jestem gdzieś bliżej końca Technomancera. Gra bardzo solidna. Wypominany w recenzjach i opiniach backtracking nie jest znowu tak irytujący o ile z głową przyjmuje się i rozwiązuje zadania. Jak ktoś latał z pojedynczymi zadaniem to się nie dziwie, że tyle razy wracał do poszczególnych lokacji. Jedynie od obozu mutantów z racji mniejszej ilości zadań jest bardziej widoczny ten backtracking - Wcześniej zdecydowanie nie jest to minus. Dla mnie jest nim jeden błąd, który 3 razy mi się pojawił - jak znika mi z ekwipunku odnowa życia, co wydłużało mi nieźle walki ;). Ogólnie jest to dla mnie taki Gothic na Marsie.
Poza tym ogrywam świeżo zakupione na steamowej wyprzedaży gry. Na pierwszy ogień przeszedłem bardzo sympatyczne Northmark: Hour of the Wolf. Teraz też zacząłem Hatred, które idealnie będzie się sprawdzać jako przerywnik lub tytuł na krótkie posiedzenia i dziś przysiądę do logicznej The Room Two.
Odkurzyłem Shadowrun: Dragonfall który, ku mojemu zaskoczeniu, nie przytłacza mimo że to zupełnie obcy mi system.
Niedawno na GOGu pojawił się Metal Fatigue który kupiłem z miejsca i na razie raczkuję, o dziwo początki jeszcze gorze niż te 10+ lat temu...
Ni no kuni 2 wreszcie skończone. 43h na liczniku. Wszystkiego nie zrobiłem bo już nie chciało mi się szukać przedmiotów do zadań cholera wi gdzie. Ogólnie całkiem spoko gra ale chyba za dużo się nasłuchałem jaka ta jedynka była super bo lekkie rozczarowanie czułem. Za kolorowe to jakieś, jak jakieś muminki czy coś. 7,5 mogę dać.
The Awesome Adventures of Captain Spirit bardzo fajny prolog do LiS 2. Małe, śmieszne, ciekawe. Bardzo miła słodka rzecz.
Steins Gate 0 na liczniku 23h, dwa zakończenia zrobione. Świetna gra, nie wiem czy nie lepsza niż oryginał. Jest na pewno dużo bardziej mroczna. Boję się tylko, ze granie w grę najpierw wpłynie negatywnie na mój odbiór animu.
Przez remaster Soulsów idę ja burza. Na liczniku 16h, 35 zgonów, idę właśnie na Seatha. Remaster ma chyba więcej bugów i błędów niż podstawka nie wiem jakim cudem. Zdolni polscy programiści coś pokpili sprawę. Szkoda, że to tylko biedny remaster i nie przenieśli gry na silnik trójki bo grając w to po DSIII to trochę drewno.
Vampyr rozdział 4, 25h. Heh, jak ktoś szuka trudnej gry to zapraszam tutaj. Mówią, że Soulsy to trudne gry. No grając równocześnie w Vampa i DS mogę powiedzieć, że Soulsy to są easy, W duszach nigdy nie było czegoś takiego, że przez 2 godziny nie mogłem bossa zatłuc. W Vampyrze jeżeli chce się grać bez zabijania ludzików to jest dramat. Całą grę będziesz miał za niski lvl i nic nie da się z tym zrobić. Fajnie się gra, klimat i świat robi swoje ale mechanika rozgrywki i jej systemy mimo że są niewątpliwie intrygujące to jednak potrafią na dłuższą metę być trochę irytujące.
W ramach nadrabiania zaległości postanowiłem rozliczyć się z "grami" Telltale. Na pierwszy ogień Tales from the Borderlands, które słyszałem że są jedną z najlepszych ich gier. Wstrzymywałem się z graniem bo czekałem aż nasi dzielni tłumacze z bożej łaski wydadzą spolszczenie ale oni będą to 5 lat tłumaczyć z jakiegoś powodu więc olałem czekanie. Prawie cały pierwszy epizod za mną i rzeczywiście bardzo fajna pozycja się szykuje.
PS. Ehhh dalej forum zbugowane. Klikam odpowiedz i nic się nie dzieje...
Witam :).
Po dosyć długiej przerwie postanowiłam wrócić do grania i wybrałam Bloodborne. Co to jest za gra... Im dalej, tym lepiej. Czasami nie mogę się od niej oderwać, ale przerwy są wskazane, bo jest cholernie stresująca haha. Trochę się dziwię, bo wiele osób mówiło, że Bloodborne miażdży poziomem trudności, ale póki co nie jest, AŻ tak źle. Nie wiem co będzie dalej, ale przegrałam już 10 godzin i raczej nie odbijałam się jak piłka. Ginąć, ginę, to normalne, ale raczej nie przez to, że gra jest za trudna czy tam niesprawiedliwa - po prostu zdarzają mi się głupie błędy, brak cierpliwości albo chwila nieuwagi. Bloodborne wymaga pełnego skupienia. Oczywiście bossowie potrafią napsuć krwi, ale Bestia Kleryka i Gascogine do najtrudniejszych nie należeli. Bestia żądna krwi, to już inna bajka... Teraz jak w nią gram, to widzę jak bardzo pomogło mi God of War na poziomie Give Me a Challenge. GoW w początkowej fazie było znacznie trudniejsze, niż Bloodborne i z pewnością w GoW zginęłam więcej razy (były takie momenty, które zatrzymywały mnie na 30-40 minut, a i nawet czasem na godzinę...). Valkyrie póki co też uważam za trudniejsze, bo z niektórymi toczyłam bardzo długie i ciężkie boje. Czemu w poście o Bloodborne wrzuciłam nowe God of War? Bo dużo osób pisało, że są do siebie w jakimś stopniu podobne i że jeżeli dałam radę z God of War na GMaC, to z palcem w... poradzę sobie z Bloodborne. Przyznaję, że to 'doświadczenie' bardzo mi pomaga, ale biorę pod uwagę fakt, że jestem dopiero na początku i nie wiem co będzie dalej... Jestem tego bardzo ciekawa. Teraz wylądowałam w jakiejś wiosce, nie mam zielonego pojęcia gdzie ja jestem (wrzucił mnie tam potwór, którego niestety nie udało mi się pokonać). Dzisiaj zapewne ruszę dalej i oczywiście będę chciała się stamtąd wydostać.
Zapewniam Cię, że Bloodborne ma ciężkie momenty. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że one związane są często z jakimiś miejscówkami niż z samymi walkami z bossami. Co do tych ostatnich to też wszystko nie jest takie oczywiste jakby się to mogło wydawać, bo potrafiłem pokonywać niby ciężkich bossów za pierwszym razem tylko po to, by męczyć się niemożebnie z przeciwnikami, których nikt nie wymieniał w gronie tych najtrudniejszych.
@squaresofter No na pewno. Pamiętam, że na początku słabo sobie radziłam z jednym większym przeciwnikiem (jeszcze nie ogarniałam visceral attack) i zabił mnie chyba więcej razy niż Bestia Kleryka i Gascoigne razem wzięci. Mogłam go zostawić, ale wracałam do niego, bo miał moje tętnienia. Normalni przeciwnicy są niebezpieczni w grupie, ale osobno, to raczej nie sprawiają problemów (no chyba, że stracę koncentrację albo gdy zacznę się śpieszyć). Zapamiętuje ich ruchy/ataki i często wyczekuję, daję im się 'wyszaleć', żeby potem móc zaatakować. Chociaż wczoraj odkryłam, że Bloodborne, to gra, która często wymaga bycia agresywną (zdałam sobie z tego sprawę w trakcie walki z Bestią żądną krwi, po prostu za dużo się cofałam). Odzyskiwanie życia poprzez atakowanie, to fajna sprawa, ale trzeba uważać. Są w grze przeciwnicy, których się obawiam, z którymi nienawidzę walczyć (np. z wilkami, jak je widzę, to czuję się niepewnie).
W końcu po niespełna 230 godzinach wpadła platyna w Dark Souls 3. Stało się to w połowie czwartego przejścia gry na NG++. Na ogół jak w jakiejś grze zrobię 100% to już do niej nie wracam, w tym przypadku ku mojemu zaskoczeniu gram dalej. Właśnie kończę czwarte przejście i w zasadzie mógłbym już zaczynać NG+++ ale nie chcę, bo mam zamiar zrobić oba dodatki (które już kiedyś "liznąłem" ale byłem jeszcze za cienki w barach) a już wystarczająco sobie podniosłem poziom trudności przez to, że będę je robił na NG++.
Co do co-op w Soulsach to tak to jest jak się gra z kimś spontanicznie, raz na jakiś czas, że nie ma wspólnej taktyki i pomysły na przejście danej lokacji lub bossa i wszystko jest jedną wielką improwizacją. Inaczej sprawa wygląda kiedy się spędzi z tą samą osobą w co-op wiele godzin. Dla przykładu w moim czwartym przejściu gry, od Katedry Głębin towarzyszy mi Mag, który w połączeniu z moim Rycerzem zrobionym na typowego tanka-rzeźnika świetnie się uzupełnia. Kiedy trzeba ja odciągam od niego wrogów a on atakuje z dystansu czarami, kiedy trzeba on jest blisko mnie i leczy a ja swoją maczetą ubijam kolejnych wrogów. Sposobów na zabijanie kolejnych wrogów we dwoje jest mnóstwo. Dodam, że kolega ma 16 lat co przy moich 40 wiosnach tworzy wybuchową mieszankę, młodzieńczej fantazji z doświadczeniem starego konia. Nikt z nas nie jest lepszy, nikt nie jest gorszy. Każdy z nas ma swoje plusy i minusy. Zdajemy sobie sprawę że w pojedynkę jesteśmy silni, jednak to co osiągamy poprzez wspólne wędrówki jest o wiele potężniejsze, o czym już wielu śmiałków przekonało się podczas naszej wędrówki.
Jako, że Soulsów dalej mi było mało postanowiłem kupić remaster Dark Souls i niestety się rozczarowałem. Gra się mocno zestarzała i remaster na takim poziomie wiele tu nie wnosi, podciągnięta rozdzielczość i tyle. Cena nieadekwatna do jakości. Pograłem kilka godzin, pokonałem dwóch bossów i gra powędrowała na półkę. Wrócę do niej, ale nie teraz. Gra się fajnie, jest klimat, ale różnica między tym remasterem a DS3 czy Bloodborne to przepaść. O wiele lepiej ją zapamiętałem z czasów kiedy kiedyś grałem w nią na X360. Tak więc nagram się jeszcze w DS3, przejdę dlc i jak za jakiś czas poczuję głód soulsów to wtedy dam Dark Souls Remastered kolejną szansę.
Od wczoraj gram w God of War i jestem oczarowany. Mechaniką, grafiką i zmianami w serii, które dla mnie są na plus. Lokacje są przepiękne, zaglądam gdzie się da i nigdzie się nie spieszę. Moja PS4Pro momentami robi hałas jak suszarka. Sony w exach wyciska ze swoich konsol chyba więcej niż fabryka dała.
Reasumują u mnie w ten weekend i zapewne kolejny tylko God of War, Dark Souls 3: The Ringed City & Ashes of Ariandel & PvP & Co-Op i co się tylko da w tej grze jeszcze robić.
Z planszówek Blood Rage, pod warunkiem, że znajdę chętnych do grania...
Udanego weekendu wszystkim!
Ze względu na obronę licencjatu za parę dni, troszeczkę zaniedbałem gierki, ale i tak jest kilka ciekawych pozycji, w które się zagrywam w przerwach między nauką i analizą swojej pracy dyplomowej :P
Głównym kąskiem jest Vampyr, którzy na początku... mnie całkowicie zanudził. Na szczęście im dalej tym lepiej. Klimat i główna oś fabularną robią swoje. Niestety sam gameplay to porażka. Walka jest drewniana i frustrująca, a ciągłe chodzenie po klaustrofobicznych i bliźniaczo-wyglądającyh uliczkach Londynu z wciąż respawnującymi się wrogami potrafi zmęczyć. Poza tym wiem, że to RPG i w ogóle... ale serio nudzi mnie ta ciągła gadanina z każdym mieszkańcem o ich życiu i o wydarzeniach w mieście. Przynajmniej dzięki temu nie mam żadnych skrupułów by wymieniać ich życie na dodatkowe punkty doświadczenia ;)
Inną pozycją, którą sobie spokojnie ogrywam jest... uwaga... Kirby And The Amazing Mirror na GBA. Mechanika tej gry jest przecudowna! To moja pierwsza gra z Kirbym, ale na pewno nie ostatnia. Mimo, że nie do końca podoba mi się chaotyczny layout poziomów to jednak ta mała, różowa kulka sprawiła, że coraz bardziej wgłębiam się w magię Nintendo. Niesamowite, że Kirby na Gameboya wciągnął mnie bardziej niż Vampyr.
Tak to jeszcze co jakiś czas odpalam pojedyncze mecze/rozgrywki w Battlefroncie 2 i H1Z1 Battle Royale w celu "przeproszenia" się z grami multiplayer.
Świetny wpis. Ja jestem z kolei bardzo nagrzany na remake dwójki, ale oryginał ogram sobie jakoś tuż przed premierą żeby być na bieżąco z pierwowzorem.
Obecnie strasznie mało gram. Od czasu do czasu pykam sobie w Professor Layton and the Curious Village. Jak zwykle przemiła atmosfera ocieplana przeuroczą i pełną taktu osobą profesora. Dużo zagadek i mam wrażenie trochę trudniejszych niż w ogrywanym w tym roku Miracle Mask, albo po prostu jeszcze mi się mózg nie rozgrzał. Potrafię czasem bez problemu rozłożyć zagadkę za 50 pkt by zaraz całkiem zawalić taką za 10 =/
Oprócz tego dziś pogram trochę w pierwsze niechlubne Żółwie Ninja na NESa. Straszna padaka, ale niestety mam do niej jakiś tam sentyment z dzieciństwa, więc fajnie byłoby mieć ją zaliczoną. Będzie mi sprzyjał kumpel z takimi samymi pobudkami jak ja, a także piwko i oczywiście pizza (cowabunga!)
Myślę też, że nadszedł czas w końcu przejść Resident Evil Remake. Mam go od dawna na GameCube'a a jakoś jeszcze nie ograłem... i mi wstyd. Jako fan serii czuję, że zawiodłem.
Pozdrawiam.
Blisko już 65h w Lost Odyssey (Xbox 360). Drużyna musiała się rozdzielić ale (co widać na obrazku) wszyscy są już razem. Przede mną 4 dysk i najwyraźniej zbliża się powoli finał historii. Bardzo dobrej historii zreszta, która potrafi zaskoczyć zwrotami sytuacji. A przy okazji dobra zabawa a chwilami potrafi ścisnąć za gardło. Zdecydowanie, ten typ gier wybitnie przypadł mi do gustu.
Pozdrawiam weekendowo "wcgww"!
Po ograniu ostatnio Far Cry 5, The order 1986 i Horizona ZD odpaliłem w weekend Harvest Moona BtN na konsolce przenośnej i bawie sie fenomenalnie. Kocham PS Vita za to że daje mi możliwość powrotów do takich niezapomnianych tytułów i odskocznie od tych wszystkich "nowości". A co do Harvest moona BTN to kocham tą grę za pomysł, klimat oraz tą muzykę przy każdej z pór roku. Zawsze takie gry są w stanie mnie zatrzymać na dłużej niż kolejne AAA na PC czy konsoli :-)
Przez te mistrzostwa nie ma czasu na granie.A Assasin's Creed 2 czeka na zainstalowanie.
Pro Evolution Soccer na poczciwego Szaraka. Gra się broni po tylu latach... Zacząłem ligę Argentyną i póki co wygrywam skromnie po 2-1, 2-0, a z Anglią zremisowałem 1-1. Nie zapomniałem jak się strzela bramki Batistutą, coś pięknego.
W AC: Brotherhood natomiast muszę dobić do 100% w misjach pobocznych, znaleźć resztę flag i potem zostaną same pierdoły, żeby platynowy dzbanek zadźwięczał. Potem z marszu biorę się za Revelations, bo aż ciekaw jestem dalszego rozwoju fabuły.